sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział X

Caroline zdenerwowana włożyła brudne naczynia po śniadaniu do zlewu. Zamęt jaki wcześniej został wywołany, nie napawał dziewczyny optymizmem. Po jakimś dziwnym telefonie Klaus zebrał się w ciągu dwóch minut i prawie wybiegł z domu. Pisk z jakim ruszył był słyszalny nawet w jej pokoju. Tym razem nie ograniczył ją tylko do pomieszczenia w którym spała. Mimo to drzwi wyjściowe były i tak zamknięte. Może to i lepiej? Nic nie będzie ją kusiło, zwłaszcza ten widok i krajobraz, który ją tak do siebie ciągnął. Lubiła przebywać w zgodzie z naturą, na świeżym powietrzu. Teraz, gdy talerz, sztućce i jeden kubek znalazły się w zlewie by wyczyściła je, mogła przez okno podziwiać to wszystko. Nalała sobie płynu na gąbkę i delikatnie rozcierała go na szklanej powierzchni. Chciała, chociaż na chwilę nie zastanawiać się gdzie mężczyzna wyjechał. Mimo iż strach ogarnął ją całą. Domyślała się, była wręcz pewna, że jest to związane z całą tą organizacją. Najbardziej obawiała się o swoje przyjaciółki. Chciałaby je spotkać, przytulić się. A najbardziej marzyła by ta cała sytuacja się nigdy nie wydarzyła. Jedynym plusem jaki miała teraz z samotności, to to że nie musiała patrzeć na Klausa. Nadal oblewała się wstydem, gdy przypomniała sobie wcześniejszy wieczór. Jak mogła być tak głupia? Po chwili nadeszły inne myśli, co by się stało gdyby Klaus przystał na jej propozycje? Choć w głębi, gdzieś bardzo daleko to pojawiła się w niej chęć przeżycia tego. NIE! - skarciła się w myślach. Nie powinna. Ale mimo to, jej myśli znów uciekły w tę stronę. Zaczęła wyobrażać sobie jego oddech na jej skórze, pocałunki, które są namiętne i sprawiają najlepsze doznania. Nagle przypomniała sobie jak bardzo dobrze było jej dotykać jego ciała. Poczuła falę gorąca ogarniającą jej ciało. Wtem usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. Oprzytomniała i była wściekła na siebie za takie myśli ale potem coś innego zawróciło jej głową. Dzwonek. Kto to mógł być? Przecież w koło nikt nie mieszkał. Klaus tu ją zamknął, więc on miał klucze. Chyba, że chciał jej zrobić durny żart i ją przestraszyć? Podchodziła wolnym krokiem do drzwi. Przez szklaną szybę niczego nie dostrzegała. W jej gardle wyrosła nagle ogromna gula. Strach sparaliżował jej ciałem, mimo to ogarnęła się i szła dalej. Zauważyła białą kopertę wsuniętą, przez dziurę pod drzwiami. Napis na niej był taki sam jak na ostatniej. "Caroline". Jednak nie było to pismo jej matki, tego była pewna. Wzięła ją w ręce i chociaż obawy osiągały maksymalny poziom to otworzyła ją. Gdy tylko ujrzała zdjęcie, które się w niej znajdowało natychmiast jej dłoń zakryła usta, by nie wydostał się z nich żaden jęk. Fotografia przedstawiała jej byłego chłopaka - Tylera, który był przywiązany do krzesła. Widok przerażał dziewczynę. Sięgnęła znów do koperty i wyciągnęła tym razem białą kartkę pokrytą ręcznym pismem. Bardzo wolno zaczęła czytać.
" Jeśli chcesz, by twój chłopak przeżył uciekniesz z domu o 22 i będziesz szła prosto dróżką. Wsiądziesz do czarnego samochodu. Masz być sama. W innym przypadku Tylerowi stanie się coś złego. 
                                                                                                                          N."
Nawet nie zorientowała się, kiedy po jej twarzy zaczęły płynąć strużki słonych łez. Musiała powiadomić Klausa, on na pewno jej pomoże. NIE! - pomyślała a jej oczy znów powędrowały do fragmentu "Masz być sama". Musi to zrobić, mimo wszystko. Nawet jeśli jej uczucia już dawno wygasły w stronę do chłopaka, to nie pozwoli by stała mu się krzywda. Nie przez nią.

Szatyn spojrzał w kierunku mulatki siedzącej na łóżku. Prześcieradło zawiązane na jej ręce zaczynało przeciekać. Musiał coś wymyślić, by im pomóc się stąd wydostać.
- Pali się. - powiedział a dziewczyna rozszerzyła oczy nie dowierzając.
- Co? - wykrzyknęła przerażona. Mężczyzna nie odezwał się, tylko podszedł do drzwi. Nie potrafił ich otworzyć ani nawet rozwalić. Były za mocne. Jego spojrzenie powędrowało do małego okna. Jest szansa, że Bennett przeciśnie się przez nie. Momentalnie rozbił je łokciem. Kobieta wpatrywała się w niego ze strachem jak i zdumieniem. Próbowała odsunąć od siebie ból jaki odczuwała. Nie chciała się na nim skupiać.
- Chodź tu. - powiedział a ona posłusznie wykonała jego polecenie. Złożył ręce w 'koszyczek' a ruchem oczu wskazał na nie. - Wskakuj, musisz się stąd wydostać. Podsadzę Cię i wyjdziesz, przez to okno. - zdezorientowana dziewczyna patrzyła błędnym wzrokiem na szatyna.
- Kol, a co z Tobą? - słowa te padły niemal z jękiem. Nie chciała go tu zostawiać.
- Mną się teraz nie przejmuj. Chodzi o Ciebie. - powiedział głosem pełnym przejęcia.
- Kol, nie...- zaczęła ale jej przerwał błagalnym tonem.
- Bonnie, proszę. - w jego oczach pojawiły się łzy. Nie chciał jej stracić, nie mógł pozwolić by stała się jej większa krzywda. Gdy zauważyła jego spojrzenie wtuliła się w jego ciało. Zaczął wdychać jej zapach, by zapamiętać go na zawsze. Odchyliła głowę i lekko połączyła ich usta razem. Oddał jej pocałunek, który trwał jedynie kilka sekund. Nie mieli teraz na to czasu. Na nowo splótł ręce a ona mimo palącego bólu wskoczyła na nie. Podsadził ją. Przez rozbitą szybę zaczynało wlatywać powietrze a raczej dym. Dziewczyna zaczęła się krztusić, lecz mimo to spróbowała opanować sytuacje. Podciągnęła się zdrową ręką i chociaż z problemami to wydostała się. Czad znów zaczął dostawać się do jej płuc. Kaszlała, więc podniosła swoją bluzkę by zasłonić usta. Czuła, że opada z sił, a ból wzmagał i był już niemiłosierny. Mimo to, dziewczyna miała misje. Nie pozwoli by chłopak został tam. Nie może go teraz stracić. Widziała płomienie, które buchały na wyższych kondygnacjach domu. Wtem oślepiły ją światła samochodu. Wybiegł z niego mężczyzna, którego znała. Stefan biegł w jej stronę, za nim podążał Damon i jakiś blondyn.
Mężczyźni jechali najszybciej jak się dało. Nie musieli patrzeć na numery domów, by trafić do tego konkretnego. Dym i ogień dostatecznie dawał im znać. Adrenalina w nich buzowała. Byle tylko nie było za późno. Dojechali i wyskoczyli z samochodu. Natychmiast ujrzeli mulatkę. Widać było, że ledwo trzyma się na nogach.
- Bonnie, wszystko w porządku? - spytał jej przyjaciel, łapiąc ją w ramiona.
- Stefan, on tam został pomóżcie mu. - słabym już głosem powiedziała.
- Kto? - spytał zdenerwowany, chociaż poczuł się lepiej, widząc że dziewczyna żyje.
- Kol. - wyszeptała. - On tam jest. - ruchem ręki wskazała małe okienko, przez które chwilę wcześniej się wydostała. Blondyn, którego nie znała od razu ruszył w tamtą stronę, Damon podążał zaraz za nim. Grunt pod nogami dziewczyny usuwał się. Czuła jak słabnie. Ból powoli od niej odchodził, nastąpiła ciemność.

Blondynka weszła do mieszkania, rozglądając się przy tym. Nikogo prócz Eleny tutaj nie zauważyła. Uniosła brwi do góry w geście zastanowienia.
- A co tu tak pusto? - nareszcie spytała i wyczekiwała na odpowiedź szatynki.
- Pojechali gdzieś. - powiedziała uśmiechając się do dziewczyny, niestety mina jej zaraz zrzedła gdy rozpoczęła kontynuować. - Strasznie się śpieszyli. Damon dostał jakiś telefon z pracy i wybiegli stąd. - wyjaśniła już dokładniej.
- Stefan pojechał z nim? - chciała się dopytać, bo coś jej w tym wszystkim nie pasowało.
- Tak, czemu się tak dziwisz? - Elena znów wpatrywała się w blondynkę.
- Nie nic. Tylko, przecież Stefan nie pracuje z Damonem więc po co on tam?- to pytanie było raczej retoryczne, zastanawiała się po prostu na głos, mimo to jej koleżanka na nie odpowiedziała.
- Nie mam pojęcia. - każda zaczęła sama nad tym wszystkim myśleć. W końcu blondynka przerwała ciszę.
- Jadłaś coś dzisiaj? - na twarzy znów przybrała uśmiech. Szatynka odwzajemniła go.
- Jadłam, ale mimo to mam jeszcze na coś ochotę. - powiedziała z entuzjazmem.
- Ja też. - to mówiąc Rebekah podeszła do kuchni i otworzyła szafki. Był jakiś makaron, kilka paczek ciastek. Przeszła do lodówki, świeciła pustkami. - Widzę, że chłopcy Cię chyba tutaj głodzą. - zaśmiała się.
- Nie jest źle, ale kanapki mi się już bardzo znudziły. - powiedziała również się śmiejąc. - To co w takim razie robimy? Nie widzę tu nic kuszącego. - dodała.
- No właśnie, co powiesz na zakupy? - uniosła brwi w geście zapytania.
- Nie wiem czy Damon i Stefan byliby zadowoleni... - odpowiedziała z wahaniem. - Mówili, żebyśmy nigdzie nie wychodziły.
- Dobra, straciłaś pamięć. Ale jeśli będą Cię tu trzymać to nic to nie da. Chyba pamiętasz jak się chodzi, więc nie zrobisz sobie krzywdy. - mówiła z sarkazmem, mimo wszystko Elena uśmiechnęła się.
- Może masz racje. - odparła.
- Jasne, że mam. Przebieraj się szybko i idziemy. - Gilbert już się nie odezwała. Podbiegła do szafy i wyciągnęła z niej jakiś komplet ubrań, po chwili zamknęła się już w toalecie. Rebekah została sama w pokoju. Zaczęła rozmyślać nad tym o czym powiedziała jej szatynka. Po co niby Stefan pojechał z Damonem. Czuła, że o czymś nie wie. A tego nie lubiła. Ceniła szczerość, było dla niej to bardzo ważne. Ani się nie obejrzała a Elena wyszła już gotowa.
- Idziemy? - zapytała, na co blondynka tylko pokiwała głową.
Droga do supermarketu nie była zbyt długa. Zajęła im dokładnie kilka minut. Szły i śmiały się, więc nie czuły upływu czasu. Weszły przez drzwi automatyczne i zabrały ze sobą koszyk.
- To co w końcu kupujemy? - zapytała Carrey, patrząc na przyjaciółkę.
- Mam ochotę na jakieś owoce i coś słodkiego. - odpowiedziała.
- Czekolada! - wykrzyknęła i obydwie się roześmiały, po raz kolejny tego dnia. Stoiska zachęcały do kupna swoimi produktami. Elena spakowała sobie winogrona, jabłka i kilka brzoskwiń. Rebekah za to poszła po 2 czekolady, jakieś chrupki i z zamrażarki wzięła opakowanie lodów. - Będziemy grube. - skarżyła się, wkładając smakołyki do koszyka.
- Trudno - odpowiedziała. - W domu był makaron, prawda? - spytała.
- Tak, ale ten długi.
- No to idealnie. Mam ochotę na spaghetti. - to mówiąc podążyła w stronę półek z sosem Bolognese. Wzięła jeden ze słoików z gotowym produktem, i przez nieuwagę zderzyła się z mężczyzną. Popatrzyła mu w oczy i wiedziała że skądś je zna. Brunet zdziwił się widząc ją tutaj. Wyszeptał tylko " Elena?" i natychmiast zaczął uciekać ze sklepu. Ona zauważyła jeszcze bliznę na jego ręce. Pamiętała ją. W tym momencie w głowie zaczęło się jej kręcić.
- Tyler - wyszeptała drżącym głosem. Blondynka doleciała do niej i zmartwionym wzrokiem patrzyła na zachowanie dziewczyny.
- Elena, co się dzieje? - zapytała a w oczach studentki pojawiły się łzy. Wspomnienia uderzały w nią z siłą.
- Pamiętam, wszystko pamiętam. - płakała ledwo wymawiając słowa.
- Co? - zapytała blondynka, jakby nie rozumiejąc. Odstawiła koszyk na bok i wybiegły z supermarketu.
Gdy były już w domu nie mogła dłużej znieść tej nie wiedzy.
- Elena o co chodzi? - zapytała mocno poddenerwowana.
- Rebekah, ja wszystko pamiętam. Nie miałam wypadku. Zostałam porwana. - zamilkła na chwilę. - Jeju. Co z dziewczynami, gdzie one są? - łkała a z oczu płynęły niemal potoki.
- Elena...- chciała ją uspokoić, nie mając pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
- To jest jakaś chora sprawa. Ja podpisałam te papiery, muszę powiedzieć chłopakom. - popatrzyła na zdezorientowaną przyjaciółkę, więc dodała -  Stefan i Damon też są w to wmieszani. - powiedziała a blondynka czuła jakby ktoś właśnie jej przywalił. Stefan - pomyślała.

West mimo wszystko był ucieszony. Miał już większą część swojego celu uzyskaną. Dwie dziewczyny podpisały akta. Jest już tak blisko. Teraz tylko zostało mu uzyskanie zgody trzeciej. Z tym nie powinien mieć problemu. Sama do nich przyjdzie. Od swojego przyjaciela dowiedział się, iż łyknęła haczyk. Dostała wiadomość, a jej dobre serce nie pozwoli by ktoś doznawał krzywdy. To, że Elena straciła pamięć ułatwiało całą akcje. Bonnie też się poddała. A Kol... Poznał się na nim w porę, jego dziwne wyjścia z pokoju zdziwiły innych podwładnych Nathaniela, którego szybko o tym poinformowali. Spalił on dom, by się ich pozbyć. Nie miał wyrzutów sumienia. Jego umysł był tak przesiąknięty władzą i pieniędzmi, że odrzucał całe moralne dobro. Wszedł do swojego gabinetu. Swojego biura, z którego zarządzał tym wszystkim. Teraz już nie da się złapać. Jest za blisko celu. Wygra to. Uśmiechnął się sam do siebie. Czas przygotować się na spotkanie z córką Elizabeth - mojego wroga. - pomyślał.

Wsiadł w auto i z piskiem opon odjechał. Jego życiowy pech był niewiarygodny. Czemu musiał trafić akurat na tę dziewczynę tutaj? Gdyby Nathaniel się o tym dowiedział, nie darowałby mu drugi raz. Był wściekły na siebie, mimo to postanowił odrzucić te myśli w zapomnienie. Tak na prawdę nikt go nie złapał, nikt go nie gonił a Salvatorów nie było w koło. Zdenerwowanie stopniowo malało. Dziś miał zadanie, które musi wykonać. Pierwszy raz poczuł się źle gdy uświadomił sobie, iż w tym wszystkim chodzi o Caroline. Ale teraz nie mógł się poddać. Nie jest słaby. W głowie pojawiła się jedna rzecz. Teraz musi się napić i ochłonąć. To będzie najlepszy pomysł. Ruszył w kierunku baru.

Od jakichś dwóch godzin siedziała na łóżku nic nie robiąc. Wiadomość jaką dostała zbyt bardzo ją przytłoczyła powodując iż dziewczyna czuła strach w każdym zakamarku swego ciała. Myśli biły się w niej. Jedne podpowiadały by powiadomić o wszystkim Klausa a drugie kategorycznie temu zabraniały. Bo nawet gdyby podpisała ten dokument i organizacja przeszłaby w ręce Nathaniela to tak, czy inaczej będzie to lepszy wybór niż pozwolenia na śmierć kogoś kto kiedyś był jej bliski. Chociaż jej ciało rozrywała rozpacz od środka, to nie płakała. Łzy nie lały się jej z oczu. A może gdyby się rozpłakała to ulżyło by jej?
Wtem, ponieważ miała otwarte drzwi do pokoju, usłyszała dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Klaus - pomyślała. Nie rozmyślając dłużej, postanowiła że będzie udawać, że jest wszystko w porządku, aby ten się nie zorientował. Wyszła ze swojej sypialni i stanęła na schodach, kilka sekund później ujrzała tak dobrze jej już znanego mężczyznę.
- Klaus. - powiedziała ale mimo swoich starań w ani calu nie zabrzmiała naturalnie. Blondyn jednak tego nie zauważył, analizował wszystko co stało się chwilę wcześniej. Podniósł jednak na nią swoją głowę i szczerze, lekko się do niej uśmiechnął.
- Caroline - powiedział z tym swoim zapierającym dech w piersiach akcentem. - Wróciłem. - ona mimowolnie też się uśmiechnęła.
- Widzę - odpowiedziała. Cała Caroline odważna i pewna siebie - pomyślał.
- Mam dla Ciebie niespodziankę. - powiedział zagadkowo, ale zaraz wyjaśnił. - Mamy gościa. - to mówiąc ruchem ręki zachęcił mężczyznę by bliżej niego podszedł. Niebieskie oczy blondynki ujrzały wysokiego, dobrze zbudowanego i wysportowanego szatyna. Był bardzo przystojny. Studentka wolnym krokiem rozpoczęła schodzić po chodach, aby przywitać się z nieznajomym. Nie czuła się przestraszona. Twarz tego mężczyzny była bardzo przyjazna. - To mój brat, Kol. - powiedział, gdy Caroline pojawiła się obok nich.
- Kol Mikaelson. - powiedział i wyciągnął swoją dłoń w stronę dziewczyny, aby przedstawić się jej. Ona zrobiła to samo, mocno ściskając i lekko się uśmiechając.
- Caroline Forbes. - ona również podała swoje imię. Nastąpiła chwila ciszy, po której odezwała się na nowo. - To dlatego tak szybko wybiegłeś z domu? - zwróciła się do Klausa. - Byłeś po brata? - pytanie lekko zbiło z tropu pozostałych. Nie byli pewni co jej odpowiedzieć.
- Yyy...- Mikaelson zaczął się jąkać. - Tak, właściwie to tak. - odpowiedział.
- Właściwie? - dopytywała.
- Tak. - pewniej jej odpowiedział aby uciąć temat. Kol nic się nie odzywał, ale czuł że pomiędzy tą dwójką wytwarza się jakieś napięcie. Jakieś przyciąganie. Mimo, że był tu jakieś kilka minut to zdążył już zauważyć, że Caroline nie była grzeczną, potulną, głupią blondynką. Wręcz przeciwnie. Znaczyło to, że była wyzwaniem dla jego brata. Wyzwaniem, które mu się spodobało.

Damon wziął na ręce nieprzytomną kobietę wynosząc ją z samochodu. Lekarz za niedługo miał się u nich pojawić. Stefan podążał kilka kroków przed nim, by ułatwiać mu zadanie i otwierać drzwi. Nie przejmowali się teraz tym, że w mieszkaniu najprawdopodobniej znajdują się dziewczyny. Widok takiej Bonnie Bennett może ich przerazić, ale trudno. Kiedyś i tak musiałyby dowiedzieć się prawdy. Popchnął wrota by wreszcie mogły pokazać swoje wnętrze. Pierwsze co spostrzegł to płacząca Elena i bardzo zdenerwowana Rebekah obok niej. Na widok mężczyzn momentalnie podniosły się z łóżka patrząc z niepokojem na to co się dzieje.
- Bonnie. - wykrzyczały prawie równocześnie i podbiegły do mulatki, która nadal spoczywała na rękach silnego Salvatore.
- Ułożę ją na łóżku. - powiedział i odszedł od dziewczyn, robiąc to o czym je poinformował.
- Co się jej stało? - spytała Elena, której łzy znów spływały po policzkach. A może w ogóle nie przestały płynąć? Mimo pytania jakie padło, nikt nie kwapił się do odpowiedzi. Bracia nie wiedzieli tak na prawdę co powinni w tej sytuacji powiedzieć. - Cholera! - wykrzyczała dziewczyna, której puściły nerwy. - To przez tę organizację, prawda? - zapytała bardzo wkurzonym głosem. Zdziwienie jakie teraz namalowało się na ich twarzach było przerażająco duże.
- Elena, skąd Ty o tym wiesz? - spytał blondyn, który jakby wreszcie uzyskał zgodę od swojego ciała na jakikolwiek ruch.
- Byłyśmy dziś w supermarkecie, zobaczyłam Tylera. Pamięć wróciła w ciągu chwili. - opowiadała jakby było to strasznym wspomnieniem. Oni znów zamarli. - Co się stało Bonnie?! - kontynuowała zadawanie pytań. W końcu muszą powiedzieć jej o co w tym wszystkim chodzi.
- Bonnie była porwana przez Nathaniela. W porę jednak dostaliśmy wiadomość od innych agentów więc zdążyliśmy zareagować. Niestety ta rana - to mówiąc Stefan podszedł do mulatki i pokazał na zawiniętą rękę. - została zadana i najprawdopodobniej przez utratę krwi i dym straciła przytomność. - Elena nie potrafiła sobie wyobrazić co jej przyjaciółka musiała tam przechodzić. Co prawda gdy patrzyła teraz na nią, leżącą tak to nie wyglądała bardzo źle. Oczywiście krew na ręce była odrażająca, ale jej włosy były umyte i zadbane. Po chwili jednak, jakby przetrawiła to co powiedział jej przyjaciel.
- Dym? - spytała.
- Tak. - odpowiedział momentalnie. Skoro mają wieczór szczerości nie będzie ich okłamywał. - Nathaniel podpalił dom, w którym się znajdowała. Na szczęście przybyliśmy na czas. - powiedział a szatynka aż opadła na krzesło aby przetrawić usłyszane informacje. Znów zapadła krępująca cisza. Blondyn pierwszy raz od momentu przyjścia do ich mieszkania studenckiego popatrzył na swoją dziewczynę. Jej oczy wyrażały żałość, strach i ból. Skrzywdził ją, pomimo że ta tajemnica miała ją przed tym chronić. Tak się też stało. Zabezpieczył ją przed wszystkimi a sam zadał jej ból. Ona też wpatrywała się w niego, po chwili i z jej oczu popłynął słony płyn. Złapała za torebkę i wybiegła z pomieszczenia. Tego wszystkiego było dla niej za dużo. Nie potrafiła uwierzyć, że okłamał ją człowiek, którego kocha.
- Rebekah - wołał ją, biegnąc za nią. - Rebekah, zaczekaj. - Ona jednak nie poddawała się i mimo iż jej marzeniem było teraz wpadnięcie w jego ramiona to biegła dalej.  - Rebekah, proszę Cię.- nadal nalegał i zmniejszył już między nimi odległość. Teraz był już w stanie dosięgnąć ją dłonią. Tak też zrobił. - Rebekah wytłumaczę Ci wszystko. - znów zwrócił się do niej po imieniu.
- Teraz? - spytała, a raczej wywrzeszczała. - Okłamywałeś mnie. - te słowa rozdzierały jego serce.
- To nie tak jak myślisz. To wszystko jest strasznie pokomplikowane. - odpowiedział a ona mimo iż stała do niego przodem to nie potrafiła popatrzeć się mu w oczy.
- Kim ty w ogóle jesteś? - padło kolejne pytanie. Domyśliła się, że studia to tylko głupia wymówka.
- Razem z Damonem pracujemy w organizacji ALL jako agenci. Wykonujemy wszelakie misje. To była jedna z nich. Mieliśmy się zaopiekować dziewczynami należącymi do rodzin założycielskich tego wszystkiego. - powoli przetrawiała to co usłyszała, chyba nie chciała wiedzieć więcej. Teraz jedyne czego pragnęła to odciąć się od tego wszystkiego.
- Bycie ze mną też jest misją? - wysyczała wręcz te słowa.
- Nie Rebekah, ja i Ty nie mamy nic z tym wspólnego. - powiedział, w duchu prosząc by mu uwierzyła.
- Nie chcę Ciebie znać. - przełykając ślinę w gardle odparła.

Zdezorientowana dwójka została przy nieprzytomnej dziewczynie. Damon teraz patrzył jednak na szatynkę. W ciągu jednego dnia poznała całą prawdę. Powinno się to stać w najłagodniejszy z możliwych sposobów, jednak okazało się iż brutalnie dowiedziała się wszystkiego.
- To jest za ciężkie. - wyszeptała.
- Nie martw się. - dotknął jej ramion, chcąc jak najbardziej pokrzepić. - To już wszystko. Koniec. Teraz tylko znajdziemy Westa i po wszystkim.
- To on jest nadal na wolności?- spytała przestraszona. Tylko prawda.
- Tak, ale to kwestia czasu, już nic Wam nie grozi.  - odpowiedział. Nastała chwila ciszy, po czym Elena pomyślała że czas by powiedzieć o tym brunetowi.
- Damon... - jąkała się. - Ja podpisałam jakieś papiery o zrzeknięciu się czegoś... - powiedziała ze strachem w oczach. On zdenerwował się ale opanował nerwy.
-  Spokojnie. Bonnie też najprawdopodobniej to zrobiła. Ale jeszcze nic straconego. Dopóki nie ma zgody od Caroline to wszystko jeszcze jest na naszą korzyść. - uspokoiła się ale zaledwie na kilka sekund po tych słowach. Kolejna salwa pytań uderzyła w nią.
- Co z Caroline?!- wykrzyczała wstając. - On też ją porwał? - zapytała zmartwiona.
- Nie- odpowiedział jej momentalnie. - Jest w bezpiecznym miejscu, jeden z naszych agentów a mój przyjaciel ją chroni. - znów opadła aby usiąść. Tego było za wiele. Zaraz jej mózg się przegrzeje. W otwartych drzwiach, w progu pojawiły się teraz dwie postacie. Lekarz nawet nie pytając o nic, podszedł do leżącej kobiety. Stefan nadal stał i patrzył co ten robi, z resztą wszystkie spojrzenia skierowały się na tego człowieka. Damon jednak zauważył jak bardzo jego brat jest przybity. Stracił ją.

No i jak obiecałam, tak jestem i dodaję przed moim wyjazdem. Nie mam teraz na nic czasu. To jest straszne. Chciałam skończyć, już dawno 12 i napisać wreszcie upragnioną 13 a tu nic! Ledwo napisałam jakiś początek dwunastego. Masakra! Ale, jak wrócę to chociażby nie wiem co to skończę to opowiadanie. ArtisticSmile przepraszam za Stebekah. No ale musiałam! Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko i do zobaczenia już niedługo (czyt. 31 sierpień).
xxx

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział IX

Pociągnęła kolejny łyk wina z kieliszka. Mężczyzna zrobił to samo. Skoro będą rozmawiać o uczuciach, to pasuje by była nieco odważniejsza.
- Chciałbym wrócić do tego tematu, który zaczęliśmy dziś rano. - powiedział i na twarzy dziewczyna od razu pojawił się rumieniec.
- Damon, ja przepraszam za to pytanie. - odparła od razu. Być może nie było najlepszym pomysłem zadanie go mężczyźnie. Może tylko sobie coś wyobrażała a tak naprawdę niczego takiego nie było.
- Elena, nie masz za co przepraszać. - brunet wpatrywał się w jej oczy. - Myślę, że powinniśmy sobie wyjaśnić niektóre rzeczy. - Jej ciało ogarnął strach, przed tym co za chwilkę usłyszy.
- Dobrze- wyszeptała i podniosła kieliszek do ust, by znów poczuć smak alkoholu. Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech.
Znów miał zacząć mówić, kiedy przerwał mu dźwięk pukania do drzwi. Chwilę potem pojawił się w nich Matt. Dziewczyna oczywiście nie miała pojęcia kim on jest.
- Matt? - zadał trochę idiotyczne pytanie Salvatore. - Co ty tutaj robisz? - w jego głosie zabrzmiał lekki wyrzut. W końcu po raz kolejny coś im przeszkadza.
- Mieszkam - odpowiedział mu z uśmiechem. - Ale widzę, że nie tylko ja. Cześć Elena. -powiedział po czym dodał. - Wiedziałem, że Stefan stroi sobie ze mnie żarty. - roześmiał się, ale po chwili skończył, gdyż miny jego towarzyszy nie wyrażały rozbawienia. Kontynuował więc. - Stefan powiedział mi, że Elena straciła pamięć, ale jak widzę to bardzo dobrze się tutaj bawicie. - uśmiechnął się do dziewczyny a ona poczuła się dziwnie. Czyżby ktoś zauważył jej stosunek do Damona?
- Matt - zaczął brunet. - Obawiam się, że Stefan sobie nie żartował. - blondyn w jednej chwili jakby znieruchomiał.
- Co? - zapytał  a raczej wykrzyczał.
- Elena miała wypadek, ma amnezje. - dodał. W tym momencie zwrócił się do dziewczyny. - Eleno to jest twój kolega Matt. - ona wreszcie jakby wybudziła się z jakiegoś snu, tylko się do niego leciutko uśmiechnęła. Nastała cisza.

Nadszedł wieczór. Mikaelson lawirował wciąż między kuchnią, salonem a swoim pokojem. Od momentu, gdy zostawił białą kopertę na skraju biurka, nie widział dziewczyny. Czyżby wstydził się do niej iść? Bał się? Nie! Niemożliwe, on niczego się nie boi. Owszem jeśli chodzi o zadania, misje, akcje to nie wie co to strach. Ale jeśli w grę wchodzą uczucia? Niewiele myśląc i chcąc sobie samemu udowodnić, że się myli i jest na tyle odważny by spotkać się z blondynką, podszedł znów pod drzwi prowadzące do jej pokoju i cicho zapukał. Usłyszał jakby krzesło się przewracało, a zaraz po tym gorączkowy śmiech. Natychmiast otworzył drzwi, ale to co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Caroline leżała na podłodze, obok niej tak jak myślał  było krzesło, które zapewne chwilę wcześniej upadło i 3 butelki whisky. Dwie były już opróżnione a trzecia jeszcze stała prosto, co mogło wskazywać, że jest ciągle w trakcie konsumpcji. Popatrzył na śmiejącą się dziewczynę, ta chwilę się w niego wpatrywała.
- Caroline co ty.. - nie dokończył, bo ta znów wybuchła śmiechem.
- Oh Klaus. - to mówiąc wstała i chciała podejść w stronę mężczyzny, aczkolwiek przyszło jej to z wielkim trudem, gdyż mocno się chwiała na nogach. - Bawię się. - powiedziała gdy była już blisko. Za blisko. Następnie odsunęła się i dodała. - Może się przyłączysz? - zapytała. Miało to wydźwięk jakby chciała go uwieść. Dopiero teraz dotarło do niego, po co dziewczyna wychodziła ze swojego pokoju. Była w salonie, by wziąć z jego barku spory zapas alkoholu.
- Caroline - znów się do niej zwrócił. - Myślę, że powinnaś już skończyć zabawę. - na to ona udała smutną minę.
- Nie, nie, nie! - odparła. Chwyciła mocnym ruchem butelkę i pociągnęła z niej kolejny łyk alkoholu. - Naprawdę świetna zabawa. Napijesz się? - wyciągnęła teraz whisky w jego stronę.
- Nie dziękuję. - odpowiedział, lekko zdumiony całą zaistniałą sytuacją.
- Ah, no tak. Jesteś w pracy. Musisz mnie chronić, bla bla bla.... Już to słyszałam. - próbowała go zironizować.- Ja się za to chętnie napiję. -  Zaczęła podchodzić bliżej, niestety po raz kolejny nie potrafiła utrzymać równowagi. Gdyby nie mężczyzna obok, już dawno leżałaby na podłodze.
- Myślę, że ty również masz już dość. - trzymał dziewczynę w rękach, bardzo blisko siebie. Czuł teraz zapach alkoholu zmieszany z jej perfumami.
- Silny jesteś. - na nowo próbowała zacząć flirt i wpatrywała się w jego oczy, następnie dotknęła mięśni na rękach w bardzo delikatny sposób. Mikaelsona ten dotyk parzył, powodował w nim takie emocje jakich nigdy w życiu jeszcze nie doświadczył.
- Caroline, powinnaś się położyć. - powiedział ale na jej twarzy znów namalował się uśmiech.
- Twój akcent jest seksowny. Jesteś Anglikiem? - zapytała, nie zwracając w ogóle uwagi na poprzednie zdanie. Alkohol spowodował, że mówiła wszystko co myślała.
- Tak, wychowywałem się przej jakiś czas w Londynie. - podszedł z dziewczyną do łóżka i spróbował sprawić by usiadła, ta jednak nie odrywała od niego wzroku.
- Ok. - odparła i nastąpiła chwilka ciszy niestety Forbes na nowo ją przerwała, zadając kolejne pytanie. - Masz dziewczynę? - trochę to zdziwiło mężczyznę, teraz i on się uśmiechnął. Caroline była taka pijana i tak bardzo nie wiedziała co robi, mimo to postanowił z nią porozmawiać.
- Nie mam.
- Serio? - zapytała, rozszerzając oczy. - Nie kłam. Ktoś taki musi mieć dziewczynę. Tacy mężczyźni nigdy nie są wolni. - mówiła i chociaż od czasu do czasu zaplątał jej się język to Klaus i tak wszystko zrozumiał.
- Tacy mężczyźni, to znaczy jacy? - może nie było to do końca w porządku ale postanowił wykorzystać upojenie dziewczyny i drążyć temat.
- Tacy jak ty. - prawie krzyknęła. - No wiesz silni, seksowni, atrakcyjni i przystojni. W dodatku tajemniczy. Tacy kolesie zawsze mają dziewczyny, przecież na nich wszystkie lecą. - trochę dziwił się, w jaki prosty sposób przychodziło jej teraz mówienie takich rzeczy.
- No to widzisz, jestem wyjątkiem. - uśmiechnął się. Siedzieli niebezpiecznie blisko siebie, mogli czuć ciepło bijące od swoich ciał. Dziewczyna znów chciała sięgnąć po butelkę, ale tym razem blondyn jej na to nie pozwolił. - To już będzie koniec. Nie powinnaś więcej pić dzisiaj. - powiedział.
- Dlaczego? Nie jestem jeszcze bardzo pijana - wykrzyczała ale kiedy chciała wstać, na nowo usunęła się na łóżko.
- Myślę, że mimo to powinnaś dziś skończyć.
- A ja myślę, że powinnam opić to o czym dziś się dowiedziałam. - skomentowała i odwróciła głowę od chłopaka.
- Caroline - zaczął ale kobieta natychmiast mu przerwała.
- Byłam oszukiwana przez 20 lat swojego życia, rozumiesz? W dodatku straciłam przyjaciółki. Jedna mnie nie pamięta a druga nie wiem czy żyję. Jest fantastycznie. - z sarkazmem krzyczała w stronę blondyna.
- Bonnie żyje. - nie wiedząc czemu, ale te słowa jakby same wydarły mu się z ust.
- Skąd wiesz? - spytała, patrząc z nadzieją mu w oczy.
- Po prostu wiem. - odparł.- Caroline, upijanie się nie jest najlepszym pomysłem. Wiem, że dziś spadło na Ciebie bardzo dużo ale proszę połóż się spać i odetchnij.  - patrzyła jeszcze chwilę na niego, po czym zaczęła ściągać bluzkę. Została w samym staniku. - Co ty robisz? - zapytał bardzo zdezorientowany.
- Idę spać. - odsyknęła i zabrała się za rozporek przy spodniach.
- W takim razie już pójdę. - zająkał się, ale pozbierał puste butelki i już chciał wyjść, gdy dziewczyna znów zbliżyła się do niego.
-  Zostań. - powiedziała uwodzicielskim głosem blisko jego ucha. Jej prawie nagie ciało dotykało jego torsu. Poczuł ogromne pożądanie, ale nie może teraz temu się poddać.
- Caroline, jesteś pijana. To nie jest dobry pomysł. - wkurzyły ją te słowa.
- Jasne. Powiedz że nie jesteś zainteresowany i że Ci się nie podobam a nie. - usiadła na łóżku aby znów założyć koszulkę.
- Wcale nie. - powiedział a po tym jakby dla usprawiedliwienia dodał. - Nie o to chodzi. Po prostu za dużo wypiłaś i możesz chcieć zrobić rzeczy, których jutro będziesz żałować. - nie myśląc dłużej wyszedł z jej pokoju i zamknął za sobą drzwi. Gdyby został tam jeszcze chwilę mógłby nie wytrzymać. Cholera! - zaklął.

Obudziła się kolejnego dnia. Pierwsze co zawsze robiła po śnie, to rozglądała się, by sprawdzić czy jest tutaj ktoś prócz niej. Mimo, że za każdym razem próbowała wykorzenić to uczucie, to zawsze budząc się oczekiwała, że zobaczy Kola. Gdy kładła się spać, on wychodził i zostawała sama. Nigdy się z nią nie żegnał. Wychodził z reguły gdy brała prysznic. Ostatnio zbyt często o nim myślała. Najgorsze było to, że podobało się jej przesiadywanie z nim tutaj, gdzie przecież była porwana. Nie może o tym zapomnieć. Ale on był taki inny. Przez niego czuła się dobrze, wyjątkowo. Przetarła zaspane oczy ręką. Musi zaraz iść do łazienki by w jakiś sposób się doprowadzić do ładu. Tym razem przypomniała sobie o tańcu z nim. Zaskoczył wtedy ją. Myślała, że będzie się z niej śmiał. A ten poprosił ją do tańca. To była cudowna chwila. Jego zapach, oddech, jego dotyk. To wszystko powodowało, że czuła się jak w bajce. Weszła do łazienki. Strugi wody oblewały jej ciało. Wzięła żel, którego tutaj używała i namydliła się. Następnie zaczęła masować głowę, by pojawiła się na jej włosach piana. Nie brała długiego prysznica, dlatego po kilku minutach spłukała wodą białe ślady na swoim ciemnym ciele. Wytarła się w ręcznik a drugi zawiązała na głowie, w postaci turbanu. Gdy podeszła do lusterka, usłyszała głośne pukanie do drzwi. Przestraszyła się.
- Bonnie. Bonnie wychodź! - krzyczał Mikaelson.
- Kol? - spytała. - Co się stało? - mówiła i nakładała na siebie bardzo szybko bieliznę.
- Nathaniel tu jedzie. Wysłał mi SMS'a. - powiedział a w jego głosie słychać było strach.
- Co?!- krzyknęła. Ubrała szybko koszulkę i dresy, zrzuciła ręcznik z głowy i wyszła. W oczach pojawiły się łzy a w duszy strach, ten sam jaki towarzyszył jej gdy ją tutaj porwano. Wyszła z łazienki i popatrzyła na mężczyznę stojącego przed nią. On nie był zadowolony a przecież stał po jego stronie. Nie wiedząc czemu ale podbiegła do niego i wtuliła się. Mocno ją do siebie przyciągnął, następnie zaczął gładzić po włosach.
- Boję się. - szepnęła.
- Nie martw się. Poradzimy sobie.- powiedział to a ona nie miała już wątpliwości, że tak naprawdę on nie działa w zgodzie z Westem. Odsunął się od niej. Wyjął z kieszeni telefon, mulatka ze zdziwieniem patrzyła na to co zrobi. - W koło jest mnóstwo jego ludzi, nie uda nam się uciec. Muszę ściągnąć inną pomoc. - to mówiąc wykręcił numer i przyłożył telefon do ucha, czekał aż osoba po drugiej stronie przyjmie połączenie.

Brunet oglądał z oddali całą posesje. Teraz tylko musiał znaleźć jakiś sposób by podrzucić Caroline wiadomość. Wtedy cały ich plan wypali. Musiał przyznać, że Lockwood wpadł na bardzo dobry pomysł. Nic dziwnego, w końcu musi jakoś wynagrodzić swoją porażkę Nathanielowi. Tak czy inaczej wie, że West nawet gdy to się im uda, nie będzie poważnie traktował Tylera. Jest dla niego zabawką, pionkiem którym steruję i dzięki niemu wygrywa grę. Za to on to co innego. Trzymali się od zawsze razem. Daleko ale blisko. Ich znajomość i przyjaźń była trwalsza niż innym mogło by się to wydawać a już niedługo osiągną to czego chcą.

Robił sobie śniadanie a na jego twarzy malował się uśmiech. Wczorajsze wieczorne zdarzenia go powodowały. Gdy przypomniał sobie tylko pijaną blondynkę i słowa jakie wypowiadała. Zastanawiał się tylko nad jednym, czy będzie to teraz pamiętała i czy się do tego przyzna. W końcu poznał Caroline jako odważną, pewną siebie i dumną. Zaparzył herbatę i posłodził ją. Wszystko starannie ułożył na tacy. Domyślał się, że kobieta męczy się teraz w łóżku z kacem. Położył więc, obok śniadania i wodę mineralną. Obejrzał się czy zabrał ze sobą wszystko i wyszedł z kuchni, tym razem na nikogo nie wpadł. Wspomnienie tego zdarzenia na nowo go rozweseliło.
Usiadła na łóżku a promienie, które wpadały do jej pokoju niemal ją parzyły. Głowa bolała niemiłosiernie a gardło wydawało się takie suche. Chciała zejść i coś zjeść a przede wszystkim się czegoś napić, tyle że usłyszała jak jej współtowarzysz schodzi po schodach. Nie mogła się z nim teraz zobaczyć, mimo że poprzedniej nocy mocno się upiła to pamiętała wszystko. Policzki robiły jej się różowe a wstyd oblewał ją całą, gdy pomyślała jakie głupoty opowiadała. Głupoty? Każdy wie, że gdy człowiekowi język się rozwija i jest pod wpływem alkoholu to z reguły mówi prawdę, do której nigdy w innych okolicznościach by się  nie przyznał. Tak czy inaczej nie może się wygadać, że wie co wczoraj zrobiła. Jeśli nadal zostanie przy opcji, że nic nie pamięta,  być może Klaus odpuści i nie będzie drążył tematu jak i się z niej naśmiewał. W spokoju czekała aż zamknie się on w swoim pokoju. Usłyszała kroki na schodach. Czyżby los tak bardzo jej sprzyjał? Ale chwila. One nie cichły, one nabierały w siłę. On zbliżał się do niej. Klamka poruszyła się, drzwi się otworzyły i w progu stanął blondyn niosący tace z jedzeniem. Ten widok spodobał się dziewczynie, ale po tym co stało się poprzedniej nocy wolała go nie widzieć.
- Widzę że wstałaś. - odezwał się w miarę normalnym głosem. Próbował ukryć uśmiech w momencie gdy zobaczył strach w oczach dziewczyny. Domyślał się, że będzie się tego wstydzić. - Zrobiłem śniadanie, w dodatku przyniosłem wodę, pomyślałem że może Ci się przydać. - teraz już go nie ukrywał, rzucił butelkę w stronę dziewczyny a ta sprawnie ją złapała.
- Dzięki - odparła, po czym odkręciła zakrętkę i pociągnęła łyk wody mineralnej. Miała skrytą nadzieję, że po tej krótkiej rozmowie mężczyzna opuści jej pokój a ona będzie mogła w spokoju przeżywać chwilę wstydu. Tak się jednak nie stało, usiadł on na krześle obok.
- Zrobiłem tosty i jajecznice. - powiedział. - Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało. - uśmiechnął się po tych słowach. Dziewczyna podeszła do stołu, by  przyglądnąć się temu co on przygotował. Na widok posiłku uśmiechnęła się.
- Dzięki - znów powiedziała to jedno słowo. - Śniadanie angielskie, jak na prawdziwego Anglika przystało. - chciała mu dopiec tymi słowami, ale dopiero po wymówieniu ich zorientowała się co powiedziała. On gdy to usłyszał znów się uśmiechnął.
- Czyli pomimo alkoholu pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę. - jego ton wyrażał lekką wyższość, ona natychmiast oblała się rumieńcem. Wstał i już chciał wyjść, gdy zauważył że blondynka się nie odzywa. Ona nadal stała przy stole patrząc na jedzenie. Podszedł do niej i niemal wyszeptał jej do ucha.
- Wczoraj odmówiłem Ci tylko dlatego, że byłaś pijana. - szepnął. Następnie wyszedł za drzwi zostawiając dziewczynę w zastygnięciu. Próbowała wolno przetrawić to co jej właśnie powiedział. Czy to miało znaczyć, że się mu podobała? Wzbudzał w niej takie dziwne odczucia. Ale wczoraj gdy stali tak blisko, gdy przyglądała się jego urodzie coś ją ciągnęło w stronę tego nieznajomego mężczyzny.Koniec. Koniec myślenia na jego temat. Teraz ma ważniejsze problemy niż faceci. Musi dowiedzieć się czegoś jeszcze o swoich przyjaciółkach.
Wyszedł od niej i sam nie mógł uwierzyć w to co zrobił. Podobało mu się, że nie zaprzeczała swoich wczorajszych słów. Tylko, że on powiedział pierwszy raz coś co nie pasowało do niego. Pierwszy raz w swoim życiu pokierował się sercem i uczuciami a nie rozumem i myśleniem. Wszystko w głowie mu się plątało. Już nie wiedział jak ma na to patrzeć. Z jednej strony ta dziewczyna tak bardzo go irytowała zachowaniem, ale z drugiej mu to pochlebiało. Czuł, że coś się dzieje. Nie była nudna, jak kobiety które dotychczas spotykał. Była wyjątkowa, oryginalna. Usiadł teraz u siebie w pokoju, próbując skupić się na tym wszystkim. Nagły dźwięk dzwonka telefonu niemal go przestraszył. Odebrał od razu, by dowiedzieć się jakie informacje ma jego brat dla niego.
- Kol. - powiedział miłym tonem, jakiego nigdy nie używał. Kolejna rzecz jaką  zmieniła w nim ta dziewczyna.
- Klaus, już czas. - odezwał się zdenerwowanym głosem młodszy Mikaelson. - Nathaniel chce teraz zająć się Bonnie. Musicie tutaj przyjechać. Teraz jest czas by to wszystko zakończyć.
- Kol, gdzie jesteście? - wrócił w nim stary, zimny Klaus.
- Brandon Street 56896. Przyjeżdżajcie szybko.
- Jasne bracie. - odpowiedział i się rozłączył teraz nie miał czasu na nic innego. Rozpoczyna akcje.

Siedzieli w kuchni znów we trójkę. Matt miał dziś zmianę ranną więc, wyszedł z mieszkania. Oni popijali kawę rozmawiając na błahe tematy. Przy Elenie bracia nie mogli się wygadać. Oczywiście, gdy dziewczyny wrócą już do siebie albo gdy ona odzyska pamięć, to o wszystkim będzie wiedzieć. Ale teraz póki trwa ta akcja, lepiej jest jak nic nie wie. W pewnej chwili Damon poczuł wibracje a następnie odebrał telefon.
- Tak? -spytał z lekkim strachem, gdyż nie miał pojęcia po co dzwoni do niego Mikaelson.
- Damon zaczynamy akcje. Brandon Street za 30 minut. Tam jest Bennett, musimy ją odbić, zanim Nathaniel zrobi coś złego.
- Skąd wiesz? - odezwał się, wstając z miejsca.
- Czy to teraz ważne? - zapytał swoim ostrym tonem. - Bądźcie jak najszybciej. - tymi słowami zakończył rozmowę. Damon dopiero teraz zauważył wpatrzony w siebie wzrok Eleny i Stefana. Jego brat najprawdopodobniej przeczuwał o co chodzi, ale szatynka nie miała pojęcia.
- Stefan musimy się zbierać. Dzwonił mój szef i mówił że jestem mu natychmiast potrzebny i ty również. - ogólnie opowiedział o co chodzi, by brat mógł się zorientować w sprawie a nie wzbudzić strachu w dziewczynie. - Musimy natychmiast jechać. - dodał. Stefan podniósł się z krzesła i poszedł po swoją kurtkę. Dziewczyna nadal siedziała na swoim miejscu, nie za bardzo wiedząc co ma teraz robić. Zostawią ją samą? Od czasu utraty pamięci nie była jeszcze ani razu sama. Zawsze ktoś się nią zajmował. Z reguły byli to bracia Salvatore.
- A co ze mną? - odezwała się w końcu, bo zauważyła, że zbliżają się do drzwi wyjściowych.
- Rebekah będzie za 5 minut. Nigdzie nie wychodź, tylko tutaj na nią poczekaj. Nam nie powinno to długo zająć. - dodał i otworzył drzwi. Brunet z niepokojem spojrzał jeszcze na dziewczynę.
- Poradzisz sobie? - spytał bardzo ciepło.
- Jasne, skoro się tak bardzo śpieszycie to jedźcie już. - odparła i uśmiechnęła się w jego stronę. On również to zrobił i zaraz za blondynem wyszedł z pokoju. Została sama, mogła wreszcie sobie pomyśleć, odetchnąć.
Mężczyźni niemal zbiegli po schodach w stronę auta. Otworzyli drzwi i szybko wsiedli na miejsca.
- Gdzie jedziemy? - spytał w końcu Stefan.
- Brandon Street. Dzwonił Klaus, najprawdopodobniej tam jest Bonnie. - odpowiedział.
- A więc jedźmy. - powiedział i patrzył na rozciągającą się drogę przed nimi. Adrenalina wzrosła, zaczynali działać.

Kol i Bonnie siedzieli w nerwach w pokoju. Żadne z nich nie odzywało się. Dziewczyna nie miała pojęcia co się zaraz stanie. Bała się, okropnie się bała. Usłyszała kroki, po chwili klucz w zamku się przekręcił. To był jej koniec. Czuła to i mocno się tego obawiała. W progu pojawił się Nathaniel. Kol wstał i podszedł do niego. Podali sobie ręce. Nie chciała w to wierzyć, nie mogła. Dlaczego on to robi?! - myślała. Nie mógł jej zdradzić, przecież zaufała mu. Poczuła coś a w tym momencie jakby to prysło, uleciało i na nowo stali przed nią dwaj mężczyźni pragnący się jej pozbyć.
- Witaj Bonnie. - odezwał się swoim nieprzyjemnym głosem brunet. Pamiętała go i tak jak za pierwszym razem wywołał u niej ciarki. Mimo, że nie potrafiła teraz spojrzeć w oczy Mikaelsonowi, to wiedziała, że nie może się ujawnić z tym, ze o wszystkim wie. - Nie znudziło Ci się siedzenie w tym pokoju? - spytał. Ona nie odezwała się. Tak było bezpieczniej, jeśli nic nie będzie mówić, być może ten mężczyzna ją oszczędzi. Taką miała nadzieję. - Nic nie mówisz, więc uznam to za pozytywną odpowiedź. - na jego twarzy pojawił się sztuczny uśmiech. - Widzisz, skoro się chcesz stąd wydostać to wystarczy, że podpiszesz tylko jeden mały dokument. On dla Ciebie nic nie znaczy, w przeciwieństwie do mnie. Dla mnie jest bardzo ważny. - otworzył teczkę i wyjął z niej biały arkusz papieru zapisany czarnymi literkami. Położył go przed Bonnie, czekając aż ta zrobi to o czym jej przed chwilą powiedział. Ona popatrzyła swymi ciemnymi oczami w oczy Kola. Wyrażały totalną powagę, jakby nic go nie obchodziło. To nie był ten człowiek, którego tutaj poznała.
- Co to jest? - zapytała hardo.
- Jak już mówiłem, ważne dla mnie dokumenty, nic więcej nie musisz wiedzieć. - ze spokojem wyjaśnił dziewczynie.
- Nie wiem dalej co to jest. Nie podpiszę tego. - odpowiedziała wkładając w to zdanie całą swoją odwagę.
- Podpiszesz. - tym razem słowo zostało rzucone bardzo ostro. - Chyba, że chcesz byśmy porozmawiali w inny sposób. - znów ten jego sztuczny uśmiech.
- Nie podpiszę tego. - znów odwarknęła, tym razem patrząc brunetowi w oczy. Zadziwiała go jej odwaga. Jej przyjaciółka nie wykazała się aż taką.
- Skoro tak bardzo tego chcesz. - wyciągnął z kieszeni nożyk i stanął zaraz koło niej, kładąc go blisko jej szyi. - Powiedziałem, że masz to podpisać.
- Nate spokojnie. - zaczął Kol, a jego twarz na nowo przyjęła zmartwiony i przestraszony wyraz.
- Kol, przyjacielu martwisz się o nią? - ironizował go. - Jest wiele pięknych kobiet na świecie, nie musisz przejmować się akurat tą. - wypowiedział w jego stronę.
- Myślę, że takie kroki są zbyt gwałtowne. Bonnie teraz ładnie podpisze dokumenty, prawda? - spojrzał na dziewczynę i błagalnym wzrokiem chciał jedynie wymusić na niej zgodę. Nie obchodziła go teraz organizacja, obchodziła go ona, a obiecał jej że będzie bezpieczna. Mulatka lekko, by tylko nie nadziać się na nóż pokiwała głową. Spodobało się to Westowi. Podał jej długopis i kartkę. Ta wolnym ruchem, gdyż bardzo trzęsły się jej ręce złapała go. Wzięła papier i przysunęła go bliżej. Chociaż wiedziała, że nie powinna to było jedyne wyjście. Złożyła w wolnym miejscu swój podpis. Gdy skończyła West uśmiechnął się nieprzyjemnie.
- I widzisz jak łatwo poszło. - zwrócił się do dziewczyny, która z nienawiścią na niego spoglądała. - Ale skoro nie posłuchałaś pierwszy raz...- niewiele myśląc przejechał ostrym narzędziem po jej ręce, zostawiając ślad i ogromną ranę. Bennett zawył z bólu, Kol szybko do niej podbiegł.
- Co ty do cholery robisz?! Przecież zrobiła co chciałeś. - krzyknął na swojego tymczasowego szefa.
- Nie chciała po dobroci, więc ma zapłatę. A teraz do widzenia. - zerwał klucz wiszący na sznurku z szyi Mikaelsona, następnie podbiegł do drzwi i w kilka sekund znów dało się słyszeć szczeknięcie zamka.
- West. - darł się Kol, który w tym momencie zostawił Bonnie i ruszył za nim.
- Naprawdę myślałeś, że się nie zorientuje, że chcesz mnie wykiwać Mikaelson? - spytał już z drugiej strony. - Pomyliłeś się. - odpowiedział mu z uśmiechem. - Teraz na nowo możesz zabawiać się z tą studentką. Na pewno będzie wam tutaj gorąco. - powiedział na odchodne i ruszył w stronę wyjścia z domu.
- Nate! Otwórz nas. - krzyczał ale brunet już dawno zniknął im z oczu i nawet nie było go słychać. W tym momencie znów spojrzał na Bennett. Nie było z nią dobrze, krew szybko wypływała z rany. Rozerwał prześcieradło, próbując w jakiś sposób zatamować krwotok. Obwinął jej rękę białym materiałem mocno zapinając. Bonnie od czasu do czasu wydała z siebie jęk bólu. Wiedział, że taki opatrunek nie pomoże im na długo. Klaus musi się tu zjawić jak najszybciej. Podszedł do małego okna, z którego widać było tylko kawałek ulicy i jedną z części domu. Pokój w którym przez cały ten czas była więziona mulatka znajdował się w piwnicy, prawie pod Ziemią, Okno, które w nim było znajdowało się zaraz na powierzchni. Kol podszedł do niego próbując znaleźć jakieś wyjście. Widział jak wszyscy agenci Nathaniela się stąd wynoszą w pośpiechu. O co chodzi?- pomyślał. Wtem jego oczom ukazała się połowa budynku, zauważył, ze biją od niej płomienie. Nie wierzył, że mogło być jeszcze gorzej, a jednak. Dom się palił.

Hejka! No trochę lepszy niż ta nieszczęśliwa ósemka. W tym tygodniu dodam, na pewno jeszcze dziesiątkę, ponieważ od 23 do końca wakacji mnie nie ma i nie mam pojęcia, czy uda mi się dodać coś w tym czasie. Rozdziałów najprawdopodobniej będzie 13! Piszę właśnie 12, a plan na ostatni mam już w głowie i czuję, że napiszę go szybko. Tak więc na pewno skończę pisać to opowiadanie w te wakacje. Nie jestem tylko pewna czy zdążę je całe opublikować. Ale najwyżej stanie się to w pierwszych tygodniach września. Pozdrawiam!
xxx

sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział VIII

Szatynka wpatrywała się w dziewczynę, która została z nią w mieszkaniu. Wyglądała na miłą. Jej blond fale opadające na ramiona podkreślały jej piękną urodę. Niebieskie oczy wpatrywały się w jej, a widać w nich było smutek i niezrozumienie. Elena postanowiła, że skoro ta dziewczyna wie o niej trochę, to czas by jej o tym opowiedziała, być może będzie to jakiś sposób na przywrócenie wspomnień. Chciała się odezwać i rozpocząć pytania ale coś jej nie pozwoliło. Rebekah zauważyła, że najprawdopodobniej w umyśle dziewczyny toczy się jakaś walka, więc rozpoczęła rozmowę.
- Naprawdę nic nie pamiętasz? - nie umiejąc sobie tego wyobrazić w jaki sposób można utracić wszystko, blondynka postanowiła że chce dowiedzieć się co czuje studentka.
- Kompletnie nic. - odpowiedziała. - Kiedy obudziłam się tutaj, nie miałam pojęcia co się dzieje. Ogarnął mnie taki strach. Totalna pustka. - zaczęła mówić Gilbert.
- Nie potrafię sobie tego uświadomić. - swoje przemyślenia wypowiedziała na głos. - W takim razie pytaj o co tylko chcesz a ja postaram Ci się jak najwięcej rzeczy opowiedzieć. - na twarzach dziewczyn pojawił się uśmiech, zaczynały rozluźniać się w swoim towarzystwie.
- Dobra, zacznę może od tego... Co ja tutaj robię? Znaczy się, wiem że miałam wypadek, że wy jesteście moimi przyjaciółmi i tutaj studiujemy. Ale gdzie ja mieszkam normalnie, co studiuję? - te pytanie wypadały z taką szybkością, że koleżanka musiała ją uspokoić.
- Spokojnie. - powiedziała. - No więc od początku. Poznałyśmy się tutaj kiedy rozpoczął się semestr. Studiujesz dziennikarstwo. Caroline jest na medycynie a Bonnie na prawie. Przyjechałyście..- nie pozwoliła jej dokończyć.
- Caroline, Bonnie? - spytała. Na twarzy blondynki pojawiło się zdziwienie, ale momentalnie je zakryła. Jasne, nie pamięta niczego, nawet swych przyjaciółek.
- Caroline i Bonnie to twoje przyjaciółki. Przyjechałyście z Mystic Falls. Chciałyście się oderwać od rzeczywistości, ponieważ tam miałyście kłopoty. - zaczęła na nowo jej tłumaczyć.
- Gdzie one teraz są? - zapytała i tym razem nawet blondynka nie mogła na to odpowiedzieć. Bo tak właściwie, to gdzie one są? Miały jechać do swojego rodzinnego miasta. Czy one w ogóle wiedziały co się stało Elenie? Zapadła chwila ciszy, którą w końcu przerwała dziewczyna.
- Tak naprawdę to nie wiem. - zaczęła się jąkać. - Stefan mówił mi, ze pojechałyście do domu na parę dni. Żadna się ze mną nie kontaktowała, a ja się o to nie pytałam. Być może chłopaki dopiero do nich zadzwonili i już niedługo sie pojawią. Naprawdę nie wiem. - zaczęła nad tą sprawą zastanawiać się.
- Dobra nie ważne. - skomentowała. - Więc ja jestem na dziennikarstwie, tak? - chciała się upewnić.
- Tak - odpowiedziała jej. - Jesteś świetna. Uwierz, piszesz najlepsze artykuły, ale twoje powieści są jeszcze lepsze.
- Powieści? - nie do końca wierzyła w słowa dziewczyny. - Piszę książkę?
- Wiesz to jest tak, że na razie piszesz "do szuflady" i wszyscy namawiamy cię, byś swoje pomysły wysłała do jakiegoś wydawnictwa, ale ty się upierasz że nie są wystarczająco dobre. - odpowiedziała. - A są świetne! - wykrzyknęła. - Nawet Stefan tak mówi, a on jest w tym naprawdę dobry. - Elena uśmiechnęła się. Musiała przyjaźnić się z tą dziewczyną. Teraz bardzo dobrze się rozumiały.
- Stefan? - kolejne pytanie. - To twój chłopak? - na twarzy blondynki pojawił się szczery, rozmarzony uśmiech.
- Tak - powiedziała - jesteśmy parą. Tutaj się poznaliśmy, jest cudowny. - Elena też się roześmiała. Skoro już weszły na taki temat, to czemu ma nie spróbować.
- A czy ja.. Mam chłopaka? - zapytała uciekając wzrokiem.
- Oh, - zaczęła Rebekah. - Szkoda, ze nie pamiętasz ilu do Ciebie startowało. - roześmiała się. - Ale ty nikogo nie dopuściłaś do siebie, bo czekasz na tego jedynego. - odpowiedziała jej. - Chociaż wydaje mi się, że jest ktoś kto wreszcie ci się spodobał. - Szatynka popatrzyła zdziwiona na nią, czekając aż ona dalej rozwinie swoją wypowiedź. - Damon! - krzyknęła. - Poznaliście się na imprezie i nie spuszczaliście ze siebie wzroku. - uśmiechnęły się. Elena coś takiego podejrzewała, ale miała cichą nadzieję że okaże się to prawdą.
- Ale nie jesteśmy razem? - zapytała, dla upewnienia się.
- Kwestia czasu. - odpowiedziała jej. - Widzisz jak się Tobą zajmuje. Więc dobry wybór moja droga. - objęła za ramiona dziewczynę - W końcu rodzina Salvatore najlepsza! - po tych słowach wybuchnęły gromkim śmiechem i opadły na łóżko. Mogły tak rozmawiać i rozmawiać. Elena czuła się dużo lepiej. Prawie zapomniała o tym, że o niczym nie pamięta.

Dzień był chłodny, pojawiła się też mgła ale nie uniemożliwiała ona obserwacji otoczenia. Bracia Salvatore przemierzali ulicą osiedle i rozpatrywali się aby na nowo znaleźć miejsce, gdzie ostatnim razem prawie zderzyli się z wyjeżdżającym samochodem. Damon znów był kierowcą, postanowił się skupić i swój umysł zająć teraz jedynie znalezieniem mulatki. Wszystkie uczucia jakie towarzyszyły mu gdy tylko pomyślał o Elenie odsunął teraz na bok. Stefana za to dręczyło poczucie winy. Okłamywał osobę, na której mu zależało. Sam zawsze wymagał prawdy i szczerości a mimo to nie zachowywał się tak względem Rebeki. Tak więc, przemierzali tę drogę w ciszy. Żaden z nich się nie odzywał. Mimo, że właśnie do tego byli wyszkoleni, to w tym momencie pragnęli by to wszystko się już skończyło. Z reguły z łatwością wykonywali swoją pracę. Gdy trzeba było być bezwzględnym tacy byli. Tylko, że w tym przypadku prócz chęci wykonania porządnie misji wchodziły również uczucia. I tu się wszystko komplikowało.
Jechali dalej, nic nie pomagało w odnalezieniu ustalonego celu. Po chwili jednak, Stefan zauważył zielony dom. Pamiętał, że zwrócił na niego uwagę tamtej nocy. Zaraz za nim stał kolejny, tym razem w kolorze kremowym. Podjazd. Po chwili zastanowienia, postanowił że jest to chyba to czego szukają.
- Damon - zwrócił się do brata. - Nie jestem pewny, ale wydaje mi się, że to tutaj było. - ruchem ręki wskazał na dom. Salvatore zajechał przed niego i wyłączył silnik. Wydawało się, że wewnątrz nikogo nie było. Wolnym więc krokiem wysiedli i zbliżyli się do budynku. Nie rozmawiali. Początkowo obeszli dom, ale zaraz potem postanowili, że być może wewnątrz znajdą jakąś poszlakę. Stefan zapukał do drzwi, odczekali parę sekund, ale nikt nie pojawił się. Ponowił czynność. Sekunda. Dwie. Dziesięć. Zero. Pustka. Mieli już odejść, ale coś tknęło Damona i nacisnął na klamkę. Drzwi bez problemu uchyliły się. Blondyn uniósł jedną brew, gdyż zdziwił go ten fakt. Popchnęli drewniane wrota i cichym krokiem weszli do środka. Dom wyglądał całkiem zwyczajnie. Panował jednak w nim chaos, jakby ktoś szybko się stąd zbierał. W korytarzu na stoliku stała popielniczka. Dalej znajdowały się schody prowadzące na piętro. U góry nic nie znaleźli. Normalne pokoje, w jednym była sypialnia i rozkopane łóżko. Ktoś tutaj spał. Niestety szafy i komody były puste. Kilka sprzeczności, bo jakim cudem mógł tu mieszkać ktoś, kto nie posiadał żadnych swoich rzeczy. Zeszli znów na parter. Sprawdzili go ale tak jak poprzednio nic nie odnaleźli. Damon zauważył jakieś drzwi. Wskazał na nie do brata, który momentalnie zorientował się o co chodzi. Mimo, ze byli już pewni że są tutaj sami nadal ze sobą nie rozmawiali. Otworzyli je, te były szklane. Za nimi rozciągały się schody. Niestety brak okien spowodował, że musieli zaświecić światło. Udało się, to znaczyło że prąd w tym domu był. Zeszli po około kilkunastu stopniach i znów stanęli przed drzwiami. Szczęście tym razem było z nimi, gdyż i te były otwarte. Ich oczom ukazał się z pozoru zwykły pokój. Żaluzje były zasunięte, przez co nie docierała do niego żadna oznaka czy to dzień czy noc. Na środku leżał upuszczony długopis. Niby zwykła sprawa, ale jako agenci musieli na wszystko zwracać uwagę. Na łóżko leżały sznury. Salvatorowie byli pewni, że to tutaj trzymano Elenę. Stefan podszedł do łóżka i odsunął je. Zauważył telefon. Telefon Gilbert.
- To  tutaj. - powiedział brunet, przyglądając się bratu.
- Tak, ale Bonnie tutaj nie ma. - skomentował. Patrzyli sobie w oczy, tak naprawdę niczego sensownego się nie dowiedzieli. To było najgorsze.

Był wściekły. Ta dziewczyna z każdą chwilą robiła coś, co on nigdy w życiu by nie przewidział. Zaskakiwała go. Tym razem nie cieszył się z jej niespodzianki. Zjadł przez nią tyle nerwów. Nie mógł zaprzeczyć, wywoływała u niego natychmiastowy przypływ adrenaliny,a to uwielbiał. Niestety w tym momencie nadal był mocno wkurzony. Kiedy zaczęła na niego krzyczeć, był o krok od wyjawienia jej wszystkiego ale obiecał coś Liz i dotrzyma tego słowa. Jakby na zawołanie, telefon zawibrował. Mikaelson wziął go w dłoń i zaczął czytać otrzymaną wiadomość.
 " Green Street za godzinę. Będzie tam czekał mój przyjaciel. Wysoki brunet w Mercedesie. Jeszcze raz dziękuję.
                                                                                                                      Elizabeth."
Nikt nie wiedział, gdzie się znajdują więc Klaus nie mógł być zły o tak dalekie miejsce spotkania. Nie chciał zostawiać dziewczyny samej na tak długi czas, ale wiedział że musi. Wpadł na pewien pomysł, który wiedział że nie spodoba się Caroline. Jednak nie ma zamiaru teraz na to patrzeć. Wziął klucz i podszedł pod drzwi dziewczyny. Nie wiele myśląc przekręcił go. Blondynka słyszała wszystko i zastanawiała co się dzieje. Podbiegła więc do drzwi ale mimo prób nie chciały  się otworzyć.
- Klaus?!- krzyknęła. - Co ty robisz?- jej złość nie zmniejszyła się od ostatniego razu.
- Muszę załatwić jedną sprawę. - powiedział - Ale skoro ty mnie nie słuchasz i mimo moich poleceń opuszczasz dom, muszę zastosować radykalne kroki. - odpowiedział równie poddenerwowanym głosem.
- KLAUS! - krzyknęła. - Idioto! Otwórz mnie! - niestety Klaus nie przejmował się jej wołaniem. Złapał za swoją skórzaną kurtkę i kluczyki od motocykla. Zamknął dom i pomknął w umówionym kierunku.

Nathaniel siedział znów w swoim biurze. Uwielbiał to miejsce, ale tak czy inaczej marzył aby zastąpić je takim w którym będzie sprawował władzę o którą teraz walczył. Usłyszał ciche pukanie do drzwi, chwilę potem nastąpiło ponownie, tyle że głośniej.
- Kto tam?- warknął swoim nieprzyjemnym głosem. Drzwi się uchyliły a w progu pojawiła się osoba, którą najmniej o to podejrzewał. - Tyler. - powiedział a na twarz natychmiast wpłynęły dwa uczucia. Radość i gniew. - Widzę, że sam przyszedłeś po swoją karę. - wysyczał, powoli podchodząc do mężczyzny. Twarz bruneta zdradzała wielkie zdenerwowanie i strach, ale mimo to próbował się z tym maskować.
- Posłuchaj mnie. - powiedział a jego głos z początku lekko zadrżał.
- Mam Cię słuchać? - zakpił. - Co ty sobie wyobrażasz?- tym razem znów stał się nieprzyjemny.
- Nate mam propozycje. - Przełożony wybuchnął nieszczerym śmiechem.
- Jesteś bezczelny. - powiedział mu. - Powinienem teraz zastanawiać się jak chcę abyś odpłacił swoją głupotę, ale wiedz że mam dobre serce i sam możesz sobie wybrać w jaki sposób ma się to stać.
- Nate, wiem że zawaliłem. - rozpoczął swoim marnym i błagającym tonem głosu. - Ale mogę teraz się zrehabilitować. - patrzył na bruneta z przerażeniem.
- O tak. Zawaliłeś. - powiedział, ale coś w nim drgnęło i postanowił dowiedzieć się co ten chłopak ma mu do zaoferowania. - O co ci chodzi? - spytał ale nie pokrzepiło to rozmówcy.
- W Mystic Falls spotykałem się z Caroline Forbes. Wiem, że tylko ona Ci została. Po tym wszystkim wydaje mi się, że ona o nas wie i własnowolnie niczego nie podpiszę. W dodatku nie wiemy gdzie się znajduje. - czekał z niecierpliwością, co ten chce mu powiedzieć. Po chwili ciszy mężczyzna kontynuował.- A więc znalazłem sposób aby sama do nas przyszła i zgodziła się na wszystko. - zaintrygowało to Westa. Odsunął się od bruneta i odpalił papierosa.
- Jaki sposób? - zapytał od razu.
- Byliśmy ze sobą blisko, dlatego sądzę że jeśli dowie się, że ja jestem w niebezpieczeństwie postara się zgodzić na każdy krok byle tylko mnie uratować. - powiedział tym razem już pewnym głosem. Mężczyzna, który zaciągał się tytoniem rozpoczął zastanawiać się nad tym wszystkim. Może to nie był głupi pomysł. Jeśli młoda Forbes jest jak matka, to rzuci wszystko by tylko ratować osoby na których jej zależy.
- Powiedzmy, że rozważę tę opcję. - odpowiedział. - Co wcale nie oznacza, że już na nią przystałem. Jednak jeśli ona wypali to daruję ci tamtą porażkę. - kolejne mocne zaciągnięcie się bruneta.
- Dzięki Nate. - odpowiedział mu Tyler i po tych słowach oddalił się. 

Ulica była wyjątkowo pusta mimo dopołudniowej pory. Klaus jechał prosto aż do momentu, gdy zauważył stojącego na poboczu mercedesa. Zatrzymał się, ale nie zsiadł ze swojego motocykla. Jeśli to ten mężczyzna ma mu przekazać list od Szeryf Forbes to najprawdopodobniej podejdzie. Tak też się stało. Nie minęło sporo czasu, gdy z auta wysiadł wysoki brunet. Opis się zgadzał. Mikaelson nic nie wiedział o tym człowieku ale skoro Liz mu ufa to on nie może się sprzeciwiać. Przeciwnie znów było z kierowcą samochodu. Ten wiedział dość sporo na temat Klausa Mikaelsona. Cóż się dziwić, jeśli w tak młodym wieku osiągnął tak wiele i był uważany za jednego z najlepszych. W pełni oddawał się on swojej pracy. Stanęli teraz naprzeciw siebie. Brunet w ręce trzymał białą kopertę.
- Tim. - wyciągnął rękę by się przywitać i oficjalnie zapoznać.
- Klaus - odparł chłodno blondyn.
- To od Liz. - powiedział i wręczył mu otrzymaną wiadomość.
- Przekażę Caroline. - po tych słowach zapalił silnik od motocykla i ruszył przed siebie. Tim spodziewał się, że tak to się skończy, wsiadł do auta i również odjechał.
Mikaelson mimo, ze nikogo nie zauważył postanowił pobłądzić chwilę, w razie czego musiał zgubić osoby które mogłyby go śledzić. Kiedy upewnił się, że jest już bezpieczny i może spokojnie wracać, popędził ustaloną drogą. Myślami znów zawładnęła dziewczyna. Nie poznawał siebie. Mimo wszystko chciał dać jej ten list i załagodzić całą dzisiejszą akcje, musiał przyznać, że był chyba zbyt ostry. Przemierzał kolejne kilometry nie zważając na mijające go samochody. Rozmyślenia zawładnęły nim całym, przez to nie dostrzegł, że ktoś obserwuje jego jazdę.

Otworzyli drzwi i zauważyli zanoszące się od śmiechu dziewczyny. Ze zdziwionymi minami weszli do środka. Studentki na chwilę zamilkły ale następnie znów wybuchły gromkim śmiechem.
-Widzę, że się dobrze bawiłyście - skomentował Damon, na twarzy którego również pojawił się uśmiech. Podobał mu się widok takiej roześmianej i rozradowanej Eleny.
- Bardzo dobrze. - odpowiedziała mu Rebekah.
- A można wiedzieć dlaczego tak bardzo wam do śmiechu? - tym razem głos zabrał Stefan.
- Opowiadałam coś Elenie. - odparła mu jego dziewczyna. Uniósł jedną brew w pytającym geście z wyczekiwaniem aż nadal będzie kontynuować swoją wypowiedź.
- Rebekah mówiła mi, jak to na jednej z imprez podobno wypiłyśmy trochę za dużo - znów pojawił się uśmiech - i Caroline... - w tym momencie zamilkła gdy zauważyła minę swojej przyjaciółki, ta natychmiast się odezwała.
- Cicho Elena! - zaśmiała się - To są faceci, lepiej niech nie wiedzą. - mężczyźni popatrzyli się na siebie w momencie, gdy znów usłyszeli głośny śmiech. Damon podszedł do stolika, na którym zauważył pustą butelkę po winie. Podniósł ją i pokazał bratu.
- Już wiem, czemu się tak dobrze bawicie.- uśmiechnął się.
- Rebekah...- zaczął surowo Stefan - miałaś zająć się Eleną a nie ją upijać.
- Przecież nie jesteśmy pijane - odpowiedziała mu wstając z łóżka. Miała racje, owszem napiły się trochę trunku ale nie były pijane, nie były nawet podpite, dobry humor same sobie zapewniły.
- Nie ważne. - odparł już łagodniejszym głosem. Dziewczyna w tym momencie spojrzała na zegarek. W sumie nigdzie się nie spieszyła ale nie mogła przesiadywać tu całymi dniami. W dodatku Elena była tyle co po wypadku, powinna trochę odpocząć. Być może wino nie było najlepszym pomysłem. Ale tak czy inaczej bawiły się w swoim towarzystwie dobrze.
- Myślę, że powinnam już iść - odezwała się blondynka. - Elena musi odpocząć, w końcu tyle ostatnio przeszła a ja muszę jeszcze wstąpić do biblioteki po książkę. Whitmore jest straszny, męczy nas jak nie wiem. - potem zwróciła się do dziewczyny - Jak tylko wrócisz na zajęcia znów się nam zacznie "To może pani Gilbert nam wyjaśni o co chodzi, skoro tak dobrze bawi się z koleżanką obok" - znów salwa śmiechu.
- Nie chcę żebyś szła. - odezwała się w końcu szatynka.
- Muszę, ale nie martw się jutro tutaj  na pewno wstąpię. - powiedziała i podeszła do studentki. Mocno się uściskały na pożegnanie. - Do zobaczenia. - zakończyła.
- Pa Rebekah. - powiedziała - Dziękuję za dziś. - dodała a te słowa wywołały na twarzy blondynki szczery uśmiech.
- Jadę z Tobą. - odezwał się blondyn i ruszył zaraz za dziewczyną. Chciał spędzić trochę czasu z Rebeką a przede wszystkim opowiedzieć jej chociaż w małym stopniu o wszystkich rzeczach. Kiedy wyszli i drzwi za nimi się zamknęły brunet zorientował się, że znów jest sam w pokoju z dziewczyną. Tropiła go sprawa Bonnie, ale nic nie mógł zrobić. Poinformowali Forbes o budynku. Jej ludzie mieli go sprawdzić i jeśli znajdą jakiś trop to ich poinformować. Podszedł do barku i wyciągnął kolejną butelkę wina. Co jak co ale miejsce na alkohol było zawsze wypełnione odpowiednimi trunkami.
- Skoro z Rebeką tak dobrze się bawiłaś, to kontynuujmy to. - powiedział i uniósł jeden kącik ust w charakterystycznym dla siebie uśmiechu.
- Myślę, że nie jest to zły pomysł. - odpowiedziała mu. Usiedli przy stole, ówcześnie znajdując dwa kieliszki. Ta rozmowa mogła dużo dać obojgu. Być może wyjaśnią sprawy, które tak bardzo ich tropiły. Gdy napój został rozlany do naczyń zaległa cisza i tylko wpatrywali się sobie w oczy.

Zeszli po schodach i już chwilę później znajdowali się sami na zewnątrz. Stefan nie był rozmowny, cała sytuacja go przytłaczała. Strach o Bonnie nasilił się w momencie gdy jej nie odnaleźli a teraz jeszcze pozostawała mu do wyjaśnienia cała sprawa z Rebeką. Wtem ich oczom ukazał się dawno nie widziany blondyn.
- Matt, gdzieś ty się podziewał? - wykrzyczał Salvatore. Dziewczyna nie miała pojęcia, że dość dawno nie zawitał on w ich mieszkaniu, dlatego w spokoju wpatrywała się w nich i przysłuchiwała ich rozmowie.
- Miałem urwanie głowy w barze a w dodatku poznałem fajnego kolesia, który był dość załamany i skończyło się na tym, że byliśmy tak pijani, że zostałem u niego na noc. - zaśmiał się. Stefan nie chciał już w to wnikać, gdyż teraz przed nim stało gorsze zadanie. Matt nic nie wie o amnezji Eleny. - Dobra widzę, że wychodzicie więc nie będę Was zatrzymywał. - powiedział i uśmiechnął się do pary.
- Jasne. - odpowiedział mu chłopak. - Matt poczekaj. - zatrzymał go, gdyż ten miał zamiar już ruszyć do mieszkania. - Musisz o czymś wiedzieć. - na twarzy blondyna pojawiła się ciekawość. - Elena jest u nas w mieszkaniu. Ona miała wypadek i straciła pamięć. - mówił na jednym tchu a ciekawość zastąpiło zdziwienie. Po chwili jednak uśmiechnął się i odpowiedział.
- Tak Stefan. Prawie się nabrałem. Do zobaczenia. - odpowiedział i już chciał odejść ale blondyn zatrzymał go poprzez złapanie za rękę.
- To nie są żarty. To jest prawda. Dlatego proszę Cię bądź ostrożny. - to mówiąc puścił kolegę i zwrócił się do Rebeki. - My już musimy lecieć. - zostawił zdezorientowanego mężczyznę.
- Ale jak to? - zawołał jeszcze za nim, nic nie rozumiejąc.
- Damon wszystko Ci wyjaśni. - odpowiedział a przy tym pomyślał, że przecież jego brat i Matta będzie musiał okłamać. Odrzucił te myśli od siebie, wziął dziewczynę za rękę i obydwoje podeszli do auta Salvatore, którym po chwili odjechali.
Droga do domu Rebeki nie była długa. Już po kilku minutach znaleźli się na swoim miejscu. Blondyn ruszył za dziewczyną by odprowadzić ją do mieszkania. Miał cel. Musiał go wykonać. Zrozumiał, że zależy mu na niej bardziej niż na kimkolwiek innym i musi jej wszystko opowiedzieć. Stanęli pod drzwiami naprzeciw siebie. Oczy blondynki zaiskrzyły, zbliżyła się do Stefana i złożyła na jego ustach pocałunek. Oddał go. Z chwili na chwilę stawał on się szybszy, bardziej namiętny. Otworzyła drzwi i wpuściła ich do środka. Mężczyzna nadal całował dziewczynę. Ona przyciągała go bliżej siebie wplatając swoje ręce w jego włosy. Jego zaś spoczywały na jej talii. Niestety w głowie mężczyzny zaświeciła się lampka. Oderwał się od niej a ona zdziwiona nadal na niego patrzyła.
- Przepraszam Bekah. Chciałbym i to bardzo ale muszę już iść. - skłamał na miejscu. Ona tylko pokiwała głową na znak zrozumienia ale czuła się zawiedziona. W końcu dawno nie mieli chwili dla siebie, coś zaczęło ich dzielić i nie podobało się jej to. Ostatni raz go pocałowała. Wyszedł od niej z mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Nigdy nie czuł się tak źle. Stchórzył.

Wiatr coraz bardziej wzmagał. Późne popołudnie stało się chłodniejsze niż poranek. Klaus odstawił swój motocykl i trzymając wciąż zaciśniętą kartkę w dłoni ruszył w stronę domu. Otworzył drzwi a następnie wszedł sprawnym krokiem po schodach. Po przeczytaniu tego listu, Caroline dowie się wszystkiego. Przekręcił kluczyk. Nie wszedł od razu, mimo wszystko zapukał i czekał aż dziewczyna sama go wpuści. Zdawał sobie sprawę, że może ona nie być w najlepszym humorze. Nie otwierała, spodziewał się tego. Uchylił lekko drzwi i natychmiast ujrzał siedzącą postać na parapecie, która wpatrywała się w krajobraz za oknem.
- Czego chcesz? - spytała zimnym ale już nie tak głośnym tonem jak przy ich ostatniej rozmowie, albo kłótni.
- Caroline, mam coś dla Ciebie. - powiedział i on również przestał się na nią złościć. Po tych słowach wyciągnął w jej stronę przyniesioną kopertę. - To list od twojej matki. Myślę, że powinnaś go przeczytać. Być może dzięki niemu się wiele dowiesz. - Patrzyła na niego i nie wiadomo dlaczego bała się przyjąć wiadomość. Czy tak naprawdę chciała wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi? Odwróciła od niego głowę znów spoglądając przez przeźroczyste szkło. Zapadła cisza, żadne z nich się nie odzywało. W końcu Mikaelson podszedł do biurka i zostawił na nim przyniesiony biały arkusz. Nic już więcej nie mówiąc wycofał się i wyszedł z jej pokoju.
Kiedy dziewczyna została sama jej spojrzenie powędrowało w stronę biurka. Zeszła z parapetu i przechwyciła kopertę. Była śnieżnobiała z jednym tylko napisem "Caroline". To pismo poznała od razu. Należało ono do szeryf Forbes, jej mamy. Otworzyła kopertę i wyciągnęła z niej złożoną białą kartkę. Rozłożyła ją a jej oczom ukazał się czarny tekst. Oczy powędrowały za literkami a rozum próbował zrozumieć sens czytanych słów.
"Droga Caroline
Tak dawno z Tobą nie rozmawiałam i nawet nie wiesz jak bardzo tęsknie za tym by usłyszeć twój głos lub zobaczyć uśmiech. Jednak jak na razie mogę go sobie jedynie poprzypominać, gdyż niebezpieczeństwo w jakim się znajdujesz nie pozwala mi na to. Nie wiem od czego zacząć...
Być może od słowa 'przepraszam'. Córuniu przepraszam Cię, że nie powiedziałam Ci wcześniej prawdy i dowiadujesz się o tym w taki sposób. Nasza rodzina jest wyjątkowa. A raczej wykonuje wyjątkowe zadanie. Działamy w pewnej organizacji, która skupia bardzo wiele dziedzin życia. Kierujemy nią. W wieku 20 lat, to ty powinnaś ją przejąć ale moja duma i strach o Ciebie mi na to nie pozwalały. ALL kieruje sądami, szpitalami, mediami niemal wszystkim znajdującym się w naszym stanie. Ja nie jestem tylko szeryfem Mystic Falls. Jestem przewodniczącą tego wszystkiego. Jak do tej pory układało się nam bardzo dobrze. Działaliśmy sprawnie, bez problemów. Niestety ostatnim czasem pojawiły się osoby, które chcą nam to popsuć. Odebrać kontrolę nad obecną harmonią. W tym też celu mój wróg Nathaniel West, który zorganizował akcje przeciwko nam, zaplanował osiągnięcie władzy dzięki Wam. Tak, mówię Wam, gdyż ty, Elena i Bonnie jesteście obecnie jego dostępem do tego. Władza należy do Was i  on pragnie ją zdobyć. Zaginięcie Bonnie nie było przypadkiem. Może nie powinnam ale musisz wiedzieć, że do tej pory jej nie odnaleźliśmy. Szukamy jej. Wszyscy moi ludzie próbują znaleźć jakiś trop. Jeśli chodzi o Elenę, to ona również została porwana, ale bracia Salvatore ją przechwycili. Tak... Stefan i Damon są agentami. Mieli czuwać nad Wami. Nie mamy pojęcia, czy West dostał już w jakimś stopniu to o co walczy. A chodzi mu o to, aby uzyskać waszą zgodę na przejęcie przez niego organizacji. Musi mieć podpisy was 3. Elena, owszem została odzyskana ale tak naprawdę, to nie wiemy czy na niej wymusił już zgodę. Bo jest jeszcze jedna sprawa. Gdy została znaleziona, okazało się, że ma amnezje i niczego nie pamięta. Domyślam się, ze to wszystko jest dla Ciebie ogromnym szokiem. Przepraszam, ze nigdy Ci o tym nie opowiedziałam. Będę mieć z tego powodu wyrzuty do końca życia. Ale proszę Cię o jedno. Zostałaś tylko ty. Wiemy że jesteś bezpieczna. Niklaus Mikaelson jest naszym najlepszym człowiekiem. Zajmie się Tobą i nie pozwoli Ciebie skrzywdzić. Bądź mu posłuszna i wykonuj jego polecenia. On wie co robi. Może nigdy mi nie wybaczysz, ale teraz pragnę tylko Twojego bezpieczeństwa. Obiecuję, że ten koszmar już niedługo się skończy.
                                                                                                                                                  Mama"
Przez chwilkę wpatrywała się jeszcze w kartkę. Strumienie łez płynęły po jej policzkach. Nie mogła w to wszystko uwierzyć. Całe życie była okłamywana. A teraz nie ma pojęcia co stało się z jej przyjaciółkami. Elena straciła pamięć a Bonnie nie wiadomo, czy żyje. Szloch ogarnął całym jej ciałem. Odrzuciła papier od siebie i usiadła na podłodze, opierając się o łóżko. To wszystko ją przytłaczało, nie mogła sobie z tym poradzić. W tym momencie została sama i nie wiadomo czy i ona za niedługi czas nie zostanie porwana i być może zabita.

Położył się na łóżku, rozmyślając o wszystkim. Jedno wiedział na pewno. W tym momencie musi dać czas i spokój dziewczynie. Nie potrafił wyobrazić sobie co czuje. Była zwykłą studentką, której w jednym momencie świat stanął do góry nogami. Usłyszał cichy trzask otwieranych drzwi. Świadczyło to o tym, że może dziewczyna wyszła z pokoju i uda się zaraz do niego. Co on wtedy zrobi? Co zrobi, gdy zobaczy spłakaną kobietę? Odsunął myśli od siebie, gdyż tupot nóg świadczył, że zbiegła po schodach. Mimo wszystko postanowił jej teraz nie zatrzymywać. Drzwi wyjściowe były zamknięte, więc nie wyjdzie na zewnątrz. Teraz usiadł na łóżku i przysłuchiwał się poczynaniom dziewczyny. Po kilku minutach znów usłyszał kroki na schodach i zamykanie drzwi. Nie wiedział co w tym momencie zrobiła, ale dał jej chociaż odrobinę wolności. Wieczorem pójdzie sprawdzić co u niej. Teraz jednak musi ona wszystko spokojnie przemyśleć. Sama.

Witam, witam, witam! Dobra wiem, wiem że ten rozdział jest tak nudny, że nawet mi samej chcąc go w miarę sprawdzić nie chciało się go czytać. Ale no musiałam. Tu nie chodzi o to jak napisane, tylko co. A musiałam jakoś całą akcje rozwinąć więc takie coś powstało. Przepraszam, przepraszam, przepraszam! A teraz jak zwykle spoiler... Kolejny rozdział jest hmm.... pojawi się na pewno Klaroline i Kennett. Trochę już zmierzamy, choć wolnymi krokami ku końcowi. Życzcie mi szczęścia bym tego nie zawaliła. Pozdrawiam!
xxx

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział VII

Siedział na fotelu i opróżniał już drugą butelkę whisky. Złość jaka od niego emanowała rozciągała się w promieniu kilkunastu kilometrów. Jak się dziwić? Przecież zawalił, poległ na całej linii. On – Tyler Lockwood zaprzepaścił swoją szansę na zdobycie władzy. Zadanie jakie otrzymał nie było trudne. Gdyby tylko w tamtym momencie oglądnął się i zaczekał aż samochód Salvatorów przejedzie. Wszystko by się ułożyło. Gniew i upojenie alkoholowe dawały o sobie znać. Złapał on butelkę w dłonie i z całej siły uderzył o ścianę motelowego pokoiku. Nie mógł sobie przebaczyć, bo gdyby Nathaniel teraz go gdzieś zobaczył, byłoby po nim. Złapał się za głowę, usiłując wymyślić cokolwiek, co naprawi jego położenie. Tylko co? Nie chciał być, jak jego dziadek. To on spowodował, że rodzinę bruneta usunięto z organizacji. W ich żyłach od zawsze płynęła chęć uzyskania całkowitej kontroli. John Lockwood popełnił błąd, który ich sporo kosztował. A mężczyzna nie chciał być taki jak on. Chwiejnym krokiem podszedł do okna i patrzył przez nie na ruchliwą ulicę. Miał tylko zabić Elene. Tylko? Czy tak naprawdę byłby w stanie zabić swoją dawną przyjaciółkę. Potrząsnął głową, nie ona niebyła już dla niego kimś bliskim, nigdy niebyła. Jest wrogiem, a ich trzeba się pozbywać. Tok myślenia jaki przybrał chłopak był niepoprawny, wręcz chory. Znów przed jego oczami pojawił się obraz byłej dziewczyny. Caroline Forbes. Na twarzy pojawił się uśmiech. Wiedział co musi zrobić.

Tym razem blondynka obudziła się bardzo wcześnie. Zamknęła jeszcze oczy na chwilę, bo być może sen znów by ją ogarnął. Niestety, tak się nie stało. Usiadła więc na łóżku zastanawiając się co może zrobić. Klaus na pewno jeszcze śpi. Wczorajszego dnia po ich krótkiej rozmowie zaszyła się w pokoju. Ten przyszedł do niej i spytał, czy wszystko w porządku. Ale ona tak naprawdę nie wiedziała, jak się czuję. Niby nic się jej tu nie dzieje, wydaje się, że jest bezpieczna, no ale przecież nawet nie wie po co i dlaczego się tutaj znajduje. Caroline podeszła do szafy, z której po chwili wyjęła szare dresy i bluzę w tym samym kolorze. Założyła czarną bokserkę i trampki. Chciała iść pobiegać, kochała to. Wybrane buty, nie należały do najodpowiedniejszych do takiego sportu, ale nic innego tutaj nie miała. Spięła włosy w kucyk i po cichutku wyszła z sypialni. Zeszła po schodach i zachowując spokój otworzyła drzwi wyjściowe. Wyszła, a pogodę jaką zastała bardzo polubiła. Nie świeciło słońce. Niebo było zachmurzone ale odpowiadało to dziewczynie. Nie zważając na nic ruszyła prosto przed siebie.

Salvatore wchodził do kuchni, w której zauważył już siedzącego brata. Bawił się urządzeniem namierzającym i mimo, ze wiedział iż go spostrzegł to nie podniósł głowy. Nalał sobie herbaty do ogromnego kubka i usiadł naprzeciwko.
- Co robisz? – zagadnął. Brunet wyglądał dużo lepiej od wczoraj. Sen zregenerował siły.
- Próbuję namierzyć Bonnie. – nacisnął jakiś przycisk, który na nowo uruchomił maszynę. – Ale nic nie mam. – teraz wreszcie popatrzył na  brata.
- Myślę, że powinniśmy pojechać tam gdzie znaleźliśmy Elenę. Być może zastaniemy tam cokolwiek. Jakieś wskazówki. – pociągnął kolejny łyk napoju wpatrując się w Damona. Domyślał się jakie pytanie zada.
- A co z nią? – ruchem głowy wskazał na drzwi, za którymi spała szatynka. – Teraz nie możemy jej zostawić samej. – pewnym głosem powiedział.
- Wiem, ale Liz na pewno przyśle tutaj kogoś, kto z nią zostanie. – powiedział.
- Wydaję Ci się dobrym pomysłem, że zostawimy ją z nieznaną osobą? Ona nawet nie wie co do końca się wydarzyło. To nie jest dobry pomysł Stefan. – odparł, kręcąc głową.
- To co innego zrobimy? Musimy odnaleźć Bonnie. To z nią nie mamy kontaktu od dłuższego czasu. Ty jesteś mi potrzebny, nie możesz z nią zostać. – powiedział niemal z wyrzutem. Damon miał tego świadomość, że przecież nie może się nią opiekować, mimo że tego chciał. Miał inną koncepcje, ale zdawał sobie sprawę, że ona się nie spodoba się bratu.
- Nie mówię o sobie, ani o Tobie. Znam kogoś, kto nie ma o niczym pojęcia a zna Elenę i myślę, że z chęcią z nią zostanie. – zamilkł na chwilę a Stefan przeczuwał już co za chwilę usłyszy. – Rebekah. – Mężczyzna popatrzył błędnym wzrokiem. Nie mógł pozwolić by w całą sytuacje wplątała się jego dziewczyna. Zależało mu na niej, więc nie chciał jej narażać. Ale wiedział, ze kiedyś będzie musiał powiedzieć jej prawdę o sobie.
- Nie – odpowiedział. – Nie chcę jej w to mieszać Damon.  – skomentował. Ale starszy Salvatore się nie poddawał.
- Stefan, posłuchaj. – rozpoczął – Nathaniel pewnie wie, że my teraz strzeżemy jej jak oka w głowię. Elena ma amnezje, nic nie pamięta. Rebekah będzie jej przypominać, opowiadać a mimo wszystko mamy pewność że nie wygada się o organizacji, ponieważ nie ma o tym pojęcia.
- Nie – od razu znów zaprzeczył blondyn.
- Cholera Stefan! – wściekł się już brunet . – Masz zamiar zawsze ją okłamywać? A co jeśli się sama dowie? Znienawidzi Cię. – Jego brat miał świadomość, że Damon ma racje. Tak, czy inaczej będzie jej musiał o wszystkim powiedzieć. Niechętnie ale zgodził się.
- Dobra. – zapadła chwila milczenia. – Ale jeśli się jej coś stanie nie daruję sobie tego. – to mówiąc odłożył szklankę na blat stołu i ruszył w kierunku wyjścia. Mężczyzna wiedział, że jest to trudne zadanie dla brata. Traktował blondynkę poważnie. To było jedno z lepszych wyjść i muszą je zastosować. Wcisnął jeszcze raz próbę namierzenia telefonu mulatki. Tak jak się domyślał, odpowiedź była negatywna.

Patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Jej włosy były w strasznym stanie. Chciała w jakiś sposób doprowadzić je do ładu po nocy. Gdy widziała się w tych dresach i podkoszulku na ramiączkach, coś ją trafiało. Tak dawno nie miała okazji by porządnie o siebie zadbać. Ubrać coś ładnego. W tym nie czuła się atrakcyjnie. Tylko pytanie: Dla kogo chciała się tak czuć? Odpowiedź nasuwała się sama. Mulatka pokręciła głową odrzucając te myśli od siebie i karcąc się za nie. Nie, nie i nie! – pomyślała. Owszem, Kol był przystojny i pociągający, ale nadal był jej porywaczem. To nie jest miejsce na miłości. Musi się stąd wydostać. Bała się jedynie pojawienia Nathaniela. Jak na razie jeszcze jej nie odwiedził, co bardzo ale to bardzo odpowiadało dziewczynie. Rozczesała i rozpuściła swoje ciemne włosy. Skoro już wygląda jak wygląda, to niech chociaż one pozwolą się jej czuć lepiej. Wyszła z toalety i podeszła do stołu, na którym leżały przyniesione magazyny, książki i płyty. Kola od wczorajszej rozmowy nie widziała. Zignorowała kolejne myśli o nim i postanowiła, że tym razem przesłucha krążek Bon Jovi. Uwielbiała ich piosenki, więc natychmiast załączyła go. Sama usiadła na łóżku i zaczęła przeglądać jakiś magazyn, który w ogóle ją nie ciekawił.

Przetarł zaspane oczy i podniósł się do pozycji siedzącej. Pogoda za oknem nie była zachwycająca. W domku również było chłodno. Odchylił więc kołdrę, i wstał, dotykając bosymi stopami o zimną podłogę. Nieprzyjemne uczucie. Zignorował to i podszedł do szafy. Założył białą koszulkę a na nią bordową bluzę. Zimno owiało jego ciało. Podszedł do szafki na której znajdował się jego telefon komórkowy. Było wcześnie. Otworzył więc drzwi z myślą, że kobieta na pewno śpi. Przypomniał sobie ich małą wymianę zdań, wcześniejszego dnia. Caroline go intrygowała. Tak jakby poznała się na nim, o nic nie pytała. Nie była przestraszona, walczyła o swoje. Nigdy nie poznał jeszcze takiej kobiety, może dlatego, że rzadko kogokolwiek do siebie dopuszczał. Był zamknięty, a przy niej czuł się swobodnie. Mimo dystansu jakim obdarzał innych ludzi, tak naprawdę bał się zranienia. Podszedł do schodów i już miał zamiar zejść. Chciał zrobić śniadanie, może to poprawiłoby jego relacje z dziewczyną. Lubił ją. Lubił się z nią kłócić. Coś jednak zatrzymało go. Przypomniał sobie, jak był u niej po klucze gdy spała. Wyglądała wtedy tak niewinnie, tak beztrosko. Ogarnęła go chęć ponownego zobaczenia takiego widoku. Udał się więc pod jej pokój. Delikatnie złapał za klamkę od dużych drewnianych drzwi. Gdy się uchyliły wolnym i cichym krokiem znalazł się wewnątrz. Szafa była otworzona a łóżko niezasłane. Panował lekki chaos. O tym, że dziewczyna jest małą bałaganiarą przekonał się, gdy był po jej rzeczy w mieszkaniu w akademiku. Teraz jednak skupił się na tym, dlaczego nikogo tutaj nie zastał. Czy możliwe że już wstała i jest w kuchni? Zbiegł po schodach, niestety w jadalni również jej nie było. Podążył  do salonu. Pustka. Poczuł jak adrenalina zaczyna wzrastać a z nią i strach.
- Caroline? - krzyknął. Nikt mu nie odpowiedział. W domu panowała denerwująca cisza. Być może była w łazience, nie słyszał nic gdy był u niej w pokoju ale mógł nie zauważyć. Jeszcze raz wszedł do jej pomieszczenia a następnie zapukał do drzwi łazienki. Były otwarte a wewnątrz nie znalazł jej. - Caroline ?- zawołał jeszcze raz. Nie możliwe by podczas jego snu została porwana, lub uciekła. Nie była na tyle głupia. Wie że jest w niebezpieczeństwie. W kilka sekund znalazł się w swoim pokoju i spodnie od pidżamy zamienił  na czarne jeansy. - Caroline, gdzie jesteś? - próbował, ale żaden dźwięk mu nie odpowiadał. Wyszedł z domu. Chciał sprawdzić okolicę, może poszła się jedynie przewietrzyć. Może jest w ogrodzie? Nie myśląc o niczym innym ruszył w jego stronę. Bał się. Nie o to, że nie czuwał dostatecznie dobrze nad nią. Bał się o nią, o to że może się jej coś stać. 


Nabrał powietrza do płuc a następnie bardzo wolno je wypuścił. Zebrał się w sobie i zapukał do drzwi przed, którymi właśnie stał. Mijało kilka sekund a nikt nie otwierał. Zapukał jeszcze raz. Usłyszał zbliżające się kroki a następnie drzwi uchyliły się i w progu ujrzał swoją dziewczynę. Rebekah miała na sobie jeansy i białą koszulę, która z tyłu była dłuższa, na nogach koturny a w ręce torebkę. Włosy jej jak zawsze opadały na ramiona tworząc lekkie fale. Uśmiechnęła się na jego widok i wpuściła do środka. Następnie podeszła i pocałowała go. Chociaż Stefan przyszedł tutaj z misją i aby prosić ją o pomoc, to oddał pocałunek. Pozwolił sobie na chwilę rozkoszy, na odpłynięcie. Nie był on długi ale namiętny. Gdy już oderwała się od niego, na jego ustach również pojawił się uśmiech. Niestety szara rzeczywistość dała o sobie znaki i blondyn wiedział, że musi powiedzieć Bece o wszystkim. Albo jak na razie przynajmniej o amnezji Eleny.
- Rebekah – rozpoczął, a uśmiech momentalnie zszedł mu z twarzy. Wyczuła, ze coś jest nie tak ale nie przerwała mu, czekała w spokoju na to co jej powie. – Stało się coś złego. – znów umilkł, widząc że dziewczyna wlepia w niego nieco już przestraszony wzrok kontynuował. – Elena… Ona.- nie umiał jej tego powiedzieć. Zdenerwowała się jeszcze bardziej.
- Co Elena? – zapytała trochę z wyrzutem, nie lubiła gdy ktoś nie mówił prosto o co chodzi, to tylko wzbudzało napięcie.
- Elena miała wypadek. – odpowiedział, a dziewczyna zakryła ręką usta. – Ale to nie wszystko.- te słowa uderzyły w nią jeszcze bardziej, miała nadzieję, ze nie usłyszy zaraz najgorszego.
- Czy ona ..? – spytała ale on jej natychmiast przerwał.
- Nie, nie. Ona żyje – sprostował od razu a dziewczyna czuła jak lekko opuszcza ją napięcie. – Żyje – powtórzył. – Tylko, ze straciła pamięć. – Oczy jej się rozszerzyły i błędnym wzrokiem wpatrywała się w swojego chłopaka.
-Ale jak to? – nie mogła w to uwierzyć. – Żartujesz sobie tak? – spytała z nadzieją, bo gdyby tak była to zamordowałaby Stefana w tym oto miejscu.
- Niestety. – powiedział poważnie. –Elena ma amnezje i niewiadomo kiedy odzyska wspomnienia. Czy w ogóle je odzyska. – Kobieta nie wiedziała jak ma się odezwać. Owszem wiedziała, że dziewczyny wyjechały do swojego rodzinnego miasta i trochę ją zastanawiało czemu się do niej nie odzywają.  Mimo to takich informacji nigdy nie chciała usłyszeć. Ciszę znów przerwał mężczyzna. – Jesteś nam potrzebna, ktoś musi z nią zostać w domu. Ja i Damon jesteśmy potrzebni..- plątał się – znaczy się musimy jechać na komisariat złożyć zeznania. – Dziewczyna oparła się o blat stołu, musiała to wszystko przetrawić.
- Jaki wypadek? – zapytała.
- Samochodowy. Ona… - szybko myślał nad sensowną wymówką. – Ona wjechała w drzewo. – skłamał.
- Jeju. Dlaczego ja o niczym nie wiedziałam, gdzie ona jest? – ręce zaczęły się jej trząść.
- U mnie w mieszkaniu. – odparł.
- Jedźmy! – rzuciła szybko i podążyła w kierunku drzwi. – Muszę się z nią zobaczyć. – Blondyn ruszył zaraz za nią. Wyszli, a ona szybko przekręciła klucz w drzwiach. 

Zmęczenie powili dawało jej o sobie znać. Zwolniła, pot spływał po jej zaróżowionym policzku. Przyroda jaka ją otaczała była przepiękna i mimo, że dziewczyna chciałaby tutaj przesiedzieć jeszcze długi czas to zawróciła. Czuła się wspaniale. Bieg zawsze ją relaksował, pozwalał oderwać się od problemów. Był dla niej jak oczyszczenie. Zastanawiała się, czy Mikaelson już wstał. Miała cichą nadzieję, że tak nie jest. W oddali mogła już zauważyć kontury domu. Teraz kiedy było widno, spokojnie mogła stwierdzić, ze jest przepiękny. Musiała się, przed sobą przyznać, że o takim czymś właśnie marzyła. Był oddalony od innych, przez co dziewczyna czuła prywatność. W dodatku piękny ogródek. Kwiaty były jej miłością. Dokładnie tak zawsze wyobrażała sobie swoją przyszłość. Krok za krokiem zbliżał ją do budynku. Wtem zauważyła jak jakaś postać wybiega z domu. Najprawdopodobniej coś krzyczy a następnie rusza aby obiec dom. Dokładnie wiedziała kim jest. Nie cieszyła się z tego co widzi. Momentalnie jej nogi przyśpieszyły. Klaus nie spał już. Oznaczało to jedno. Ma kłopoty. 
W ogródku nikogo nie zastał, obiegł dom ale tam również nic podejrzanego nie zauważył.
- CAROLINE?!- krzyczał ile miał sił, odpowiadały mu jedynie śpiewy budzących się ptaków. Jeśli została porwana, jest prawdopodobieństwo, że nie oddalili się za bardzo. Dosiadł swój motocykl i w chwili, w której miał już go odpalać ujrzał blondynkę, biegnącą dróżką w jego stronę. Czuł jak całe zdenerwowanie go opuszcza. On również zaczął iść w jej stronę. Początkowo, nadal myślał że ktoś był i ją porwał a ona mu uciekła, lecz kiedy przyjrzał się jej strojowi zrozumiał, że było to raczej zamierzone. Zmniejszali odległość od siebie a na twarz blondyna wpływał gniew i złość. Kiedy miał już pewność, że go usłyszy zawołał.
- Caroline! – zwolniła tempa, aby nabrać powietrza. Był wkurzony. Ba! Był wściekły. – Gdzie ty do cholery byłaś?! – wydarł się tak, że jedynym plusem było to, że nikt wokół nie mieszkał. Miała już opuścić głowę i przeprosić, ale coś w środku jej na to nie pozwoliło. Zadarła więc ją do góry i pewnym głosem, z takim samym zarzutem mu odpowiedziała.
- Byłam tylko pobiegać, o co ci chodzi Klaus? – nie mógł uwierzyć, że to powiedziała. Podszedł jeszcze bliżej i zacisnął dłonie w pięści.
- O co mi chodzi?! – sarkazm w jego głosie był tak wyczuwalny, że chyba nie dałoby rady go nie zauważyć. – Caroline, do diabła. – zaklął. – Miałaś nigdzie nie wychodzić. Jesteś w niebezpieczeństwie. Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak wielkie ono jest. A ty sobie po prostu idziesz pobiegać. – krzyczał wymachując przy tym rękami. Nie mógł uwierzyć, że go nie posłuchała. – Posłuchaj. – rozpoczął ostro.  Ogarnęło ją poczucie winy, szybko je odsunęła na bok i przerwała mu.
- Nie Klaus. To ty mnie posłuchaj. – zbliżała się do niego, teraz to jej oczy przepełniły się wściekłością. – Nie masz prawa być na mnie zły. – wysyczała. – To ja siedzę tutaj i nie mam pojęcia co się dzieje. Nie wiem co z moimi przyjaciółkami, z mamą, ze Stefanem. Nic.
- Caroline – jego ton lekko złagodniał, ona jednak nie zauważyła tego.
- Jeśli Ci się wydaje, że jestem z tego zadowolona to się mylisz. Nie masz prawa mnie oceniać. – powiedziała a następnie wyminęła mężczyznę i ruszyła w kierunku wejścia. Będąc na schodach usłyszała ten głos z brytyjskim akcentem.
- Gdybym mógł, to bym Ci o wszystkim powiedział. – zbliżał się do niej.  Nie chciał jej odpuścić. On nigdy nikomu nie odpuszczał i nie zmieni tego jakaś dziewczyna. – Niedługo się tego dowiesz. Teraz jednak masz mnie słuchać i kiedy mówię, że nie wychodzisz to nie wychodzisz zrozumiałaś? – był bardzo blisko niej. Patrzyli sobie w oczy, i żadne z nich nie chciało oderwać wzroku. Wreszcie blondynka odwróciła się i wbiegła po schodach do pokoju. Jak ja go nienawidzę! – pomyślała.

Brunet co chwilkę zerkał na dziewczynę, która jadła teraz posiłek. Ona też mu się przyglądała, ale żadne z nich nie rozpoczynało rozmowy. No bo o czym można mówić, kiedy jedna ze stron nie pamięta kompletnie nic? Trochę jej opowiedzieli, chociaż dziewczyna i tak nic nie przypominała sobie. W kuchni było słychać tylko tykanie zegara. Ta cisza ją krępowała. Postanowiła to zakończyć.
- Damon. - jego imię w jej ustach brzmiało tak lekko, zwrócił spojrzenie w jej stronę. - Kim ty w ogóle jesteś? - może innych te słowa by śmieszyły, ale oni nie widzieli w tym nic zabawnego. To było wręcz przerażające.
- Jestem bratem Stefana - zaczął. - poznaliście się tutaj na studiach. Na ostatniej imprezie dołączyłem do was, ponieważ jestem na delegacji. - musiał kłamać, ale nie mógł jej teraz wszystkiego wyjawić. To by było dla niej za dużo. Pokiwała głową na znak, że rozumie a jej oczy zaszły łzami. Zauważył to, przez co momentalnie ujął ją za dłoń i spojrzał w oczy. Jej ciało przeszedł prąd, impuls. On też to poczuł. Dopiero po kilku sekundach powiedział.
- Odzyskasz pamięć, obiecuję. - szepnął, ale sam fakt, że to on je wypowiada sprawił że w nie uwierzyła. Skoro i tak tu siedzą a ona nic nie pamięta, to zadanie pytanie jakie chodziło jej po głowie, wydawało się dziewczynie nie najgorszym pomysłem. On odsunął się od niej. Wciągnęła powietrze i w końcu się odezwała.
- Czy my... - czuła się jakby teraz jeszcze zapomniała słów,widziała wpatrującego się w nią mężczyznę. Zebrała się w sobie i dokończyła. - Czy między nami coś było? - głos lekko jej zadrżał. Sens słów zdumiał nieco Damona. Nie spodziewał się, że ona tak bezpośrednio o to zapyta. Uciekł od niej wzrokiem, ale po przemyśleniu odpowiedzi znów na nią spojrzał. Chciał odpowiedzieć. W tym też momencie, drzwi otworzyły się z hukiem a w pomieszczeniu pojawiła się para. Blondynka natychmiast rzuciła się w stronę Gilbert mocno ją tuląc. Mimo, że nie miała ona pojęcia kim jest to oddała uścisk. Skoro Stefan tu z nią przyszedł, znaczy że się znają.
- Elena, jak się czujesz? - zapytała, patrząc w oczy swojej koleżance ze studiów.
- Już jest w porządku. - powiedziała, po tych słowach nastąpiła znów cisza. Dziewczyna chwilę się wahała, ale w końcu zadała nurtujące ją pytanie.
- Elena, czy ty mnie pamiętasz? - z wyczekiwaniem wpatrywała się w szatynkę, ta przełknęła ślinę i pokręciła przecząco głową.
- Nie. - odpowiedziała cicho. - Niestety. - w oczach blondynki zaiskrzyły łzy. Nie czas teraz na to - pomyślała. Uśmiechnęła się do niej smutno i odparła.
- W takim razie muszę Ci przypomnieć. - mimo napiętej atmosfery Elena również się uśmiechnęła. Mężczyźni, którzy byli w tym pomieszczeniu nic się nie odzywali. Być może czekali, na moment w którym Gilbert wykrzyczy : "Tak, tak Rebekah, pamiętam Cię". Tak się jednak nie stało. W końcu Stefan zabrał głos.
- My musimy iść. Mam nadzieję, ze się dogadacie. - odpowiedział i ruchem głowy wskazał na brata. Ten też się ruszył i podszedł do wieszaka na którym spoczywała jego czarna skórzana kurtka. Ujął ją w dłoń i na koniec dodał.
- Nigdzie stąd nie wychodźcie. Powinniśmy niedługo wrócić. - kończąc wyszedł, zamykając po sobie drzwi. Dziewczyny zostały same w pomieszczeniu.


Po raz piąty tego dnia nacisnęła na magnetofonie przycisk, żeby wrócić do jednej z jej ulubionych piosenek. Always rozbrzmiewało teraz po pokoju. Znów usiadła na łóżku, odrzucając włosy w tył. Przeglądała kolejny nic nie warty magazyn. Mikaelsona nie było dziś cały dzień. Rozpoczynał się refren, nie myśląc dużo zaczęła śpiewać wraz z zespołem.
- And I will love you, baby – Always – W tym momencie drzwi otworzyły się i w pomieszczeniu pojawił się długo nieobecny Kol. Dziewczyna jednak nie zauważyła tego, ponieważ tak bardzo była pochłonięta muzyką. Uśmiechnął się i zaczął do niej podchodzić. Ona kontynuowała, nadal nieświadoma obecności mężczyzny. - And I'll be there forever and a day - Always .
- No ładnie, ładnie – dziewczyna wzdrygnęła się na dźwięk słów. Przestraszył ją, w dodatku nie wiedziała odkąd on tutaj był i ile słyszał. Zarumieniła się.
- Kol. – popatrzyła na niego, a on uśmiechał się od ucha do ucha.
- Nie mówiłaś, że masz taki ukryty talent. – powiedział a ona poczuła się głupio. Że też teraz musiał tutaj wejść. - pomyślała
- Nie śmiej się. – powiedziała ostro. On podszedł do niej i usiadł z nią na łóżku.
- Nie śmieje się. Mówię poważnie. – popatrzył w jej oczy. – Masz naprawdę ładny głos. A w dodatku dobry gust muzyczny. – na koniec zaśmiał się i dziewczyna do niego dołączyła.
- Uwielbiam ich! A tę piosenkę w szczególności, przypomina mi… - w ostatniej chwili ugryzła się w język. Nie będzie przecież zwierzać się jakiemuś mało znanemu mężczyźnie.
- Co ci przypomina? – zapytał a ona nie odzywała się, czekał w spokoju aż wreszcie mu odpowie.
- Nic szczególnego. – chciała uciąć temat. On jednak na to nie pozwolił.
- Skoro już zaczęłaś to kontynuuj. – uśmiechnął się, jak dla Bonnie w sposób uwodzicielski. Odrzuciła te myśli i doszła do wniosku, że trudno powie mu.
- Pewnie się będziesz śmiał. – rozpoczęła a on wyczekiwał dalszej części. – Przypomina mi bal maturalny i pewien taniec. – powiedziała trochę zagadkowo.
- Pewien taniec mówisz. – zastanawiał się nad jej słowami. – Zgaduję, że z pewną ważną osobą. – popatrzyła na niego nie wierząc  jak szybko ją rozbroił. W sumie nie śmiał się. Wydawało jej się, ze będzie zanosił się od chichotu jak pomyśli jaką głupią była licealistką, że pamięta jakąś piosenkę z balu. Było inaczej. Skinęła głową, na znak że ma racje.
- Kim on był? – zapytał. Zawahała się na chwilę. Ale skoro powiedziała A to musi powiedzieć B.
- Sam. Był moim chłopakiem ale szybko się zaczęło i szybko skończyło. – odpowiedziała nie patrząc mu w oczy. – Poznał inną dziewczynę więc zakończyliśmy naszą znajomość. – dodała już zimniejszym tonem.
- Kochałaś go? – padło kolejne trudne pytania. Po co mu to wiedzieć? Chciała coś w tym stylu mu odpowiedzieć ale zrezygnowała.
- Nie wiem. – popatrzyła na Kola. – Chyba nie. Byłam w nim zadurzona ale nie zakochana. Nie było tego czegoś. – piosenka powoli dobiegała do końca. Nastała między nimi cisza. Przerwał ją szatyn.
- Pamiętasz jak mówiłem Ci, że mam wiele zalet? – zapytał, a ona popatrzyła na niego zdziwionym spojrzeniem. Podszedł do radia i na nowo puścił piosenkę.
- Taaak.. – przeciągnęła to słowo nie będąc do końca pewna co on ma na myśli.
- No więc widzisz. Jedną z nich jest to, że jestem bardzo dobrym tancerzem. – to mówiąc podszedł do dziewczyny i wyciągnął rękę w geście zaproszenia. Pokręciła głową śmiejąc się.
- Żartujesz, tak ? – zapytała z uśmiechem.
- Tym razem nie. – odpowiedział jej. Mimo obaw jakie miała, to wstała i podeszła do mężczyzny.
- Na balu wyglądałam trochę lepiej. – zaśmiała się.  – Chociaż kto wie. Być może następnym razem włożę dresy. – on również się zaśmiał.
- Wyglądasz pięknie. – powiedział jej. Poruszali  się nieśmiało w rytm muzyki. Okręcił ją kilka razy. Słyszała to co powiedział, ale zignorowała to, gdyż była pewna że powiedział to w formie żartu.
- Tak. Te dresy są takie stylowe. – na te słowa obydwoje się zaśmiali. Znów wykonała obrót pod jego ręką, a zaraz po nim Kol przyciągnął ją bliżej do siebie. Patrzyli sobie w oczy nie odzywając się. Wreszcie Mikaelson powiedział, zbliżając twarz do jej ucha. Zabrzmiało to trochę jak szept, który wywołał ciarki na skórze mulatki.
- Wyglądasz pięknie.

Możecie mnie posiekać za scenę Klaroline ale ja właśnie takich ich kocham! Rozdział jak rozdział. Skoro prawie zawsze spoileruje to powiem, że w przyszłym fani Kennett mnie zabiją. A to dlatego, że nie będzie na ich temat ani słowa. Wiem, przepraszam ale w dziewiątce wam to jakoś zrekompensuje, obiecuję! Od razu mówię, nie wiem czy Was to ucieszy, czy nie ale w 10 rozdziałach się nie wyrobię! Ale skończę je już nie długi i będę częściej dodawać.  Mam już w sumie pomysł na takie miniopowiadanie 3-rozdziałowe ale nic nie zdradzam a oneshot'ów w głowie mam co najmniej 3! Teraz tylko przelać je na "papier". A no i pary jaki mi się tam zarysowują, mogą Was lekko zadziwić. No ale jak na razie jeszcze tego nie skończyłam. No więc do napisania! 
Guns N' Roses -  Sweet Child O' Mine
xxx