Weszła z rozmachem do domu, rzucając niedawno zakupione
ciuchy w torbach na ziemie. Widać było, że chwilę temu miała styczność z jakąś
nieprzyjemną sytuacją. Odrzuciła blond loki do tyłu i zawołała Pierwotnego :
- Elijaha ? – jej głos był lekko podirytowany, tak naprawdę, mogła powiedzieć to dużo ciszej. On i tak by usłyszał. Wiedział o jej powrocie od momentu przekroczenia przez nią progu. Pojawił się, jak zwykle szykowny,dostojny, elegancki ale tym razem bez marynarki. Jego śnieżno biała koszula, podkreślała wyrzeźbioną sylwetkę. Rękawy podwinął, co spowodowało, że wydawał się jeszcze bardziej przystojny.
- Co się stało Caroline ? – zapytał, chcąc dowiedzieć się co wprawiło w taki nastrój wampirzycę.
- Co się stało ? Jechałam z dziewczynami z zakupów, wszystko było w porządku, w końcu jesteśmy wampirami, trochę szybsza jazda nam nie szkodzi. Nagle za zakrętem zauważyłam radiowóz. Kazali mi się zatrzymać. Nie jestem fanką hipnozy, ale pomyślałam że nie będzie to złe rozwiązanie w tej sytuacji – patrzył na nią, i dokładnie widział w niej te cechy, którymi jego brat się zawsze zachwycał, tą pasje w głosie gdy coś opowiadała, i śmieszne zaangażowanie w sprawy które ją zdenerwowały. Dziewczyna zauważyła że mężczyzna przestał ją słuchać. – Halo ? Elijaha ? Słuchasz mnie w ogóle?
- Tak, tak radiowóz. Opowiadaj dalej – niezbyt uradowana Forbes kontynuowała.
- Wysiadł policjant, wyglądał w miarę na 30 lat. Podszedł i mówi że przekroczyłam prędkość i takie tam. Uśmiechnęłam się popatrzyłam mu w oczy i powiedziałam, ze nigdy nas nie widział i żeby nas puścił. A ten wybucha śmiechem i patrzy na mnie mówiąc, że nie tym razem. Był wampirem. Chciał mi dać jeszcze jeden mandat za to, że próbowałam oszustwa. Ale Elena go przekonała, że to będzie zbędne. – zakończyła swoją opowieść , siadając na krześle w kuchni nieopodal. Na twarzy Mikealsona pojawił się tylko szczery uśmiech – Z czego się śmiejesz ? Przecież w tym nie ma nic zabawnego ! – fuknęła zezłoszczona.
- Och, Caroline. Naprawdę się tym przejmujesz ? Przecież nic się takiego nie stało. – podszedł do niej i przytulił ją do siebie. Mogła w tym momencie poczuć jego męski zapach. Uwielbiała go.
- Stało się. – odpowiedziała już weselszym głosem. Odsunął się od niej, ale tylko po to by móc z nią złączyć się ustami. Pocałunek nie był długi. Chwilowy ale z uczuciem.
- Wiesz co jest straszniejsze ? – popatrzył na nią, z pełną powagą tak że Caroline przestraszyła się odrobinę. – To, że dziś mało co jadłem i jestem naprawdę głodny. Może gdzieś wyskoczymy ? – te słowa od razu zmieniły nastrój dziewczyny. Uśmiechnęła się, wpadając przy tym na dużo lepszy pomysł.
- A co powiesz na to, że ja dzisiaj ugotuję ? Zrobimy sobie taką kolacje we dwoje. Tutaj. W spokoju, może być ?
- Zgadzam się – powiedział, po raz kolejny przyglądając się i analizując wyjątkowość tej dziewczyny. Wiedząc przy tym, że cały czas musi ją okłamywać. Ale dał słowo. A on danej umowy nigdy nie łamie. – Może ci coś pomogę ?
- Nie, nie musisz. Powiedzmy, że to co zrobię będzie niespodzianką. – uśmiechnęła się zawadiacko a on pocałował ją w policzek i odszedł udając się do salonu. Myślał o tym co się wydarzyło. Każdego dnia męczyły go wspomnienia, jak i wyrzuty sumienia. Ale wtedy przypominał sobie jej uśmiech. Wiedział że jest on szczery, ponieważ dziewczyna nie ma o niczym pojęcia. Podszedł do barku i wyciągnął z niego szklankę oraz Burbon. Nalał w połowie i rozłożył się na fotelu obok. Zwyczaj jego brata – pomyślał. Wspomnienia same zaczęły wracać. Przypomniał sobie bar w Mystic Grill’u.
Siedzieli razem z Klausem, pijąc jakiś trunek. W oczach Klausa, pojawiła się zmiana. Był zakochany. Postanowił, że zapyta o to jego.
-Ty i Caroline … to tak na poważnie ? - twarz hybrydy od samego usłyszenia jej imienia jaśniała.
- Tak, Elijaha. Chyba tak. Nigdy w życiu nie spotkałem takiej dziewczyny.
- Jesteś szczęśliwy ? – zapytał pociągając kolejny łyk trunku.
- Jak nigdy. – odpowiedział, ponawiając tę samą czynność jaką wykonał jego starszy brat.
Wspomnienie rozmazało się. Ale twarz Klausa, taka twarz której od tak dawna nie widział, pozostała w jego pamięci. Był pewien, że jego uczucia była prawdzie. Najprawdziwsze. Siedział nadal w salonie, dolewając kolejną szklankę trunku. W kuchni obok słyszał krzątanie się Caroline. W pewnym momencie, upuściła ona garnek, który odbił się od ziemi, powodując huk w całym domu.
- Wszystko OK. ! – krzyknęła blondynka.
Pociągnął łyk alkoholu. W jego umyśle, znów pojawił się obraz.
Wracał właśnie z wyprawy do Nowego Orleanu. Zaparkował swój samochód przed rezydencją jak zawsze. Zmaterializował się przed drzwiami i usłyszał huk spadających naczyń. Natychmiast wszedł do środka , podążając do miejsca, z którego dobywał się dźwięk. W kuchni, na stole siedziała blondynka, a na nią napierał swoim ciałem Klaus. Byli zakochani, radośni. Patrzyli na rozbite przedmioty, głośno się śmiejąc. Dziewczyna podniosła wzrok i napotkała Elijaha. Zarumieniła się i poczuła się mocno skrępowana. W końcu był on bratem Hybrydy, więc niekoniecznie powinien ich oglądać w takich sytuacjach.
- Elijaha ? – powiedziała, odsuwając od siebie mężczyznę. Na jego twarzy pojawił się dyskretny uśmiech, który natychmiast ukrył.
- Elijaha. – zwrócił się tym razem Klaus, który był nadal rozbawiony, chociaż może też troszkę wkurzony, że im przerwano.
- Widzę , że chyba pojawiam się w złym momencie. - zagadnął.
- Nie, nie – tłumaczyła się wampirzyca, schodząc ze stołu. – My tylko … gotowaliśmy. – wymyśliła głupią wymówkę, którą wszyscy skomentowali śmiechem.
Mimowolnie i on na to wspomnienie się uśmiechnął. Byli doskonali, uzupełniali się nawzajem. Dzięki tej dziewczynie widział, że odzyskuje brata. Klaus nadal był porywczy, ale zmienił swój stosunek przynajmniej do rodzeństwa. Pozwolił Rebece samej wybierać mężczyzn. Zrezygnował z dręczenia Kola. Czuł, że na nowo stają się rodziną, że wszystko może się ułożyć. I może wreszcie przebaczył Elijahy. Przebaczył mu brak pomocy, kiedy Mikeal próbował go zabić.
Mikeal…
Kolejne wspomnienie wróciło, uderzając pełną siłą. Na nowo przed oczami malował się obraz, który zepsuł ich życie.
Było mroźno. Caroline wybrała się na noc do Bonnie. Klaus siedział przy kominku, w rękach trzymając szkicownik. Rysował. Na czystej kartce powoli pojawiały się pierwsze kreślenia. Wszystko układało się w harmonijną całość. Mógł się odprężyć. Ale przed jego oczami nadal była blondynka, która odmieniła go. Pociągnął łyk whisky. Wtem do rezydencji z impetem otworzyły się drzwi. Pojawił się w nich starszy Pierwotny. Jego twarz nie wyrażała, żeby był zwiastunem miłych rzeczy.
- Caroline .. Gdzie ona jest ? – powiedział rozglądając się.
- U Bonnie. Co się dzieje ?- wiedział, że jest coś nie w porządku, dlatego natychmiast wstał podchodząc do Elijah.
- Musimy ją znaleźć, uratować, sprawdzić czy nic się nie stało. – wyliczał.
- Ale co miało by się stać ? – Podenerwowany hybryda, nie lubił jeśli czegoś mu nie mówiono.
- Mikeal… - tylko tyle zdążył wyszeptać Pierwotny.
Burbon. Elijaha nalał sobie już chyba 3 szklankę. Wiedział, że każde następne wspomnienie będzie boleć. Ale nie potrafił przestać o tym myśleć. Każdego dnia u swego boku widział dziewczynę i wiedział jak bardzo przypomina mu Klausa. Jak mówi słowa, które wręcz do niego należały. Dlatego, każdego dnia wracał do obietnicy. Do słowa jakie dał mu…
Szukali po lesie, przepatrując każdy jego kawałek. Wiedzieli, że Mikeal jest niebezpieczny. Miał kołek z białego dębu. Klausa to nie obchodziło. Mógł zginąć, ale musiał być pewien, że jego Caroline nic nie będzie.
- Nie ma ich tu. – powiedział wampir. – Chodźmy poszukać dalej.
- Musi gdzieś tu być, rozumiesz ? MUSI ! – wywarczał Klaus, u którego zdenerwowanie osiągało apogeum.
- Spokojnie Klaus, też chcę ją znaleźć. Ale musimy uważać. Mikeal ma kołek z białego dębu. W każdej chwili może się nas pozbyć. Pozbyć Ciebie. – mówił i patrzył na brata. Te słowa go bolały. Ale nie skoncentrował się na nich zbytnio.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę , żeby ona była bezpieczna. Obiecałem, że będę ją chronił. Nie mogę zawieźć. – czuć w jego głosie było żal i bezsilność. Najpotężniejsza hybryda na ziemi, pierwszy raz poczuła się bezsilna. Poczuła strach.
- Też, chcę ją znaleźć. Ale musimy pamiętać o bezpieczeństwie. On jest sprytny. Spokojnie może Cie zabić.
- Niech mnie zabije, rozumiesz ?! – znów krzyczał.- Niech to zrobi ale niech ją wypuści.
- Chciałbyś właśnie tego ? Żeby została sama ?
- Nie chcę, żeby cierpiała. – odwrócił wzrok od niego a w oczach pojawiły się pierwsze łzy. Wiedział, że musi być silny. Elijaha widział to, widział jak jego brat ze sobą walczy. Ponownie odwrócił się w jego stronę. – Obiecaj mi jedno. Wiem, że nie powinienem. Ale jeśli Mikeal mnie zabiję. Zaopiekujesz się nią. Nie pozwolisz wyłączyć jej uczuć. Zrobisz tak, żeby żyła jak dawniej. – wampir nie był przekonany, czy dobrze zrozumiał słowa, ale Klaus wyjaśnił je od razu – Każesz jej o mnie zapomnieć. – zdezorientowany, patrzył na niego nie dowierzając.
- Nie mogę. Ona Cię kocha. Ty ją kochasz. Dlaczego chcesz, żeby to wszystko zniknęło ?
- Kiedyś obiecałem jej, że nigdy nie będzie przeze mnie cierpieć. Nie chcę, żeby mnie opłakiwała. Nie chcę by pozbyła się uczuć. Niech pozostanie na zawszę wesołą, roześmianą Caroline Forbes, w której się zakochałem.
- Ale Klaus, przecież…- natychmiast mu przerwał.
- Obiecaj mi. – Powiedział stanowczo. – Obiecaj.- patrzyli sobie dłuższy czas w oczy. Obydwoje, czuli ten ból.
- Obiecuję. – odpowiedział Elijaha. Wstał z fotela podchodząc do okna i patrząc na krajobraz. Wszystko wydawało się takie normalne. Były to tylko pozory. Nic już nie jest takie same od czasu kiedy Klaus zginął. Pociągnął kolejny łyk. Znów obraz.
Wbiegli do jaskini, której nigdy wcześniej nie widzieli. Wydawała się im pusta. Ze spokojem i wyostrzoną ostrożnością rozglądali się po miejscu. Wyglądem nie zachęcało ono do siebie. Ciemne skały, nie wprowadzały ciepłej atmosfery, ograniczona widoczność również.
- Jesteście. – usłyszeli głos, który obydwaj bardzo dobrze pamiętali i znali. Mikeal. – Tak właśnie myślałem, że będziecie chcieli odzyskać dziewczynę. Nie pomyliłem się.
- Gdzie ona jest ? – prawie wykrzyczał, zdenerwowany hybryda. – GDZIE JEST CAROLINE ?! – Elijaha powstrzymywał brata ręką . Ich ojciec w wampirzym tempie zniknął ale po chwili pojawił się z blondynką.
- Proszę. Nie musiałeś krzyczeć. – trzymał ją bardzo blisko siebie , z ręką przyłożoną do serca. W sekundzie mógł pozbyć się go.
- Zostaw ją – opanowanym głosem rozpoczął wampir – ona niczego nie jest winna. To jest sprawa między nami a Tobą.
- Masz racje mój synu – wyakcentował te ostatnie słowa, chcąc jeszcze bardziej zranić Klausa.- Z resztą jak zawsze, ale jej osoba może mi w tym pomóc. – Klaus nie wytrzymał już, widział jak jego miłość życia opada z sił, widział ból na jej twarzy.
- Masz mnie ! – powiedział, zbliżając się. – Zostaw ją, oddaj Elijaha a my sami załatwimy wszystko. – podszedł jeszcze bliżej. Był mocno zdekoncentrowany, nie myślał racjonalnie w przeciwieństwie do swojego przeciwnika. Puścił on Caroline, a raczej odepchnął w stronę jej kochanka. Cała akcja rozgrywała się w szybkim tempie. Klaus nawet nie spostrzegł, kiedy w jego sercu wylądował kołek białego dębu. Poczuł ogromny, przenikający ból.
- Nienawidzę Cię – wyszeptał Mikeal, patrząc w oczy umierającemu, po czym zniknął i już nikt więcej go nie zobaczył. Rozszalała się burza. Elijaha stojący nieruchomo, nie mógł uwierzyć w taki obrót sytuacji. Ciało Klausa zaczęło płonąć. Rozlegał się niesamowity krzyk po jaskini, całej trójki. Upadł na ziemie, tracąc możliwości na złapanie ostatniego oddechu. Klaus Mikealson – najpotężniejsza istota na Ziemi został pokonany. Obok niego upadła zapłakana i krzycząca Caroline, która nie potrafiła się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Również najstarszy Pierwotny pojawił się.
- To nie prawda. To nie może być prawda – krzyczała Forbes. – Klaus obudź się ! Klaus , kocham Cię. – jednak nic nie było już w stanie przywrócić do życia jej ukochanego. Oczy mężczyzny zaszły łzami. Wiedział, że to koniec. Zebrał się jednak w sobie i spojrzał na blondynkę.
-Caroline, Caroline proszę uspokój się. On nie żyje. – do niej to jednak nie docierało, pochylona była nad Pierwotnym, co chwila potrząsając go. – Caroline, popatrz na mnie. – nic nie ruszyło jej. – Caroline – spróbował po raz kolejny. Nic. Złapał jej twarz w swoje dłonie, kierując ją na wprost siebie. – Caroline, on nie żyje. – z oczu zaczęły płynąć potoki łez. I u niej i u niego. Słychać było tylko jęk, który nie chciała już dłużej trzymać w sobie. Przypomniał sobie słowa obietnicy. Wiedział, że to nie właściwe. Ale dał słowo. A on zawsze go dotrzymuję. Znowu podniósł jej twarz do swojej.
- Przepraszam Caroline. – skierował swój wzrok na jej oczy.
- Nie, Elijaha. Nie rób tego. Proszę. – błagalnym wzrokiem patrzyła na Pierwotnego.
- Zapomnisz o nim. – bezwzględnie, rozpoczął hipnozę. – Zapomnisz o Klausie. O waszej miłości. Nie będziesz teraz czuła bólu. Nigdy go nie poznałaś, nie spotkałaś, nie spędziłaś żadnej chwili. Zaczniesz swoje życie na nowo. – tym akcentem zakończył swoje zadanie a po jej policzku popłynęła ostatnia łza. Zapomniała.
Wspomnienie rozmyło się, tak szybko jak się pojawiło. Ale Pierwotny nadal stał przy oknie, patrząc przez nie. W ręce trzymał szklankę, a z oczu ciekły łzy. Wszystko tak szybko zmieniło swój bieg. Jego brat odszedł, ale odmieniony. On wykonał to, o co go poprosił. Codziennie ta sytuacja przypominała mu się powodując ból. Wzniósł szkło w górę, wciąż wpatrując się w przestrzeń przed sobą i wyszeptał słowa, po których opróżnił je.
- Za obietnice bracie.
Cześć ! Wiem, że obiecałam, że może zacznę pisać dłuższe opowiadanie ale jak na razie musiałam to dodać. A dlaczego musiałam ? Nie mam pojęcia. Po prostu kiedyś, przed snem wpadł mi ten pomysł. Zignorowałam go, bo szczerze się mi nie podobał. Ale nie potrafiłam wymyślić coś nowego. Za każdym razem, moje wyobrażenia uciekały do tego. Także rozumiem, jeśli się wam nie spodoba, lub nie zrozumiecie przesłania. Ja chyba sama go nie rozumiem. Kiedy coś nowego dodam ? Nie wiem. W tym tygodniu na pewno mnie nie ma więc chyba nic nie będzie. Cieszy mnie, że liczba wyświetleń wzrosła. Ale jeśli ktoś naprawdę to czyta to proszę o komentarz, chociażby postawcie kropkę, czy cokolwiek. Napiszcie TAK lub NIE. Żebym wiedziała na czym stoję. Poza tym życzę wszystkim udanych wakacji i dobrej pogody. Trzymajcie się i powodzenia.
xxx
- Elijaha ? – jej głos był lekko podirytowany, tak naprawdę, mogła powiedzieć to dużo ciszej. On i tak by usłyszał. Wiedział o jej powrocie od momentu przekroczenia przez nią progu. Pojawił się, jak zwykle szykowny,dostojny, elegancki ale tym razem bez marynarki. Jego śnieżno biała koszula, podkreślała wyrzeźbioną sylwetkę. Rękawy podwinął, co spowodowało, że wydawał się jeszcze bardziej przystojny.
- Co się stało Caroline ? – zapytał, chcąc dowiedzieć się co wprawiło w taki nastrój wampirzycę.
- Co się stało ? Jechałam z dziewczynami z zakupów, wszystko było w porządku, w końcu jesteśmy wampirami, trochę szybsza jazda nam nie szkodzi. Nagle za zakrętem zauważyłam radiowóz. Kazali mi się zatrzymać. Nie jestem fanką hipnozy, ale pomyślałam że nie będzie to złe rozwiązanie w tej sytuacji – patrzył na nią, i dokładnie widział w niej te cechy, którymi jego brat się zawsze zachwycał, tą pasje w głosie gdy coś opowiadała, i śmieszne zaangażowanie w sprawy które ją zdenerwowały. Dziewczyna zauważyła że mężczyzna przestał ją słuchać. – Halo ? Elijaha ? Słuchasz mnie w ogóle?
- Tak, tak radiowóz. Opowiadaj dalej – niezbyt uradowana Forbes kontynuowała.
- Wysiadł policjant, wyglądał w miarę na 30 lat. Podszedł i mówi że przekroczyłam prędkość i takie tam. Uśmiechnęłam się popatrzyłam mu w oczy i powiedziałam, ze nigdy nas nie widział i żeby nas puścił. A ten wybucha śmiechem i patrzy na mnie mówiąc, że nie tym razem. Był wampirem. Chciał mi dać jeszcze jeden mandat za to, że próbowałam oszustwa. Ale Elena go przekonała, że to będzie zbędne. – zakończyła swoją opowieść , siadając na krześle w kuchni nieopodal. Na twarzy Mikealsona pojawił się tylko szczery uśmiech – Z czego się śmiejesz ? Przecież w tym nie ma nic zabawnego ! – fuknęła zezłoszczona.
- Och, Caroline. Naprawdę się tym przejmujesz ? Przecież nic się takiego nie stało. – podszedł do niej i przytulił ją do siebie. Mogła w tym momencie poczuć jego męski zapach. Uwielbiała go.
- Stało się. – odpowiedziała już weselszym głosem. Odsunął się od niej, ale tylko po to by móc z nią złączyć się ustami. Pocałunek nie był długi. Chwilowy ale z uczuciem.
- Wiesz co jest straszniejsze ? – popatrzył na nią, z pełną powagą tak że Caroline przestraszyła się odrobinę. – To, że dziś mało co jadłem i jestem naprawdę głodny. Może gdzieś wyskoczymy ? – te słowa od razu zmieniły nastrój dziewczyny. Uśmiechnęła się, wpadając przy tym na dużo lepszy pomysł.
- A co powiesz na to, że ja dzisiaj ugotuję ? Zrobimy sobie taką kolacje we dwoje. Tutaj. W spokoju, może być ?
- Zgadzam się – powiedział, po raz kolejny przyglądając się i analizując wyjątkowość tej dziewczyny. Wiedząc przy tym, że cały czas musi ją okłamywać. Ale dał słowo. A on danej umowy nigdy nie łamie. – Może ci coś pomogę ?
- Nie, nie musisz. Powiedzmy, że to co zrobię będzie niespodzianką. – uśmiechnęła się zawadiacko a on pocałował ją w policzek i odszedł udając się do salonu. Myślał o tym co się wydarzyło. Każdego dnia męczyły go wspomnienia, jak i wyrzuty sumienia. Ale wtedy przypominał sobie jej uśmiech. Wiedział że jest on szczery, ponieważ dziewczyna nie ma o niczym pojęcia. Podszedł do barku i wyciągnął z niego szklankę oraz Burbon. Nalał w połowie i rozłożył się na fotelu obok. Zwyczaj jego brata – pomyślał. Wspomnienia same zaczęły wracać. Przypomniał sobie bar w Mystic Grill’u.
Siedzieli razem z Klausem, pijąc jakiś trunek. W oczach Klausa, pojawiła się zmiana. Był zakochany. Postanowił, że zapyta o to jego.
-Ty i Caroline … to tak na poważnie ? - twarz hybrydy od samego usłyszenia jej imienia jaśniała.
- Tak, Elijaha. Chyba tak. Nigdy w życiu nie spotkałem takiej dziewczyny.
- Jesteś szczęśliwy ? – zapytał pociągając kolejny łyk trunku.
- Jak nigdy. – odpowiedział, ponawiając tę samą czynność jaką wykonał jego starszy brat.
Wspomnienie rozmazało się. Ale twarz Klausa, taka twarz której od tak dawna nie widział, pozostała w jego pamięci. Był pewien, że jego uczucia była prawdzie. Najprawdziwsze. Siedział nadal w salonie, dolewając kolejną szklankę trunku. W kuchni obok słyszał krzątanie się Caroline. W pewnym momencie, upuściła ona garnek, który odbił się od ziemi, powodując huk w całym domu.
- Wszystko OK. ! – krzyknęła blondynka.
Pociągnął łyk alkoholu. W jego umyśle, znów pojawił się obraz.
Wracał właśnie z wyprawy do Nowego Orleanu. Zaparkował swój samochód przed rezydencją jak zawsze. Zmaterializował się przed drzwiami i usłyszał huk spadających naczyń. Natychmiast wszedł do środka , podążając do miejsca, z którego dobywał się dźwięk. W kuchni, na stole siedziała blondynka, a na nią napierał swoim ciałem Klaus. Byli zakochani, radośni. Patrzyli na rozbite przedmioty, głośno się śmiejąc. Dziewczyna podniosła wzrok i napotkała Elijaha. Zarumieniła się i poczuła się mocno skrępowana. W końcu był on bratem Hybrydy, więc niekoniecznie powinien ich oglądać w takich sytuacjach.
- Elijaha ? – powiedziała, odsuwając od siebie mężczyznę. Na jego twarzy pojawił się dyskretny uśmiech, który natychmiast ukrył.
- Elijaha. – zwrócił się tym razem Klaus, który był nadal rozbawiony, chociaż może też troszkę wkurzony, że im przerwano.
- Widzę , że chyba pojawiam się w złym momencie. - zagadnął.
- Nie, nie – tłumaczyła się wampirzyca, schodząc ze stołu. – My tylko … gotowaliśmy. – wymyśliła głupią wymówkę, którą wszyscy skomentowali śmiechem.
Mimowolnie i on na to wspomnienie się uśmiechnął. Byli doskonali, uzupełniali się nawzajem. Dzięki tej dziewczynie widział, że odzyskuje brata. Klaus nadal był porywczy, ale zmienił swój stosunek przynajmniej do rodzeństwa. Pozwolił Rebece samej wybierać mężczyzn. Zrezygnował z dręczenia Kola. Czuł, że na nowo stają się rodziną, że wszystko może się ułożyć. I może wreszcie przebaczył Elijahy. Przebaczył mu brak pomocy, kiedy Mikeal próbował go zabić.
Mikeal…
Kolejne wspomnienie wróciło, uderzając pełną siłą. Na nowo przed oczami malował się obraz, który zepsuł ich życie.
Było mroźno. Caroline wybrała się na noc do Bonnie. Klaus siedział przy kominku, w rękach trzymając szkicownik. Rysował. Na czystej kartce powoli pojawiały się pierwsze kreślenia. Wszystko układało się w harmonijną całość. Mógł się odprężyć. Ale przed jego oczami nadal była blondynka, która odmieniła go. Pociągnął łyk whisky. Wtem do rezydencji z impetem otworzyły się drzwi. Pojawił się w nich starszy Pierwotny. Jego twarz nie wyrażała, żeby był zwiastunem miłych rzeczy.
- Caroline .. Gdzie ona jest ? – powiedział rozglądając się.
- U Bonnie. Co się dzieje ?- wiedział, że jest coś nie w porządku, dlatego natychmiast wstał podchodząc do Elijah.
- Musimy ją znaleźć, uratować, sprawdzić czy nic się nie stało. – wyliczał.
- Ale co miało by się stać ? – Podenerwowany hybryda, nie lubił jeśli czegoś mu nie mówiono.
- Mikeal… - tylko tyle zdążył wyszeptać Pierwotny.
Burbon. Elijaha nalał sobie już chyba 3 szklankę. Wiedział, że każde następne wspomnienie będzie boleć. Ale nie potrafił przestać o tym myśleć. Każdego dnia u swego boku widział dziewczynę i wiedział jak bardzo przypomina mu Klausa. Jak mówi słowa, które wręcz do niego należały. Dlatego, każdego dnia wracał do obietnicy. Do słowa jakie dał mu…
Szukali po lesie, przepatrując każdy jego kawałek. Wiedzieli, że Mikeal jest niebezpieczny. Miał kołek z białego dębu. Klausa to nie obchodziło. Mógł zginąć, ale musiał być pewien, że jego Caroline nic nie będzie.
- Nie ma ich tu. – powiedział wampir. – Chodźmy poszukać dalej.
- Musi gdzieś tu być, rozumiesz ? MUSI ! – wywarczał Klaus, u którego zdenerwowanie osiągało apogeum.
- Spokojnie Klaus, też chcę ją znaleźć. Ale musimy uważać. Mikeal ma kołek z białego dębu. W każdej chwili może się nas pozbyć. Pozbyć Ciebie. – mówił i patrzył na brata. Te słowa go bolały. Ale nie skoncentrował się na nich zbytnio.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę , żeby ona była bezpieczna. Obiecałem, że będę ją chronił. Nie mogę zawieźć. – czuć w jego głosie było żal i bezsilność. Najpotężniejsza hybryda na ziemi, pierwszy raz poczuła się bezsilna. Poczuła strach.
- Też, chcę ją znaleźć. Ale musimy pamiętać o bezpieczeństwie. On jest sprytny. Spokojnie może Cie zabić.
- Niech mnie zabije, rozumiesz ?! – znów krzyczał.- Niech to zrobi ale niech ją wypuści.
- Chciałbyś właśnie tego ? Żeby została sama ?
- Nie chcę, żeby cierpiała. – odwrócił wzrok od niego a w oczach pojawiły się pierwsze łzy. Wiedział, że musi być silny. Elijaha widział to, widział jak jego brat ze sobą walczy. Ponownie odwrócił się w jego stronę. – Obiecaj mi jedno. Wiem, że nie powinienem. Ale jeśli Mikeal mnie zabiję. Zaopiekujesz się nią. Nie pozwolisz wyłączyć jej uczuć. Zrobisz tak, żeby żyła jak dawniej. – wampir nie był przekonany, czy dobrze zrozumiał słowa, ale Klaus wyjaśnił je od razu – Każesz jej o mnie zapomnieć. – zdezorientowany, patrzył na niego nie dowierzając.
- Nie mogę. Ona Cię kocha. Ty ją kochasz. Dlaczego chcesz, żeby to wszystko zniknęło ?
- Kiedyś obiecałem jej, że nigdy nie będzie przeze mnie cierpieć. Nie chcę, żeby mnie opłakiwała. Nie chcę by pozbyła się uczuć. Niech pozostanie na zawszę wesołą, roześmianą Caroline Forbes, w której się zakochałem.
- Ale Klaus, przecież…- natychmiast mu przerwał.
- Obiecaj mi. – Powiedział stanowczo. – Obiecaj.- patrzyli sobie dłuższy czas w oczy. Obydwoje, czuli ten ból.
- Obiecuję. – odpowiedział Elijaha. Wstał z fotela podchodząc do okna i patrząc na krajobraz. Wszystko wydawało się takie normalne. Były to tylko pozory. Nic już nie jest takie same od czasu kiedy Klaus zginął. Pociągnął kolejny łyk. Znów obraz.
Wbiegli do jaskini, której nigdy wcześniej nie widzieli. Wydawała się im pusta. Ze spokojem i wyostrzoną ostrożnością rozglądali się po miejscu. Wyglądem nie zachęcało ono do siebie. Ciemne skały, nie wprowadzały ciepłej atmosfery, ograniczona widoczność również.
- Jesteście. – usłyszeli głos, który obydwaj bardzo dobrze pamiętali i znali. Mikeal. – Tak właśnie myślałem, że będziecie chcieli odzyskać dziewczynę. Nie pomyliłem się.
- Gdzie ona jest ? – prawie wykrzyczał, zdenerwowany hybryda. – GDZIE JEST CAROLINE ?! – Elijaha powstrzymywał brata ręką . Ich ojciec w wampirzym tempie zniknął ale po chwili pojawił się z blondynką.
- Proszę. Nie musiałeś krzyczeć. – trzymał ją bardzo blisko siebie , z ręką przyłożoną do serca. W sekundzie mógł pozbyć się go.
- Zostaw ją – opanowanym głosem rozpoczął wampir – ona niczego nie jest winna. To jest sprawa między nami a Tobą.
- Masz racje mój synu – wyakcentował te ostatnie słowa, chcąc jeszcze bardziej zranić Klausa.- Z resztą jak zawsze, ale jej osoba może mi w tym pomóc. – Klaus nie wytrzymał już, widział jak jego miłość życia opada z sił, widział ból na jej twarzy.
- Masz mnie ! – powiedział, zbliżając się. – Zostaw ją, oddaj Elijaha a my sami załatwimy wszystko. – podszedł jeszcze bliżej. Był mocno zdekoncentrowany, nie myślał racjonalnie w przeciwieństwie do swojego przeciwnika. Puścił on Caroline, a raczej odepchnął w stronę jej kochanka. Cała akcja rozgrywała się w szybkim tempie. Klaus nawet nie spostrzegł, kiedy w jego sercu wylądował kołek białego dębu. Poczuł ogromny, przenikający ból.
- Nienawidzę Cię – wyszeptał Mikeal, patrząc w oczy umierającemu, po czym zniknął i już nikt więcej go nie zobaczył. Rozszalała się burza. Elijaha stojący nieruchomo, nie mógł uwierzyć w taki obrót sytuacji. Ciało Klausa zaczęło płonąć. Rozlegał się niesamowity krzyk po jaskini, całej trójki. Upadł na ziemie, tracąc możliwości na złapanie ostatniego oddechu. Klaus Mikealson – najpotężniejsza istota na Ziemi został pokonany. Obok niego upadła zapłakana i krzycząca Caroline, która nie potrafiła się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Również najstarszy Pierwotny pojawił się.
- To nie prawda. To nie może być prawda – krzyczała Forbes. – Klaus obudź się ! Klaus , kocham Cię. – jednak nic nie było już w stanie przywrócić do życia jej ukochanego. Oczy mężczyzny zaszły łzami. Wiedział, że to koniec. Zebrał się jednak w sobie i spojrzał na blondynkę.
-Caroline, Caroline proszę uspokój się. On nie żyje. – do niej to jednak nie docierało, pochylona była nad Pierwotnym, co chwila potrząsając go. – Caroline, popatrz na mnie. – nic nie ruszyło jej. – Caroline – spróbował po raz kolejny. Nic. Złapał jej twarz w swoje dłonie, kierując ją na wprost siebie. – Caroline, on nie żyje. – z oczu zaczęły płynąć potoki łez. I u niej i u niego. Słychać było tylko jęk, który nie chciała już dłużej trzymać w sobie. Przypomniał sobie słowa obietnicy. Wiedział, że to nie właściwe. Ale dał słowo. A on zawsze go dotrzymuję. Znowu podniósł jej twarz do swojej.
- Przepraszam Caroline. – skierował swój wzrok na jej oczy.
- Nie, Elijaha. Nie rób tego. Proszę. – błagalnym wzrokiem patrzyła na Pierwotnego.
- Zapomnisz o nim. – bezwzględnie, rozpoczął hipnozę. – Zapomnisz o Klausie. O waszej miłości. Nie będziesz teraz czuła bólu. Nigdy go nie poznałaś, nie spotkałaś, nie spędziłaś żadnej chwili. Zaczniesz swoje życie na nowo. – tym akcentem zakończył swoje zadanie a po jej policzku popłynęła ostatnia łza. Zapomniała.
Wspomnienie rozmyło się, tak szybko jak się pojawiło. Ale Pierwotny nadal stał przy oknie, patrząc przez nie. W ręce trzymał szklankę, a z oczu ciekły łzy. Wszystko tak szybko zmieniło swój bieg. Jego brat odszedł, ale odmieniony. On wykonał to, o co go poprosił. Codziennie ta sytuacja przypominała mu się powodując ból. Wzniósł szkło w górę, wciąż wpatrując się w przestrzeń przed sobą i wyszeptał słowa, po których opróżnił je.
- Za obietnice bracie.
Cześć ! Wiem, że obiecałam, że może zacznę pisać dłuższe opowiadanie ale jak na razie musiałam to dodać. A dlaczego musiałam ? Nie mam pojęcia. Po prostu kiedyś, przed snem wpadł mi ten pomysł. Zignorowałam go, bo szczerze się mi nie podobał. Ale nie potrafiłam wymyślić coś nowego. Za każdym razem, moje wyobrażenia uciekały do tego. Także rozumiem, jeśli się wam nie spodoba, lub nie zrozumiecie przesłania. Ja chyba sama go nie rozumiem. Kiedy coś nowego dodam ? Nie wiem. W tym tygodniu na pewno mnie nie ma więc chyba nic nie będzie. Cieszy mnie, że liczba wyświetleń wzrosła. Ale jeśli ktoś naprawdę to czyta to proszę o komentarz, chociażby postawcie kropkę, czy cokolwiek. Napiszcie TAK lub NIE. Żebym wiedziała na czym stoję. Poza tym życzę wszystkim udanych wakacji i dobrej pogody. Trzymajcie się i powodzenia.
xxx