piątek, 19 września 2014

Rozdział XII

Otworzyła wreszcie oczy. Pierwsze co, to próbowała domyślić się, gdzie obecnie się znajduje. Otaczały ją białe ściany. Do ręki miała przypiętą rurkę, która prowadziła do kroplówki. Leżała na bardzo niewygodnym łóżku. Szpital. To musiał być szpital. Przekręciła głową i zauważyła postać jej mamy siedzącą na krześle obok, która najprawdopodobniej spała. Nie chciała na razie jej budzić. Próbowała sobie wszystko przypomnieć. Nathaniel. Biuro. Pistolet. Klaus. Strzał. Wszystko powoli zaczynało sensownie układać się w logiczną całość. Popatrzyła na swoje prawe ramię. Było obwinięte bandażami. Niemal poczuła ból, taki jak towarzyszył jej w chwili wystrzału. Musiała mieć naprawdę spore szczęście, skoro West trafił w rękę a nie w głowę czy inny narząd, który momentalnie spowodowałby jej śmierć. Ale żyła. Jedno pytanie w głowie. Czy Nathaniel też żyje? Zaczęła nad tym rozmyślać. Być może jest to już koniec ich problemów. Znów swoje oczy skierowała na osobę matki. Tak dawno jej nie widziała. Pragnęła się do niej przytulić. Jej marzenia jakby zaczęły się spełniać, ponieważ blondynka otworzyła oczy i ich spojrzenia się spotkały.
- Caroline..- wyszeptała Elizabeth, pochylając się nad córką. - Obudziłaś się. - widać było po niej, że spędziła tutaj dość dużo czasu. Jej oczy były podkrążone i nie wyspane.
- Mamo. - powiedziała z trudem, gdyż w jej oczach wzbierały już łzy. Ogarniało ją ogromne szczęście. Liz głaskała ją po blond włosach. - Ile spałam? - spytała w końcu, jakby chciała zacząć jakikolwiek błahy temat, byle tylko nie okazało się to wszystko snem. Domyślała się, że po ranie od kuli najprawdopodobniej jeden dzień z życia uciekł jej na śpiączkę.
- Tydzień. - odpowiedziała jej matka i znów uśmiechnęła się, a z jej oczu również płynęły słone łzy.
- Ile?!- dopytywała, jakby nie wierząc we wcześniej wypowiadane słowa.
- Caroline to normalne po takim obrażeniu. - uspokajała ją szeryf Forbes. Podziałało i dziewczyna przestała się tym przejmować.
- Mamo, co z Eleną i Bonnie? - na nowo leciutkie zdenerwowanie wdarło się jej na twarz.
- Spokojnie kochanie. - mówiła z czułością. - Wszystko jest z nimi w porządku. Wróciły do waszego mieszkania. Elena odzyskała pamięć a Bonnie już wyzdrowiała. - poczuła ulgę. Czy to możliwe, że kończy się to tak dobrze? Jej myśli uciekły w kolejnym kierunku. Mimo iż te uczucia odpychała od siebie, to już z chwili na chwilę przestawała sobie z nimi radzić.
- Mamo. - zaczęła patrząc błagalnie na rodzicielkę. - Co się stało z Klausem i Salvatorami? - zapytała. - Znaleźli mnie i pomogli mi. Co z nimi? - wlepiała swoje spojrzenie cały czas w twarz kobiety.
- Nic im się nie stało. Akcja się udała. Klaus jest tutaj bardzo często. Przychodził i czekał aż się obudzisz. Wczoraj kazałam mu iść do domu, żeby wreszcie się wyspał. On zadręcza siebie i mówi, że to wszystko jest jego wina. - opowiedziała córce, to co zdarzyło się w momencie, gdy ona nie budziła się.
- Ale przecież on nic złego nie zrobił. Gdyby mnie nie uratował to możliwe, że Nathaniel by mnie zabił. - piszczała, ponieważ jej głos był jeszcze osłabiony.
- Wiem córeczko. Nie obwiniam go za nic. - mówiła wciąż troskliwym tonem. Care pogrążyła się w swoich myślach, zastanawiając się czy Mikaelson odwiedzi ją i wszystko sobie wyjaśnią. Elizabeth cały czas dotykała jej włosów a łzy nie przestawały płynąć. W końcu zabrała głos, zwracając przy tym uwagę dziewczyny.  - Caroline, przepraszam. - w tych słowach było słychać przejęcie i ogromną żałość. Były szczere, w stu procentach szczere.
- Mamo... - wyszeptała studentka, która również zaczęła płakać.
- Caroline, ja wiem że nie powinnam i że bardzo Cię skrzywdziłam. Błagam, wybacz mi. - skrucha jaką posiadała Forbes, ujęła dziewczynę.
- Mamusiu...- zaczęła. - Wybaczyłam Ci już dawno. Teraz wszystko się ułoży. - odpowiedziała i ułożyła usta w uśmiech, który Liz tak bardzo kochała.
- Mam najwspanialszą córkę na świecie. - powiedziała i uśmiechnęła się a następnie ucałowała ją w czoło. Caroline wtuliła się w matkę. Wreszcie czuła się bezpiecznie. Brakowało jej tego od dawna.
- Mamo... Tam był Tim. - wyszeptała i zwróciła oczy w kierunku kobiety.
- Wiem Caroline. - posmutniała. - On i Nathaniel znali się od dawna, ja z resztą z nimi też. Ale nie spodziewałam się, że mnie zdradzi. - powiedziała zimnym głosem.
- Znacie się? Co to znaczy? - zapytała, chciała wiedzieć jak najwięcej, więc oderwała się od niej i czekała na wyjaśnienia.
- Gdy szkoliłam się na policjantkę, to dobrze trzymałam się z nimi dwoma. Oni byli o rok starsi i bardzo się przyjaźnili, ja do nich dołączyłam. Potem West stał się dziwny i się od niego odsunęliśmy. Nie przypuszczałam jednak, że to wszystko było od początku zaplanowane. - opowiadała o tym z wyraźnym bólem. W końcu okropnie jest, w momencie gdy dowiadujesz się, że osoba, której ufasz, zwierzasz się z najskrytszych problemów, robi to tylko po to by wykorzystać to potem przeciwko Tobie. Caroline na nowo wtuliła się w matkę. Chciała dodać jej otuchy. To ma być już koniec ich problemów. Wreszcie poczuje się bezpiecznie.

Blondyn i szatyn siedzieli teraz w barze i w spokoju popijali whisky. Stefan cieszył się, że sprawa z Kolem okazała się nieprawdą. W sumie nigdy sobie tego nie uświadomił, że ktoś tak bliski może go zdradzić. Zdrada. Tutaj na nowo w jego głowie pojawiła się postać dziewczyny. Kochał Rebekę ale ona teraz nie chciała go znać. Cóż się dziwić? Okłamał ją. Wziął w dłoń, po raz kolejny szklankę i znów pociągnął spory łyk alkoholu. Chciał teraz o tym zapomnieć. Jego dziwne zachowanie zwróciło uwagę towarzysza. Mikaelson odchylił się na krześle, przyglądając się mu. W końcu rozpoczął rozmowę.
- Co się dzieje Stefan? - spytał. Znali się od dawna i wiedzieli o sobie bardzo dużo. Przyjaźń męska była silniejsza a ich przekraczała wszystkie normy, dlatego też Salvatore nie chciał kłamać mu. Przed nim potrafił się otworzyć.
- Jestem idiotą. - odpowiedział patrząc w przestrzeń przed siebie.
- To już wiem. - skomentował dla rozśmieszenia przyjaciela, jednak ten się nie roześmiał. - A teraz tak serio. - popatrzył na niego, po czym dodał. - Jak ma na imię? - teraz Stefan się uśmiechnął. Tylko Kol umiał tak szybko go rozbroić. Zwrócił swój wzrok w jego stronę i wypowiedział.
- Rebekah. - nastała chwila ciszy. Blondyn niedługo potem dodał. - Straciłem ją. Okłamałem. - Mikaelson uniósł brwi w pytającym geście, dlatego ten dalej zaczął objaśniać. - Nie powiedziałem jej o tym, że jestem agentem. Dowiedziała się od Eleny, kiedy ta odzyskała pamięć. - powiedział a żałość rozrywała go od środka. - Teraz nie chce mnie znać. Koniec. - odwrócił spojrzenie tylko po to by na nowo móc poczuć w gardle smak trunku. Szatyn na chwilę się nad tym zastanawiał a następnie postanowił, że da mu jakieś rady.
- Walcz. - powiedział tylko, co zwróciło uwagę Stefana.
- Nie Kol. To już nie ma sensu. Ona mnie nienawidzi. - powiedział z rozpaczą, z jaką nigdy nikomu innemu by się nie ujawnił.
- Kim ty jesteś? - spytał trochę ironicznie, nie zważając że jego przyjaciel jest w rozsypce. Trzeba było podjąć radykalne kroki. - Czy to jest ten Stefan Salvatore, którego od zawsze znam? - zadawał retoryczne pytania, aby wpłynąć na jego ambicje.
- Kol...- zaczął mu przerywać, ale ten mu nie popuścił.
- Stefan, stary! Ty ją kochasz, nie pozwól by dziewczyna, która jest dla Ciebie tak bardzo ważna odeszła. - prawie krzyczał. Blondyn umilkł i tylko na niego patrzył. Gdy się uspokoił dodał. - Spróbuj. - Młody mężczyzna zastanawiał się nad tym chwilę. Jego przyjaciel miał racje. Teraz nie może się poddać. Musi działać i wygrać. Uśmiechnął się i przystał na jego propozycje.
- Zgoda. Spróbuję. - odparł. Tym razem to Mikaelson pociągnął whisky. Ufali sobie, więc chciał spróbować i on. Zapytał.
- A co z Bonnie? Doszła do siebie? - chciał by zabrzmiało to obojętnie ale troska dała o sobie znać. Zezłościł się o to na siebie w duchu ale teraz wyczekiwał tylko na odpowiedź. Pojawiła się dość szybko, jednak poprzedził ją uśmieszek na twarzy Salvatore, który bardzo szybko ukrył.
- Bonnie czuje się dobrze. Rana zagoiła się. Była głęboka ale już wszystko w porządku. - odpowiedział i zastanawiał się, nad kontynuowaniem tego tematu. Kol nic nie powiedział tylko mruknął, na znak że rozumie. Przez przypadek, mógł powiedzieć coś co by zdradziło jego uczucia względem Bennett. Stefan postanowił, że będzie dalej ciągnął od Mikaelsona o co chodzi. - A z Wami co? -zapytał i podsunął szkło pod usta. Zdziwienie pojawiło się na twarzy szatyna.
- Z nami? - spytał, jakby nie rozumiejąc pytania. ale przecież wiedział o co chodzi i to bardzo dobrze.
- No tak. Kol mnie nie okłamiesz, widzę że Ci na niej zależy. Te kilka dni gdy miałeś ją pilnować, chyba coś zmieniły. - powiedział a jego przyjaciel zaczął zaprzeczać, jak zawsze on.
- Nie, coś ty! Musi Ci się wydawać. - zaczął unikać jego spojrzenia.
- Kol. Proszę Cię. - zironizował go Stefan. - Od momentu kiedy wróciła, to za każdym razem pyta kogoś innego, gdzie jesteś i czy wszystko z Tobą w porządku. Jest tak samo zaparta jak Ty. - nie zamierzał już się w to bawić i się uśmiechnął.
- Pyta o mnie? - nadzieja była dobrze słyszalna w jego głosie.
- Tak. - on teraz się zaśmiał - Bardzo często. Dlaczego jej nie odwiedzisz? - teraz to on zadał mu trudne pytanie.
- Nie, to jest wykluczone. Nie chcę jej zranić.
- Kol, teraz ją ranisz. Ona czeka aż pojawisz się, aż się z nią spotkasz. A ty nic. - zaczął mu wyrzucać.
- Myślę, że to nie będzie dobre. Nie sądzę, by po tych kilku dniach poczuła ona aż coś tak bardzo mocnego. - zaczął się tłumaczyć. Blondyn zaprzeczył mu.
- Możesz się mylić. - Kol uśmiechnął się na te słowa. Chciałby żeby się mylił, ponieważ on coś takiego właśnie poczuł. Obydwaj sięgnęli po szklanki. Kol zaczął się nad tym zastanawiać. Stefan dodał, tylko jedno słowo by go pokrzepić. - Walcz.

Bonnie i Elena siedziały w swoim akademickim mieszkaniu. Wieść, że młoda Forbes wreszcie się obudziła ogromnie ich rozweseliła. Wiedziały jedno, powoli ich problemy dobiegają końca. Za niedługo mają wrócić na kilka dni do Mystic Falls, gdzie najprawdopodobniej zostaną zapoznane ze wszystkimi informacjami na temat organizacji, w której przejmą władze. Ale teraz ważniejsze dla nich było to by iść do szpitala i spotkać się z przyjaciółką. Przygotowywały się więc do wyjścia. Szybkie prysznice, makijaż i wybór ubrań były czynnościami jakim się poddały. Elena właśnie siedziała przed szafą rozmyślając, co może na siebie włożyć. Wreszcie jej myśli mogły zaprzątać tak błahe sprawy a nie troska o życie. Ale mimo wszystko swe rozmyślenia kierowała w stronę starszego Salvatore. Nie dopuszczała do siebie mężczyzn. Bała się późniejszego bólu jakiego może doznać. Czekała na tego jedynego i właśnie teraz serce podpowiadało jej, że Damon nim właśnie jest. Odrzuciła kłębiące ją myśli, które jakby toczyły ze sobą walkę. Wyciągnęła białą koszulę, która z przodu była krótsza niż z tyłu. Do tego czarne rurki, opinające jej długie nogi i skórzaną ramoneskę na górę. Zastanawiała się chwilę nad butami, ale dla wygody postanowiła, że ubierze czarne zwykłe balerinki, które uwielbiała. Bonnie siedziała po drugiej stronie, ubierając szare rurki. Na górę chciała zarzucić biały wełniany sweter i czarne conversy na nogi. Włosy rozpuściła, bo kochała jak opadały na jej ramiona. Kiedy otwierała szufladę w celu wyciągnięcia z niej stopek, jej spojrzenie przykuł komplet ubrań w rogu. Dresy i bokserka. Były to ciuchy, które miała ubrane właśnie w momencie gdy Kol ją pocałował. Wszystko jej o nim przypominało. A ona chciała zapomnieć, bo skoro on się nie odzywa, nie troszczy o to co się z nią dzieje, znaczy to, że ich krótka wspólna chwila, wtedy gdy była porwana, nic dla niego nie znaczyła. Na samą taką myśl, łzy napływały do jej oczu. Chciała by to nie było prawdą, ale wszystko za tym przemawiało. Elena zauważyła smutną minę przyjaciółki, natychmiast do niej podeszła i mocno ją przytuliła.
- Bonnie, spokojnie. - zaczęła pocieszanie. - On się odezwie. Na pewno. - chciała dodać jej tymi słowami otuchy. Mimo, że Bennett nie płakała, chociaż miała na to wielką ochotę wtuliła się w ramiona Gilbert.
- Nic dla niego nie znaczyłam. Po prostu chciał mi pomóc, w momencie gdy byłam porwana. Za dużo zaczęłam sobie wyobrażać. - skomentowała z ogromnym smutkiem.
- Ej! Nie martw się! Skoro widziałaś że mu zależało, to mu zależało. Może czeka aż to wszystko uspokoi się już całkowicie, a może ma nową misje i musiał wyjechać? - na wszystkie możliwe sposoby, Elena próbowała ją rozchmurzyć, nie wychodziło jej to najlepiej.
- Nie, Eleno. Stefan mi mówił, że jest on cały i zdrowy co oznacza, że jest tu na miejscu a mimo to ani razu nie pomyślał o wspólnym spotkaniu.
- A może ty powinnaś pomyśleć? Może on czeka na ruch z twojej strony? - zadała pytania, które zaczęły zastanawiać dziewczynę. Nie. To on powinien wydać jakąś inicjatywę, nie ona.
- Nie ma szans! - prawie odkrzyknęła. - Gdyby chciał, to by coś zrobił. - zakończyła, odrywając się od szatynki.
- Coś czuję, że on jest tak samo uparty jak ty! - powiedziała z lekką ironią. Nie obyło się, to bez komentarza.
- Może. To tak samo jak w twoim przypadku. Biedny Damon stara się ile może, przychodzi tu codziennie, dzwoni a ty nawet z nim na kawę nie wyskoczysz! Przecież on jest idealny dla ciebie! - tym razem atak zaczęła mulatka.
-Coś Ci się chyba ubzdurało. - odwróciła wzrok i zaczęła niby czegoś szukać w torebce, chcąc by jej przyjaciółka zakończyła niezręczny dla niej temat.
- Jasne, jasne. - sarkazm w tych słowach był wyczuwalny na kilometr. - Daj mu szansę. - spróbowała za pomocą perswazji przekonać ją.
- Bonnie, to nie jest takie proste.
- Właśnie, że jest! - uśmiechnęła się wypowiadając te słowa. - Tylko ty chcesz sobie wszystko utrudnić.
- Nie wiem, Bonnie na prawdę nie wiem. - usiadła na łóżku mocno zagłębiając się w całą sytuację.
- Wiesz Eleno. Po prostu posłuchaj serca. - dodała a oczy studentki skierowały się w jej stronę. Uśmiechnęła się w celu podziękowania za kilka słów jakie własnie wypowiedziała. Mulatka złapała i swoją torebkę szybko dodając. - A teraz chodźmy do Caroline! Tak dawno jej nie widziałam. - powiedziała i obydwie ruszyły w stronę drzwi.

Przemierzał szpitalny korytarz z nadzieją, że właśnie dziś i właśnie teraz dowie się iż Caroline się wreszcie obudziła. Czuł ogromne wyrzuty sumienia. Jako agent nie powinien się przejmować takimi sprawami, w końcu akcja była dobrze przeprowadzona i z pozytywnymi wynikami. Tak więc, powinien czuć satysfakcje. Ale jej nie czuł. Mimo wszystko dziękował w myślach szeryf Forbes, że zmusiła go do opuszczenia tego budynku i jakiegoś odświeżenia w domu. Wziął porządną kąpiel, i miał wreszcie czas na przemyślenia. Ale gdy wszedł do swojego mieszkania, na każdym kroku przed oczami widział ją. Nigdy by nie sądził, iż w jednej chwili cały świat przestanie się liczyć a zastąpi go jedna kobieta. Minął trzecią parę drzwi. Za kolejnych dwie ujrzy wreszcie te odpowiednie. Lekarze wcześniej mówili, że na dniach powinna się obudzić. Na to też liczył. Pokonał dzielącą go odległość od celu i cichutko zapukał. Blondynka leżała na osobnej sali, bez innych pacjentów. Po kilku sekundach złapał za klamkę, którą szarpnął i ujrzał wnętrze pomieszczenia. Oczy kobiet od razu po usłyszeniu dźwięków dochodzących zza drzwi zwróciły się w tym kierunku. Serce Caroline w jednej chwili rozpoczęło szybciej bić. Tak bardzo pragnęła tego spotkania. Ich spojrzenia się napotkały. W jego źrenicach ujrzała ból ale i ogromną radość. Na jej ustach pojawił się uśmiech, który miał go pokrzepić, dodać mu odwagi, która w tym momencie całkowicie z niego uleciała. Elizabeth odchrząknęła, widząc że jej obecność jest teraz zbędna.
- To może ja pójdę. Myślę, że macie kilka spraw sobie do wyjaśnienia. Lekarz mówił, że jest już dobrze więc pójdę do bufetu i przyniosę Ci coś do zjedzenia. - ostatnie słowa skierowała do swojej córki. Zaraz po nich minęła blondyna i wyszła z sali. Między nimi nadal panowała cisza. W końcu dziewczyna powiedziała.
- Klaus... - jej głos powodował radosne uniesienia jego serca a mimo to czuł jak bardzo ją zawiódł. Podszedł wreszcie bliżej siadając na krześle z którego chwilę wcześniej wstała jej matka.
- Caroline, jak się czujesz? - zapytał, a przejęcie u niego było ogromne.
- Już jest w porządku. - odpowiedziała z uśmiechem. Mimo sytuacji w jakiej się znajdowała, mimo swojego stanu ona była pogodna. A może szczęście które ją ogarniało spowodował właśnie on? - Ale nie potrafię uwierzyć, że byłam aż tydzień w śpiączce! - teraz i na jego twarzy zagościł uśmiech. Cała Caroline.
- Przynajmniej wyspałaś się za wszystkie czasy! - odpowiedział jej a i z niego powoli uchodziło napięcie.
- Chyba wolę tego nie powtarzać. - odpowiedziała mu również z radosną miną. On jednak w tym momencie posępniał.
- Caroline.. - jego słowa wypowiadane tym tomem i z tym akcentem wywoływały na jej ciele dreszcze. Przyjemne dreszcze, których mogłaby doświadczać do końca swego istnienia. - To wszystko moja wina. Gdyby nie moja nieuwaga, nie stało by się to. Naprawdę, ja... - nie skończył, bo po tym zdaniu, studentka prawie wystrzeliła z łóżka i natychmiast mu przerwała.
- Klaus, to przecież nie jest twoja wina, - z piskiem zaczęła zaprzeczać temu co powiedział. Były to bzdury i chore urojenia według niej.
- Ale moja! Gdybym, wtedy lepiej Cię pilnował i nie pozwolił ci uciec, nigdy by się to nie stało i nie leżałabyś teraz w szpitalu. - nadal obstawał przy swej wersji.
- To jest moja wina. Powinnam była Ci  powiedzieć, a nie działać na własną rękę. Przecież było do przewidzenia, że sama nic nie zdziałam. Popełniłam największe głupstwo w życiu. A właśnie ty mnie uratowałeś. - na ostatnich słowach obniżyła ton i mówiła to dużo wolniej. Właśnie to chciała dać mu do zrozumienia. On był dla niej bohaterem. Kimś, kto w jednej chwili zaczął bardzo dużo znaczyć. Patrzyli sobie w oczy i znów nastąpiła głucha cisza. Tym razem jednak nie przeszkadzało to tak bardzo. Jednak w myśli blondynki, które przepełnione teraz były obrazami jego ust, włosów, policzków, oczu i innych bardzo pociągających ją części jego ciała wdarła się świadomość, że nadal nie wie co z Nathanielem. Twarz znów nabrała stanowczego wyrazu i natychmiast zapytała:
- A co z Westem? Zabiłeś go tym pociskiem? - Mimo, że ten człowiek sprawił jej wiele przykrości i bólu, to w głębi serca pragnęła by kula wystrzelona z pistoletu Klausa trafiła w jakieś inne miejsce. On również przybrał inną mimikę. Ten człowiek a raczej wzmianka o nim ogromnie go zdenerwowała i zezłościła. W końcu prawie zabił Caroline. Jego Caroline.
- Niestety nie. - odpowiedział przez zęby. - Mój strzał tylko go drasnął. Po kilku dniach wyszedł ze szpitala. Na szczęście jest już w rękach policji i odpowie na kilka zarzutów. - słowa wypowiadał z ogromną oziębłością w głosie.
- To fantastycznie. - uradowana niemal wykrzyknęła. Uśmiech znów się pojawił. - No rozchmurz się! - mówiła szturchając go w bok i dając mu kuksańca. - Teraz będzie już tylko lepiej. - nie potrafił przy niej dłużej być zły. Nie udawał już takiego.
- Mam nadzieję- odpowiedział z pewnością, patrząc jej w oczy. Zrozumiał jedno. Zakochał się.

Blondyn stał pod drzwiami do mieszkania Rebeki. Serce waliło mu jak oszalałe. Ale wiedział jedno. Zrobi to. Pójdzie i wyjawi jej wszystkie swoje uczucia, ponieważ kocha ją. I nawet gdy ona mu nie przebaczy, będzie miał świadomość, że walczył i że się starał. Zapukał i czekał aż po drugiej stronie usłyszy kroki. Nie pomylił się, mimo iż musiał zapukać jeszcze raz to po chwili słyszał zbliżającą się dziewczynę. Otworzyła ona drzwi i chyba nie spodziewała się takiego widoku. Przed nią stał mężczyzna, przez którego kilka nocy przepłakała. Ktoś kto ją oszukał, ale mimo to uczucie względem niego było silniejsze i chwilami miała już w ręce telefon z zamiarem wykręcenia jego numeru. W rękach trzymał bukiet czerwonych róż. Mimo szczęścia jakie poczuła, kiedy go ujrzała na twarz przybrała zimny wyraz i obojętność. Zabolało go to.
- Czego chcesz? - zapytała z oziębłością,  unikając jego wzroku. Wiedziała jedno, gdy tylko spojrzy prosto w jego oczy ugnie się. A musi być silna.
- Chciałem porozmawiać. Mogę wejść? - spytał bardzo łagodnym głosem. Zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią. Stał tak blisko, co tylko powodowało jej rozkojarzenie. Powoli rozum przestawał podejmować decyzje i to właśnie serce go wypierało. W końcu po długim milczeniu pokiwała twierdząco głową i weszli głębiej do środka. - To dla ciebie. - powiedział wskazując na bukiet kwiatów. Ujęło ją to, ale nadal nie ujawniała się z tym.
- Nie musiałeś. - skwitowała, na co on odłożył go na pobliski stolik. - A więc o czym chciałeś rozmawiać? - zapytała jakby nie domyślając się po co przyszedł.
- Myślę, że wiesz o co chodzi. - powiedział i zrobił krok w jej stronę. Nie wiedząc czemu jej oczy zaszły łzami. Nadal czuła ogromny ból. Ale mimo wszystko jakaś cząstka jej rozumiała jego zachowanie. Jego intencje były szczere, chciał ją przecież chronić, nie może go o to winić. Gdy Stefan ujrzał, że jej oczy robią się wilgłe zrobił kolejny ruch do niej. - Rebekah...-rozpoczął, nie wiedząc od czego ma zacząć. -Przepraszam. Ja naprawdę przepraszam. Zachowałem się jak największy idiota. Jestem idiotą, ale nie pozwolę na to byś przeze mnie cierpiała. - nie wytrzymała, po jej policzkach spływał słony płyn. Podszedł do niej i otarł jej łzy, ta wreszcie na niego spojrzała. - Wiem, że zawiniłem i zrozumiem jeśli nigdy mi nie wybaczysz, ale sam nigdy bym sobie nie przebaczył, gdybym nie spróbował Cię odzyskać. - Po tych słowach wybuchnęła jeszcze większym płaczem. Kochała go. To uczucie nigdy nie wygasło. A jeśli się kogoś mocno kocha, to pragnie się dla niego jak najlepiej i wybacza się mu popełnione błędy. Zamknęła oczy aby wsłuchać się w  głos serca. Słyszała jak wewnątrz niej skanduje on jego imię. Odwróciła się i odeszła kilka kroków w tył. Podjęła decyzje. Kiedy on spostrzegł, ze ona go zostawia, poczuł jak jego serce się rozłamuje. Był pewien jednego, stracił ją. On również się odwrócił, ściskając w dłoni mały przedmiot jaki miał w kieszeni. Ruszył w stronę wyjścia. Chwytając za klamkę usłyszał jednak jej głos.
- Jesteś idiotą. Obiecaliśmy sobie zawsze mówić prawdę, ale ty mnie okłamałeś. - tym razem to ona podchodziła do niego. Słowa zawierały w sobie ogromną dawkę emocji, w tej chwili była to czysta złość. - Pokochałam Cię jak głupia a ty mnie zraniłeś. Kilka ostatnich nocy przepłakałam. - znów zbliżyła  się, była teraz w bardzo niedalekiej odległości od niego. Patrzyła prosto w jego oczy, w których widziała smutek i rozpacz. Jego skrucha była prawdziwa. Zauważyła jeszcze jedną rzecz-miłość! Teraz już była pewna swojej decyzji. Kontynuowała.- Ale mimo to wiem, że gdybyś teraz stąd wyszedł i ja bym podjęła inną decyzję, żałowałabym jej. Bo mimo wszystko kocham cię! Pragnę twojego dotyku, twojego ciepła i tego, że właśnie przy tobie czuję się bezpiecznie. - ostatnie słowa prawie wykrzyczała, a Salvatore nie do końca wierzył w to co usłyszał. Natychmiast złapał ją w ramiona i wpił swoje usta w jej. Pocałunki jakimi się obdarzali wyrażały wszystko. Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Liczyła się chwila. Liczyła się Rebekah! Po kilkunasty sekundach jednak się oderwał od niej i odsunął drapiąc się po głowie. Lekko dziwiło to dziewczynę, która była zdezorientowana całą sytuacją. On sięgnął do kieszeni na nowo w dłoni obracając mały przedmiocik. W końcu popatrzył się jeszcze raz na blondynkę, podszedł o krok i ukląkł przed nią. Ona nie wierzyła w to co się właśnie dzieje.
- Rebekah, jesteś dla mnie wszystkim. - teraz podniósł pierścionek w  dłoni, pokazując jej go. Był prześliczny, z małym brylantem. Skromny ale idealny. Taki jak Stefan. - Czy chcesz zostać moją żoną? - zapytał a ta na te słowa po raz kolejny dzisiaj się rozpłakała.
- Tak! - wykrzyczała , rzucając mu się w ramiona. Mocno ją przytulił następnie ujął jej dłoń i wsunął na palec biżuterię.
- Kocham Cię. - wyszeptał do jej ucha, a ona znów przywarła do jego ust. Złapał ją za pośladki, aby mogła podskoczyć i obwinąć nogami go w pasie. Taką pozycją poruszał się w stronę łóżka. Gdy doszedł do niego, bardzo delikatnie ją na nim ułożył. Ich usta odrywały się tylko na sekundy a następnie na nowo wracały do siebie. Zszedł pocałunkami na jej szyję i obojczyk. Uwielbiała gdy tak robił. Ona zaś rozpinała jego koszulę, a potem zaczęła dotykać jego torsu. Kolejne części ubrań opadały na podłogę w podobnym tempie. Oczekiwali na to spełnienie, do którego za chwilę miało dojść. Wsunęli się pod pościel a pocałunki powoli zwalniały. Delektowali się sobą. Ten czas rozłąki spotęgował tę chwilę. Wreszcie połączyli się. Ciche okrzyki dobywane z jej gardła unosiły się w pokoju. Poznawali się od nowa. Każdą część swojego ciała odkrywali po raz kolejny. Byli pewni jednego. Istniało między nimi uczucie, ogromne uczucie.

Witam Was kochani! Trochę czasu mnie tutaj nie było i przepraszam. Z wiadomych w końcu przyczyn - szkoła! Ten rozdział najprawdopodobniej jest przedostatnim. Kiedy pojawi się więc szczęśliwa 13 na zakończenie? Nikt tego nie wiem, może dlatego że nie mam jej jeszcze napisanej. Być może znajdę chwilę czasu i nie będziecie musieć długo czekać, ale nie obiecuję! Co do dalszych planów, to mam wiele pomysłów na historię i na pewno je kiedyś wykorzystam. Ale nie mam pojęcia kiedy. Być może pojawią się niedługo a może dopiero za kilka miesięcy :) Nie martwcie się, wy też musicie w końcu ode mnie odpocząć :D! Co do tego rozdziału, to jest on napisany jakby po dłuższym okresie... I kolejny będzie wyglądał podobnie, w sensie takim, ze minie kolejny okres czasu i dopiero będą toczyć się jakieś wydarzenia. Pomysł w głowie jest tylko to wyklikać trzeba! Tak więc, pozdrawiam was bardzo serdecznie i życzę powodzenia w szkole! :) Trzymajcie się!
xxx

12 komentarzy:

  1. WKONCU ROZDZIAL CUD MIOD I MALINKA
    Stefan i Rebeka to bylo takie romantyczne ;-)
    Klaus sie zakochal
    BOSKIE BOSKIE BOSKIE
    Mam nadzieje ze bedziesz miala bardzo duzo weny i szybko napiszesz ten rozdzial. :-***

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początek... Nie mogłam wejść wcześniej, bo Google zepsułam. Wiem nawet przeglądarkę potrafię zepsuć. Ojej, ojej...!!!! O boże, mam łzy w oczach :D Rebekah ze Stefanem. Nareszcie, dobry Boże dziękuję Ci! O mój Boże, ale mnie zaskoczyłaś z tym pierścionkiem, to kiedy ślub? Muszę wiedzieć, więc gadaj! Buahahaha. Caroline I Klaus też mieli wspaniałą scenę. Biedy pan M, obwinia się za to co stało się Care, ale przecież to nie jego wina! Nie mógł przewidzieć, ze West postrzeli Caroline! Ale tak to już jest, życie i tepe. A i kolejny wielki szok jaki przeżyłam. Kol. Ej, muszę mu osobiście podziękować, w końcu dzięki niemu Bekah jest ze Stefciem! Te słowa ; Walcz! Mój Boże, nie sądziłam, że ktokolwiek ujmie tak ich przyjaźń. We wszystkich opowiadaniach są wrogami, a ty taki szok. No i Stefan. Jemu też muszę podziękować. Teraz on doradził co Kol ma zrobić, chociaż uważam, że sam powinien się tego domyślić. Bonnie trochę podłamana, a Elena czeka na nie wiadomo co! Niech ruszy ten zad i zwiewa do Damona! IOt co! Eh, jak ja się cieszę, że Nathaniel jest w areszcie, ale uważam, że fajniejszy byłby martwy.
    Pozdrawiam i życzę weny
    Julia <3

    sistersofwolfs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiłam na tego bloga i muszę przyznać że jest genialny!!! Czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, pamiętasz mnie jeszcze?
    Nie wiem, ponieważ na dość długo zniknęłam z blogosfery. Dobra nie zniknęłam, po prostu przestałam dawać znaki życia, co nie zmienia faktu, że czytałam i się jarałam. Na szczęście już wróciłam i mogę powiedzieć co myślę.
    To się porobiło...
    Najbardziej podoba mi się relacja klarone, to ci suprise. Przecież ja umieram na tym shippie, soł macz! Klaus jest taki uroczy... Ej, to się mija z celem xd Jednak w stosunku do Forbes... Okej, można mi! Klaus jest w cholerkę uroczy! On i Caroline muszą być razem! Tak! Teraz. Ale coś czuję, że czeka nas jeszcze więcej scen tak ukazujących ich relacje.
    Eleny wciąż nie znoszę, niech spłonie jak dom Gilbertów. Upside, cóż, takie życie...
    Tysiąc razy od niej wolę Rebekah, ona ze Stefanem uiesahfwiueod
    Sziiiip!
    Wybacz, że taki komentarz, nie inny, ale nie mogę ubrać w słowa tego, o czym myślę. Ychh.
    Także ten, czekam na nowy rozdział i zapraszam do siebie, może masz jeszcze ochotę poczytać? ;)
    Ja sama postaram się być systematyczniejsza, bo się zapuściłam z opiniowaniem po całości.
    Ściskam!
    Nogitsune z darkness-of-the-soul.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy nowy rozdzial bo juz sie nie moge doczekac?
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. To kiedy nowy rozdział? Nie każ długo czekać...

    OdpowiedzUsuń
  7. Juz miesiąc nie ma rozdziału;-(((

    OdpowiedzUsuń
  8. Juz miesiąc nie ma rozdziału;-(((

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy pojawi się nowy rozdział???

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam i czekam a rozdziału brak juz go nie ma ponad 2 miesiące.
    Szkoda bo blog jest ciekawy i myślałam że pociagniesz go do końca :-(

    OdpowiedzUsuń