piątek, 27 czerwca 2014

ONE SHOT "Obietnica"

Weszła z rozmachem do domu, rzucając niedawno zakupione ciuchy w torbach na ziemie. Widać było, że chwilę temu miała styczność z jakąś nieprzyjemną sytuacją. Odrzuciła blond loki do tyłu i zawołała Pierwotnego :
- Elijaha ? – jej głos był lekko podirytowany, tak naprawdę, mogła powiedzieć to dużo ciszej. On i tak by usłyszał. Wiedział o jej powrocie od momentu przekroczenia przez nią progu. Pojawił się, jak zwykle szykowny,dostojny, elegancki ale tym razem bez marynarki. Jego śnieżno biała koszula, podkreślała wyrzeźbioną sylwetkę. Rękawy podwinął, co spowodowało, że wydawał się jeszcze bardziej przystojny.
- Co się stało Caroline ? – zapytał, chcąc dowiedzieć się co wprawiło w taki nastrój wampirzycę.
- Co się stało ? Jechałam z dziewczynami  z zakupów, wszystko było w porządku, w końcu jesteśmy wampirami, trochę szybsza jazda nam nie szkodzi. Nagle za zakrętem zauważyłam radiowóz. Kazali mi się zatrzymać. Nie jestem fanką hipnozy, ale pomyślałam że nie będzie to złe rozwiązanie w  tej sytuacji – patrzył na nią, i dokładnie widział w niej te cechy, którymi jego brat się zawsze zachwycał, tą pasje w głosie gdy coś opowiadała, i śmieszne zaangażowanie w sprawy które ją zdenerwowały. Dziewczyna zauważyła że mężczyzna przestał ją słuchać. – Halo ? Elijaha ? Słuchasz mnie w ogóle?
- Tak, tak radiowóz. Opowiadaj dalej – niezbyt uradowana Forbes kontynuowała.
- Wysiadł policjant, wyglądał w miarę na 30 lat. Podszedł i mówi że przekroczyłam prędkość i takie tam. Uśmiechnęłam się popatrzyłam mu w oczy i powiedziałam, ze nigdy nas nie widział i żeby nas puścił. A ten wybucha śmiechem i patrzy na mnie mówiąc, że nie tym razem. Był wampirem. Chciał mi dać jeszcze jeden mandat za to, że próbowałam oszustwa. Ale Elena go przekonała, że to będzie zbędne. – zakończyła swoją opowieść , siadając na krześle w kuchni nieopodal. Na twarzy Mikealsona pojawił się tylko szczery uśmiech – Z czego się śmiejesz ? Przecież w tym nie ma nic zabawnego ! – fuknęła zezłoszczona.
- Och, Caroline. Naprawdę się tym przejmujesz ? Przecież nic się takiego nie stało. – podszedł do niej i przytulił ją do siebie. Mogła w tym momencie poczuć jego męski zapach. Uwielbiała go.
- Stało się. – odpowiedziała już weselszym głosem. Odsunął się od niej, ale tylko po to by móc z nią złączyć się ustami. Pocałunek nie był długi. Chwilowy ale z uczuciem.
- Wiesz co jest straszniejsze ? – popatrzył na nią, z pełną powagą tak że Caroline przestraszyła się odrobinę. – To, że dziś mało co jadłem i jestem naprawdę głodny. Może gdzieś wyskoczymy ? – te słowa od razu zmieniły nastrój dziewczyny. Uśmiechnęła się, wpadając przy tym na dużo lepszy pomysł.
- A co powiesz na to, że ja dzisiaj ugotuję ? Zrobimy sobie taką kolacje we dwoje. Tutaj. W spokoju, może być ?
- Zgadzam się – powiedział, po raz kolejny przyglądając się i analizując wyjątkowość tej dziewczyny. Wiedząc przy tym, że cały czas musi ją okłamywać. Ale dał słowo. A on danej umowy nigdy nie łamie. – Może ci coś pomogę ?
- Nie, nie musisz. Powiedzmy, że to co zrobię będzie niespodzianką. – uśmiechnęła się zawadiacko a on pocałował ją w policzek i odszedł udając się do salonu. Myślał o tym co się wydarzyło. Każdego dnia męczyły go wspomnienia, jak i wyrzuty sumienia. Ale wtedy przypominał sobie jej uśmiech. Wiedział że jest on szczery, ponieważ dziewczyna nie ma o niczym pojęcia. Podszedł do barku i wyciągnął z niego szklankę oraz Burbon. Nalał w połowie i rozłożył się na fotelu obok. Zwyczaj jego brata – pomyślał. Wspomnienia same zaczęły wracać. Przypomniał sobie bar w Mystic Grill’u.
Siedzieli razem z Klausem, pijąc jakiś trunek. W oczach Klausa, pojawiła się zmiana. Był zakochany. Postanowił, że zapyta o to jego.
-Ty i Caroline … to tak na poważnie ? -  twarz hybrydy od samego usłyszenia jej imienia jaśniała.
- Tak, Elijaha. Chyba tak. Nigdy w życiu nie spotkałem takiej dziewczyny.
- Jesteś szczęśliwy ? – zapytał pociągając kolejny łyk trunku.
- Jak nigdy. – odpowiedział, ponawiając tę samą czynność jaką wykonał jego starszy brat.

Wspomnienie rozmazało się. Ale twarz Klausa, taka twarz której od tak dawna nie widział, pozostała w jego pamięci. Był pewien, że jego uczucia była prawdzie. Najprawdziwsze. Siedział nadal w salonie, dolewając kolejną szklankę trunku. W kuchni obok słyszał krzątanie się Caroline. W pewnym momencie, upuściła ona garnek, który odbił się od ziemi, powodując huk w całym domu.
- Wszystko OK. ! – krzyknęła blondynka.
Pociągnął łyk alkoholu. W jego umyśle, znów pojawił się obraz.
Wracał właśnie z wyprawy do Nowego Orleanu. Zaparkował swój samochód przed rezydencją jak zawsze. Zmaterializował się przed drzwiami i usłyszał huk spadających naczyń. Natychmiast wszedł do środka , podążając do miejsca, z którego dobywał się dźwięk. W kuchni, na stole siedziała blondynka, a na nią napierał swoim ciałem Klaus. Byli zakochani, radośni. Patrzyli na rozbite przedmioty, głośno się śmiejąc. Dziewczyna podniosła wzrok i napotkała Elijaha. Zarumieniła się i poczuła się mocno skrępowana. W końcu był on bratem Hybrydy, więc niekoniecznie powinien ich oglądać w takich sytuacjach.
- Elijaha ? – powiedziała, odsuwając od siebie mężczyznę. Na jego twarzy pojawił się dyskretny uśmiech, który natychmiast ukrył.
- Elijaha. – zwrócił się tym razem Klaus, który był nadal rozbawiony, chociaż może też troszkę wkurzony, że im przerwano.
- Widzę , że chyba pojawiam się w złym momencie. - zagadnął.
- Nie, nie – tłumaczyła się wampirzyca, schodząc ze stołu. – My tylko … gotowaliśmy. – wymyśliła głupią wymówkę, którą wszyscy skomentowali śmiechem.

Mimowolnie i on na to wspomnienie się uśmiechnął. Byli doskonali, uzupełniali się nawzajem. Dzięki tej dziewczynie widział, że odzyskuje brata. Klaus nadal był porywczy, ale zmienił swój stosunek przynajmniej do rodzeństwa. Pozwolił Rebece samej wybierać mężczyzn. Zrezygnował z dręczenia Kola. Czuł, że na nowo stają się rodziną, że wszystko może się ułożyć. I może wreszcie przebaczył Elijahy. Przebaczył mu brak pomocy, kiedy Mikeal próbował go zabić.
Mikeal…
 Kolejne wspomnienie wróciło, uderzając pełną siłą. Na nowo przed oczami malował się obraz, który zepsuł ich życie.
Było mroźno. Caroline wybrała się na noc do Bonnie. Klaus siedział przy kominku, w rękach trzymając szkicownik. Rysował. Na czystej kartce powoli pojawiały się pierwsze kreślenia. Wszystko układało się w harmonijną całość. Mógł się odprężyć. Ale przed jego oczami nadal była blondynka, która odmieniła go. Pociągnął łyk whisky. Wtem do rezydencji z impetem otworzyły się drzwi. Pojawił się w nich starszy Pierwotny. Jego twarz nie wyrażała, żeby był zwiastunem miłych rzeczy.
- Caroline .. Gdzie ona jest ? – powiedział rozglądając się.
- U Bonnie. Co się dzieje ?- wiedział, że jest coś nie w porządku, dlatego natychmiast wstał podchodząc do Elijah.
- Musimy ją znaleźć, uratować, sprawdzić czy nic się nie stało. – wyliczał.
- Ale co miało by się stać ? – Podenerwowany hybryda, nie lubił jeśli czegoś mu nie mówiono.
- Mikeal… - tylko tyle zdążył wyszeptać Pierwotny.

Burbon. Elijaha nalał sobie już chyba 3 szklankę. Wiedział, że każde następne wspomnienie będzie boleć. Ale nie potrafił przestać o tym myśleć. Każdego dnia u swego boku widział dziewczynę i wiedział jak bardzo przypomina mu Klausa. Jak mówi słowa, które wręcz do niego należały. Dlatego, każdego dnia wracał do obietnicy. Do słowa jakie dał mu…
Szukali po lesie, przepatrując każdy jego kawałek. Wiedzieli, że Mikeal jest niebezpieczny. Miał kołek z białego dębu. Klausa to nie obchodziło. Mógł zginąć, ale musiał być pewien, że jego Caroline nic nie będzie.
- Nie ma ich tu. – powiedział wampir. – Chodźmy poszukać dalej.
- Musi gdzieś tu być, rozumiesz ? MUSI ! – wywarczał Klaus, u którego zdenerwowanie osiągało apogeum.
- Spokojnie Klaus, też chcę ją znaleźć. Ale musimy uważać. Mikeal ma kołek z białego dębu. W każdej chwili może się nas pozbyć. Pozbyć Ciebie. – mówił i patrzył na brata. Te słowa go bolały. Ale nie skoncentrował się na nich zbytnio.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę , żeby ona była bezpieczna. Obiecałem, że będę ją chronił. Nie mogę zawieźć. – czuć w jego głosie było żal i bezsilność. Najpotężniejsza hybryda na ziemi, pierwszy raz poczuła się bezsilna. Poczuła strach.
- Też, chcę ją znaleźć. Ale musimy pamiętać o bezpieczeństwie. On jest sprytny. Spokojnie może Cie zabić.
- Niech mnie zabije, rozumiesz ?! – znów krzyczał.- Niech to zrobi ale niech ją wypuści.
- Chciałbyś właśnie tego ? Żeby została sama ?
- Nie chcę, żeby cierpiała. – odwrócił wzrok od niego a w oczach pojawiły się pierwsze łzy. Wiedział, że musi być silny. Elijaha widział to, widział jak jego brat ze sobą walczy. Ponownie odwrócił się w jego stronę. – Obiecaj mi jedno. Wiem, że nie powinienem. Ale jeśli Mikeal mnie zabiję. Zaopiekujesz się nią. Nie pozwolisz wyłączyć jej uczuć. Zrobisz tak, żeby żyła jak dawniej. – wampir nie był przekonany, czy dobrze zrozumiał słowa, ale Klaus wyjaśnił je od razu – Każesz jej o mnie zapomnieć. – zdezorientowany, patrzył na niego nie dowierzając.
- Nie mogę. Ona Cię kocha. Ty ją kochasz. Dlaczego chcesz, żeby to wszystko zniknęło ?
- Kiedyś obiecałem jej, że nigdy nie będzie przeze mnie cierpieć. Nie chcę, żeby mnie opłakiwała. Nie chcę by pozbyła się uczuć. Niech pozostanie na zawszę wesołą, roześmianą Caroline Forbes, w której się zakochałem.
- Ale Klaus, przecież…- natychmiast mu przerwał.
- Obiecaj mi. – Powiedział stanowczo. – Obiecaj.- patrzyli sobie dłuższy czas w oczy. Obydwoje, czuli ten ból.
- Obiecuję. – odpowiedział Elijaha.
Wstał z fotela podchodząc do okna i patrząc na krajobraz. Wszystko wydawało się takie normalne. Były to tylko pozory. Nic już nie jest takie same od czasu kiedy Klaus zginął. Pociągnął kolejny łyk. Znów obraz.
Wbiegli do jaskini, której nigdy wcześniej nie widzieli. Wydawała się im pusta. Ze spokojem i wyostrzoną ostrożnością rozglądali się po miejscu. Wyglądem nie zachęcało ono do siebie. Ciemne skały, nie wprowadzały ciepłej atmosfery, ograniczona widoczność również.
- Jesteście. – usłyszeli głos, który obydwaj bardzo dobrze pamiętali i znali. Mikeal. – Tak właśnie myślałem, że będziecie chcieli odzyskać dziewczynę. Nie pomyliłem się.
- Gdzie ona jest ? – prawie wykrzyczał, zdenerwowany hybryda. – GDZIE JEST CAROLINE ?! – Elijaha powstrzymywał brata ręką . Ich ojciec w wampirzym tempie zniknął ale po chwili pojawił się z blondynką.
- Proszę. Nie musiałeś krzyczeć. – trzymał ją bardzo blisko siebie , z ręką przyłożoną do serca. W sekundzie mógł pozbyć się go.
- Zostaw ją – opanowanym głosem rozpoczął wampir – ona niczego nie jest winna. To jest sprawa między nami a Tobą.
- Masz racje mój synu – wyakcentował te ostatnie słowa, chcąc jeszcze bardziej zranić Klausa.- Z resztą jak zawsze, ale jej osoba może mi w tym pomóc. – Klaus nie wytrzymał już, widział jak jego miłość życia opada z sił, widział ból na jej twarzy.
- Masz mnie ! – powiedział, zbliżając się. – Zostaw ją, oddaj Elijaha a my sami załatwimy wszystko. – podszedł jeszcze bliżej. Był mocno zdekoncentrowany, nie myślał racjonalnie w przeciwieństwie do swojego przeciwnika. Puścił on Caroline, a raczej odepchnął w stronę jej kochanka. Cała akcja rozgrywała się w szybkim tempie. Klaus nawet nie spostrzegł, kiedy w jego sercu wylądował kołek białego dębu. Poczuł ogromny, przenikający ból.
- Nienawidzę Cię – wyszeptał Mikeal, patrząc w oczy umierającemu, po czym zniknął i już nikt więcej go nie zobaczył. Rozszalała się burza. Elijaha stojący nieruchomo, nie mógł uwierzyć w taki obrót sytuacji. Ciało Klausa zaczęło płonąć. Rozlegał się niesamowity krzyk po jaskini, całej trójki. Upadł na ziemie, tracąc możliwości na złapanie ostatniego oddechu. Klaus Mikealson – najpotężniejsza istota na Ziemi został pokonany. Obok niego upadła zapłakana i krzycząca Caroline, która nie potrafiła się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Również najstarszy Pierwotny pojawił się.
- To nie prawda. To nie może być prawda – krzyczała Forbes. – Klaus obudź się ! Klaus , kocham Cię. – jednak nic nie było już w stanie przywrócić do życia jej ukochanego. Oczy mężczyzny zaszły łzami. Wiedział, że to koniec. Zebrał się jednak w sobie i spojrzał na blondynkę.
-Caroline, Caroline proszę uspokój się. On nie żyje. – do niej to jednak nie docierało, pochylona była nad Pierwotnym, co chwila potrząsając go. – Caroline, popatrz na mnie. – nic nie ruszyło jej. – Caroline – spróbował po raz kolejny. Nic. Złapał jej twarz w swoje dłonie, kierując ją na wprost siebie. – Caroline, on nie żyje. – z oczu zaczęły płynąć potoki łez. I u niej i u niego. Słychać było tylko jęk, który nie chciała już dłużej trzymać w sobie. Przypomniał sobie słowa obietnicy. Wiedział, że to nie właściwe. Ale dał słowo. A on zawsze go dotrzymuję. Znowu podniósł  jej twarz do swojej.
- Przepraszam Caroline. – skierował swój wzrok na jej oczy.
- Nie, Elijaha. Nie rób tego. Proszę. – błagalnym wzrokiem patrzyła na Pierwotnego.
- Zapomnisz o nim. – bezwzględnie, rozpoczął hipnozę. – Zapomnisz o Klausie. O waszej miłości. Nie będziesz teraz czuła bólu. Nigdy go nie poznałaś, nie spotkałaś, nie spędziłaś żadnej chwili. Zaczniesz swoje życie na nowo. – tym akcentem zakończył swoje zadanie a po jej policzku popłynęła ostatnia łza. Zapomniała.

Wspomnienie rozmyło się, tak szybko jak się pojawiło. Ale Pierwotny nadal stał przy oknie, patrząc przez nie. W ręce trzymał szklankę, a z oczu ciekły łzy. Wszystko tak szybko zmieniło swój bieg. Jego brat odszedł, ale odmieniony. On wykonał to, o co go poprosił. Codziennie ta sytuacja przypominała mu się powodując ból. Wzniósł szkło w górę, wciąż wpatrując się w przestrzeń przed sobą i wyszeptał słowa, po których opróżnił je.
- Za obietnice bracie.


Cześć ! Wiem, że obiecałam, że może zacznę pisać dłuższe opowiadanie ale jak na razie musiałam to dodać. A dlaczego musiałam ? Nie mam pojęcia. Po prostu kiedyś, przed snem wpadł mi ten pomysł. Zignorowałam go, bo szczerze się mi nie podobał. Ale nie potrafiłam wymyślić coś nowego. Za każdym razem, moje wyobrażenia uciekały do tego. Także rozumiem, jeśli się wam nie spodoba, lub nie zrozumiecie przesłania. Ja chyba sama go nie rozumiem. Kiedy coś nowego dodam ? Nie wiem. W tym tygodniu na pewno mnie nie ma więc chyba nic nie będzie. Cieszy mnie, że liczba wyświetleń wzrosła. Ale jeśli ktoś naprawdę to czyta to proszę o komentarz, chociażby postawcie kropkę, czy cokolwiek. Napiszcie TAK lub NIE. Żebym wiedziała na czym stoję. Poza tym życzę wszystkim udanych wakacji i dobrej pogody. Trzymajcie się i powodzenia.
xxx

wtorek, 17 czerwca 2014

ONE SHOT "Po Drugiej Stronie..."

 Czuła, jakby coś ciągnęło ją przed siebie ale nic nie mogła zobaczyć, nie potrafiła otworzyć oczu. Czuła chłód i wiatr, który w niezwykle szybkim tempie otaczał jej ciało. W pewnym momencie, zorientowała że jej dłoń nie zaciska się już na niczym, nikogo przy niej nie było. Nagle wszystko znikło. Niepewnie otworzyła swoje oczy. Znajdowała się w pomieszczeniu, dość dużym pokoju, który nie wyróżniał się zbytnio. Ciemno kremowe ściany i brązowe meble w postaci szafki, biurka i dużego fotela obitego skórą w podobnych odcieniach. Na suficie ogromny żyrandol, z kryształkami, całkowicie nie pasujący do wnętrza, jakby z innej epoki. Powoli przesuwała swój wzrok po przedmiotach, aż wreszcie usłyszała szurnięcie po podłodze, niemal natychmiast odwróciła się w stronę, z której dobiegał ten dźwięk. Zdziwiona patrzyła na postać stojącą naprzeciw niej
- KOL ?! – nie mogąc wyjść ze zdumienia, patrzyła na Pierwotnego, nie pewna czy ma się cieszyć, że nie jest tu sama, czy być przerażona że jest tu akurat z nim, z wampirem, który może mścić się na niej za swoją śmierć.
- Wiedźma Bennet – odpowiedział – nareszcie. – te słowa również wprowadziły dziewczynę w zakłopotanie, skąd on wiedział że ona się tu pojawi. – twoja babcia mówiła, że będziesz tutaj trochę wcześniej, ale jak widać żadnej wiedźmie nie można ufać. – mówił, to jak zwykle z ironią. Nie lubili się. Obydwoje darzyli się niemałą nienawiścią.
- Moja babcia ? Rozmawiałeś z nią ? – zdezorientowana dziewczyna zadawała pytania, próbując choć trochę odnaleźć się w sytuacji. Kol jednak milczał nic nie mówiąc. Złościło to coraz bardziej Bonnie. – Kol ! Do cholery, o co tu chodzi ?! – on tylko roześmiał się wiedząc, że uzyskał zamierzony efekt wyprowadzając ją z równowagi.
- Bonnie, Bonnie, Bonnie a twoja babcia, tak cię wychwalała, że niby taka inteligentna wiedźma z Ciebie.- śmiał się. -  Opowiadała mi  tylko  o twoich zaletach, zupełnie jakby chciała wzbudzić we mnie jak największe zainteresowanie Tobą. – w jego głosie znów można było wyczuć tę nutkę szyderstwa. Po chwili roześmiał się a dziewczyna  gdyby tylko mogła już dawno zabiłaby go tu na miejscu. – A więc, twoja ukochana babcia, powiedziała mi, że dzieje się coś niedobrego, i że jej wnuczka chce się poświęcić aby ratować istoty nadnaturalne. Ah, jakie to honorowe – oczywiście musiał dodać coś od siebie, a ona tylko przekręciła oczami, wyczekując dalszej części opowieści – powiedziała również, że pojawisz się tu, i że zna cię dobrze, wie że jesteś bardzo mądrą osobą i znajdziesz sposób, aby się stąd wydostać a przy tym i mnie. Mówiła, że mogę w sumie być potrzebny, i wtedy i ja opuszczę to miejsce. Tak więc jaki masz plan, urocza Bennet ? – ostatnie zdanie, wypowiedział rzucając się na łóżko i patrząc wprost na dziewczynę, oczywiście z uśmiechem na twarzy.
- Plan … ?  Ty się serio pytasz ? Człowieku, ja właśnie umarłam, nie mam pojęcia gdzie jestem a tym bardziej nie mam pojęcia jak stąd wyjść. – dopiero teraz spostrzegła się, że to pomieszczenie, w którym się znajdowali nie ma ani jednego okna ani , drzwi wyjściowych. Znajdowały się tylko jedne, ale tak jak przypuszczała były to drzwi prowadzące do łazienki. Nie rozumiała tego miejsca. Wampir po raz kolejny uśmiechnął się odpowiadając
- O i widzisz, jeszcze jedna rzecz, podobno tutaj, gdzie się znajdujemy tak naprawdę jesteśmy żywi, i można nas zabić,  tylko że wtedy nie ma już jakiejkolwiek szansy na powrót ale aby się wydostać musisz być martwa. Pokręcona sprawa , nie wiem o co chodzi, ale wszystkie moje wampirze zdolności, prócz picia krwi nadal istnieją. Twoja babcia powiedziała , że ona nie ma już możliwości, opuścić drugiej strony, czy czegoś tam ale że my możemy. A i jeszcze jedno – to mówiąc zmaterializował się przed nią, stając bardzo blisko niej, tak że aby patrzeć na niego musiała podnieść głowę, ponieważ był od niej wyższy, czuła jego perfumy, wiedziała że jej serce przyśpieszyło i on o tym wie, on jednak dokończył – jestem wampirem a nie człowiekiem – na twarzy znów zagościł ten sam uśmiech, którego Bonnie wręcz nie znosiła. Odsunął się od niej, tym razem siadając na fotel ale nadal nie spuszczając wzroku z dziewczyny.  Ona nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, niby dostała jakieś wskazówki, ale nadal nie miała pomysłu na wydostanie się. W tym momencie przypomniała sobie o jeszcze jednej rzeczy
- Gdzie jest Damon ?! – prawie wykrzyczała  te słowa, co prawda nie przepadała za złym bratem Salvatore, ale czuła się za niego odpowiedzialna, przecież to oni obydwoje poświęcili się.
- No i widzisz, każda osoba trafia tutaj w inne miejsce, przeważnie sama. Ale jak już wspomnę po raz chyba tysięczny tego dnia TWOJA BABCIA coś zrobiła, że jesteśmy tutaj obydwoje. Tak więc nie wiem gdzie on jest. Ale nie martw się na pewno nie ma takiego szczęścia jak ty, żeby być w jednym pokoju z takim przystojniakiem jak ja.
- Tak, naprawdę, moje szczęście nie zna granic – odpowiedziała z sarkazmem mulatka siadając na brzegu łóżka i zastanawiając się nad tym wszystkim. Zapadła cisza. Obydwoje pogrążeni byli w milczeniu. Spostrzegła ona świece stojącą na biurku, i jednym cichym zaklęciem sprawiła że pojawił się płomyk. Wiedziała już kolejną rzecz. Ma tutaj swoje zdolności. Podciągnęła ona mocniej nogi, tak aby usiąść wygodniej na miękkiej powierzchni. Cały czas jej głowa przepełniona była milionem pytań, pomysłów, ale wiedziała, że żaden z nich nie jest dobry. Pozostali w takich pozycjach przez jeszcze długi czas, minęło może 2, może 3 a może 5 godzin. Nikt nie wypowiadał  ani słowa. Brak krajobrazu za oknem, nie pozwalał na odczytanie pory dnia. Bonnie w końcu wstała i podeszła do szafy, otworzyła ją a jej oczom ukazały się jednakowe koszulki, spodnie jeansy i trampki, oraz bielizna. Dokładnie takie jakie miała na sobie. Po drugiej stronie, w takiej samej kolejności znajdowały się ubrania Pierwotnego. Złapała jeden komplet  i postanowiła, wziąć prysznic. Udała się do łazienki. Bardzo prostej, ponieważ  wszystko było w kolorze białym. Nawet wiszące ręczniki. To miejsce było trochę straszne. Nad umywalką znajdowało się dość duże lustro a pod szafka. Zdjęła stare rzeczy z siebie i weszła pod strumień gorącej wody. Krople parzyły jej skórę. Dziewczyna czuła, że nawet jeśli znajdzie sposób aby się stąd wydostać, to będzie wiązało się to z ogromnymi konsekwencjami, i to ona je poniesie. Po kilkunastu minutach skończyła, wcześniej obmywając się żelem i myjąc włosy szamponem stojącym obok. Otworzyła szafeczkę , były w niej podstawowe kosmetyki. Rozczesała włosy, ubrała się, w takie same rzeczy co przed chwilą ściągnęła, i postanowiła że wyjdzie. Otwierając drzwi rozglądała się bo wiedziała, ze w pomieszczeniu zobaczy osobę, którą najbardziej w świecie nie  chciała widzieć. Siedział nadal w fotelu tym razem, pisząc coś na kartce. Podniósł głowę i w wampirzym tempie wyjął ubrania z szafy i zamknął drzwi do łazienki. Wiedziała, że się popisuję, dlatego uśmiechnęła się do siebie a raczej śmiejąc się z niego. Poczuła jak napływ wrażeń odgrywa swoje. Jej oczy same zamykały się. Ułożyła się wygonie w łóżku, naciągając na siebie kołdrę, wpadła znowu w tok rozmyśleń. Zastanawiała się co robią jej przyjaciele, jak bardzo się o nich martwią, i gdzie jest w ogóle Damon, czy nic mu nie jest. Potem jej myśli zeszły w kierunku jej babci, ile ona wiedziała i jak była bardzo w to wszystko zamieszana. Z jej opowieści wynikało, że istnieje coś ponad, coś kierującego miejscem w którym się znajdowali. Następnie powędrowała do Jeremiego. Do jej oczu napłynęły łzy. Wiedziała że on jej nie wybaczy. Oszukała go, to koniec . Nic mu nie powiedziała, pozwoliła by żył w kłamstwie, wierząc że ktoś znajdzie sposób i ze się uratuję. Straciła go na dobre. Otarła dłonią policzki, nie chcąc już więcej schodzić na jego temat. Drzwi od łazienki otworzyły się, a w nich pojawił się Kol, bez koszulki z zmierzwionymi włosami, które wycierał jeszcze ręcznikiem. Miał bardzo dobrze wysportowane ciało, musiała przyznać. Pomyślała, że miał racje i jest przystojny, bardzo przystojny. Skarciła się za te myśli i odwróciła od niego swój wzrok. Pierwotny jednak wiedział, jakie wywołał u niej emocje i bardzo się mu to podobało. Podszedł bliżej, kładąc się obok niej w łóżku, dziewczyna wyskoczyła jak poparzona
- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci spać, ze mną w jednym łóżku ?! – zapytała, a on jak zwykle się roześmiał.
- A jak sobie to wyobrażasz ? Myślisz, że pójdę spać, na podłogę ? Chyba śnisz Bennet. Ale jeśli ci to tak bardzo przeszkadza, to proszę bardzo możesz spać na ziemi. -  Dziewczynie nie spodobał się pomysł zimnego podłoża, niechętnie położyła się we wcześniejszym miejscu , zakrywając się kołdrą.
- Jedna umowa – nie dotykasz mnie ! – on tylko roześmiał się po czym, zgasił światło. Nie minęło wiele czasu a ogarnął ich głęboki sen.
***
Bonnie obudziła się, czując dłoń na swojej talii. Dopiero po chwili zorientowała się, że leży wtulona razem z Kolem. Odsunęła się dość gwałtownie, powodując że on również obudził się i otworzył oczy.
Z uśmiechem na twarzy co było już dla niego charakterystyczne, a mulatkę, coraz mniej to irytowało  odezwał się :
- Najpierw ustalasz zasady, a potem sama je łamiesz, nie ładnie wiedźmo. – nie skomentowała tego, bo tak naprawdę  nie wiedziała jak. Nie mogła zaprzeczyć, bo bardzo możliwe, że było trochę w tym jej winy. Dostrzegła na biurku tacę z jedzeniem.
- Śniadanie ? Skąd ? – spytała, chcąc zmienić temat i zwrócić uwagę na coś innego.
- No tak – odpowiedział, również wstając.
- A krew dla Ciebie ?
- Tak mnie właśnie słuchasz, mówiłem wcześniej, że nie musze się tutaj pożywiać. Chyba że bardzo chcesz, to mogę spróbować, bo mam na kim. – mówiąc to zbliżył się niebezpiecznie blisko niej.
- Nie, chyba podziękuję – odpowiedziała zgryźliwie, biorąc w rękę swoją tace i siadając na fotelu.
Po skończonym posiłku i odbytej rannej toalecie, dziewczyna nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Nudziło się jej, jeśli tak ma wyglądać jej wieczność to ona odpuszcza. Postanowiła, że spróbuję żeby chociaż  tutaj nie kłócić się z wampirem, dlatego rozpoczęła rozmowę :
- Kogo tutaj widziałeś ?  No wiesz po tym umarłeś i zanim tu trafiłeś  ? Jakieś znajome twarze ?
- Było ich bardzo wiele, bo wiesz mam już troszkę lat. Spotkałem bardzo wielu ludzi których nie chciałem widzieć. Zawdzięczają mi niestety swoją przedwczesną śmierć. Tak więc, możesz podziękować swojej przyjaciółce i kochasiowi… A właśnie jak on miał Jeremy ? Co tam u niego słychać ? Chyba byliście razem prawda ? – czuła jak w jej gardle rośnie gula, a w oczach pojawiają się zły. Nie chciała tego tematu.
- Byliśmy – tylko tyle odpowiedziała, Kol zauważył że jej oczy robią się coraz bardziej wilgotne. W końcu nie wytrzymała i poczuła jak po policzkach płyną pierwsze strumienie. On wiedział, że wszedł na zły grunt do dyskusji, wiedział ze zabolało to dziewczynę i pomimo wszystko poczuł się winny. Czy to możliwe, że on najstarszy wampir, uległ poczuciu winy przez jakąś zwykłą czarownice ? Zbliżył się do niej, po czym pozwolił aby wtuliła się w jego ramiona. Chciał aby poczuła się bezpieczniej. Zrobiła to bez słowa. Musiała wreszcie dać upust swoim emocjom. Kiedy się już uspokoiła, puściła chłopaka i przeprosiła.
- Nie chciałam, aby się tak stało. Przepraszam Kol.
- Nie martw się. Może właśnie tak miało być, może to znak, ze akurat ta osoba była dla ciebie nie odpowiednia – pokiwała głową, lekko uśmiechając się, chociaż nie miała na to najmniejszej ochoty. – a poza tym i tak wiem, że po prostu chciałaś się do mnie przytulić. – roześmiała się , tym razem szczerze, charakterystycznie przy tym przekręcając oczami. Znów zapanował przyjemniejszy nastrój.
- Jeju, masz ponad 1000 lat, chce ci się jeszcze żyć ? – śmiejąc się wypowiadała to zdanie, chłopak patrzył na nią z ukosu.
- Wiesz teoretycznie nie żyję. Powinnaś raczej zapytać, czy chcę mi się nie-żyć od tylu lat.
- A no tak. W sumie masz racje. – w tym momencie, w głowie dziewczyny narodził się pomysł, poczuła jakby to było właśnie to o co chodzi. Zeskoczyła ona z łóżka w niezwykle szybkim tempie patrząc na chłopka – KOL ! wiem już o co chodzi ! Żeby nas stąd wydostać musze stać się wampirem. Wtedy będę martwa. Jeśli wypiję twoją krew, po czym umrę, to obudzę się będąc  w trakcie przemiany. Póki nie zdobędę ludzkiej krwi, będę miała czas aby wykonać zaklęcie i uciec stąd. Wrócę się potem po Damona. A potem będę musiała się pożywić aby przeżyć.
- Że co ? – tym razem to on był nie lada zdziwiony. – A jeśli się nie uda ? Jeśli przemienię Cię w wampira, nie wydostaniemy się a ty nie dokończysz przemiany ? Wtedy wszystko na marne, nie ma już innego wyjścia. Bonnie musi być inny sposób.
- Kol nie rozumiesz ? Nie ma innego wyjścia. Musi się to udać. Rozumiesz musi. – patrzyli na siebie. Ona z determinacją i radością w oczach ,  on z niepokojem, że plan się nie powiedzie, że już nigdy się nie wydostaną stąd. Usiadł na fotelu, łapiąc się za głowę i przejeżdżając po swych włosach, targając je. Nigdy nie czuł jeszcze na sobie tak poważnej decyzji.
- Nie wiem, Bonnie. To jest zbyt niebezpieczne. Jak znajdziesz Damona ?
- Uda mi się, będę się sprężać. Zdążę.
- Dobra ale jeśli, czas będzie się już kończył, to wrócisz , pożywisz się nie ważne, czy z nim, czy bez ?
- Wrócę z nim, obiecuję. – wyciągnął on dłoń przed siebie, po czym nadgryzł nadgarstek podając go dziewczynie. Z lekką odrazą przysunęła ona ją do twarzy powoli sącząc krew.  Dla człowieka nie było to przyjemne. Po odpowiednio wypitej ilości. Odsunęła ona od siebie jego rękę. Teraz najgorszy moment. Czekała aż złamie jej kark, bo to najszybsza śmierć. On jednak stał i patrzył na nią.
- Kol, proszę cię zrób to.
- Nie mogę.  – tylko tyle udało mu się wypowiedzieć. Odwrócił się od dziewczyny i odszedł parę kroków. Pomimo że wcześniej potrafił jednym ruchem zabić sto takich dziewczyn. Coś w nim samym nie pozwalało mu skrzywdzić Bonnie Bennet. Zdziwiona dziewczyna, złapała za nóż, leżący jeszcze po śniadaniu na biurku, i całą swoją siłą wbiła go prosto w swoje serce. Poczuła niemiłosierny ból. Z jej gardła wydobywały się wrzaski, krzyki. Chłopak nie mógł patrzeć i słyszeć, jak bardzo cierpi. Podbiegł do niej łapiąc jej upadające ciało. Pomimo zahamowań jakie w sobie miał. Złapał ją za głowę i w szybkim tempie przekręcił, skracając męczarnie dziewczynie.
***
Minęło kilka godzin. Pierwotny siedział obok leżącej na łóżku dziewczyny. Nie miał pojęcia czemu, ale ogarniał go strach. Czy się obudzi ? Czy ich plan wypali ? Przyglądał się jej. Wyglądała na taką spokojną. Patrzył na  jej ciemną skórę. Na usta, na zamknięte duże oczy. Przypominał sobie jej promienny, szeroki uśmiech. Pięknie się uśmiechała. Dotknął ręką jej ciemnych grubych włosów. Pomimo, że je ścięła i tak wyglądała ślicznie. Podobała mu się. Chociaż tak naprawdę, gdy miał wyobrażenie idealnej dziewczyny, to była ona całkowitą jej przeciwnością. Bonnie Bennet była wiedźmą, która wywoła u wampira uczucia, do której coś poczuł. Zjechał dłonią na jej twarz, dotykał jej policzka. Nagle dziewczyna podniosła się, mocno łapiąc powietrza. Widział to już tysiące razy, przecież nie raz zamieniał kogoś w wampira. Jej twarz była zdumiona, jeszcze jakby nie była świadoma tego co się stało. Wszystko wracało dopiero teraz do niej. Przypominała sobie ich plan. Popatrzyła na chłopaka siedzącego obok, i żadne z nich nie wiedziało dlaczego ale mocno wtulili się w siebie. Potrzebowali tego. Potrzebowali zapewnienia że wszystko będzie dobrze. Po minucie, bo dłużej ten uścisk nie trwał, oddalili się od siebie. Bonnie popatrzyła mu w oczy, po czym skierowała swój wzrok na świece, która nadal stała na biurku. Pomimo ogarniającego ją strachu spróbowała. Płomień. Ciesząc się jak małe dziecko odwróciła się znów w stronę Kola, na jego twarzy też zagościł uśmiech. Byli coraz bliżej rozwiązaniu tej zagadki, uwolnieniu się. Zamknęła oczy. Chciała przypomnieć sobie zaklęcie, które mówiła ostatnio będąc  jeszcze po tamtej stronie. Z jej ust wydobywały się słowa w języku łacińskim.
- RETRO REDIRE AD TERRAM, RETRO REDIRE AD TERRAM, RETRO REDIRE AD TERRAM – dziewczyna czuła jak ogarnia ją to samo uczucie, co wtedy kiedy miała się tu pojawić, wyciągnęła dłoń  do Kola on złapał ją. Impuls. – RETRO REDIRE AD TERRAM – Chłód. Powietrze. Ciemność. Tym razem stale czuła zaciskającą się na jej dłoni, dłoń chłopaka. Chwila i już. Wszystko odeszło. Powoli jakby bojąc się otworzyli oczy. Drzewa, parking, budynek. Znali to miejsce. Wszyscy tu przychodzili, aby wieczorami wlać w siebie hektolitry wódki, czy innych trunków. Mystic Grill. Cieszyła się, tak bardzo cieszyła się, że udało jej się to, że znów jest tutaj ale wiedziała że to nie koniec. Wiedziała że jeszcze raz musi tam wrócić. Że musi znaleźć swojego przyjaciela. Nieopodal przechodził chłopak, Kol podbiegł do niego i porwał go stawiając naprzeciw Bonnie.
- Bonnie, musisz się pożywić.
- Musze wrócić po Damona!  – odpowiedziała zdeterminowana, i pewna swego.
- Nie zdążysz! – ale to on nie zdążył nawet skończyć tego zdania bo ona rozpoczęła po raz kolejny wypowiadanie zaklęcia i zniknęła.
***
Zostało 30 min. Niecierpliwił się jak nigdy, chodził w tę i w tamtą stronę. Zabił już dwóch mężczyzn. Bonnie nie wracała a jego ogarniała coraz większa panika. Wiedział, że zaraz będzie musiała się pożywić. Myślał o tym, że już na zawsze zostanie wampirem. Na pewno tego nie chciała, tak jak wszyscy marzyła o spokojnej rodzinie, o dzieciach. Teraz wszystko na nic, kolejny raz poświęciła się dla siebie i dla przyjaciół. Dla niego. Ale czy on był przyjacielem ? Nie czuł do niej nienawiści. Czuł coś innego, coś czego bał się zdefiniować. 15 min. W jego oczach prawie pojawiły się łzy. Bał się. Usiadł na krawężniku obok, zakrywając głowę dłońmi. Usłyszał tylko uderzenie o ziemie. Podniósł swój wzrok a tam dostrzegł jednego z Salvatorów, trzymającego już mulatkę na rękach. Podbiegł do nich, ułożyli ją na asfalcie. Jej oczy zamykały się. Zaczął rozglądać się szukając ofiary, kogokolwiek. Musiał ją uratować. Nic. Pustka. Z daleka ujrzał zbliżającą się postać, zaczęli na nią wołać, aby im pomogła. Zdenerwowany Pierwotny w wampirzym tempie znalazł się przy idącym młodym, może 16 letnim chłopaku i w taki sam sposób zaniósł go do umierającej dziewczyny. Nadgryzł jego nadgarstek i przyłożył do jej ust.
- Pij, Bonnie pij – krzyczał, nigdy w życiu się chyba tak nie denerwował, całe jego ciało dygotało. Dziewczyna początkowo nie wykonywała żadnych ruchów, ale kiedy jedna kropla trafiła do jej gardła, poczuła żądze. Złapała mocniej rękę próbując jak najwięcej tego płynu pochłonąć. Słodka ciecz rozpływała się po jej gardle. Chłopak opadał z sił. Kol nie przejmował się nim, pozwolił by żeby zabiła setkę takich osób tylko po to aby mogła przeżyć ale wiedział ze by mu tego nigdy nie wybaczyła. – Bonnie, zabijasz go. Przerwij to.- do dziewczyny jakby nic nie trafiało – Bonnie przestań. On umrze.  – odrzuciła tą dłoń, ciało chłopaka osunęło się na ziemie. Kol podał mu swojej krwi, po regeneracji zahipnotyzował go i kazał mu odejść zapominając o wszystkim. Damon, pomógł dziewczynie wstać. Od początku nie odzywał się ani słowem. Czuł że coś między tą dwójką się dzieje, w dodatku był bardzo zszokowany, samym wydarzeniem jakie miało miejsce. Bonnie jest wampirem.
- Dziękuję- wyszeptała z lekkim uśmiechem w stronę wampira.
- Bonnie, myślę że powinniśmy powiedzieć o wszystkim pozostałym – wtrącił się Salvatore.
-Tak, tak chodźmy. – ostatni raz zerknęła na Kola a następnie wraz z brunetem oddaliła się do jego rezydencji, aby oznajmić wszystkim co się stało.
***
Wszyscy przyjęli ich z wielkim zachwytem. Byli zdumieni i najszczęśliwsi na świecie. Ona też, ale bała się. Od dzisiaj zaczyna nowe życie. Jest WAMPIREM, musi pożywiać się na ludziach. Pomimo wesołej atmosfery, dziewczyna chciała opuścić to miejsce i iść do siebie. Wszyscy to zrozumieli. Pożegnała się , a najbardziej zdziwiło ją szczere podziękowanie chłopka Eleny. Nie spodziewała się, że to on będzie kiedyś jej za coś wdzięczny. Wykorzystała swoje nowe zdolności, po utraceniu magii i w ułamku sekundy znalazła się w swoim pokoju. Stanęła naprzeciw łóżka, patrząc na nie. Do jej nozdrzy wdarł się tak znajomy zapach perfum. Kol. Poczuła jak ktoś łapie ją za dłoń. Poczuła wydychane, ciepłe powietrze na swojej szyi. W bardzo wolnym tempie odwróciła się twarzą do niego. Patrzyli sobie w oczy. Przyciągnął ją bliżej siebie i właśnie wtedy złączył ich usta w jedność. Całowali się zachłannie, nawzajem obijając o ściany. Kol złapał ją za nogę, mocniej naciskając swoim ciałem na jej. Ona wplotła mu ręce we włosy, chcąc aby jego twarz była jeszcze bliżej. Przemieściła ich na łóżko, kładąc się na nim. Po chwili on zamienił ich miejscami. W tym momencie miało miejsce to na co czekali, od dłuższego czasu, ich emocje wzięły górę. Wsunęła mu rękę pod koszulkę, ale już po chwili zostały z niej strzępy, on nie był jej dłużny. Leżeli bez górnych części ubrań. Zjechał z pocałunkami na jej szyję, ona szybko poradziła sobie z jego spodniami, po czym zrzuciła też swoje. Pragnęli tego. Pragnęli siebie. Kiedy już opadli z sił. Kiedy zdarzyło się już wszystko co miało się zdarzyć, ułożyli się na łóżku wtuleni w siebie. Ona dotykała jego nagiego torsu a on wplatał ręce w jej włosy. Leżeli uśmiechnięci, spełnieni.
- I co z zasadą żebym Cię nie dotykał ? – zapytał śmiejąc się Pierwotny.
- Zamknij się – odpowiedziała , przerywając mu pocałunkiem.


Cześć Wszystkim ! Jest mój drugi one shot! Myślałam, nad napisaniem jakiegoś dłuższego opowiadania, ale chyba nie potrafię. Uwielbiam takie czytać, bo kocham powieści, ale chyba nie potrafię napisać. Jeśli jesteście to zostawcie komentarz, co sądzicie o tym wszystkim. Dla mnie to fajna zabawa. I tak każdej nocy wymyślam setki takich historii, to czemu ich by nie opublikować. No więc do napisania, bo nie mam pojęcia kiedy następny wpis się pojawi! Pozdrawiam !
Zuzka !
xxx

niedziela, 15 czerwca 2014

ONE SHOT "Nigdy o Tobie nie zapomniałem..."

Blondynka przemierzała ulice rozmyślając . Przez te 30 lat dużo się zmieniło. Polubiła swoje wampirze życie. Pamiętała wszystko tak wyraźnie każde wspomnienie, to dobre i to złe. Pamiętała jak żegnała się z Eleną, która postanowiła na zawsze związać się z tym gorszym z braci Salvatorów, razem chcieli zwiedzić świat. Pamiętała też swoje ciche spotkania z Bonnie. Ona była wiedźmą, dlatego się starzała, nie pozostała 18latką jak jej przyjaciółki. Założyła swoją rodzinę, miała dzieci i męża. Spotykały się, ale przecież ciocia Caroline nie może być wiecznie młoda. Dlatego wszystkie ich rozmowy odbywały się w tajemnicy. Pamiętała Stefana, przyjaciela. Kiedy ich grupka się rozpadała, to oni najdłużej ze sobą zostali. Byli razem jako para przez krótki czas i rzeczywiście się kochali, ale jako przyjaciele, dlatego też postanowili, żeby  tak już na zawsze zostało. I najgorszy dzień w jej życiu – śmierć jej matki, chciała o tym zapomnieć ale wiedziała że nie może. Szeryf Forbes została zamordowana, podczas śledztwa które prowadziła. Był to okropny czas dla dziewczyny. Była bliska wyłączeniu swych uczuć, ale przetrwała. Na swojej drodze Caroline spotykała wielu ludzi, zmieniała swoje miejsce zamieszkania, aby nikt nie zorientował się kim naprawdę jest. Miała kilku chłopaków. Ostatni Ben, był dla niej bardzo ważny, ale pewnego dnia opuścił ją. Nie znała powodu, dlaczego to zrobił. Napisał tylko SMSa „ Koniec z nami.” I nigdy więcej nie wrócił. Forbes wsiadła do samochodu, zastanawiając się co zrobić. Czuła się samotna. Nie miała nikogo bliskiego, prócz kilku przyjaciółek, w obecnym miasteczku, z którymi tak czy inaczej będzie już wkrótce musiała się rozstać. Jadąc w kierunku swojego mieszkania, w radio leciała jedna z jej ulubionych piosenek. B.B. King. Kochała jazz. Na myśl przyszedł jej pewien pomysł. Nowy Orlean. Miasto gdzie narodziła się właśnie ta muzyka. Nie wiele myśląc, spakowała swoje rzeczy i po raz kolejny w jej życiu postanowiła się przenieść, właśnie tam.

Mijała właśnie znak powiadamiający ją o tym, że przekroczyła granice miasta. Cieszyła się. Była gotowa na nową przygodę. Każde miejsce dostarczało jej wspomnień. Wybrała hotel a kiedy już rozpakowała się w swym bardzo eleganckim pokoju, postanowiła że wybierze się do baru, napije burbona, i rozpocznie zwiedzanie tego pięknego miejsca, które już zdążyła pokochać. Przebrała się w zwiewną sukienkę, do której założyła buty na koturnie z paskami. Poprawiła makijaż i doszła do wniosku że wygląda  dobrze. Opuściła  pokój.  Po kilku minutach znalazła się przed małym barem weszła do środka i od razu udała się w kierunku  gdzie mogła zamówić napój. Usiadła na wysokim stołku i pociągnęła łyk ostrego trunku. Drzwi baru pomimo wczesnej pory dość często się otwierały. Ludzie przychodzili, zamawiali i opuszczali pomieszczenie. W progu pojawiła się postać. Wysoki mężczyzna, o ciemnych blond włosach z lekkim zarostem i mocnymi rysami twarzy. Był tu częstym gościem. Był królem Nowego Orleanu. On również ruszył w kierunku baru. Lecz w połowie drogi zatrzymał się. Jego oczom ukazała się sylwetka dziewczyny, dziewczyny którą znał, którą darzył uczuciem. Podszedł bliżej, bardzo blisko. Ona dokładnie w tym momencie wstawała. Pojawił się tuż za nią i wyszeptał :
-Caroline – jej ciało zesztywniało. Znała ten głos, ten akcent, ten zapach, ale nie mogła w to uwierzyć. Czy możliwe że właśnie za nią stał mężczyzna, o którym nie potrafiła zapomnieć od 30 lat ? Powoli obróciła się i napotkała na jego wzrok. Jego oczy ukazywały ogromne szczęście jak i zdziwienie, a na twarzy pojawił się uśmiech. Odwzajemniła go. Powiedział po raz kolejny, tym razem głośniej – Caroline.
- Klaus – odpowiedziała – Co ty tutaj robisz ?
- Mieszkam, a ty ? Skąd się tu wzięłaś ?
- Chciałam zwiedzić to miasto, podróżuję. – znów na jej twarzy pojawił się uśmiech. Cieszyła się z tego spotkania.
-Tyle lat. Możemy porozmawiać  ? – zapytał, wskazując ręką na stolik obok. Ona kiwnęła głową, on zamówił dla nich drinki i udali się aby usiąść.
Obydwoje pamiętali ostatnie spotkanie. Ich chwilę, kiedy dali się ponieść. Nie żałowali tego. Nie chcieli teraz też o tym wspominać. Opowiadali sobie o tym czasie który minął, o historiach jakie się im przydarzyły. Głównie mówiła Caroline, a Klaus słuchał jej z wielką chęcią. Minęło kilka godzin, lecz oni nie czuli upływu czasu. Dochodziła 15. Nagle zaczęła zbliżać się do nich pewna dziewczyna, wyglądała na 18 lat. Była śliczna, miała ciemne włosy i oczy. Ale jej uśmiech i rysy przypominały Caroline kogoś. Podeszła ona do nich i ucałowała Klausa w policzek. Od bardzo dobrze wiedział kim jest, i znał ją. Blondynka poczuła się nieswojo, nie wiedziała o co chodzi. Popatrzyła z ukosu na dziewczynę, która powiedziała
- Witaj Klaus, nowa koleżanka ? – pomimo tonu jakiego spodziewała się Caroline, jej głos był aksamitny i miły. A twarz bardzo przyjazna.
- Hope, gdzie byłaś cały dzień ? Myślałem, że zaraz wyślę Marcela aby zaczął cię szukać. – powiedział dość groźnie.
- Nie martw się, jestem hybrydą , dam sobie radę.- teraz jej oczy skierowały się znów na dziewczynę- Jestem Hope – powiedziała wysuwając dłoń aby przywitać się z towarzyszką Klausa.
- Caroline – odpowiedziała, lekko zdezorientowana wampirzyca. – Ja już chyba pójdę, wy sobie porozmawiacie. – wydukała a dziewczyna zaczęła się  śmiać.
- Klaus twoja towarzyszka chyba myśli że jesteśmy razem czy coś. –te słowa jeszcze bardziej zmyliły blondynkę. Popatrzyła z pełnym zdziwieniem na Klausa, który zaczął się uśmiechać. – To chyba ja pójdę, a wy sobie wszystko ustalicie. Do potem. – znów ucałowała Klausa i w wampirzym tempie zmyła się z baru. Dziewczyna nadal patrzyła błędnym wzrokiem na hybrydę, stojącego obok.
- Caroline, to nie tak jak myślisz. – tak naprawdę nie wiedział jak ma jej wyjaśnić całą sytuacje – Hope jest moją córką – wreszcie to powiedział. Caroline była chyba bardziej zdziwiona niż się spodziewał. W jej głowie kłębiło się milion pytań. Jakim cudem Klaus miał dziecko ?! Z kim ?!
-Ale jak to ? – chciała zabrzmieć dość spokojnie ale jej się nie udało.

- Kiedy jeszcze mieszkałem w Mystic Falls, miałem pewną przygodę z Hayley, tą wilczycą. Nic dla mnie nie znaczyła, ale skoro ja jestem hybrydą, a ona wilkiem to zajście w ciąże jest możliwe. Gdy opuściłem miasto dowiedziałem się o tym, że spodziewa się dziecko, mojego dziecka. Zamieszkała w naszej rezydencji. Ale po porodzie, nie udało nam się jej uratować. Zająłem się Hope, Eijaha i Rebekha pomagali mi. Teraz jest dorosła. – opowiedział wszystko a dla blondynki widniało to jak jakaś fantastyczna opowieść, które tak lubiła czytać. Nie wypowiedziała słowa. Nie czuła jakiejś złości. Po prostu nie mogła w to uwierzyć. Klaus wyczekiwał na to co odpowie.
- Nie spodziewałam się. – odpowiedziała.
- Przepraszam – mówił spuszczając wzrok.
- Za co ? Teraz jesteś tatusiem, że też wcześniej nie mogłam tego widzieć. Najpotężniejsza hybryda na świecie zmieniająca pieluchy. – zaczęła się śmiać i szurnęła go w ramię. Na jego twarzy też pojawił się uśmiech. Cieszyło go, że zna prawdę. – Myślę, że ja też powinnam już pójść. Dziękuję za dzisiaj. – powiedziała patrząc mu w oczy i wstając. – Chciałabym zwiedzić Nowy Orlean, to miasto mnie fascynuję.
- To ja dziękuję . Jeśli się zgodzisz kochana, mógłbym pokazać ci kilka ciekawych miejsc  – od razu się zgodziła, wiedziała że nikt inny nie zna tego miasta tak jak on, patrzyli sobie chwilę w oczy. Miejsce gdzie siedzieli było odosobnionym stolikiem, ludzie opuścili bar. Zapewne wieczorem, zacznie tętnić życiem jak nigdy. Zaczęła ruszać w kierunku drzwi. Poczuła, że ktoś łapie ją za dłoń, poczuła to cudowne uczucie, ten prąd, impuls rozchodzący się po jej ciele. Klaus odwrócił ją w swoim kierunku. Dzieliły ich milimetry. Oczy były skierowane na wprost siebie.
- Caroline, nigdy o Tobie nie zapomniałem- wypowiedział. Te słowa wywołały u dziewczyny zaskoczenie. Myślał o niej, nawet kiedy byli z dala od siebie to on o niej pamiętał, coś dla niego znaczyła.
- Ja o Tobie też- całkiem szczerze powiedziała to co czuła. On dotknął swymi wargami jej usta, zostawiając na nich słodki pocałunek. Odsunęli się od siebie. – Do potem – wyszeptała, będąc najszczęśliwszą osobą na ziemi.
- Do zobaczenia Caroline.


Mój pierwszy post. Fajne uczucie. Nie wiem czy się wam spodoba, dlatego liczę na szczere komentarze, mam nadzieję, że jakieś się pojawią :) Klaroline to moja ulubiona para ! Pozdrawiam Was wszystkich, życzę udanego końca dnia i niedzieli oraz siły na następny tydzień. Do napisania !
xxx

ZACZYNAM !

Cześć Wszystkim ! 
Wakacje się zbliżają, i tak pomyślałam aby zacząć prowadzić blog. Chciałabym aby znajdowały się tu posty, opowiadania, oneshoty na temat postaci z The Vampire Diaries oraz The Originals. Myślę, że wieczorem dodam swój pierwszy rozdział. Trzymajcie za mnie kciuki! To tylko zabawa, i nie wiąże z tym jakiejś przyszłości, po prostu mam trochę wolnego czasu a po co go marnować ? Tak, więc do napisania !
xxx