środa, 30 lipca 2014

Rozdział IV

  Szeryf Forbes krzątała się po swojej kuchni. Dziwne przeczucia chodziły jej po głowie. Jej córka nie odzywała się do niej od trzech dni. Rozumiała, że była studentka, wiodła inne życie. Ale jako matka powinnam choć w małym stopniu wiedzieć coś o niej. Tym bardziej, że zdawała sobie sprawę iż ich wróg, znów pragnie zaatakować ich organizację. Organizację, której ona była przewodniczącą, oraz w której jej córka jak i jej przyjaciółki odgrywały znaczącą rolę. Chociaż tak naprawdę nie miały o tym pojęcia. Postanowiła, że to ona wykona pierwszy krok. Wykręciła numer do swojej córki. Zero odpowiedzi. Sygnał był ale Caroline po prostu nie odbierała. Popatrzyła więc na zegarek. Wskazywał nocne godziny. Była sobota, nic więc dziwnego, że blondynka nie odbiera. Na pewno jest na dobrej imprezie i świetnie się bawi. Wstała więc z kanapy i podeszła do drewnianego blatu. Zaparzyła sobie herbatę, wyjęła z szafki kruche ciastka i ponownie wróciła na uprzednie miejsce. Włączyła telewizor. Leciał jakiś durny film, gdzie wszystko było strasznie upozorowane, niby horror ale nie poruszał widza. Jako szeryf tego miasteczka, spotykała się z podobnymi sprawami. Była to dla niej już w pewnym sensie rutyna. Z ciszyła telewizor. Wciąż dręczyło ją to nieprzyjemne uczucie, które z chwili na chwilę próbowała od siebie odpędzić. Wtem zadzwonił do niej kolega z komisariatu jak i członek ich ważnej grupy. Odebrała pośpiesznie, modląc się w duchu, żeby tylko nie była wzywana teraz na pomoc do nich. Tak bardzo marzyła o relaksie, o spokoju. Sami powinni zająć się takimi sprawami. Mimo wszystko nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Tim, coś się stało ? – spytała swojego bliskiego przyjaciela.
- Nie, znaczy właściwie  to tak…- plątał się w słowach – Znaleźliśmy lukę w regulaminie naszej organizacji. – zaintrygowało to mocno Elizabeth, co takiego mogli tam znaleźć, że Tim do niej wydzwania w środku nocy. – Wiem, że Caroline, Elena i Bonnie są strzeżone przez naszych agentów. Grupa Nathaniela jest bardzo niebezpieczna. Chcą porwać je i się ich pozbyć, zyskując przy tym wszystko to co do dziewczyn należy oraz przejmując kontrolę nad całą organizacją. – Nie rozumiała dlaczego jej to mówi, dobrze sobie z tego zdawała sprawę, ale mimo to pozwoliła swojej córce żyć pełnią życia i udać się do colleage’u. Jej współpracownik jednak miał w zwyczaju, że jak chciał coś przekazać robił bardzo długi wstęp. Uzasadniając wszystko, jednak w tej sytuacji było to zupełnie zbędne.
- Tak, tak wiem o tym. Zdaję sobie z tego sprawę – odpowiedziała nieco rozzłoszczona Forbes. – Ale o co chodzi ? Co znaleźliście ? – chciała przyśpieszyć i dać mu do zrozumienia, żeby wreszcie powiedział co tak naprawdę się dowiedzieli.
-  Spokojnie Elizabeth, tak więc okazało się, że sama śmierć wszystkich członków rodzin założycielskich nie jest wystarczająca aby Nate przejął władze. Jest to zbędne. Aby został nowym przewodniczącym musi mieć zgodę. Pisemny akt, który da mu na to możliwość. – kobieta odetchnęła z ulgą, przecież to sprawi, że dziewczyny będą bardziej bezpieczne. Oczywiście nie można dopuścić do tego aby, którakolwiek podpisała ów zgodę a raczej przekazanie mu kontroli nad wszystkim. West jest człowiekiem niespełna umysłowym. Jego rządy mogą doprowadzić do katastrofy. Nie mniej jednak ta wiadomość bardzo rozweseliła blondynkę.
- Tim, to są świetne wieści. Muszę przekazać je któremuś z Salvatorów. – tymi słowami zakończyła swoją rozmowę z policjantem. Uradowana wzięła do ręki kubek z herbatą i pociągnęła kilka łyków, następnie zjadła ciasteczko. Czy tak naprawdę były to dobre wieści? Tak czy inaczej dziewczęta nadal były zagrożone. Owszem może ich zmusić do podpisania aktu przekazania ale później aby nic się nie wydało nadal może chcieć się ich pozbyć. Wyszukała w liście kontaktów numer do blondyna i szybko się z nim połączyła.

  Bracia odjechali spod akademika. Ich plan ruszył. Mikaelson miał zająć się Caroline, natomiast oni musieli odszukać dziewczyny. Stefan bardzo się martwił. Był wrażliwy i jeśli do kogoś się przywiązał, z kimś się zaprzyjaźniał to nie potrafił znieść gdy temu komuś działa się krzywda. Najbardziej bał się o to czy w ogóle one żyją. Wiedział przecież, że West ma zamiar wymordowania rodzin założycielskich. Nie mieściło mu się to wręcz w głowie. Ale próbował odpędzić te myśli od siebie. Nie wybaczył by sobie tego jeśli one zginą. To on miał być przy nich najbliżej, strzec je i chronić ale nawalił. W kieszeni jego jeansowych spodni zadzwoniła komórka. Nigdy chyba tak bardzo nie bał się odebrać telefonu jak tym razem. Damon widząc strach w jego oczach momentalnie zorientował się o co może chodzić, jednak musiał się upewnić.
- Stefan, mów! Kto dzwoni? – jego głos był stanowczy.
- Liz Forbes – odpowiedział niepewnym głosem jego brat. – Muszę odebrać, muszę powiedzieć jej co się stało. – to zdenerwowało go jeszcze bardziej, sama myśl że będzie musiał wyjawić jej jak bardzo polegli była straszna. A może ona już wszystko wiedziała? Damon tylko pokiwał głową.  – Tak słucham? –rozpoczął, zaraz po odebraniu połączenia.
- Stefan mam dla Ciebie wiadomość. Jest dosyć ważna i myślę, że Nathaniel ma już chyba tego świadomość. - W gardle Stefana stanęła gula. Ale przerwał jej.
- Porwał je. – tylko tyle zdołał wydusić.  Po drugiej stronie w słuchawce nastała cisza. Liz próbowała przetrawić usłyszane słowa. – Porwał je. – powtórzył już bardziej zdecydowanym głosem.
- Że co?! – wykrzyknęła pani szeryf. - Mieliście je chronić, a on tak sobie je porwał?! – gniew i złość można teraz było wyczuć na kilometr.  Ba! Na sto kilometrów. Chłopak jednak ponownie przerwał jej.
- Bonnie i Elena zniknęły. Znajdziemy je obiecuję. – odpowiedział, chcąc jak najbardziej załagodzić sytuacje, tylko czy to miało jakikolwiek sens? – Caroline jest jak na razie bezpieczna. Klaus Mikaelson się nią zajmuję. Obecnie plan jest taki że postara się on ją ukryć, aby podwładni West’a nie zdołali się dowiedzieć gdzie ona jest. – Wyrecytował te słowa. Forbes nie była ucieszona, niby jej córka jest jeszcze w rękach znanych jej osób.  Nie zmienia to faktu, że pozostałe dziewczyny są w ogromnym niebezpieczeństwie. Martwiła się o nie równie mocno. Znała je przecież od dziecka, miała z nimi świetny kontakt tak jak i z ich rodzinami. Byli jak jedna duża rodzina o wielkim sekrecie. Postanowiła, że skoro to wszystko zabrnęło już tak daleko muszą zacząć walczyć. 
- Stefan jest coś o czym powinniście wiedzieć. – Po tych słowach dokładnie opowiedziała mu o czym przed chwilą rozmawiała z Timem. Ta wiadomość również podbudowała blondyna, dlatego nie ujawniła mu swoich wątpliwości. Zakończyli rozmowę  i Salvatore odłożył telefon. Przewodnicząca miała jednak dać mu znać czy ktoś z pozostałych nie wie gdzie są przetrzymywane dziewczyny. Damon, który siedział za kierownicą właśnie zakręcił w ostatnią przecznicę, pod ich mieszkanie. Nic nie mówił, co było dość dziwnym zjawiskiem. Z reguły to właśnie on miał najwięcej do zakomunikowania reszcie. Jego usta się nie zamykały, potrafił każdą rzecz skomentować. Tym razem wydukał tylko.
- I co?  - parkując w ustalonym miejscu i patrząc się w oczy bratu.
- Jesteśmy w dupie. – odpowiedział mu blondyn.

  Wstała z podłogi, próbując się uspokoić. Wiedziała, że łatwo nie pójdzie, że nikt nie ma tutaj zamiaru jej wypuścić. Mimo próśb. Czuła ogarniające ją zmęczenie, podeszła więc do drewnianej szafy i spróbowała ją otworzyć. Kiedy uchyliła drzwiczki, jej oczom ukazała się niemal pustka. Nie znajdowało się tam zbyt wiele rzeczy, jeśli chodzi o miejsce na ubrania wiszące, to na drążku prócz czerwonych, plastikowych wieszaków nie było nic. Na dole poukładane były jakieś ciemne chyba dresy, zwykłe koszulki. Zamknęła je, nie dotykając żadnego przedmiotu, nie dotykając żadnej ze znajdujących się tam rzeczy. Następnie odsunęła szufladę niżej. Kilka par bielizny, jakieś skarpetki, wyglądało to tak jakby ktoś niedużo wcześniej był tutaj i je wrzucił na szybkiego. Zasunęła i to, a następnie oddaliła się w kierunku łóżka. Usiadła na nim. Brązowa pościel nie pasowała do całego wystroju. Bonnie zdjęła swoje szpilki, pozwalając aby jej bose stopy stanęły na prostej powierzchni. Strach nie odstępował ani na krok, ale dziewczyna nie miała już na to siły. W jej żołądku przewracało się, co powodowało odczucia wymiotne u dziewczyny. Odsunęła kołdrę i nie zdejmując swojej brzoskwiniowej sukienki wsunęła się pod pościel. Ułożyła głowę na poduszce i zamknęła powieki. Wyszeptała jedynie kilka słów.
- Proszę, niech to wszystko będzie snem. - a z jej oczu polały się łzy.

  Motocykl przyśpieszał z chwili na chwilę. Blondynka poczuła adrenalinę. Musiała przyznać, że to uczucie spodobało się jej. Ale nie powinna, przecież teraz o tym teraz myśleć. Ma się skupić, nad tym co się dzieje. Jedzie z jakimś obcym facetem, nie wiadomo w jakie miejsce. Jej przyjaciółki zniknęły a ona nie ma pojęcia o całej zaistniałej sprawie. Dlaczego w ogóle wsiadła na ten motor? Co tu się właściwie dzieje? Jej głowę rozsadzały pytania, na które w żaden sensowny sposób nie potrafiła sobie odpowiedzieć. Postanowiła, że teraz zajmie się drogą. Gdzie ten koleś ją wywozi? Minęli właśnie znak oznajmiający, że wyjechali z miasta, w którym studiowała. Czy w razie potrzeby byłaby w stanie wrócić sama ? Nie miała pojęcia. Strach w niej wzmagał, mimo to potrafiła jedynie wpatrywać się w postać za którą siedziała. Ten mężczyzna był dla niej podejrzany już od kilku dni. Przyglądał się jej. Motocykl mocno skręcił, dziewczyna nie była na to przygotowana, ale mimo to udało jej się utrzymać równowagę. To zachwianie było powodem tego, ze nie zgodziła się objąć go w pasie, tylko swoje ręce zacisnęła z tyłu pojazdu. Wjeżdżali w jakąś leśną ścieżkę. Było już ciemno Caroline widziała jedynie otaczające ją drzewa, a szybkość z jaką jechali ani na chwilę się nie zmniejszyła. Zamknęła oczy, nagle przypłynęły do nich łzy. Nie mogła sobie na to pozwolić. Teraz płacz jest ostatnią rzeczą, jaką powinna zrobić. Ma być silna. Ona – Caroline Forbes. Klaus zwalniał, ponieważ dało się już dojrzeć w oddali jakiś budynek. Wyglądał na normalny dom. Wokół niego rozciągało się coś na kształt łąki, obok był chyba ogródek. W nocy ciężko było wszystko zauważyć i rozpoznać. Widziała tylko, że otaczał ich las. Wyglądający teraz upiornie. Zatrzymał swój pojazd zaraz przed bramką, którą otworzył pilotem. Zdziwiło to trochę dziewczynę, bo nie wyglądało na to, żeby ten sprzęt był aż tak nowoczesny. Podjechali bliżej. Blondyn wyłączył silnik, zsiadł z motoru i zaczął zdejmować kask. Dziewczyna zrobiła tak samo, cały czas przyglądając się miejscu w którym się znajdowała, miejscu do którego przywiózł ją ten mężczyzna. W dłoniach mocno trzymało przedmiot, który wcześniej miała na głowie. On podążył w stronę drzwi wejściowych do tego domu. Przekręcił zamek i nacisnął na klamkę. Zauważył, że ona pozostała dalej w tym samy miejscu.
- Wchodź – powiedział ostro, jak to zwykle miał w zwyczaju.
- Odwieź mnie do mojego mieszkania. – powiedziała stanowczo blondynka. Te słowa wywołały sarkastyczny uśmieszek u towarzysza. Ale tylko na chwilę, zaraz potem znikły i mimika wróciła do tego samego co przed chwilą wyrazu.
- Wchodź. – powtórzył. Nie reagowała, podszedł więc do niej, patrząc w jej oczy. Ona nie oderwała spojrzenia. Widział w nich strach ale też stanowczość. Złapał ją za nadgarstek. Uścisk ten nie spowodował bólu ale był silny. Cały czas nie odwracając od niej swych oczu, znów się do niej zwrócił. – Wejdziesz ze mną teraz do tego domu. Ja się Ciebie nie pytam co Ty chcesz. Jeśli chcesz być bezpieczna, będziesz mnie słuchała. – O ile pierwsze słowa wysyczał to kolejne stawały się coraz łagodniejsze. Pociągnął dziewczynę w kierunku schodów wejściowych. Tym razem nie protestowała.

    Głowa cały czas spoczywała na miękkiej pościeli. Nie szarpała się już, to i tak wszystko było na darmo. Próbowała uporządkować myśli, które kołatały się w jej głowie. Okno nie było zasłonięte, więc spokojnie mogła zauważyć, że nadal trwa noc. Leżała w pomieszczeniu sama. Elena zastanawiała się czy to możliwe, żeby przed kilkoma minutami, słyszała głos Tylera. Czy to był jej dawny znajomy? Odrzuciła to od siebie, myśląc że przecież znikł on kilka miesięcy temu wraz ze swoją rodziną, to nie może być on. To wszystko nie miało grama sensu. Było bardzo zagmatwane, przez co Gilbert nie potrafiła sobie z tym poradzić. Ułożyła związane nogi do lepszej pozycji, aby poczuć się wygodniej. Nie był to zamierzony efekt, ale mimo to, dało większą swobodę. Ręce miała związane z przodu. Obróciła się na plecy i patrzyła w sufit. Oczy nie zamykały się, czekała na dalszy bieg wydarzeń. Minęło może 10, może 15 minut. Znowu się poruszyła i wtedy dotarło do niej, że w tylnej kieszeni spodni nadal znajduje się jej telefon. Momentalnie wyciągnęła go w trochę kłopotliwy sposób, w końcu była związana, co powodowało że jej ruchy były znacznie utrudnione. Wreszcie się udało, z kolejnymi problemami ale odnalazła w kontaktach numer do Damona. Ręce jej drżały, ale nie dała ponieść się emocjom. Nie potrafiła podnieść komórki do ucha więc ułożyła się bokiem na łóżku, tak aby jej głowa znajdowała się jak najbliżej przedmiotu, gdy tylko zobaczyła, że brunet odebrał szybko zaczęła mówić a raczej jęczeć.
- Damon, Damon proszę pomóż mi. Nie wiem gdzie jestem. – do oczu napłynęły łzy, które powoli kapały po jej policzkach. Chłopak był tak bardzo zdezorientowany. Pomimo odległości ucha od głośnika słyszała jego głos.
- Elena, spokojnie. Powiedz mi co widzisz.- Chciał, żeby jakoś naprowadziła go na miejsce, w którym się znajdowała, ale ją ogarniała jedynie ciemność.
- Nic, wszędzie jest ciemno. Damon proszę cię. Pomóż mi. – kolejny potok łez spływał na pościel. Mężczyzna był taki rozdarty, chciał jej pomóc z całego serca. Ale nie miał pojęcia co się z nią dzieje, gdzie jest. W momencie jego twarz zbladła. Zaczął znów mówić.
- Elena spokojnie, odnajdziemy Cię. – w tym momencie za drzwiami ktoś się pojawił. Szatynka szybko chciała rozłączyć się, ale nie potrafiła, dlatego zsunęła tylko komórkę w przepaść między łóżkiem a ścianą.

  Salvatore próbował jeszcze dowiedzieć się czegoś od Eleny. Krzyczał wręcz do telefonu, ale nikt nie odpowiadał. Usłyszał jak jej komórka musiała gdzieś spaść, lub się osunąć. Ponieważ z głośnika dobiegł huk i hałas. Potem było tylko szemranie  i bełkot, którego w żaden sposób nie potrafił zrozumieć.
- Elena, halo? Elena! Odezwij się – próbował, ale tak jak myślał było to na nic. – Musimy namierzyć jej telefon, teraz szybko - zwrócił się do swojego brata a już chwilę później poczynili odpowiednie kroki prowadzące do odnalezienia dziewczyny. Jak na złość sygnał był słaby i cały czas maszyna nie podawała konkretnego adresu. Nie podawała nawet okolicy.  Nerwy w dodatku potrafiły zrobić swoje, ich nadmiar powodował, że ręce im się trzęsły i tylko przeklinali na urządzenie.
- Cholera, musimy ja namierzyć – rzekł brunet i po raz kolejny pragnął połączyć się z sygnałem nadawanym przez komórkę Gilbert. Ekran zaświecił się, a na nim pojawił się adres, a konkretnie nazwa ulicy. To było to, gdzieś tam znajdowała się ich przyjaciółka. 
- Priston Street – przeczytał na głos Stefan. – Około 20 lub 30 minut drogi stąd. 
- Będę tam w 10 ! – pewnym głosem podsumował starszy Salvatore a zaraz potem wybiegł z mieszkania, w którym przebywali może jedynie z dwie minuty. Wsiadł do samochodu odpalił silnik i z piskiem opon pomknął w wyznaczonym kierunku. Stefan postąpił tak samo, widział determinacje w oczach brata, dlatego nic się nie odzywał. Z tego wszystkiego nawet nie zdążył uświadomić Matta że znów wychodzą. Czy on w ogóle był w ich mieszkaniu ? Nie zobaczył go przecież. No nic jest wieczór pewnie baluję, postanowił że się tym nie będzie teraz zajmował.

  Kiedy Klaus zapalił światło w domku jej oczom ukazały się całkiem zwykłe pomieszczenia. Na prawo znajdował się duży salon z fotelami, stołem i szafką na książki. Całkiem pokaźna biblioteczka, jednak tytułów nie umiała dostrzec. Naprzeciw była kuchnia. Prosto od drzwi znajdowały się za to schody prowadzące na górne piętro. Chociaż wszystko sprawiało wrażenie przytulnego mieszkania, ciało Caroline i tak drżało ze strachu. Obok niej stał w końcu obcy mężczyzna, nie chciała dać po sobie poznać, że się boi, więc uniosła głowę wysoko i weszła głębiej do domu, rozglądając się i obserwując wszystko w koło.  Klaus stał za nią, dogłębnie przyglądając się jej każdemu ruchowi. 
- Sypialnie są u góry? – zapytała, chcąc zabrzmieć jak najpewniej. Ale nadal nie odwróciła się w stronę drugiej osoby, po prostu wyglądało to jakby to pytanie miało paść tak sobie, mimochodem.
- Tak – odpowiedział jej. – Moja jest po prawej stronie ale po przeciwnej pokój jest wolny. Drugie drzwi prowadzą do łazienki. – odparł jak zwykle zimno i stonowanie. Kiedy wspomniał o toalecie, w głowie dziewczyny pojawiła się myśl, a raczej problem, który chyba nieświadomie wypowiedziała na głos. 
- Nie mam ze sobą nic do ubrania, muszę wrócić się po swoje rzeczy. - W tym też momencie odwróciła się i chciała podążyć w stronę drzwi wyjściowych, ale mężczyzna zatrzymał ją ręką. 
- Dziś dam Ci jakąś moją koszulkę. Tyle starczy ci do spania a jutro pojadę po Twoje rzeczy.
- Pojedziemy  - powiedziała twardo, ponieważ nigdy w życiu nie da kluczy do mieszkania człowiekowi, którego widziała parę razy. 
- Powiedziałem, że pojadę. Nie jest dobrym pomysłem abyś pokazywała się, patrząc na sytuacje w jakiej się znajdujesz. – Te słowa znów wzbudziły lęk w dziewczynie. W jakiej sytuacji się znajdowała, do cholery?! Nic nie miało sensu. Dlatego skoro już z nią rozmawiał postanowiła, że zapyta.
- A w jakiej się znajduję? Co się tu dzieję? – odeszła krok w tył, bo zauważyła że trochę zbyt blisko niego stała, wpatrując się w jego niebieskie oczy. – Możesz mi to wytłumaczyć? 
- Wszystko w swoim czasie - odpowiedział. 
- Ale.. Klaus – nie była pewna czy może się do niego zwracać po imieniu, ale teraz nie miało to dla niej takiego znaczenia. On przerwał jej wypowiedź.
- Idź się wykąp jeśli chcesz i połóż. Jutro będziesz miała swoje rzeczy. – to mówiąc wspiął się po schodach na piętro a następnie znikł za drzwiami swojego pokoju. Została sama, znów bez odpowiedzi.

  Mimo obietnic korki i zatłoczony ruch uliczny spowodował, ze nawet po 25 minutach jeszcze nie dotarli na miejsce. Damon bardzo się niecierpliwił i wściekał na wszystkich nieudolnych w jego mniemaniu kierowców. Blondyn tym razem odpłynął w myślach, nie zwracając uwagi na krzyki brata. Popatrzył na telefon, miał 4 nieodebrane połączenia od Rebeki. Nie mógł przecież jej tak ignorować. Znaczyła coś dla niego, była ważnym elementem jego życia a on po prostu się do niej nie odzywał. Nie chciał jej okłamywać, ale w tym momencie uspokojenie jej i nie powiedzenie prawdy było lepszym wyjściem od unikania jakiejkolwiek rozmowy. Tym bardziej, że ona nie miała pojęcia co do zaginięcia jeszcze Eleny. Wziął więc telefon w dłoń i wykręcił numer do niej, musiał ją trochę uspokoić. Po dwóch może trzech sygnałach odebrała roztrzęsiona. 
- Halo? Stefan to ty? Gdzie jesteś? Co się z tobą dzieje? – potok słów a raczej pytań wylał się z jej ust. 
- Bex, spokojnie. – Damon patrzył na niego z zastanowieniem, obawiając się co powie jej, jego młodszy braciszek – Jestem z Damonem, musiałem pomóc mu w załatwieniu jednej sprawy w pracy – co prawda, to nie było kłamstwem .
- Stefan ale jak to ? Co w końcu z tą Bonnie? – padło również pytanie, którego się trochę obawiał no ale domyślał się, że dziewczyna, jego dziewczyna mu je zada.
- Jak wrócę do domu, to obiecuję że się odezwę. – chciał uciąć temat – Teraz muszę kończyć, Rebekah do zobaczenia. – ona jednak nie dała się zwieźć i nie pozwoliła na zakończenie rozmowy.
- Stefan, co z dziewczynami ? Żadna nie odbiera ode mnie telefonu, co się dzieje? – nie chcąc zostawiać jej z tym problemem, wymyślił coś aby zamydlić jej oczy.
- Nie martw się, wszystko jest w porządku. Caroline, Elena i Bonnie musiały wrócić do siebie, do Mystic Falls. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale nic poważnego, niedługo znów się pojawią. Ja naprawdę muszę już kończyć…- zaczął blondyn widząc, że za chwilę wjadą na ulicę gdzie najprawdopodobniej znajdowała się szatynka.   – Obiecuję że się odezwę. – i właśnie tymi słowami zakończył rozmowę. Schował telefon do kieszeni i czekał na dalszy rozwój akcji, bo przecież nie mieli żadnego planu. Odnajdą ją i co ? Wiadome było, że jest strzeżona. No ale cóż, cokolwiek ale musieli to zrobić. 
  Mężczyzna wysiadł ze swego samochodu i podążył w stronę zwyczajnie wyglądającego domu. Chciał załatwić sprawę szybko. Miał w końcu pod sobą kilku mężczyzn, którzy tak jak on pragnęli tego samego. Władzy i pieniędzy. Teraz tylko musiał uzyskać papiery, w których te młode dziewczyny zrzekną się swoich praw. Nie będzie to trudne, w końcu one o niczym nie mają pojęcia a sama wizja utraty życia, będzie ich tak przerażała, że bez problemu podpiszą odpowiednie dokumenty. Wszedł po schodach, nie dzwoniąc ani pukając otworzył drzwi i przeszedł przez próg. Bez zbędnych ceregieli, udał się w kierunku gdzie zamknięta była dziewczyna.
Elena gdy opuściła telefon zaczęła opanowywać powoli oddech. Nie mogła sprawić, by ktoś się zorientował. Popatrzyła w stronę, z której dobiegały do niej odgłosy kroków i rozmowy. Zaraz potem drzwi się uchyliły, w pokoju rozbłysło światło a przed jej oczami ukazali się dwaj nieznani jej mężczyźni. Jej wzrok zdradzał ogromny strach i napięcie. Leżała skrępowana na łóżku, nie miała żadnych szans na ucieczkę. Mogli w tym momencie zrobić z nią wszystko, i właśnie ta myśl ją bardzo przerażała. Podeszli do niej bliżej, ona skuliła się i próbowała przysunąć się jak najbardziej do ściany.
- Nie bój się, nic Ci nie zrobimy. – powiedział Nathaniel, który w rękach trzymał granatową teczkę. Te słowa nie uspokoiły jej, chociaż kolejne były bardziej przerażające. – Przynajmniej jak na razie, jeśli będziesz mnie słuchała i zrobisz co Ci każę wszystko skończy się po dobroci. – dopowiedział, a ona ujrzała zło w jego spojrzeniu. Cokolwiek by nie zrobiła, wiedziała że nie skończy się to jednak dobrze. – A więc…- kontynuował – Podpiszesz jeden dokument, który przygotowałem i można powiedzieć że będziesz wolna. – Elena nadal milczała, nie chcąc powiedzieć czegoś złego a tak czy inaczej była tego świadoma, że jej głos może nie zabrzmieć dobrze, i będzie to jedynie cichy pisk. Podszedł do niej jeszcze bliżej, a ona nie miała już gdzie uciekać. Odwiązał sznury z jej rąk, ale nogi nadal miała skrępowane. Złapał za teczkę i wyciągnął z niej białą kartkę papieru, która była w pełni pokryta zdaniami. Na końcu jednak znajdowało się miejsce na podpis. – No proszę mała – powiedział to dość obleśnie. – Jeden podpis tutaj i jesteś wolna. – jego usta wygięły się w uśmiech.
- Co to jest? – z zająknięciami wydukała Gilbert. Owszem wizja ucieczki stąd była kusząca, ale nie mogła podpisać czegoś o czym nie miała pojęcia. Czegoś, gdzie zgadzałaby się na nie wiadomo co.
- A czy to ważne? Podpiszesz, będziesz żyła tak jak żyjesz, nic się nie zmieni, uwierz, Ty i tak o niczym nie masz pojęcia, więc po co ci wiedzieć? Nic nie stracisz. – jego ton głosu nie był zbytnio przekonywujący.
- Nie - ledwie słyszalnie odpowiedziała.
- Co powiedziałaś? – doskonale wiedział co powiedziała, ale chciał aby wzbudziło to w niej jeszcze większy strach.
- Nie – tym razem trochę głośniej starała się zabrzmieć.
- Ja się Ciebie nie pytam czy mi to podpiszesz ? – prawie krzyknął na nią. – Ja po prostu Ci mówię, że MASZ to podpisać. – słowo „masz” szczególnie zaakcentował. Ona zaprzeczyła ruchem głowy. Zdenerwowało to mocno mężczyznę. Zacisnął ręce na jej szyi, lekko przyduszając. Dziewczyna poczuła jak powoli dostęp powietrza do jej płuc się zmniejsza.
- Puść mnie. – wycharczała.
- Weźmiesz teraz ten długopis i podpiszesz ten pieprzony papier zrozumiałaś? - patrzył jej w oczy, przenikając je. Coraz bardziej nie potrafiła oddychać, dlatego w strachu pokiwała głową, że się zgadza. Poluźnił uścisk na jej szyi, szybko podając długopis. Złapała go, ale ponieważ ręce jej się trzęsły wyleciał jej upadając. Nathaniel ze spokojem podniósł go, ponownie podając. W jego oczach gniew nie ustępował ani na krok. Był średniego wieku mężczyzną. Z pozoru nie wyglądał na jakiegoś przestępcę ale gdy zagłębiło się już w jego oczy, można z nich było wyczytać, jakim tak naprawdę jest człowiekiem. Złapała, tym razem mocniej długopis, wzięła papier do rąk i nakreśliła w miejscu oznaczonym kropkami swoje imię i nazwisko. Udało się jej tylko przeczytać, że nagłówek głosił „ZRZEKNIĘCIE SIĘ PRAW DO WŁADZY NAD ORGANIZACJĄ…” nazwy już nie udało jej się dostrzec. To musiał być jakiś błąd, totalna pomyłka, przecież ona nie miała żadnej kontroli nad czymkolwiek. Brunet odebrał pośpiesznie kartkę z jej dłoni, przyglądając się złożonemu podpisowi. Na ustach znów pojawił się uśmieszek. Tym razem odwrócił się do drugiego mężczyzny, który tu z nim przyszedł, ale całej tej sytuacji się tylko przyglądał.

- Mam to. Teraz zawołaj Lockwooda. Musimy się jej pozbyć. – nim dziewczyna zdołała cokolwiek zrozumieć lub się odezwać, otrzymała silne uderzenie w tył głowy. Straciła przytomność.


Siema, Siema, Siema! No i mam kolejny rozdział. Nadal się nic nie wyjaśnia i nadal mało Klaroline, wiem wiem ale postaram się to zacząć zmieniać. Od razu powiem, że nie mam pojęcia ile to opowiadanie będzie miało rozdziałów. Być może niedługo je skończę, może koło 10, a może rozwinie mi się pomysł w głowie i będę pisać je i pisać. Wszystko wyniknie w przysłowiowym "praniu". Pogoda troszkę się u mnie poprawiła z czego jestem zadowolona. Teraz też trochę koncertuję z zespołem, jest bardzo fajnie. Uwierzcie tańce regionalne to nie prosta sprawa a można się w tym bardzo zakochać. I choć dla wielu osób to nuda i banał, to dla kogoś może być ważną częścią życia. Tak czy inaczej pozdrawiam Was wszystkich cieplutko i dziękuję za komentarze. Dają kopa, naprawdę ! Do napisania !
xxx 

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział III

   Stefan momentalnie po wyjaśnieniu sprawy swym towarzyszom, podniósł się z miejsca i chciał ruszyć w stronę wyjścia.
- Co ty robisz ? – ze wściekłością wysyczał Klaus. Łapiąc go, może trochę zbyt mocno za rękę. 
- Idę do Caroline. Została, przecież sama. – z takim samym wyrzutem odpowiedział mu, wyrywając swoją kończynę z tego nieprzyjemnego ucisku. 
- Cudowny pomysł – powiedział z irytacją i wyczuwalnym sarkazmem w głosie blondyn. – Pójdziesz do dziewczyny i co jej powiesz ? Hmm – udawał że się zastanawia – „Cześć, tak właściwie to Elena i Bonnie zostały porwane. A Ty jesteś następna. Nie wiem czy one w ogóle żyją. Ale spokojnie, przecież ja tu jestem a Ci ludzie, którzy Cię ścigają wiedzą o mnie niemal wszystko, dlatego że gdy Ciebie śledzili to i również mnie. Mogą bez problemów się nas pozbyć a wtedy osiągną to co chcą. W dodatku jestem idiotą, że bez żadnego mądrego planu, przyszedłem tutaj.” – tymi słowami zakończył swoje wystąpienie, które oczywiście miało na celu pokazanie młodszemu z Salvatorów, że jego impulsywne postępowanie, może przynieść im jeszcze większą zgubę. A byli już prawie na przegranej pozycji. Zdenerwowany i nieco zaskoczony tym wszystkim student musiał przyznać, że on ma racje. Ale nie mógł zostawić swojej przyjaciółki samej. Wiadome było, iż jest ona kolejną ofiarą. 
- To co mam zrobić ? – wybuchnął – Chcesz, żeby i ją zabrali ?! - te słowa wzburzyły też Mikaelsona, wstał i on, uderzając ręką o stół. 
- Cholera, Stefan. Nie pieprz głupot ! Mamy zadanie, mieliśmy je chronić. Zawaliliśmy. Człowieku, musimy jakoś pomóc chociaż jej. Potem odbić pozostałe. Chyba każdy z nas wie, jak bardzo oni potrafią być niebezpieczni. – ostatnie wyrazy padły z mocną nienawiścią. Dopiero po tej wymianie zdań do rozmowy wtrącił się Damon. 
- Spokojnie, spokojnie…- mężczyźni zwrócili swoje spojrzenie w kierunku osoby, wypowiadającej te słowa. – Klaus ma racje. Musimy od teraz każdy krok przemyśleć. – wszyscy usiedli. Wiedzieli, ze nie mają wiele czasu ale trzeba było ustalić postępowanie. Damon był chyba najbardziej zdenerwowany. Nie znał dobrze Eleny Gilbert, ale coś podpowiadało mu, że jest ona wyjątkowa. Nie mógł sobie przebaczyć, że jej nie ochronił.
- Jedno jest pewne – zaczął blondyn z brytyjskim akcentem – Stefan nie może iść do Caroline, myślę że oni skupią się teraz na nim. Patrzą co robi, bo wiedzą, że będzie chciał ją chronić. Dlatego nie może się z nią spotkać. Z drugiej strony, musimy to my ją ukryć. – patrzyli się na siebie i rozumieli o co chodzi. Tym razem odezwał się brunet, który chwilę wcześniej pociągnął łyk trunku.
- Zgadzam się. Jeden z nas powinien się nią zająć. Dwaj pozostali dowiedzą się, gdzie znajdują się Elena i Bonnie no i wtedy obmyślimy jak je odbić. – potaknęli głowami. „O ile żyją” pomyślał. Salvatore kontynuował – Uważam, że ty Mikealson musisz zabrać dziewczynę. Oni o Tobie wiedzą, aczkolwiek są też tego świadomi, że ja i Stefan jesteśmy z nimi bliżej. Na pewno wiedzą, ze będziemy chcieć ją gdzieś „schować” - nie za bardzo spodobało się to blondynowi. Dlatego, gdy Salvatore powiedział mu, jak ma to wyglądać według niego, wykrzyknął.
- Co ?! Nie znam jej. W dodatku co będę z nią robił. Wy zajmiecie się poważną akcją a ja będę bawił jakiegoś bachora, którego próbują zabić. – wściekł się, że to jemu ma przypaść najgorsze a jednocześnie zapewne najnudniejsze zadanie.
- Nie chcę nic mówić, ale ten bachor jak ją określiłeś, jest młodsza od Ciebie o jedynie 5 lat. W dodatku nie oszukujmy się jest inteligentną studentką. – skomentował Stefan, zły że tak nazwał jego przyjaciółkę z colleage’u.
- Świetnie. – znów ironicznie odpowiedział. – Byłem najlepszy na misjach a teraz dostanę, tak banalne zadanie.
- Nie myślę, żeby było banalne. Musisz mieć oczy dookoła głowy. Dobrze o tym wiesz. Musisz strzec ja na każdym kroku. A najlepiej by było, gdybyś ją podszkolił trochę. – dał radę swojemu koledze, co prawda nie przepadali zbytnio za sobą. To zawsze Damon szalał z Klausem, byli w tym samym wieku znali się od momentu, kiedy poszli do tej samej szkoły aby szkolić się w zawodzie, jaki ciążył na nich niemal od urodzenia. 
- Dlaczego Damon się tym nie może zająć ? – zapytał, nadal ze złością, marząc że jednak zmienią swoje zdanie.
- Damon jest mi potrzebny. Gdybyśmy znaleźli Elene, to w dziwny sposób on ją uspokaja – powiedział to i skierował swój wzrok na brata. 
- Dobra, z resztą nie wnikam. – uciął Mikaelson. – Zadzwoń do tej dziewczyny. Powiedz, żeby wyszła przed akademik. Kiedy już będzie na miejscu, to musisz znów do niej zadzwonić i kazać, żeby bez zbędnej scenki wsiadła ze mną na motocykl. Nie mam zamiaru się z nią szarpać. A jeśli będzie się kłócić, zrobię to nie po dobroci. Znacie mnie. – na koniec, akcentował ostatnie zdanie po którym ułożył usta w denerwujący uśmieszek, według młodszego z braci. 
- Niech będzie. Od tego momentu, dzwonimy do Ciebie tylko w nielicznych sytuacjach, jeśli się sprawy pokomplikują…- zamyślił się -  Nie mogą się pokomplikować. – Stefan zakończył swą wypowiedź i wstał od stołu. – Jedźmy. Zaczynajmy. 
- Ok. – zgodził się jego brat. Blondyn również się podniósł, ale wiedział że o jednej rzeczy musi im jeszcze powiedzieć. 
- Do ich grupy dołączył ktoś o kim nie wiecie. –ich zdziwione spojrzenia spowodowały, że kontynuował. – Kol. – kolejne rozczarowanie i niedowierzenie wkroczyło na ich twarze. Jakim cudem ich przyjaciel, brat Klausa, najlepszy kolega Stefana mógł ich zdradzić. Przecież razem się wychowywali. Szkolili. To nie było możliwe. Blondyn nie chciał w to wierzyć. Kol był dla niego jak brat. Kiedy Klaus i Damon razem wychodzili, oni zostawali sami. Świetnie się dogadywali. Dlaczego to właśnie on ich zdradził ? Milion pytań kłębiło się w jego głowie. Nic jednak nie powiedział. Jedynie ruszył do wyjścia za pozostałymi. Nie chciał się nad tym zastanawiać, wystarczająco już miał problemów. Kolejne były zbędne. Mikealson wiedział jednak, że nie może powiedzieć im całej prawdy. 

   Mimo, że Stefan próbował ją uspokoić , to ona nie dała się zwieźć. Coś było nie tak. Zastanawiała się, czy nie powinna powiedzieć mu o tym mężczyźnie którego ostatnio często spotykała. Bała się, że może ma to jakiś związek. A miało, tylko ona nie była świadoma jeszcze jak bardzo to wszystko się łączyło. Podeszła do okna, rozmyślając. Dawno nie dzwoniła do mamy. Nie chciała jednak teraz telefonować i kłamać jej, że jest w porządku. Bo nie było. Podeszła do laptopa, który był włączony i zobaczyła prawie skończony artykuł. Wiedziała, że jej przyjaciółka nie pogniewała by się, jeśli ona go przeczyta. Będzie nawet szczęśliwa, jeśli ktoś na kim jej zależy wypowie się i wyrazi swoje zdanie na jego temat. Zaczęła czytać. Gdy skończyła, pomyślała, że Elena ma talent. Kiedyś czytała jej mini powieść. Była ona kryminalna ale zawierała w sobie nutkę romansu. Była świetna. Chciała, żeby ktoś dał jej przyjaciółce szanse i opublikował te słowa. Jak na razie musiała jedynie pocieszać się od czasu do czasu rubryką, która umówmy się, przecież nic nie wnosiła. Zapisała plik. Gilbert często o tym zapominała. W przeciwieństwie do blondynki. Ona wszystko musiała mieć zaplanowane i zapięte wręcz na ostatni guzik. Jak bal na zakończenie liceum. Organizowała go. Był idealny, mimo że kosztował ją sporo nerwów. Telefon zadzwonił, rzuciła się do niego. Może myślała że to szatynka a może Bonnie się odezwie. Jednak był to człowiek, który chwilę wcześniej z nią rozmawiał. 
- Coś się stało ? – zapytała, nawet nie witając się po raz kolejny, przecież dziś rozmawiali już kilka razy.
- Nie, tylko chciałem się spotkać, mogłabyś wyjść przed akademik ? Będę za 5 min. – zapytał, realizując już ich plan.
- Jasne, ale może wejdziesz ? Czemu mamy się spotykać na zewnątrz ? 
- Śpieszę się, a tylko chciałem Ci przekazać jedną rzecz ok. ? – kłamał jak z nut.
- No dobra, do zobaczenia. – powiedziała i rozłączyła się. Zdziwił ją ten telefon. A może to głos Stefana. Był jakiś taki „nieswój” .Ale nie chciała się nad tym zastanawiać, ruszyła w kierunku szafy w celu znalezienia jakiejś odpowiedniej bluzy, bo na dworze było chłodno.

   Mulatka ocknęła się po raz kolejny. Nadal ciemne pomieszczenie, jednak czuła jakby ktoś włączył ogrzewanie, bo nie odczuwała już zimna. Trzęsła się, ale to nie z powodu temperatury. To było spowodowane strachem. Próbowała, przyzwyczaić wzrok, aby móc dostrzec coś poza ciemnością. W małym stopniu, ale się jej to udało. Widziała poszczególne rysy ustawionych przedmiotów. Było chyba łóżko, fotel, jakieś biurko, szafa. Wszystko sprawiało wrażenie, całkowicie zwykłego pokoju. Ale to nie zmyliło dziewczyny. Tak czy inaczej, została porwana. Nie miała pojęcia gdzie się znajduję, ani tym bardziej kto to zrobił. Drzwi uchyliły się, przez co do pomieszczenia zostało wpuszczone trochę światła. Dała rade zauważyć, dwie postacie. Co prawda, twarzy nie dostrzegła ale słyszała rozmowę, która nawet nie miała być tajemnicą. Osoby, które w niej uczestniczyły nie zabiegały o to.
- Zostanę z nią. Będę pilnował. – powiedział ktoś męskim głosem.
-Dobra, ale wiesz Mikaelson, mamy na Ciebie oko. Jeśli nas zdradzisz, to po Tobie. – odpowiedział mu ten nieprzyjemny, wcześniej już słyszalny przez Bonnie głos.
- Nie macie się o co obawiać. Jestem z Wami. – na tym rozmowa się skończyła. Jeden z mężczyzn odszedł a drugi wszedł do pomieszczenia. Bennet poczuła napływającą salwę strachu. Pstryk. Cały pokój oblał się światłością, która z początku oślepiła nieco dziewczynę. Zamknęła oczy, ale stopniowo próbowała przyzwyczaić się, tym razem nie do ciemności ale do tego aby móc przyjrzeć się gdzie się znajduje. Tak jak wcześniej się domyślała, był to zwyczajny pokój. Dywan, dwa fotele. Po prawej stronie stał jednak stół, a nie biurko. Ściany miały kolor ciemnego fioletu. W kącie była szafa, zwyczajna z wyglądu. Obok łóżko, dość sporych gabarytów. Wszystko sprawiało wrażenie, że nie pasuje do obecnej sytuacji. Do porwań, które są reżyserowane w telewizji. Oczywiście, była przywiązana do krzesła, które stało na środku, ale mimo to, wnętrze nie było obskurne i odstraszające. Dawało przyjemna atmosferę. Nie wiedziała jaka jest pora dnia. Okna była zasunięte przez rolety, co powodowało, że nie potrafiła tego określić. Znajdowały się również drzwi. O jednych już trochę wiedziała, domyślała się, że prowadzą do wyjścia, ale za to o drugich nie miała pojęcia. Jej rozkojarzenie i widoczną obserwacje terenu zauważył stojący nieopodal mężczyzna. Zamknął drzwi na klucz, który wsadził do kieszeni swoich spodni, po czym odezwał się, chcąc zwrócić na siebie wreszcie uwagę.
- A więc, Bonnie Bennet. – odezwał się, jego głos nie odstraszał dziewczyny, tak jak jego towarzysza, ale tak czy inaczej dziewczynę ogarniał lęk. Powiedziała sobie wcześniej, że nie będzie się odzywać, o nic pytać. Ale nie wytrzymała.
- Kim jesteś ? – niemal wykrzyknęła.- Gdzie ja jestem ? Wypuść mnie ! – tym razem dała już upust swoim emocjom. Zaczęła się szarpać, ale nic jej to nie pomogło. Tylko pogorszyło sytuacje, ponieważ wygięła ręce powodując ból, a sznury mocniej docisnęły się do jej ciała.
- Spokojnie, spokojnie – zaczął mężczyzna, podchodząc do niej. – Nie szarp się. – powiedział, trochę za późno to, ale i tak by nic nie wskórał, ponieważ brunetka była bardzo uparta. – Pytałaś, o mnie ? No tak, więc Kol Mikaelson, miło mi – powiedział a na jego twarzy malował się uśmiech. Nie mogła odgadnąć czy miało mieć to ironiczny wydźwięk, ale nie chciała nad tym się zastanawiać.
- Gdzie ja jestem ? – tym razem nieco łagodniej zapytała, chociaż i tak słyszeć dało się drżenie i obawę.
- Długa historia. – odpowiedział. – Jak na razie chwilę tu posiedzisz. I nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. – zakończył szatyn, chociaż domyślał się że nie ma ona o niczym pojęcia.
- Ale ja nic nie wiem – znów krzyknęła.
- To się dowiesz, w swoim czasie. – kolejny uśmiech, denerwowało już to ją.
- Czemu mnie nie wypuścisz ? Błagam Cię. Puść mnie. Ja nic nie zrobiłam. Proszę Cię. Boję się. Puść mnie. – rozpoczęła swój słowotok, tak straszliwie się obawiała co może się stać. – Kol , proszę… - próbowała wzbudzić w nim chociaż odrobinę litości. To wszystko zdarzyło się tak nagle, a ona sama nie miała świadomości co takiego zrobiła, że jest gdzie jest.
- Nie mogę, w sumie to nawet nie chcę, ale skoro i tak muszę tu siedzieć i Ciebie pilnować to…- po tych słowach podszedł do dziewczyny i rozwiązał sznury, które unieruchomiły ją.  – Tam jest łazienka - wskazał na drzwi o których dziewczyna wcześniej myślała, gdzie prowadzą. W szafie powinnaś znaleźć coś czystego. Mimo, że miał przebywać w tym pomieszczeniu, to i tak otworzył drzwi, a po chwili nie było go już tam. Słychać dało się tylko dźwięk zamykanego na klucz zamka. Bonnie wstała i podbiegła do nich , waląc w nie zaciśniętymi dłońmi.
- Wypuśćcie mnie – krzyczała. – Proszę, pozwólcie mi stąd wyjść i wrócić do siebie. Błagam. – lecz te słowa nic nie zdziałały, nie mając już więcej siły opadła, zakrywając twarz dłońmi. Z jej oczu wreszcie popłynęły łzy. Bała się.

   Chłopak, gdy opuścił budynek zadzwonił do swojego szefa, aby powiedzieć mu co zamierza. Czuł się jak jakiś niewolnik, który musi się z wszystkiego spowiadać, ale to było konieczne.
- Nate ? – spytał, a gdy po drugiej stronie usłyszał głos swojego przełożonego, wiedział że to on.
- Tak, czego chcesz ? – szorstko jak zawsze, odpowiedział pytaniem.
- Wyszedłem na papierosa. Dziewczyna siedzi zamknięta, nie ma szans uciec. – wytłumaczył się.
- Jasne, ale wróć szybko.- skwitował i momentalnie się rozłączył.
Spodobało się to mężczyźnie. Miał chwilę aby skontaktować się z bratem. Fajki były czystym wykrętem. Nie palił. Na kilku misjach się tego oduczył. Odblokował telefon, który wcześniej, służył mu by skontaktować się z szefem, teraz zadzwonił do Klausa. Po jednym sygnale usłyszał jego głos.
- Co jest ? – spytał zdenerwowany.
- Jestem z Bennet. Żyje. – tylko tyle powiedział i się rozłączył. Takimi krótkimi zdaniami mieli się informować. Tak ustalili.
Mimo wszystko, na twarzy blondyna pojawił się uśmiech. Skoro mulatka żyję, to z Eleną musi być tak samo. Lecz nie zmieniało to faktu, że blondynkę trzeba gdzieś ukryć, i to zadanie należało do niego.

   Nate siedział w swoim biurze. Tym razem był sam. Zastanawiał się nad wszystkim. Od dawna jego rodzina a teraz on chcieli przejąć majątek miasta Mystic Falls. Znalazł on kogoś, kto był z tym powiązany, ale nie mógł sam się do niego dobrać. Ta osoba z nim współpracowała, sama pragnęła odzyskać to, co jego dziadek zaprzepaścił. Mieć kontrolę nad wszystkim. Tak jak te dziewczyny, chociaż one pewnie nawet nie zdają sobie sprawy ile ich rodziny znaczą, mimo że żyją w tak maleńkiej mieścinie. Ile w ogóle znaczy to miasto. I jak wielki zawiera ono dorobek. Zastanawiał się, czemu nikt ich o tym nie powiadomi, nie uświadomi im tego. Nie są już małolatami, mają po 20 lat, same mogłyby się wszystkim zająć, przejąć to. No ale ich krewni nie są na tyle inteligentni, żeby to wytłumaczyć. Teraz za to zapłacą. To on miał zostać dowódcą tej organizacji. Tej grupy , aby wreszcie od niego mogło wszystko zależeć. Wyciągnął z kieszeni papierosa i odpalił go. Lubił ten smak, nikotyna dawała mu uspokojenie. Wkraczała powoli, początkowo powodując, nieprzyjemny i wręcz nielubiany smak, ale następnie stopniowo uzależniała. Taki też on chciał być. Chciał stać się jak nałóg, któremu wszyscy będą poddani. Był już o krok od tego. Miał dwie dziewczyny ze sobą. Mógł się ich w każdej sekundzie pozbyć, taki był jego początkowy plan. Ale kiedy dowiedział się, że nawet gdy wszyscy potomkowie trzech rodzin założycielskich, zginęli by, to i tak nie pozwoliło by mu na przejęcie grupy i stanie się przewodniczącym rady. Musiał je porwać  i zmusić do podpisania umowy, która by na to pozwalała. Musiał je zastraszyć. Każdy swój kolejny ruch dokładnie planował, przecież były chronione. Dość mało umiejętnie, jak zauważył. Dopalił fajkę, a następnie jej resztkę dogasił i wyrzucił do kosza. Miał przewagę, czuł to. Wyciągnął swoją komórkę, ponieważ chciał skontaktować się z człowiekiem, który był mu bardzo pomocny w tej sprawie, który znał jedną z nich i był z nią związany, ale tak jak i jemu zależało na władzy i pieniądzach. Więc postanowił do niego się przyłączyć. Otworzył listę kontaktów. Przejechał prawie na sam dół, szukając jednego imienia i nazwiska, a gdy już znalazł połączył się. Na ekranie pojawiły się dane. „Tyler Lockwood”.

   Brunet siedział za kierownicą, jechał w wyznaczonym kierunku. Miał misje, chciał odzyskać to co utracił jego dziadek. Z tyłu na fotelach leżała nieprzytomna dziewczyna. Kiedyś byli przyjaciółmi, To on, przecież był chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki. A tak… Caroline. Przed oczami Tylera ukazała się twarz blondynki. Naprawdę mu się podobała, ale czy ją kochał ? Już w momencie gdy zaczęli chodzić ze sobą, robił to tylko dla przyszłych korzyści. Później miał wyrzuty, ona była taka dobra i prawdziwa a on ja okłamywał. Dlatego wyjechał. Opuścił, to miasteczko, które tyle tajemnic w sobie kryło, a większość zwykłych ludzi nie miała o tym pojęcia. Usłyszał dźwięk dzwonka, popatrzył na telefon. Dzwonił jego szef, który zarządzał całą sprawą. Owszem byli wspólnikami, ale Tyler wiedział, że już niedługo, gdy zdobędą władze nad organizacją, jego też się pozbędzie, przyłożył komórkę o ucha.
- Tak słucham ? – spytał, w miarę swobodnym tonem głosu, mimo jego nienawiści do tego człowieka, musiał sprawiać pozory, jakby go szanował i liczył się z jego zdaniem, tak jednak nie było.
- Lockwood, jak tam nasza kolejna mała zdobycz ? – jego głos był taki jak zawsze, mocno nieprzyjemny. Na te słowa brunet się roześmiał. Następnie dodał.
- Wszystko jest OK. Wieziemy ją tam, gdzie ustaliliśmy. Jak do tej pory jeszcze się nie obudziła, ale to dobrze. Lepiej żeby mnie nie zobaczyła.
- Jasne, bądź jak najszybciej.- skomentował Nate i rozłączył się.
- Oczywiście – powiedział sam do siebie a na jego twarzy ukazał się kpiący uśmieszek.

   Dziewczyna czuła, jak ktoś ją niesie na rękach. Ale nie potrafiła otworzyć oczu, była taka słaba. Nic nie pamiętała. Czuła również, że położono ją na jakimś łóżko, czy czymś w tym rodzaju. Głowa okropnie ją bolała. Ból był niesamowity. Teraz wspomnienia jakby do niej powoli wracały, pamiętała, że wyszła z akademika po coś do picia. Potem ktoś zaczął ją dusić, zdążyła ujrzeć rękę a na niej charakterystyczną bliznę. Jednak nie potrafiła sobie przypomnieć skąd ją kojarzy. Otworzyła wreszcie na pół oczy, do jej uszu dochodziły ciche dźwięki rozmowy, nie mogła dokładnie zrozumieć o co chodzi, jedynie poszczególne słowa do niej dobiegały. Chciała podnieść się do pozycji siedzącej, ale wtenczas zauważyła że jest cała powiązana, zero możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu, szarpała się, ale nie chciała być zbyt głośna. Jedno słowo usłyszała bardzo dobrze, znała w końcu ten ton głosu, ale nie mogła uwierzyć, że to byłaby ta osoba o której myśli.
- Zrobione – odpowiedział Tyler i zamknął drzwi z zewnętrznej strony na klucz.

   Bracia wsiedli w auto z zamiarem podjechania pod mieszkanie blondynki. Stefan czuł się winny. Był z dziewczynami blisko, a mimo to nie potrafił je ochronić. Wiedział, jednak że najlepszym wyjściem będzie zajęcie się przez Klausa Caroline. Był on bardzo dobrze przeszkolony. Potrafił poradzić sobie z najcięższymi problemami. Miał świadomość tego, że za niedługo musi się skontaktować z szeryf Forbes. W końcu działali razem, a być może ma ona jakieś wskazówki, jakichś szpiegów, którzy będą w stanie określić gdzie znajdują się pozostałe dziewczyny. Damon skręcał już w ostatnią uliczkę, czuli że za nimi podąża Mikaelson, który nie był zbytnio zadowolony z ich planu. Ale nic lepszego nie wymyślą. Młodszego Salvatore’a prześladowały również myśli na temat Kola. Jak jego najlepszy przyjaciel mógł to zrobić i związać się z wrogiem. To było przerażające. Podjechali z boku, aby dziewczyna nie mogła ich zauważyć, stała już na zewnątrz. Klaus na swoim motocyklu minął ich. Teraz czas na ostatecznych ruch. Telefon.

   Wiatr mocno owiewał jej ciało, mimo że dość grubo się ubrała i tak nadal czuła chłód. Obok niej zaparkował motocykl. Znała go. Z chwili na chwilę wzbierał w niej niepokój. Ten mężczyzna nie może tyle razy zjawiać się przypadkiem, odwróciła się tyłem do niego, niecierpliwie stojąc w miejscu i czekając na przyjaciela. Chłopak jednak nie nadchodził, za to za nią zjawił się człowiek, którego ostatnio często spotykała.
- Caroline Forbes ? – spytał, może trochę zbyt ostro i nieprzyjemnie, dźwięk jego głosu spowodował że dziewczyna się wzdrygnęła. Czuć w nim było akcent, bardzo rzadko spotykany. Odwróciła się chcąc popatrzeć na postać.
- Znamy się ? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, nie chciała pokazać że się boi.
- Nie, jestem… - po tych słowach, telefon ponownie odezwał się w jej rękach. Odebrała od razu nie zwracając na blondyna stojącego obok niej.
- No, Stefan gdzie jesteś  ? Czekam na Ciebie a jest mi już trochę zimno.- jej monolog przerwał rozmówca.
- Caroline, musisz mnie teraz posłuchać. – poczuła narastający niepokój. Dlaczego jego głos był tak podenerwowany ? – Ten mężczyzna to Klaus Mikaelson. Jesteś w niebezpieczeństwie, musisz z nim jechać. On wszystko Ci wytłumaczy. – Dziewczyna była w niemałym szoku.
- Ale jak to ? Co ty mówisz ? – chciała jakoś zareagować, ale ponownie jej przerwał.
- Nie, ma żadnego ale. Musisz zrobić to o co Cię proszę. Uwierz mi. Nie rób żadnych scen. On nic cie nie zrobi – sam trochę nie wierzył tym słowom. W końcu Klaus potrafił być nieprzewidywalny. Ale ufali mu.
- Stefan…- chłopak rozłączył się, nie pozwalając dziewczynie dokończyć. Popatrzyła na mężczyznę stojącego przed nią. Jego wyraz twarzy nie wskazywał, jakby był zadowolony z całej sytuacji. Zaczął mówić.
- No więc, już wszystko wiesz, teraz pojedziesz ze mną. – skomentował mocnym władczym tonem.
- Że co ? Nigdzie nie jadę. – chciała się bronić. Całe zdarzenie wywołało w niej mnóstwo pytań i niepewności.
- Pojedziesz. – wysyczał do niej, a następnie podał kask. – Jeśli chcesz przeżyć, to pojedziesz. – wskoczył na motocykl i czekał aż dziewczyna nadal będzie się sprzeciwiać, ta jednak tylko popatrzyła ze zdziwieniem i strachem w oczach na niego. Nie wiedziała czemu to zrobiła, ale założyła podany przedmiot na głowę i usiadła za nieznanym jej mężczyzną. Odpalił silnik i z piskiem ruszył w tylko jemu znanym kierunku.


Cześć, cześć, czeeeeść ! Tak więc trójeczka... Szczerze powiem, że trochę ciężko mi się pisało, co pewnie zauważycie. Są wakacje ale ta pogoda mi je rujnuje. A tak było do tej pory w porządku. Niech tylko przestanie padać ! Wtedy znów będzie cudownie. Kiedy napiszę kolejny nie wiem, nie mam pojęcia. Ale myślę, że niedługo. Mam prośbę, ma ktoś może do polecenia dobrą szabloniarkę ? Potrzebuję pomocy ! Chciałabym coś ciekawego na tego bloga a może wy kogoś znacie ? Liczę na jakieś podpowiedzi i rady. Tak więc pozdrawiam Was wszystkich i do napisania !
xxx

środa, 16 lipca 2014

Rozdział II

   Droga, pomimo że nie stanowiła dużej odległości, ciągnęła się im w nieskończoność. Wszystkich ogarniał strach, bo przecież nie jest niczym normalnym, że na imprezie, na której świetnie się bawią, jedna z osób ginie, i nikt nie wie gdzie się podziała. Zegarek wskazywał 4 nad ranem. Była to przeciętna godzina, o której wracali w weekendy do mieszkań.  Szkoda tylko, że dzisiejszego dnia nie mogli skończyć zabawy w wesołej atmosferze. Przez cały powrót nikt się nie odzywał. Każdy analizował w swojej głowie co mogło się stać. Żyli nadzieją, że przypuszczenia Damona się sprawdzą i kiedy otworzą drzwi do pokoju, zauważą śpiącą Bonnie. Minęli już ostatnie skrzyżowanie, wiedząc że za chwilę będą na miejscu. Na zewnątrz robiło się już widno. Jechali dwoma taksówkami, ponieważ w jednej by się nie pomieścili. Kiedy obydwa pojazdy zatrzymały się w umówionym miejscu, dziewczyny niemal biegiem rzuciły się do swego akademika. Bardziej opanowani, chociaż tylko z pozoru chłopcy zapłacili kierowcom, a następnie udali się w tym samym kierunku. Drzwi były zamknięte. Zły znak, bo niby mulatka posiadała własny komplet kluczy, ale była osobą, która rzadko zamykała się w pokoju. W nerwach Elena nie potrafiła przekręcić zamka, w celu otwarcia pokoju, więc Matt wziął od niej klucze i z większym spokojem wpuścił wszystkich do środka. Wbiegli chórem, przeczesując wzrokiem każdy zakamarek pokoju.
- Bonnie ? Halo ! Jesteś tutaj ? – wołała Caroline.
- Bonnie, odezwij się ! – tym razem spróbował Stefan. Ale na nic. Dziewczyny nie było wewnątrz. Zdenerwowana Rebeka usiadła na skraju łóżka i rozpłakała się. Jej chłopak podszedł do niej, otulając ją ramieniem.
- Nie ma jej. – wyszeptała, chociaż nie była blisko z dziewczynami, to i tak zaprzyjaźniła się już z nimi na tyle mocno, że bała się o nią.
- Hej, spokojnie – próbował jakoś zareagować Stefan, który widział, że już u każdej pojawiają się łzy w oczach – Znajdzie się. Zobaczycie.
- Boję się – powiedziała zrezygnowana.
- Nie martw się.
Wszyscy patrzyli na siebie, nie mając pomysłu co dalej należy zrobić. Dzwonić na policje ? Do Bonnie ? Nic to nie pomagało, bo nie odbierała telefonu. Wzrok Damona spoczął na bracie, który obejmował swoją dziewczynę. Kiedy i ten podniósł wzrok, ich spojrzenia się spotkały. Oni również się bali. Bali się prawdy. W końcu ciszę, przerwał Damon.
- Myślę, że powinniście się położyć spać.
- Spać ? Serio Damon ? Przecież nie wiemy co się dzieje z naszą przyjaciółką. – prawie wykrzyczała, cała w nerwach Elena. On jednak podszedł do niej, złapał za dłonie i powiedział, patrząc prosto w oczy.
- Siedzenie tutaj i zamartwianie się, nic nie pomoże. Jesteście zmęczone, w dodatku po alkoholu, gdybyśmy nawet zgłosili to teraz na policje, to i tak nami się nikt nie przejmie, bo powiedzą że jesteśmy zwyczajnie upici. Połóżcie się spać, rano być może Bonnie się pojawi, wróci, a jeśli nie , to razem z chłopakami pojedziemy i zgłosimy wszystko na komisariacie, ok ? – trzymał jej dłonie, przez co dziewczyna czuła się nieco bezpieczniej.
- Dobra – odpowiedziała.
- My tez pójdziemy – zaproponował Matt – Jeśli się zjawi  to dajcie nam znać od razu. – Tylko pokiwały głową, więc reszta opuściła mieszkanie i udała się do własnych. Zostały tylko we dwie. Nie wytrzymały, z ich oczu również polały się łzy. Mocno się przytuliły. Nie miały pojęcia co się dzieje. Nigdy takie coś im się nie przytrafiło. Zawsze trzymały się w trzy. Wszystko o sobie wiedziały, nawet to co, która robiła o danej godzinie. Zwierzały się sobie. Znały swoje najskrytsze tajemnice. A teraz nagle jedna z nich jakby wyparowała, zniknęła i nikt, kompletnie nikt nie miał pojęcia co się z nią stało. Uwolniły się ze swoich uścisków, ponieważ postanowiły, że przebiorą się i położą spać. Im szybciej zasną , tym szybciej być może spotkają się z całą i zdrową Bonnie. Taką miały nadzieję, więc  tak postąpiły. Kiedy już były gotowe, niemal bez słowa położyły się w łóżkach i nawet nie spostrzegły gdy pochłonął je sen.

   Mężczyźni weszli do swego mieszkania. Damon spytał, czy może kilka dni przenocować u brata, na co on przystał. Tak więc cała trójka, znajdowała się teraz w dużym pokoju. Na środku stała kanapa, z której można było oglądać telewizje. W kącie duży barek, zapewne na alkohol, a po przeciwnej stronie komoda. Prócz tego dało się zauważyć dwie pary drzwi. Tak jak się domyślał, jedne prowadziły do łazienki a drugie do pokoi, w których na co dzień chłopcy spali. Matt, chciał odstąpić swojego łóżka i nalegał, ze położy się na sofie. Ale starszy Salvatore, nie zgodził się. To on robił im już niemały kłopot, więc nie był za tym, żeby ktoś się dla niego poświęcał. Oni również nie rozmawiali ze sobą, cała ta sytuacja była tak dziwna, aż wręcz niezręczna. Stefan z przyjacielem udali się do pokoju. Brunet siedział na kanapie, myśląc nad całymi wydarzeniami. Domyślał się co mogło się stać. Przecież był to jeden z powodów, dla których się tu znalazł. W sumie był to jedyny powód.Wyciągnął z kieszeni telefon i wykręcił numer do osoby, która również była zamieszana w całą sprawę. Kiedy mężczyzna po drugiej stronie odezwał się nieco zaspanym głosem, on tylko rzekł
- Mamy problem. Jedna z nich zniknęła – słyszał jak blondyn zaklina pod nosem, słysząc wieści.
- Która ? – zapytał, chcąc wiedzieć w jak poważnych są kłopotach.
- Bonnie Bennet – odpowiedział, po czym dodał – wkraczamy do akcji Mikaelson.

   Tym razem nie obudziły ich promienie słońca, które zazwyczaj wpadały przez okna do ich pokoju i rozświetlały całe pomieszczenie, ale głośne krople deszczu, które z chwili na chwilę przybierały i padały coraz szybciej. Caroline otworzyła zaspane oczy i od razu przypomniała sobie wydarzenia wczorajszej, albo w sumie nawet dzisiejszej nocy. Momentalnie podniosła się, siadając na łóżku i przepatrując dokładnie każdy element, sprawdzając czy przypadkiem mulatka nie pojawiła się.
- Nie ma jej – odezwała się drżącym głosem Elena. Przyjaciółka odwróciła swój smutny wzrok w jej stronę, czuła się zawiedziona. Pomimo wszystko liczyła na to, ze dziś zobaczy pannę Bennet.
- Musimy zadzwonić na policję. To nie jest normalna sytuacja – skomentowała, bardziej przytomna lecz niespokojna blondynka. Złapała za telefon ale dłoń szatynki ją powstrzymała.
- Stefan powiedział, że się tym zajmą, już do niego dzwoniłam. Mówił, że zaraz pójdą na komisariat i zgłoszą zaginięcie. – usiadła znów na skraju łóżka, nie wiedząc co mogą innego zrobić. Popatrzyła na zegarek, wskazywał on 7.03. Nie spały długo, ale nie czuły zmęczenia. Kilka razy jeszcze starały się dodzwonić do dziewczyny, jednak nic im to nie dało. Po godzinie, może trochę więcej zaczęły odczuwać głód. Prawda taka, że od wieczora, prócz mocnych drinków nie miały niczego w ustach.
- El, może pójdziemy do jakiejś restauracji. Jestem mega głodna. Siedzenie tutaj nic nam nie daje a wręcz pogrąża. – zaproponowała Caroline.
- Ok. W sumie dobry pomysł. Nie zniosę więcej tego milczenia. Chodźmy.
Zebrały się bardzo szybko. Nie myślały o mocnym makijażu albo idealnie pasujących ciuchach. Założyły zwykłe jeansy, koszulki i kurtki. Wyszukały w szafie parasole, bo deszcz wciąż nie przestawał padać. Związały włosy, aby było wygodniej i wyszły wcześniej zamykając mieszkanie.
Pogoda była nieznośna. Niemożliwe wręcz, żeby zmieniła się w tak diametralny sposób. No ale jednak tak było. Rozłożyły parasolki i poszły w stronę ulubionego miejsca, gdzie można było zjeść najlepsze naleśniki na świecie. Idąc chodnikiem, minął ich czarny motocykl, który nieopodal się zatrzymał. Forbes zauważyła, że jest to znów ten sam mężczyzna, na którego ostatnim czasem dość często trafiała. Przystanęła na moment, aby przyglądnąć mu się. Wzbudziło to zdziwienie u pozostałej, dlatego od razu postanowiła zapytać o co chodzi.
- Care, coś się stało ?
- Nie, nic. Po prostu…. Z resztą nie ważne.- jakimś cudem chciała się wymigać od odpowiedzi.
- Ej, znam Cie od dawna. Widzę, że coś się stało. Mów, o co chodzi ? – spytała, patrząc wyczekująco na przyjaciółkę.
- Naprawdę nic. Po prostu.. może to dziwne, ale od wczoraj ciągle widzę gdzieś tego kolesia. Najpierw pod uczelnią, potem na dyskotece a teraz znowu tu. – zaczęła się tłumaczyć.
- Znasz go ? – kontynuowała pytania.
- Właśnie nie. Nie wiem kim jest. Może to tylko przypadek. Nic ważnego- to mówiąc, patrzyła na postać, która zmierzała do tej samej restauracji co one. – Zapomnij, mam chyba jakieś zaburzenia, przez tę całą sytuację. Chodźmy jeść. – pociągnęła koleżankę za rękę, ta lekko się uśmiechnęła i odpowiedziała.
- Jasne, chodźmy. – i obydwie ruszyły w stronę wejścia, za którym czekał ich wymarzony posiłek.

   Wchodząc do pomieszczenia, do ich nozdrzy wdarł się zapach cudownego jedzenia. To jeszcze bardziej wzbudziło głód u dziewczyn. Podeszły do stolika, gdzie usiadły i od razu wzięły się za oglądanie menu. Blondynka, co chwilę patrzyła w stronę miejsca, przy którym rozsiadł się ów mężczyzna. Co prawda, tym razem nic nie wskazywało na to, żeby jakoś zwracał na nią uwagę. To bardziej ona kontrolowała każdy jego ruch. Skupiła się na jego włosach, które były potargane, a koloru nie potrafiła określić. Niby ciemny blond, ale przy ostatnim ich „spotkaniu” pod szkołą wydawały się dla niej jaśniejsze. Za to w barze były niemal w kolorze brązu. Nie myślała nad tym ile czasu wpatruje się w niego, dopóki nie usłyszała głosu przyjaciółki.
- Biorę to co zawsze. Kocham te naleśniki z serem. Są najcudowniejsze na świecie. A ty ? – te słowa zmusiły dziewczynę, do oderwania wzroku od mężczyzny i skupieniu się na jedzeniu.
- Hmm, myślę że omlet będzie odpowiednim wyborem. – wymyśliła na szybko, bo prawda była taka, że nawet nie zaglądnęła do otwartej przed nią karty. W tym momencie zjawił się przy nich kelner i przyjął ich zamówienie. Kiedy odszedł, postanowiła jeszcze raz spojrzeć w tamto miejsce gdzie siedział motocyklista. Jego już nie było. Mimo, że nie zwracał na nią uwagi, to trochę zdziwiło dziewczynę. Przecież przyszedł niewiele wcześniej niż one, nie zdążył by zamówić i zjeść. Musiał opuścić restauracje, w której w takim razie zjawił się bez powodu. Zdecydowała, że nie zaprząta sobie już tym głowy. Nie znała go. Po prostu głupie zrządzenie losu, że kilka razy się spotkali.
 Chwilę potem ten sam kelner niósł na tacy dania, o które wcześniej poprosiły. Zjadły je ze smakiem. Zamówiony omlet nie był jednak taki zły. A może to głód spowodował jego nieziemski smak. W każdym razie posiłki w mgnieniu oka zniknęły z ich talerzy. Na zewnątrz deszcz powoli ustępował, co spodobało się przechodnim. Dziewczyny również opuściły budynek. Co prawda nie były w wyśmienitych nastrojach, ale pełny brzuch spowodował, że poczuły, ze poradzą sobie z tym problemem. Wracając do akademika, Elena wpadła na pomysł, żeby odwiedzić chłopaków.
- Chodźmy do nich. Może się już czegoś dowiedzieli. – proponowała. Sama myśl, że może mają już jakieś informacje, wprawiła je znów w zdenerwowanie.
- Dobra, chodźmy.  – blondynka zdecydowała szybko.
Popędziły w stronę mieszkania chłopaków. Były już blisko, kiedy w torebce Caroline zawibrował telefon. Jakby na zawołanie, na ekranie wyświetliło się imię „STEFAN”. Odebrała, marząc że ma dla nich jakieś dobre wieści.
- Hej Stefan – zaczęła – Coś się stało ?
- Nie, nie. Chciałem tylko zapytać, czy Bonnie się z Tobą kontaktowała ? – spytał. Przez co dziewczyna, kolejny raz doznała rozczarowania. Tak bardzo chciała, żeby powiedział jej „Bonnie jest z nami. Jest cała i zdrowa. Nie może się doczekać kiedy was przytuli.” No ale nic takiego nie usłyszała , odpowiedziała tylko
- Nie, niestety nie. Byliście na policji ? – chciała sprawdzić, czy chociaż to załatwili.
- Taa… - dość niepewnie powiedział blondyn. Co zdenerwowało trochę rozmówczynię. Szybko się poprawił. – Znaczy się byliśmy. Zgłosiliśmy. – kłamał.
- Ok., chociaż tyle. – popatrzyła na dziewczynę stojącą obok, która wyczekiwała aż przyjaciółka opowie jej co się dowiedziała. – Tak w ogóle miałyśmy iść do was, ale skoro już wszystko wiem, prócz tego gdzie jest Bonnie, to raczej na spokojnie wrócimy do akademika.
- Dobry pomysł. – blondyn przeczesał swoje włosy ręką, wiedząc że chwilę wcześniej okłamał przyjaciółkę. Czuł się strasznie, ale robił to dla jej dobra. Dla dobra ich wszystkich. – Znajdzie się, zobaczysz.- Dodał.
- Mam nadzieję Stefan. – skomentowała blondynka. – To do zobaczenia. Jak coś to dzwoń.
- Nie ma sprawy Care. Do zobaczenia. – zakończył rozmowę.
Elena wysłuchała wszystkiego co powiedział blondyn od przyjaciółki i razem zawróciły w kierunku swojego mieszkania.

   Stefan siedział nadal na fotelu w pokoju, naprzeciw niego stał Damon przypatrujący się mu. Widział ból na twarzy brata kiedy musiał skłamać, że niby zgłosili całą sprawę na pobliskim komisariacie. Położył rękę na jego ramieniu.
- Ty też się nie martw. Poradzimy sobie z tym. W końcu to nie pierwsza taka sprawa. Znajdziemy dziewczynę. Teraz tylko musimy się skupić na tym, żeby nic nie stało się Elenie i Caroline.
- Wiem – odpowiedział, chociaż niepokój w nim z chwili na chwilę cały czas wzrastał.

   Klaus patrzył jak studentki wchodzą do budynku, w którym mieszkały. Miał świadomość, że blondynka zainteresowała się jego osobą. Powinien być bardziej uważny i nie zwracać na siebie uwagi. Jednak coś w środku podpowiadało mu, że podoba mu się to. Gdy całkowicie znikły za drzwiami, odwrócił on swój wzrok od wejścia. Wiedział, jak bardzo przejmują się, co mogło się stać z mulatką.  Jednak był pewien, że nie były świadome tego, że nawet w najgorszym koszmarze nie były tak zagrożone i w takim niebezpieczeństwie jak teraz. Kiedyś będą musiały dowiedzieć się prawdy. Prawdy o tym w co nieświadomie się wplątały. Chociaż to od nich nie zależało. Było jakby zapisane odgórnie. Siedział nadal na swoim motocyklu. Wziął do ręki telefon, po to żeby skontaktować się z współpracownikiem. Musieli dokładnie obmyślić plan.

   Brunet nerwowo chodził po pokoju, był wręcz rozwścieczony. Jego brat chciał jakoś go uspokoić ale nic nie pomagało.  Przed chwilą dostali zdjęcie dziewczyny. Znajomej dziewczyny, w dodatku podpis pod nim był chyba jeszcze bardziej przerażający. Na ekranie telefonu komórkowego widniała twarz szatynki. Tekst pod spodem głosił : „Elena Gilbert. Następna.” Kiedy Damon po raz setny już chyba okrążył pokój, blondyn prawie zaczął na niego krzyczeć.
- Damon, usiądź. Takie chodzenie nic Tobie nie da. – chciał jak najbardziej, dać do zrozumienia bratu, że wreszcie muszą zacząć mądrze myśleć.
- Musimy spotkać się z Mikaelsonem. Musimy coś wymyślić. Jeśli oni porwą następną. Wiesz jak to się skończy, przecież. – długo nie musieli czekać, ponieważ po tych słowach telefon Salvatora zadźwięczał. – Klaus  - wyszeptał. Odebrał telefon, ponieważ wiedział, że tylko tak mogą coś zdziałać. – Słucham ? – zaczął, próbując utrzymać swój głos w równowadze. Nie chciał, żeby jego kompan zauważył, jak bardzo wiadomość o kolejnym planowanym porwaniu, w dodatku Eleny na niego wpłynęła.
- Damon, musimy się spotkać. – wybrzmiało to jak rozkaz. Ale tym razem nie chciał się kłócić , dlatego po prostu najzwyczajniej w świecie przytaknął.
- Jasne, gdzie i kiedy ? – zadał pytania.
- Za godzinę w barze przy głównej ulicy. Nikt o tym nie może wiedzieć. Jak zawsze z resztą. Ja , Ty i Stefan. Ok ? – zapytał, chociaż był pewien, że innego wyjścia nie ma.
- Ok. Będziemy. – rozłączył się, po czym poinformował brata o wszystkim.

   Szatynka weszła do pokoju a następnie od razu udała się do biurka. Chciała jakoś zająć ten czas. Myślenie o tym co się wydarzyło, nie dawało jej spokoju. Doszła do wniosku, że jeżeli weźmie się za pisanie artykułu do gazety, w której od czasu do czasu ktoś publikował jej testy, może odpędzi od siebie otaczające ją wkoło myśli. Blondynka postanowiła, że pomimo południowej godziny, wejdzie pod prysznic. Nawet nie pamiętała, czy po powrocie z nieszczęsnej imprezy brała jakąkolwiek kąpiel. Złapała potrzebne rzeczy i weszła do pomieszczenia.
Ciemne ściany idealnie łączyły się z czerwonymi dodatkami. Ta toaleta, tak bardzo nie pasowała do standardów jakie posiadały uczniowskie pokoje. Ogólnie czuły, że coś nad nimi czuwało, kiedy dostawały akurat to miejsce jako swój przydział. Podeszła do kabiny, gdzie mogła zdjąć ubrania z siebie. Wszystko wrzuciła do kosza stojącego obok. Był już niemal pełny, dlatego pomyślała, że w najbliższym czasie musi wybrać się do pralni, aby uporządkować swoje rzeczy. Weszła pod strugi wody, które chwilkę wcześniej puściła. Początkowo lodowate krople, były niczym uderzenia, które zadawały ból. Oddawało to idealnie stan w jakim teraz była. Tak bardzo cieszyły się, że zaczną nowe życie. Ale i tutaj ich problemy na nowo je dosięgały. Kiedy przyzwyczaiła się już do zimnej wody, postanowiła, że przełączy ją na ciepła. Powoli zwiększała temperaturę. Woda stawała się coraz to bardziej parząca. Pasowało jej to. Uwielbiała stać pod takim strumieniem, to ją odprężało, relaksowało. Po około 5 minutach złapała za żel stojący obok, pachniał truskawkami. Niedużą ilość nalała sobie na gąbkę, po czym delikatnie rozsmarowywała na ciele, powodując że w miejscu gdzie przejechała dłonią pojawiała się piana. Chyba każdy malutki skrawek jej ciała był dokładnie umyty. Wzięła tym razem do swych dłoni szampon i masując głowę wcierała płyn w jasne włosy. Nie myślała o niczym. Odrzuciła od siebie wszystko. Ponownie odkręciła wodę i powoli spłukała wytworzoną pianę. Nie wiadomo ile dokładnie jej to zajęło, ale ten czas w kabinie prysznicowej, był dla niej jak wybawienie. Wreszcie skończyła i wyszła, opatulając się ręcznikiem. To uczucie było akurat tym, czego bardzo nie lubiła. Zimny chłód owiał jej mokre ciało. Szybko wycierała się, zakładając nową, czystą bieliznę. W tym czasie szatynka kończyła już pisać swój artykuł na temat „Czy codzienne ćwiczenia odgrywają znaczącą role w naszym lepszym samopoczuciu ?”. Nie była fanką takich tematów, ale chciała jakkolwiek , chociażby na początku zaistnieć jako pisarka. Zmierzała już do zakończenia. Rozpoczęła pisać ostatni akapit. Słyszała jak jej przyjaciółka odkręca kurki z wodą. Bardzo dobrze znała jej niemal rytuał pod prysznicem. Lodowata – Zimna – Ciepła – Gorąca woda. Zawsze tak samo, kiedy pojawiały się jakieś przeszkody w ich życiu. Wstała od laptopa i podeszła do lodówki szukając w niej jakiegoś energetyka. Zmęczenie dopiero teraz dawało o sobie znaki. Nie chciała jednak kłaść się spać. Prze szperała prawie każda półkę , nic nie znajdując. Nie miała już prawie nic do roboty, więc podeszła do drzwi od łazienki i zapukała. Słyszała że jej przyjaciółka już skończyła i wyszła , a teraz zapewne zakładała na siebie ubrania.
- Caroline ? Idę do supermarketu, chcesz coś ? – zaproponowała.
- Nie, dzięki. Wracaj szybko. – odpowiedziała, jakby pogodniejszym głosem niż do tej pory blondynka.
- Ok. Zapamiętam – również ze śmiechem skomentowała Gilbert.
Chociaż deszcz już przestał dość dawno padać, to ona i tak zabrała ze sobą parasol. Na wszelki wypadek, wolała go nieść ze sobą niżby miała wrócić cała mokra. Prysznic chciała urządzić sobie po powrocie. Otworzyła drzwi od pokoju i wyszła.

   Mulatka siedziała w zamkniętym pokoju. Nie wiedziała, co się z nią stało. Pamiętała, że była na imprezie. Poznała brata Stefana. Elena z nim kręciła. Potem Caroline poszła do łazienki, ona ruszyła za nią i koniec. Nic więcej. Obudziła się dopiero tutaj. Nie miała ze sobą swojej torebki, a co gorsze telefonu, żeby z kimkolwiek się dogadać. Wkoło ogarniał ją mrok. Siedziała na jakimś krześle, przywiązana do niego. Tyle potrafiła wyczuć. Jej oczy stopniowo przyzwyczajały się do ciemności, ale mimo to nic ważnego nie dojrzała. Ogarnął ją strach. Cała niewiedza, która ją otaczała przelała się w niego. Pomieszczenie było chłodne, a ona ubrana była jedynie w sukienkę z wcześniejszego wieczora. Cała drżała. W pewnym momencie drzwi uchyliły się a w nich pojawiła się tajemnicza postać. Po figurze i zbudowanym ciele zauważyła że to mężczyzna ale brak światła nie pozwolił na zwrócenie uwagi na twarz. Zbliżał się do niej, a dziewczynie poziom adrenaliny stale wzrastał. Nie wiedziała co chciał z nią zrobić. Stanął za nią. Nie mogła wydusić żadnego słowa. Ciężko oddychała. Zauważył to, dlatego szmatkę którą miał w ręce szybko przyłożył do jej ust. Chwilę się szarpała, próbując odrzucić tkaninę od twarzy. Wszystko na nic.  Po kilku sekundach znów odleciała.
- Bonnie Bennet.- tylko tyle swym odrażającym głosem wydusił mężczyzna. I tylko to zdążyła usłyszeć dziewczyna.

   Caroline Forbes leżała na łóżku, przeglądając jakieś stare czasopismo modowe. Już wszystkim możliwym zajmowała swój dłużący się w nieskończoność czas. Złapała za telefon chcąc zobaczyć, która jest godzina. 16.08. Nieco się zdziwiła. Jej przyjaciółka nie wracała już od prawie godziny. Miała tylko wyjść do supermarketu. Co prawda, nie zdziwiło to jakoś bardzo dziewczyny. Wiedziała że panna Gilbert potrafiła zabawiać się w sklepach godzinami. Przekartkowała kolejne strony, szukając ciekawszego artykułu.

   Bar przy głównej ulicy zawsze szczycił się dużą popularnością. Dlatego też blondyn wybrał właśnie takie miejsce, gdzie nikt nie zwróci na nich uwagi. Zamówił sobie Burbon i usiadł przy stoliku, kładąc obok czarny kask. Nie rozstawał się z nim prawie w ogóle. Motocykl był dla niego jak świętość. Jadąc na nim mógł czuć, wiatr i szybkość. Adrenalina buzowała, co podobało się Mikaelsonowi. Od zawsze lubił ryzyko. Dlatego też, jest tu gdzie jest. W oddali zauważył zbliżających się brali Salvatore. Znał ich nie od dziś i wiedział, że ich miny nie wskazują na to, że boją się jedynie o porwaną mulatkę. Coś musiało się jeszcze stać, a on o tym dowie się już za moment. Zamówili i dla siebie trunki, po czym podeszli do zajmowanego stolika.
- Burbon. Najlepsza rzecz na świecie.- pociągnął łyk i spojrzał na towarzyszy.
- Klaus przejdźmy od razu do sprawy. – zaproponował blondyn.
- Jasne. Więc na czym stoimy ? Mulatkę porwano. Macie jeszcze jakieś dobre wieści. – swym sarkastycznym głosem zapytał, ponawiając czynność wykonaną przed chwilą i pociągając łyk palącego trunku.
- To nie jest śmieszne. Mieliśmy ich chronić. – podirytowanym głosem skomentował Stefan, następnie wyciągnął telefon i pokazał otrzymaną wiadomość. Zdjęcie z podpisem nie wywołało pozytywnego odebrania. Ze zdziwieniem i  zdenerwowaniem spojrzał na braci.
- Jest źle – wydukał. Telefon, który miał w rękach zawibrował, na ekranie pojawiła się twarz blondynki. Dzwoniła Caroline. Stefan przejął komórkę i nacisnął zieloną słuchawkę w celu rozpoczęcia rozmowy.
- Caroline ? Coś się stało ? – zagadnął.
- Wiesz co Stefan, chciałam tylko się spytać, czy jest z Wami Elena ? Wyszła jakieś 1,5 godziny temu i nadal jej nie ma. Wiem, że lubi długo przebywać w sklepach, ale chyba supermarket by jej tyle nie zajął – wytłumaczyła się przyjacielowi.
- Co ? Nie ma jej ?. – spróbował uspokoić swój głos, chociaż domyślał co się stało. Wzroki towarzyszących mu mężczyzn nie pomagały. – Na pewno wróci nie martw się. Dobrze by było gdybyś nie wychodziła z domu, bo pojawimy się u Ciebie. Wiesz jaka jest na pewno coś zwróciło jej uwagę. – chciał udobruchać dziewczynę, kiedy się to udało rozłączył się i zauważył wyczekujące spojrzenia Klausa i Damona. Powiedział jedynie.
- Elena zniknęła. – co spowodowało, że w rękach Damona szklanka pękła na milion kawałeczków.
- Cholera. – zaklął Mikealson.


Hej ! I mamy kolejny. To dopiero początek, więc wszystko musi się rozkręcić. Powiem Wam tak, że to nie to, że jestem niezadowolona, czy coś. Bo nie jest źle ale ... To opowiadanie, tworzy się w momencie kiedy je piszę. Nie mam pojęcia co będzie dalej, co się stanie. Po prostu siadam przy laptopie, otwieram Word'a i piszę. Czasami siedzę i myślę co dalej i wtedy coś wpada. Jak mi się nie podoba to co przed chwilą napisałam, kasuję i czekam na coś innego, lepszego. Tak więc myślę, że spoilerów nigdy nie będzie. Bo nie miałabym co przekazać i ujawnić. Jestem dopiero przy początku rozdziału 3. Jakieś 2 strony są zapisane, więc niewiele. Pojawi się on pewnie w przyszłym tygodniu. Chyba, ze mnie wena złapie i nie będę mogła przestać klikać na klawiaturze. Tak czy inaczej, życzę Wam wszystkiego dobrego. Pamiętajcie o mnie ! Pozdrawiam cieplutko !
xxx

czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział I

Ciepły wiatr owiał ramiona dziewczyny, która  właśnie opuszczała mury uczelni. Kwietniowe popołudnie wyglądało pięknie. Słońce, bezchmurne niebo i gwar szczęśliwych ludzi wokół. Uśmiechnięta, pewna siebie blondynka schodziła po schodach, grzebiąc w torebce, w poszukiwaniu swojego telefonu. Zaraz po jego odnalezieniu wysłała SMSa przyjaciółkom, że skończyła już zajęcia i jest wolna. Kończąc pisać wiadomość podniosła głowę znad telefonu, dostrzegając mężczyznę. Ubrany był w skórzaną kurtkę i ciemne jeansy, siedział na motocyklu i trzymał w rękach czarny kask. Przyglądał się jej. Chociaż znajdował się w odległości około 20 metrów, mogła dostrzec jego ostre rysy twarzy.  Zwolniła tempo, utwierdzając swoje spojrzenie w postaci. On jednak założył  kask na głowę, odpalił motor i odjechał w przeciwną stronę. Oglądnęła się za nim jeszcze kilka razy ale nic już nie zauważyła. Wydawał się jakiś podejrzany ale nie miała zamiaru się tym przejmować. Tak bardzo cieszyła się, że jest weekend i może spędzić trochę czasu z ludźmi na których jej zależało. Chciała iść ze znajomymi na imprezę, wyluzować się, zapomnieć o wszystkich kłopotach. Z rozmyśleń wyrwał ją dźwięk dzwonka, alarmującego, że ktoś pragnie się z nią skontaktować. Na ekranie pojawiło się imię „Elena”. Nie wahając się ani chwilę dłużej, nacisnęła zieloną słuchawkę i radosnym głosem odebrała.
- Elena ! Gdzie jesteś ? – zapytała blondynka.
- Caroline, właśnie otrzymałam wiadomość od Ciebie. Ja też jestem już po zajęciach. Za chwilę wychodzę z uczelni. – odparła , równie rozentuzjazmowana szatynka.
- To świetnie. Mogę na Ciebie poczekać i razem pójdziemy do akademika. A co z Bonnie ? – zapytała chcąc dowiedzieć się gdzie jest panna Bennet.
- Ona ma chyba coś jeszcze, mówiła że będzie później niż my. Mamy nie czekać na nią.
- Ok, nie ma sprawy. Chyba Cię już widzę. – po tych słowach rozłączyła się i pomachała do zbliżającej się dziewczyny.

Ich pokój w akademiku, był niesamowity jak na tamtejsze warunki. Dużo wolnej przestrzeni, a pod jedną ze ścian trzy łóżka, gdzie jedno spokojnie pomieściło by dwie osoby, w dodatku bardzo miękkie. Cała kolorystyka pokoju utrzymana została w ciemnych barwach, wręcz królewskich. Posiadał on łazienkę, toaletkę i ogromne szafy. Z tego cieszyły się chyba najbardziej. Przecież dla kobiet garderoba jest najpiękniejszym miejscem na świecie.
 Kiedy Elena poinformowała, że idzie wziąć jak to ujęła „kąpiel życia” po męczącym tygodniu,  Caroline tylko się uśmiechnęła. Sama chwilkę temu przeżyła coś takiego. Gorąca woda tak bardzo uspokajała, dawała możliwość rozluźnienia się. I chociaż spędziła tam długi czas, gdyby tylko nie musiała zwolnić łazienki przyjaciółce, przeleżała by w wannie kolejną godzinę.
Blondynka przeszła przez pokój, docierając do toaletki, na której ułożone były wszystkie kosmetyki. Zdjęła turban, zrobiony z ręcznika z głowy, wytarła jeszcze raz mokre włosy i rozczesała je. Popatrzyła się w lustro. Widziała młodą dziewczynę. Dziewczynę, która wyjechała ze swojej małej miejscowości. Dziewczynę, która miała zaledwie 20 lat a przeżyła już tak wiele. Zaczynając od tego, że ojciec ją opuścił. Nie wiedziała dlaczego, miała 14 lat, kiedy nie wrócił do domu. Matka nigdy nie chciała jej tego wyjaśnić, chociaż była szeryfem miasteczka. Rzadko widywana w domu, a niedawno jeszcze ten jej wypadek, kiedy podczas pościgu została postrzelona. Kula trafiła kilka centymetrów od serca, Cudem przeżyła. Na szczęście wyszła z tego cało, ale miesiąc w śpiączce kosztował Caroline mnóstwo nerwów. Jeszcze śmierć rodziców jej najbliższej przyjaciółki. Pomimo, że Elena nie dawała tego po sobie poznać, to nie raz można było dostrzec ból na jej twarzy. Czas leczył rany, ale nie wymazywał wspomnień. Teraz były tutaj. W akademiku. Były studentkami, które postanowiły zostawić swoje stare życie za sobą i rozpocząć wszystko od nowa. Jeszcze jedno… Tyler. Chłopak Caroline. To najbardziej nie dawało jej spokoju. Byli ze sobą bardzo blisko ale pewnego dnia on zniknął. Nikt nigdy już go nie widział. Próbowała się z nim skontaktować, ale wszystko szło na marne. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na maile. Jego rodzina również, jakby zapadła się pod ziemię. Zero znaku życia. To był kolejny cios zadany w serce. Dlatego pięć miesięcy temu, dziewczyny z Mystic Falls postanowiły porzucić to wszystko. Skończyły liceum i postanowiły iść na studia i zacząć żyć pełnią życia.
 Odrzuciła nieprzyjemne myśli od siebie, kiedy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. W progu pojawiła się mulatka uśmiechająca się do Forbes.
- Padam z nóg. – powiedziała , rzucając się na łóżko. – Na szczęście rozpoczyna się weekend.- to mówiąc roześmiała się głośno, tak że blondynka do niej dołączyła.
- O tak ! A weekend oznacza imprezę. – podeszła do łóżka na którym leżała przyjaciółka i położyła się obok niej, mocno ją przytulając.
- Dziwne, na to zawsze mam ochotę. – odpowiedziała, oddając uścisk.- Tylko pytanie co ja ubiorę. – zastanawiała się Bonnie.
- Możemy iść nago ? Co ty na to ? – powiedziała uradowana Blondynka.
- Hmm, kuszące. – to mówiąc po raz kolejny roześmiała się a przyjaciółka do niej dołączyła. Drzwi do łazienki się otworzyły i wyszła trzecia z dziewczyn. Lekko zdezorientowana, nie wiedziała co się stało, że jej koleżanki  tak się śmieją i przytulają na łóżku.
- A tu co się dzieje ? – zapytała, chcąc ogarnąć sytuacje.
- Ja i Bonnie idziemy dziś nago na zabawę. – te słowa wywołały kolejną salwę śmiechu. Szatynka uśmiechnęła się.
- Jak chcecie, ja kupiłam sobie ostatnio świetną sukienkę i czas ją pokazać światu. – oznajmiła.
Pomimo tak dobrego planu, dziewczyny zebrały się i podeszły do szafy szykując i coś dla siebie. Były piękne, dlatego cokolwiek by na siebie nie ubrały, to i tak powodowało, że faceci się za nimi oglądali. Wszystkie wybrały cudowne sukienki. Seksowne ale nie skąpe. Bonnie założyła ubranie koloru brzoskwiniowego, z odsłoniętymi plecami aby podkreślić cudowny kolor swojej skóry. Caroline kremową obcisłą sukienkę na grubych ramiączkach, a Elena swoją nową zdobycz, czyli koronkową czarną sukienkę. Dobrały do tego odpowiednie szpilki, aby podkreślić nogi.
Po skończonym makijażu i dopełnieniu wszystkich ostatnich szczegółów, były gotowe do wyjścia. Czekały jedynie na taksówkę. W tym czasie Bonnie podeszła do małej szafki w rogu pokoju i wyciągnęła z niej trzy szklanki i whiskey. Kiedy nalewała trunku spotkała się ze zdziwionym spojrzeniem pozostałych dziewczyn.
- No co ? Trzeba się jakoś rozluźnić po ciężkim tygodniu zakuwania i pracy.- to mówiąc wręczyła im ich porcje. Nie musiała jakoś szczególnie ich przekonywać, ponieważ przystały bardzo ochoczo na jej pomysł. Kiedy Elena opróżniła już swoją szklankę, podeszła do okna i zauważyła czekający na nie samochód. Widziała jak Caroline podchodzi jeszcze do lusterka, pragnąc poprawić kosmyki włosów.
- Dobra dziewczynki. Jesteście piękne ale na nas już czas. Nasza limuzyna już podjechała, więc zapraszam do wyjścia. – ruchem ręki wskazała na drzwi, wszystkie zgodnie opuściły mieszkanie.

Droga do klubu nie trwała długo. Kolejnym plusem ich uczelni jak i akademika było to, że wszędzie miały blisko. Do centrum miasta jak i najlepszych tutejszych imprezowni. Zatrzymując się pod lokalem, zauważyły tłum, czekającej młodzieży. Ze spokojem wysiadły i podeszły do bramkarza. Wpuścił ich bez problemu. Były studentkami, mogły wejść kiedy chciały. Ludzie, którzy czekali przed wejściem byli to w głównej mierze 16latkowie, pragnący żyć już jak dorośli. Na szczęście łatwo było ich rozróżnić. Dziecięca jeszcze buzia, przykryta toną makijażu, w celu zatuszowania prawdziwego wieku, dawała i tak się rozpoznać. Podrobione dowody, również nie przynosiły zamierzonego efektu.
 Wchodząc do środka, można było już wyczuć klimat tego miejsca. Biła od niego nowoczesność, a z głośników dobiegały dźwięki typowej muzyki klubowej. Może to nie był ulubiony gatunek dziewczyn, ale przecież przyszły tutaj potańczyć. W kącie pomieszczenia, dostrzegły zbierających się przyjaciół. Szybkim krokiem podeszły do stolika, witając się ze wszystkimi. Byli to ludzie, których poznały dopiero tutaj, w college’u. Każdy pochodził z innego miejsca, ale mimo to świetnie się dogadywali.
- Fajnie, że już jesteście - odezwał się Stefan
- Wyglądacie przepięknie. – skomentował Matt.
- Widzicie, a chciałyście iść nago – odpowiedziała Elena, śmiejąc się do przyjaciółek. Reszta była trochę zdziwiona, ale szybko wyjaśniły im o co chodziło. Siedzieli już od około godziny, śmiejąc się i co chwilę włączając się z resztą imprezowiczów do tańca. Po kolejnym takim wypadzie na parkiet, kiedy opadli już z sił, wrócili na swoje stałe miejsce a blondyn postanowił, że przyniesie kolejne drinki. Reszta towarzystwa, po usadowieniu się wygodnie na kanapie rozpoczęła rozmowę na przyziemne tematy. Wymieniali się spostrzeżeniami z zajęć, ponieważ większość z nich uczęszczała na te same. Ktoś opowiedział jakiś głupi żart, po którym wszyscy głośno się roześmiali. Caroline, poczuła że ktoś przygląda się jej. Odwróciła głowę w lewą stronę, tak jakby podświadomość nią kierowała. Mężczyzna. Znowu ten, którego ostatnim razem widziała pod swoją szkołą. Znów się na nią patrzył. Skrępowana odwróciła wzrok. Kiedy po minucie znów tam spojrzała jego już nie było. Zauważyła za to zbliżającego się do nich Stefana, który na tacy niósł drinki dla całej kompanii. Towarzyszył mu niewiele starszy od nich, wysoki, przystojny brunet. Szli w kierunku ich stolika, rozmawiając ze sobą. Kiedy dotarli na miejsce Stefan rozłożył drinki i powiedział.
- Chciałem Wam kogoś przedstawić. To mój starszy brat Damon. Jest on obecnie w delegacji z pracy i chwilę u mnie pomieszka. – powiedział, wyjaśniając wszystkim, kim jest ów nieznajomy, po czym rozpoczął przedstawiać resztę towarzystwa, zwracając się do brata – Damonie a to moi przyjaciele. Moja dziewczyna Rebeka – wskazała na śliczną, drobną blondynkę siedzącą na kanapie. Byli parą od dwóch miesięcy, świetnie się rozumieli. Ona była porywcza i szalona, choć jej wygląd na to nie wskazywał a tylko on potrafił ją opanować. Byli wręcz idealni. Starszy Salvatore podał jej rękę w geście powitania. – To jest Bonnie – wskazał na mulatkę – A to Caroline – jego wzrok powędrował do blondynki, z nimi również się zapoznał. – To Matt, mój przyjaciel z roku, jak i współlokator. Teraz będziesz z nami mieszkał.- padły mocne uściski dłoni. – A i jeszcze Elena. – na koniec wzrok Damona spoczął na szczupłej szatynce. I na jego i na jej twarzy zaistniały skromne uśmiechy. Widać było, że wpadła mu w oko, zresztą ze wzajemnością. Niedługo potem, wirowali obydwoje na parkiecie. – Ooo, widzę że nasza kochana Elena spodobała się mojemu braciszkowi.- zaapelował Stefan, pijąc Burbon.
- Ale popatrz, on jej chyba też. – wypowiedziała Rebeka. Odwracając głowę, w kierunku tańczącej dwójki.
- Ej, właśnie ! – lekko podniesionym głosem, żeby wzbudzić napięcie powiedziała Caroline – Dlaczego nam wcześniej nic nie powiedziałeś, że masz brata ? – uśmiechnął się do niej.
- Nigdy nie pytaliście, więc nic nie mówiłem – odpowiedział. Rozmowa nadal się toczyła, drinki znikały w mgnieniu oka. Dzięki temu, dowiedzieli się m.in. że Rebeka ma brata – Elijaha, starszego o 8 lat, który ma żonę i córeczkę. Że Stefan kiedyś  pracował w McDonaldzie, a Bonnie dawno temu chodziła z Jeremim, bratem Eleny. Mimo, że trochę czasu już się znali, to tak naprawdę dopiero teraz poznali więcej informacji o ich życiu przed studiami. Owszem wszyscy wiedzieli o rodzicach szatynki i o tym co stało się z mamą Caroline przed jej wyjazdem . Ale prócz ogólnych faktów, tej nocy  każdy opowiedział o sobie dużo więcej. Okazało się, że Damon  był w wojsku. Zaimponowało to dziewczynom, bo przecież w końcu „za mundurem panny sznurem” jak to mówią. Więc kiedy wszystkie wzdychały, jaki to on jest dzielny,  Stefan i Matt postanowili, że oni też tam pójdą. Rebeka od razu zabroniła tego swojemu ukochanemu, tłumacząc, że dla niej jest on wystarczająco odważny i nie chcę, żeby się tak narażał. Skomentowali to wybuchem śmiechu. Byli już dość mocno podpici. W końcu całą noc próbowali nowych specjalności zaproponowanych przez barmanów. Caroline złapała za swoją torebkę i oznajmiła, że idzie do toalety.
- Może pójdę z Tobą ? – spytała Bonnie.
- Nie, nie trzeba. Jeszcze się trzymam na nogach. – uśmiechnęła się w podziękowaniu do przyjaciółki i ruszyła w kierunku, który obrała.
Przed drzwiami do toalety, postanowiła wyciągnąć komórkę, żeby sprawdzić, która jest godzina. Przez przypadek strąciła jedną ze swych bransoletek z ręki, a ta potoczyła się po ziemi. Z nieco opóźnionymi ruchami, co spowodowało jej upojenie, dziewczyna zauważyła ją i postanowiła się po nią schylić. Ktoś ją jednak uprzedził. Przed nią pojawił się ciemny blondyn, wysokiego wzrostu. Jego twarz pokrywał kilkudniowy zarost, a oczy były tak niebieskie, że aż nie do uwierzenia. Był to ten sam mężczyzna, którego widziała kilka godzin wcześniej. Schylił się on po upuszczony przedmiot, podniósł go i oddał zdezorientowanej dziewczynie.
- Proszę – odpowiedział dość szorstko, w jego głosie słychać było, że nie jest Amerykaninem, miał taki charakterystyczny akcent. Cały był bardzo specyficzny a zarówno tajemniczy i ciekawy. Popatrzyła mu w oczy i wydukała tylko
- Dziękuję – Biorąc biżuterię z jego dłoni,  odwróciła się i weszła do toalety.
Kiedy w miarę doprowadziła do porządku swoje rozwichrzone włosy po dzikich ruchach na parkiecie, powróciła do znajomych.
- O jest Caroline – zawołał Matt – a gdzie masz Bonnie ? – zapytał.
- Bonnie ? – zdziwiła się – przecież mówiłam, że sobie poradzę i nie musi ze mną iść, więc została z wami.
- No tak – zaczął, zdezorientowany - ale później stwierdziła, że też idzie do toalety i poszła zaraz za tobą.
- Nie widziałam jej, musiałyśmy się gdzieś minąć. – powiedziała i usiadła obok nich.
Nie przejęli się zbytnio tym faktem, przecież było możliwe, że po prostu nie zauważyły się nawzajem. Jednak po 10 minutach, kiedy mulatka nie wracała dziewczyny ogarnął niepokój.
- Pójdę sprawdzić gdzie ona jest – postanowiła Rebeka. Wstała i odeszła w kierunku toalet. Nie zajęło jej to długo, więc chwilę potem pojawiła się znowu. – Bonnie nie ma w łazience.
- Nie ma ? – zdziwiła się Elena, odwracając wzrok od Damona, z którym właśnie rozmawiała. – To co się z nią stało ?
- Może znalazła jakiegoś przystojniaka i bawi się z nim na parkiecie ? – zaproponował Stefan.
 W nadziei, że ją tam znajdą Matt i Elena poszli sprawdzić miejsce zabaw. Ale tam również jej nie było. Grupkę znajomych ogarnął strach. Postanowili, że poszukają jej. Niestety nigdzie nie mogli jej znaleźć. Caroline próbowała dodzwonić się do niej kilka razy, ale na nic. Telefon był wyłączony.
- Boję się o nią. – powiedziała Elena – Gdzie ona jest ? Nie mogła zniknąć.
- Może po prostu postanowiła pojechać do mieszkania. Znudziło się jej lub źle się poczuła. Sprawdźmy tam. – zaproponował Damon.
- Możemy jechać, ale to nie w stylu Bonnie, nie zniknęła by nic nam wcześniej nie mówiąc. – Jednak nie wiedząc co innego mogą zrobić, zamówili taksówkę i pojechali w kierunku akademika.


Witam wszystkich ! Dziękuję za komentarze i opinię. Są wręcz cudowne. Tak bardzo cieszę się, że podoba Wam się to co piszę, chociaż wiem, że humanistką nie jestem. Przepraszam, za tak długi czas nieobecności ale najpierw byłam na Festiwalu nad morzem, a potem problemy z komputerem. Jednym z powodów, było na pewno to, że po prostu nie potrafiłam nic sensownego wymyślić. Nawet nie jestem pewna, czy to opowiadanie na które wpadłam będzie dobre. Wiem, że rozdział krótki ale postaram się aby następne były dłuższe. Dziękuję Wam jeszcze raz za wszystko. Pozdrawiam cieplutko i do napisania.
xxx

P.S. Dziękuję za linki do blogów, bardzo chętnie poczytam, ale musicie wybaczyć, że to tyle trwa, po prostu muszę wszystko sobie uporządkować. Nie martwcie się, na pewno zajrzę.