czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział III

   Stefan momentalnie po wyjaśnieniu sprawy swym towarzyszom, podniósł się z miejsca i chciał ruszyć w stronę wyjścia.
- Co ty robisz ? – ze wściekłością wysyczał Klaus. Łapiąc go, może trochę zbyt mocno za rękę. 
- Idę do Caroline. Została, przecież sama. – z takim samym wyrzutem odpowiedział mu, wyrywając swoją kończynę z tego nieprzyjemnego ucisku. 
- Cudowny pomysł – powiedział z irytacją i wyczuwalnym sarkazmem w głosie blondyn. – Pójdziesz do dziewczyny i co jej powiesz ? Hmm – udawał że się zastanawia – „Cześć, tak właściwie to Elena i Bonnie zostały porwane. A Ty jesteś następna. Nie wiem czy one w ogóle żyją. Ale spokojnie, przecież ja tu jestem a Ci ludzie, którzy Cię ścigają wiedzą o mnie niemal wszystko, dlatego że gdy Ciebie śledzili to i również mnie. Mogą bez problemów się nas pozbyć a wtedy osiągną to co chcą. W dodatku jestem idiotą, że bez żadnego mądrego planu, przyszedłem tutaj.” – tymi słowami zakończył swoje wystąpienie, które oczywiście miało na celu pokazanie młodszemu z Salvatorów, że jego impulsywne postępowanie, może przynieść im jeszcze większą zgubę. A byli już prawie na przegranej pozycji. Zdenerwowany i nieco zaskoczony tym wszystkim student musiał przyznać, że on ma racje. Ale nie mógł zostawić swojej przyjaciółki samej. Wiadome było, iż jest ona kolejną ofiarą. 
- To co mam zrobić ? – wybuchnął – Chcesz, żeby i ją zabrali ?! - te słowa wzburzyły też Mikaelsona, wstał i on, uderzając ręką o stół. 
- Cholera, Stefan. Nie pieprz głupot ! Mamy zadanie, mieliśmy je chronić. Zawaliliśmy. Człowieku, musimy jakoś pomóc chociaż jej. Potem odbić pozostałe. Chyba każdy z nas wie, jak bardzo oni potrafią być niebezpieczni. – ostatnie wyrazy padły z mocną nienawiścią. Dopiero po tej wymianie zdań do rozmowy wtrącił się Damon. 
- Spokojnie, spokojnie…- mężczyźni zwrócili swoje spojrzenie w kierunku osoby, wypowiadającej te słowa. – Klaus ma racje. Musimy od teraz każdy krok przemyśleć. – wszyscy usiedli. Wiedzieli, ze nie mają wiele czasu ale trzeba było ustalić postępowanie. Damon był chyba najbardziej zdenerwowany. Nie znał dobrze Eleny Gilbert, ale coś podpowiadało mu, że jest ona wyjątkowa. Nie mógł sobie przebaczyć, że jej nie ochronił.
- Jedno jest pewne – zaczął blondyn z brytyjskim akcentem – Stefan nie może iść do Caroline, myślę że oni skupią się teraz na nim. Patrzą co robi, bo wiedzą, że będzie chciał ją chronić. Dlatego nie może się z nią spotkać. Z drugiej strony, musimy to my ją ukryć. – patrzyli się na siebie i rozumieli o co chodzi. Tym razem odezwał się brunet, który chwilę wcześniej pociągnął łyk trunku.
- Zgadzam się. Jeden z nas powinien się nią zająć. Dwaj pozostali dowiedzą się, gdzie znajdują się Elena i Bonnie no i wtedy obmyślimy jak je odbić. – potaknęli głowami. „O ile żyją” pomyślał. Salvatore kontynuował – Uważam, że ty Mikealson musisz zabrać dziewczynę. Oni o Tobie wiedzą, aczkolwiek są też tego świadomi, że ja i Stefan jesteśmy z nimi bliżej. Na pewno wiedzą, ze będziemy chcieć ją gdzieś „schować” - nie za bardzo spodobało się to blondynowi. Dlatego, gdy Salvatore powiedział mu, jak ma to wyglądać według niego, wykrzyknął.
- Co ?! Nie znam jej. W dodatku co będę z nią robił. Wy zajmiecie się poważną akcją a ja będę bawił jakiegoś bachora, którego próbują zabić. – wściekł się, że to jemu ma przypaść najgorsze a jednocześnie zapewne najnudniejsze zadanie.
- Nie chcę nic mówić, ale ten bachor jak ją określiłeś, jest młodsza od Ciebie o jedynie 5 lat. W dodatku nie oszukujmy się jest inteligentną studentką. – skomentował Stefan, zły że tak nazwał jego przyjaciółkę z colleage’u.
- Świetnie. – znów ironicznie odpowiedział. – Byłem najlepszy na misjach a teraz dostanę, tak banalne zadanie.
- Nie myślę, żeby było banalne. Musisz mieć oczy dookoła głowy. Dobrze o tym wiesz. Musisz strzec ja na każdym kroku. A najlepiej by było, gdybyś ją podszkolił trochę. – dał radę swojemu koledze, co prawda nie przepadali zbytnio za sobą. To zawsze Damon szalał z Klausem, byli w tym samym wieku znali się od momentu, kiedy poszli do tej samej szkoły aby szkolić się w zawodzie, jaki ciążył na nich niemal od urodzenia. 
- Dlaczego Damon się tym nie może zająć ? – zapytał, nadal ze złością, marząc że jednak zmienią swoje zdanie.
- Damon jest mi potrzebny. Gdybyśmy znaleźli Elene, to w dziwny sposób on ją uspokaja – powiedział to i skierował swój wzrok na brata. 
- Dobra, z resztą nie wnikam. – uciął Mikaelson. – Zadzwoń do tej dziewczyny. Powiedz, żeby wyszła przed akademik. Kiedy już będzie na miejscu, to musisz znów do niej zadzwonić i kazać, żeby bez zbędnej scenki wsiadła ze mną na motocykl. Nie mam zamiaru się z nią szarpać. A jeśli będzie się kłócić, zrobię to nie po dobroci. Znacie mnie. – na koniec, akcentował ostatnie zdanie po którym ułożył usta w denerwujący uśmieszek, według młodszego z braci. 
- Niech będzie. Od tego momentu, dzwonimy do Ciebie tylko w nielicznych sytuacjach, jeśli się sprawy pokomplikują…- zamyślił się -  Nie mogą się pokomplikować. – Stefan zakończył swą wypowiedź i wstał od stołu. – Jedźmy. Zaczynajmy. 
- Ok. – zgodził się jego brat. Blondyn również się podniósł, ale wiedział że o jednej rzeczy musi im jeszcze powiedzieć. 
- Do ich grupy dołączył ktoś o kim nie wiecie. –ich zdziwione spojrzenia spowodowały, że kontynuował. – Kol. – kolejne rozczarowanie i niedowierzenie wkroczyło na ich twarze. Jakim cudem ich przyjaciel, brat Klausa, najlepszy kolega Stefana mógł ich zdradzić. Przecież razem się wychowywali. Szkolili. To nie było możliwe. Blondyn nie chciał w to wierzyć. Kol był dla niego jak brat. Kiedy Klaus i Damon razem wychodzili, oni zostawali sami. Świetnie się dogadywali. Dlaczego to właśnie on ich zdradził ? Milion pytań kłębiło się w jego głowie. Nic jednak nie powiedział. Jedynie ruszył do wyjścia za pozostałymi. Nie chciał się nad tym zastanawiać, wystarczająco już miał problemów. Kolejne były zbędne. Mikealson wiedział jednak, że nie może powiedzieć im całej prawdy. 

   Mimo, że Stefan próbował ją uspokoić , to ona nie dała się zwieźć. Coś było nie tak. Zastanawiała się, czy nie powinna powiedzieć mu o tym mężczyźnie którego ostatnio często spotykała. Bała się, że może ma to jakiś związek. A miało, tylko ona nie była świadoma jeszcze jak bardzo to wszystko się łączyło. Podeszła do okna, rozmyślając. Dawno nie dzwoniła do mamy. Nie chciała jednak teraz telefonować i kłamać jej, że jest w porządku. Bo nie było. Podeszła do laptopa, który był włączony i zobaczyła prawie skończony artykuł. Wiedziała, że jej przyjaciółka nie pogniewała by się, jeśli ona go przeczyta. Będzie nawet szczęśliwa, jeśli ktoś na kim jej zależy wypowie się i wyrazi swoje zdanie na jego temat. Zaczęła czytać. Gdy skończyła, pomyślała, że Elena ma talent. Kiedyś czytała jej mini powieść. Była ona kryminalna ale zawierała w sobie nutkę romansu. Była świetna. Chciała, żeby ktoś dał jej przyjaciółce szanse i opublikował te słowa. Jak na razie musiała jedynie pocieszać się od czasu do czasu rubryką, która umówmy się, przecież nic nie wnosiła. Zapisała plik. Gilbert często o tym zapominała. W przeciwieństwie do blondynki. Ona wszystko musiała mieć zaplanowane i zapięte wręcz na ostatni guzik. Jak bal na zakończenie liceum. Organizowała go. Był idealny, mimo że kosztował ją sporo nerwów. Telefon zadzwonił, rzuciła się do niego. Może myślała że to szatynka a może Bonnie się odezwie. Jednak był to człowiek, który chwilę wcześniej z nią rozmawiał. 
- Coś się stało ? – zapytała, nawet nie witając się po raz kolejny, przecież dziś rozmawiali już kilka razy.
- Nie, tylko chciałem się spotkać, mogłabyś wyjść przed akademik ? Będę za 5 min. – zapytał, realizując już ich plan.
- Jasne, ale może wejdziesz ? Czemu mamy się spotykać na zewnątrz ? 
- Śpieszę się, a tylko chciałem Ci przekazać jedną rzecz ok. ? – kłamał jak z nut.
- No dobra, do zobaczenia. – powiedziała i rozłączyła się. Zdziwił ją ten telefon. A może to głos Stefana. Był jakiś taki „nieswój” .Ale nie chciała się nad tym zastanawiać, ruszyła w kierunku szafy w celu znalezienia jakiejś odpowiedniej bluzy, bo na dworze było chłodno.

   Mulatka ocknęła się po raz kolejny. Nadal ciemne pomieszczenie, jednak czuła jakby ktoś włączył ogrzewanie, bo nie odczuwała już zimna. Trzęsła się, ale to nie z powodu temperatury. To było spowodowane strachem. Próbowała, przyzwyczaić wzrok, aby móc dostrzec coś poza ciemnością. W małym stopniu, ale się jej to udało. Widziała poszczególne rysy ustawionych przedmiotów. Było chyba łóżko, fotel, jakieś biurko, szafa. Wszystko sprawiało wrażenie, całkowicie zwykłego pokoju. Ale to nie zmyliło dziewczyny. Tak czy inaczej, została porwana. Nie miała pojęcia gdzie się znajduję, ani tym bardziej kto to zrobił. Drzwi uchyliły się, przez co do pomieszczenia zostało wpuszczone trochę światła. Dała rade zauważyć, dwie postacie. Co prawda, twarzy nie dostrzegła ale słyszała rozmowę, która nawet nie miała być tajemnicą. Osoby, które w niej uczestniczyły nie zabiegały o to.
- Zostanę z nią. Będę pilnował. – powiedział ktoś męskim głosem.
-Dobra, ale wiesz Mikaelson, mamy na Ciebie oko. Jeśli nas zdradzisz, to po Tobie. – odpowiedział mu ten nieprzyjemny, wcześniej już słyszalny przez Bonnie głos.
- Nie macie się o co obawiać. Jestem z Wami. – na tym rozmowa się skończyła. Jeden z mężczyzn odszedł a drugi wszedł do pomieszczenia. Bennet poczuła napływającą salwę strachu. Pstryk. Cały pokój oblał się światłością, która z początku oślepiła nieco dziewczynę. Zamknęła oczy, ale stopniowo próbowała przyzwyczaić się, tym razem nie do ciemności ale do tego aby móc przyjrzeć się gdzie się znajduje. Tak jak wcześniej się domyślała, był to zwyczajny pokój. Dywan, dwa fotele. Po prawej stronie stał jednak stół, a nie biurko. Ściany miały kolor ciemnego fioletu. W kącie była szafa, zwyczajna z wyglądu. Obok łóżko, dość sporych gabarytów. Wszystko sprawiało wrażenie, że nie pasuje do obecnej sytuacji. Do porwań, które są reżyserowane w telewizji. Oczywiście, była przywiązana do krzesła, które stało na środku, ale mimo to, wnętrze nie było obskurne i odstraszające. Dawało przyjemna atmosferę. Nie wiedziała jaka jest pora dnia. Okna była zasunięte przez rolety, co powodowało, że nie potrafiła tego określić. Znajdowały się również drzwi. O jednych już trochę wiedziała, domyślała się, że prowadzą do wyjścia, ale za to o drugich nie miała pojęcia. Jej rozkojarzenie i widoczną obserwacje terenu zauważył stojący nieopodal mężczyzna. Zamknął drzwi na klucz, który wsadził do kieszeni swoich spodni, po czym odezwał się, chcąc zwrócić na siebie wreszcie uwagę.
- A więc, Bonnie Bennet. – odezwał się, jego głos nie odstraszał dziewczyny, tak jak jego towarzysza, ale tak czy inaczej dziewczynę ogarniał lęk. Powiedziała sobie wcześniej, że nie będzie się odzywać, o nic pytać. Ale nie wytrzymała.
- Kim jesteś ? – niemal wykrzyknęła.- Gdzie ja jestem ? Wypuść mnie ! – tym razem dała już upust swoim emocjom. Zaczęła się szarpać, ale nic jej to nie pomogło. Tylko pogorszyło sytuacje, ponieważ wygięła ręce powodując ból, a sznury mocniej docisnęły się do jej ciała.
- Spokojnie, spokojnie – zaczął mężczyzna, podchodząc do niej. – Nie szarp się. – powiedział, trochę za późno to, ale i tak by nic nie wskórał, ponieważ brunetka była bardzo uparta. – Pytałaś, o mnie ? No tak, więc Kol Mikaelson, miło mi – powiedział a na jego twarzy malował się uśmiech. Nie mogła odgadnąć czy miało mieć to ironiczny wydźwięk, ale nie chciała nad tym się zastanawiać.
- Gdzie ja jestem ? – tym razem nieco łagodniej zapytała, chociaż i tak słyszeć dało się drżenie i obawę.
- Długa historia. – odpowiedział. – Jak na razie chwilę tu posiedzisz. I nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. – zakończył szatyn, chociaż domyślał się że nie ma ona o niczym pojęcia.
- Ale ja nic nie wiem – znów krzyknęła.
- To się dowiesz, w swoim czasie. – kolejny uśmiech, denerwowało już to ją.
- Czemu mnie nie wypuścisz ? Błagam Cię. Puść mnie. Ja nic nie zrobiłam. Proszę Cię. Boję się. Puść mnie. – rozpoczęła swój słowotok, tak straszliwie się obawiała co może się stać. – Kol , proszę… - próbowała wzbudzić w nim chociaż odrobinę litości. To wszystko zdarzyło się tak nagle, a ona sama nie miała świadomości co takiego zrobiła, że jest gdzie jest.
- Nie mogę, w sumie to nawet nie chcę, ale skoro i tak muszę tu siedzieć i Ciebie pilnować to…- po tych słowach podszedł do dziewczyny i rozwiązał sznury, które unieruchomiły ją.  – Tam jest łazienka - wskazał na drzwi o których dziewczyna wcześniej myślała, gdzie prowadzą. W szafie powinnaś znaleźć coś czystego. Mimo, że miał przebywać w tym pomieszczeniu, to i tak otworzył drzwi, a po chwili nie było go już tam. Słychać dało się tylko dźwięk zamykanego na klucz zamka. Bonnie wstała i podbiegła do nich , waląc w nie zaciśniętymi dłońmi.
- Wypuśćcie mnie – krzyczała. – Proszę, pozwólcie mi stąd wyjść i wrócić do siebie. Błagam. – lecz te słowa nic nie zdziałały, nie mając już więcej siły opadła, zakrywając twarz dłońmi. Z jej oczu wreszcie popłynęły łzy. Bała się.

   Chłopak, gdy opuścił budynek zadzwonił do swojego szefa, aby powiedzieć mu co zamierza. Czuł się jak jakiś niewolnik, który musi się z wszystkiego spowiadać, ale to było konieczne.
- Nate ? – spytał, a gdy po drugiej stronie usłyszał głos swojego przełożonego, wiedział że to on.
- Tak, czego chcesz ? – szorstko jak zawsze, odpowiedział pytaniem.
- Wyszedłem na papierosa. Dziewczyna siedzi zamknięta, nie ma szans uciec. – wytłumaczył się.
- Jasne, ale wróć szybko.- skwitował i momentalnie się rozłączył.
Spodobało się to mężczyźnie. Miał chwilę aby skontaktować się z bratem. Fajki były czystym wykrętem. Nie palił. Na kilku misjach się tego oduczył. Odblokował telefon, który wcześniej, służył mu by skontaktować się z szefem, teraz zadzwonił do Klausa. Po jednym sygnale usłyszał jego głos.
- Co jest ? – spytał zdenerwowany.
- Jestem z Bennet. Żyje. – tylko tyle powiedział i się rozłączył. Takimi krótkimi zdaniami mieli się informować. Tak ustalili.
Mimo wszystko, na twarzy blondyna pojawił się uśmiech. Skoro mulatka żyję, to z Eleną musi być tak samo. Lecz nie zmieniało to faktu, że blondynkę trzeba gdzieś ukryć, i to zadanie należało do niego.

   Nate siedział w swoim biurze. Tym razem był sam. Zastanawiał się nad wszystkim. Od dawna jego rodzina a teraz on chcieli przejąć majątek miasta Mystic Falls. Znalazł on kogoś, kto był z tym powiązany, ale nie mógł sam się do niego dobrać. Ta osoba z nim współpracowała, sama pragnęła odzyskać to, co jego dziadek zaprzepaścił. Mieć kontrolę nad wszystkim. Tak jak te dziewczyny, chociaż one pewnie nawet nie zdają sobie sprawy ile ich rodziny znaczą, mimo że żyją w tak maleńkiej mieścinie. Ile w ogóle znaczy to miasto. I jak wielki zawiera ono dorobek. Zastanawiał się, czemu nikt ich o tym nie powiadomi, nie uświadomi im tego. Nie są już małolatami, mają po 20 lat, same mogłyby się wszystkim zająć, przejąć to. No ale ich krewni nie są na tyle inteligentni, żeby to wytłumaczyć. Teraz za to zapłacą. To on miał zostać dowódcą tej organizacji. Tej grupy , aby wreszcie od niego mogło wszystko zależeć. Wyciągnął z kieszeni papierosa i odpalił go. Lubił ten smak, nikotyna dawała mu uspokojenie. Wkraczała powoli, początkowo powodując, nieprzyjemny i wręcz nielubiany smak, ale następnie stopniowo uzależniała. Taki też on chciał być. Chciał stać się jak nałóg, któremu wszyscy będą poddani. Był już o krok od tego. Miał dwie dziewczyny ze sobą. Mógł się ich w każdej sekundzie pozbyć, taki był jego początkowy plan. Ale kiedy dowiedział się, że nawet gdy wszyscy potomkowie trzech rodzin założycielskich, zginęli by, to i tak nie pozwoliło by mu na przejęcie grupy i stanie się przewodniczącym rady. Musiał je porwać  i zmusić do podpisania umowy, która by na to pozwalała. Musiał je zastraszyć. Każdy swój kolejny ruch dokładnie planował, przecież były chronione. Dość mało umiejętnie, jak zauważył. Dopalił fajkę, a następnie jej resztkę dogasił i wyrzucił do kosza. Miał przewagę, czuł to. Wyciągnął swoją komórkę, ponieważ chciał skontaktować się z człowiekiem, który był mu bardzo pomocny w tej sprawie, który znał jedną z nich i był z nią związany, ale tak jak i jemu zależało na władzy i pieniądzach. Więc postanowił do niego się przyłączyć. Otworzył listę kontaktów. Przejechał prawie na sam dół, szukając jednego imienia i nazwiska, a gdy już znalazł połączył się. Na ekranie pojawiły się dane. „Tyler Lockwood”.

   Brunet siedział za kierownicą, jechał w wyznaczonym kierunku. Miał misje, chciał odzyskać to co utracił jego dziadek. Z tyłu na fotelach leżała nieprzytomna dziewczyna. Kiedyś byli przyjaciółmi, To on, przecież był chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki. A tak… Caroline. Przed oczami Tylera ukazała się twarz blondynki. Naprawdę mu się podobała, ale czy ją kochał ? Już w momencie gdy zaczęli chodzić ze sobą, robił to tylko dla przyszłych korzyści. Później miał wyrzuty, ona była taka dobra i prawdziwa a on ja okłamywał. Dlatego wyjechał. Opuścił, to miasteczko, które tyle tajemnic w sobie kryło, a większość zwykłych ludzi nie miała o tym pojęcia. Usłyszał dźwięk dzwonka, popatrzył na telefon. Dzwonił jego szef, który zarządzał całą sprawą. Owszem byli wspólnikami, ale Tyler wiedział, że już niedługo, gdy zdobędą władze nad organizacją, jego też się pozbędzie, przyłożył komórkę o ucha.
- Tak słucham ? – spytał, w miarę swobodnym tonem głosu, mimo jego nienawiści do tego człowieka, musiał sprawiać pozory, jakby go szanował i liczył się z jego zdaniem, tak jednak nie było.
- Lockwood, jak tam nasza kolejna mała zdobycz ? – jego głos był taki jak zawsze, mocno nieprzyjemny. Na te słowa brunet się roześmiał. Następnie dodał.
- Wszystko jest OK. Wieziemy ją tam, gdzie ustaliliśmy. Jak do tej pory jeszcze się nie obudziła, ale to dobrze. Lepiej żeby mnie nie zobaczyła.
- Jasne, bądź jak najszybciej.- skomentował Nate i rozłączył się.
- Oczywiście – powiedział sam do siebie a na jego twarzy ukazał się kpiący uśmieszek.

   Dziewczyna czuła, jak ktoś ją niesie na rękach. Ale nie potrafiła otworzyć oczu, była taka słaba. Nic nie pamiętała. Czuła również, że położono ją na jakimś łóżko, czy czymś w tym rodzaju. Głowa okropnie ją bolała. Ból był niesamowity. Teraz wspomnienia jakby do niej powoli wracały, pamiętała, że wyszła z akademika po coś do picia. Potem ktoś zaczął ją dusić, zdążyła ujrzeć rękę a na niej charakterystyczną bliznę. Jednak nie potrafiła sobie przypomnieć skąd ją kojarzy. Otworzyła wreszcie na pół oczy, do jej uszu dochodziły ciche dźwięki rozmowy, nie mogła dokładnie zrozumieć o co chodzi, jedynie poszczególne słowa do niej dobiegały. Chciała podnieść się do pozycji siedzącej, ale wtenczas zauważyła że jest cała powiązana, zero możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu, szarpała się, ale nie chciała być zbyt głośna. Jedno słowo usłyszała bardzo dobrze, znała w końcu ten ton głosu, ale nie mogła uwierzyć, że to byłaby ta osoba o której myśli.
- Zrobione – odpowiedział Tyler i zamknął drzwi z zewnętrznej strony na klucz.

   Bracia wsiedli w auto z zamiarem podjechania pod mieszkanie blondynki. Stefan czuł się winny. Był z dziewczynami blisko, a mimo to nie potrafił je ochronić. Wiedział, jednak że najlepszym wyjściem będzie zajęcie się przez Klausa Caroline. Był on bardzo dobrze przeszkolony. Potrafił poradzić sobie z najcięższymi problemami. Miał świadomość tego, że za niedługo musi się skontaktować z szeryf Forbes. W końcu działali razem, a być może ma ona jakieś wskazówki, jakichś szpiegów, którzy będą w stanie określić gdzie znajdują się pozostałe dziewczyny. Damon skręcał już w ostatnią uliczkę, czuli że za nimi podąża Mikaelson, który nie był zbytnio zadowolony z ich planu. Ale nic lepszego nie wymyślą. Młodszego Salvatore’a prześladowały również myśli na temat Kola. Jak jego najlepszy przyjaciel mógł to zrobić i związać się z wrogiem. To było przerażające. Podjechali z boku, aby dziewczyna nie mogła ich zauważyć, stała już na zewnątrz. Klaus na swoim motocyklu minął ich. Teraz czas na ostatecznych ruch. Telefon.

   Wiatr mocno owiewał jej ciało, mimo że dość grubo się ubrała i tak nadal czuła chłód. Obok niej zaparkował motocykl. Znała go. Z chwili na chwilę wzbierał w niej niepokój. Ten mężczyzna nie może tyle razy zjawiać się przypadkiem, odwróciła się tyłem do niego, niecierpliwie stojąc w miejscu i czekając na przyjaciela. Chłopak jednak nie nadchodził, za to za nią zjawił się człowiek, którego ostatnio często spotykała.
- Caroline Forbes ? – spytał, może trochę zbyt ostro i nieprzyjemnie, dźwięk jego głosu spowodował że dziewczyna się wzdrygnęła. Czuć w nim było akcent, bardzo rzadko spotykany. Odwróciła się chcąc popatrzeć na postać.
- Znamy się ? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, nie chciała pokazać że się boi.
- Nie, jestem… - po tych słowach, telefon ponownie odezwał się w jej rękach. Odebrała od razu nie zwracając na blondyna stojącego obok niej.
- No, Stefan gdzie jesteś  ? Czekam na Ciebie a jest mi już trochę zimno.- jej monolog przerwał rozmówca.
- Caroline, musisz mnie teraz posłuchać. – poczuła narastający niepokój. Dlaczego jego głos był tak podenerwowany ? – Ten mężczyzna to Klaus Mikaelson. Jesteś w niebezpieczeństwie, musisz z nim jechać. On wszystko Ci wytłumaczy. – Dziewczyna była w niemałym szoku.
- Ale jak to ? Co ty mówisz ? – chciała jakoś zareagować, ale ponownie jej przerwał.
- Nie, ma żadnego ale. Musisz zrobić to o co Cię proszę. Uwierz mi. Nie rób żadnych scen. On nic cie nie zrobi – sam trochę nie wierzył tym słowom. W końcu Klaus potrafił być nieprzewidywalny. Ale ufali mu.
- Stefan…- chłopak rozłączył się, nie pozwalając dziewczynie dokończyć. Popatrzyła na mężczyznę stojącego przed nią. Jego wyraz twarzy nie wskazywał, jakby był zadowolony z całej sytuacji. Zaczął mówić.
- No więc, już wszystko wiesz, teraz pojedziesz ze mną. – skomentował mocnym władczym tonem.
- Że co ? Nigdzie nie jadę. – chciała się bronić. Całe zdarzenie wywołało w niej mnóstwo pytań i niepewności.
- Pojedziesz. – wysyczał do niej, a następnie podał kask. – Jeśli chcesz przeżyć, to pojedziesz. – wskoczył na motocykl i czekał aż dziewczyna nadal będzie się sprzeciwiać, ta jednak tylko popatrzyła ze zdziwieniem i strachem w oczach na niego. Nie wiedziała czemu to zrobiła, ale założyła podany przedmiot na głowę i usiadła za nieznanym jej mężczyzną. Odpalił silnik i z piskiem ruszył w tylko jemu znanym kierunku.


Cześć, cześć, czeeeeść ! Tak więc trójeczka... Szczerze powiem, że trochę ciężko mi się pisało, co pewnie zauważycie. Są wakacje ale ta pogoda mi je rujnuje. A tak było do tej pory w porządku. Niech tylko przestanie padać ! Wtedy znów będzie cudownie. Kiedy napiszę kolejny nie wiem, nie mam pojęcia. Ale myślę, że niedługo. Mam prośbę, ma ktoś może do polecenia dobrą szabloniarkę ? Potrzebuję pomocy ! Chciałabym coś ciekawego na tego bloga a może wy kogoś znacie ? Liczę na jakieś podpowiedzi i rady. Tak więc pozdrawiam Was wszystkich i do napisania !
xxx

4 komentarze:

  1. Łoo. Już trochę się wyjaśniło. Jeju, Kol! <3 Nie wierzę, że w to wszystko jest wplątany Tyler, ale w sumie... jakby się tak zastanowić, to ma to całkiem sporo sensu. xD Tylko po co są w takim razie dziewczyny? Wiem, że ich rodziny są ważne, czy coś, ale... po co je od razu porywać? :o No nic, oby ten ktoś miał dobry argument, bo będę na niego wściekła, że porywał je bez powodu. Co ja gadam, już powinnam być wściekła, hahah. xD Ale za to Klaus fajny jeeeest *o* Ta jego siła, kooocham :)_ HUEUE XD KLAROLINE <3 I w ogóle nieźle. Kol szpiegiem heheh, niedomyślni, kurczę heheheh xD
    Nie martw się, deszcz minie, u nas dopiero teraz zaczęło trochę popadywać, bo ogólnie to była zaducha xD Nie dało się zyć! Ale w sumie... może to lepiej. No nic. Pewnie przejdzie i do Ciebie. :D Życzę Ci tego. :D
    A jeśli chodzi o szabloniarnię to polecam graphicpoison.blogspot.com tylko że teraz chyba nikt nie przyjmuje zamówień, ale jest tam duuużo wolnych szablonów. :D no, a jeśli nie, to w sumie nie wiem, ale tu jest kilka szabloniarni > katalog-graficzny.blogspot.com. Na pewno znajdziesz coś odpowiedniego. :D A jeśli chodzi o konkretną osobę, to nie wiem. Ale no cóż. xD
    Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka i słoneczka. <3

    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super! Mój Kol <3 Ale czekaj ja dobrze zrozumiałam czy mi się wydaję? On jest szpiegiem? Bo jeśli nie jest z nimi (kimkolwiek są xd) to znaczy, że jest z tymi dobrymi! Jeśli to prawda to cię po prostu przytulę, wytulę i co tam jeszcze może być. Zastanawia mnie tylko gdzie Klaus zabierze Caroline? Hmm.... Nie ważne życzę ciepła, a raczej deszczu bo ja miałam zaduchę totalną i lodów. Pozdrawiam J :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No to tak... Miałam skomentować w zeszłym tygodniu, ale nie mogłam znaleźć na to ni chwilki. Teraz jednak dostałam się do komputera i komentuję. Niestety jestem zbyt mało cierpliwa aby użerać się z opiniami w komórce i tam tylko czytam. Ale mniejsza.
    Zacznę może od wyglądu, fajnie, fajnie że czekasz na szablon, dodatkowo zakładki mi się podobają! Wszystko ma swoje miejsce i tak trzymaj!
    Do rozdziału, cóż. Podobał mi się, ale trochę się pogubiłam. To chyba ze względu na nieuważne czytanie... Podejrzewałam Kola, jeśli już o tym. Ogółem uwielbiam jego postać i coś tak czułam. Klaroline! Tak, jestem wierną szipperką! Odnośnie szablonu - mogę zrobić go dla ciebie, ale nie wiem czy się nie rozjedzie ze względu na to, że mam inną rozdzielczość ekranu niż laptopowa ;-;
    Ale jak coś to pisz ;)
    Kończąc - pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie na kolejny rozdział!
    Liczę na szczerą opinię xx
    " – Myślę, że cię lubi. – Lydia dotknęła ramienia Stilesa nie przestając się szczerzyć – i myślę też, że powinnam wziąć prysznic – ściszyła głos do zmysłowego szeptu. Siedemnastolatek poczuł jak przechodzą go dreszcze. Była tak blisko, ale tak daleko, dziewczyna, o której zawsze marzył. Kusiła go. Robiła to celowo?! Podświadomie?! Dlaczego?! Tyle pytań."
    @YourLittleBoo1
    z
    http://darkness-of-the-soul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja nie będę komentować fabuły i ogólnie całej historii. Popracuj nad interpunkcją, bo często nie stawiasz przecinków w miejscach, gdzie powinny być albo wstawiasz je w złym miejscu. Oprócz tego jest okej :)
    Życzę weny i sukcesów!
    Zapraszam na bloga: http://lonely-shapeshifter.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń