środa, 30 lipca 2014

Rozdział IV

  Szeryf Forbes krzątała się po swojej kuchni. Dziwne przeczucia chodziły jej po głowie. Jej córka nie odzywała się do niej od trzech dni. Rozumiała, że była studentka, wiodła inne życie. Ale jako matka powinnam choć w małym stopniu wiedzieć coś o niej. Tym bardziej, że zdawała sobie sprawę iż ich wróg, znów pragnie zaatakować ich organizację. Organizację, której ona była przewodniczącą, oraz w której jej córka jak i jej przyjaciółki odgrywały znaczącą rolę. Chociaż tak naprawdę nie miały o tym pojęcia. Postanowiła, że to ona wykona pierwszy krok. Wykręciła numer do swojej córki. Zero odpowiedzi. Sygnał był ale Caroline po prostu nie odbierała. Popatrzyła więc na zegarek. Wskazywał nocne godziny. Była sobota, nic więc dziwnego, że blondynka nie odbiera. Na pewno jest na dobrej imprezie i świetnie się bawi. Wstała więc z kanapy i podeszła do drewnianego blatu. Zaparzyła sobie herbatę, wyjęła z szafki kruche ciastka i ponownie wróciła na uprzednie miejsce. Włączyła telewizor. Leciał jakiś durny film, gdzie wszystko było strasznie upozorowane, niby horror ale nie poruszał widza. Jako szeryf tego miasteczka, spotykała się z podobnymi sprawami. Była to dla niej już w pewnym sensie rutyna. Z ciszyła telewizor. Wciąż dręczyło ją to nieprzyjemne uczucie, które z chwili na chwilę próbowała od siebie odpędzić. Wtem zadzwonił do niej kolega z komisariatu jak i członek ich ważnej grupy. Odebrała pośpiesznie, modląc się w duchu, żeby tylko nie była wzywana teraz na pomoc do nich. Tak bardzo marzyła o relaksie, o spokoju. Sami powinni zająć się takimi sprawami. Mimo wszystko nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Tim, coś się stało ? – spytała swojego bliskiego przyjaciela.
- Nie, znaczy właściwie  to tak…- plątał się w słowach – Znaleźliśmy lukę w regulaminie naszej organizacji. – zaintrygowało to mocno Elizabeth, co takiego mogli tam znaleźć, że Tim do niej wydzwania w środku nocy. – Wiem, że Caroline, Elena i Bonnie są strzeżone przez naszych agentów. Grupa Nathaniela jest bardzo niebezpieczna. Chcą porwać je i się ich pozbyć, zyskując przy tym wszystko to co do dziewczyn należy oraz przejmując kontrolę nad całą organizacją. – Nie rozumiała dlaczego jej to mówi, dobrze sobie z tego zdawała sprawę, ale mimo to pozwoliła swojej córce żyć pełnią życia i udać się do colleage’u. Jej współpracownik jednak miał w zwyczaju, że jak chciał coś przekazać robił bardzo długi wstęp. Uzasadniając wszystko, jednak w tej sytuacji było to zupełnie zbędne.
- Tak, tak wiem o tym. Zdaję sobie z tego sprawę – odpowiedziała nieco rozzłoszczona Forbes. – Ale o co chodzi ? Co znaleźliście ? – chciała przyśpieszyć i dać mu do zrozumienia, żeby wreszcie powiedział co tak naprawdę się dowiedzieli.
-  Spokojnie Elizabeth, tak więc okazało się, że sama śmierć wszystkich członków rodzin założycielskich nie jest wystarczająca aby Nate przejął władze. Jest to zbędne. Aby został nowym przewodniczącym musi mieć zgodę. Pisemny akt, który da mu na to możliwość. – kobieta odetchnęła z ulgą, przecież to sprawi, że dziewczyny będą bardziej bezpieczne. Oczywiście nie można dopuścić do tego aby, którakolwiek podpisała ów zgodę a raczej przekazanie mu kontroli nad wszystkim. West jest człowiekiem niespełna umysłowym. Jego rządy mogą doprowadzić do katastrofy. Nie mniej jednak ta wiadomość bardzo rozweseliła blondynkę.
- Tim, to są świetne wieści. Muszę przekazać je któremuś z Salvatorów. – tymi słowami zakończyła swoją rozmowę z policjantem. Uradowana wzięła do ręki kubek z herbatą i pociągnęła kilka łyków, następnie zjadła ciasteczko. Czy tak naprawdę były to dobre wieści? Tak czy inaczej dziewczęta nadal były zagrożone. Owszem może ich zmusić do podpisania aktu przekazania ale później aby nic się nie wydało nadal może chcieć się ich pozbyć. Wyszukała w liście kontaktów numer do blondyna i szybko się z nim połączyła.

  Bracia odjechali spod akademika. Ich plan ruszył. Mikaelson miał zająć się Caroline, natomiast oni musieli odszukać dziewczyny. Stefan bardzo się martwił. Był wrażliwy i jeśli do kogoś się przywiązał, z kimś się zaprzyjaźniał to nie potrafił znieść gdy temu komuś działa się krzywda. Najbardziej bał się o to czy w ogóle one żyją. Wiedział przecież, że West ma zamiar wymordowania rodzin założycielskich. Nie mieściło mu się to wręcz w głowie. Ale próbował odpędzić te myśli od siebie. Nie wybaczył by sobie tego jeśli one zginą. To on miał być przy nich najbliżej, strzec je i chronić ale nawalił. W kieszeni jego jeansowych spodni zadzwoniła komórka. Nigdy chyba tak bardzo nie bał się odebrać telefonu jak tym razem. Damon widząc strach w jego oczach momentalnie zorientował się o co może chodzić, jednak musiał się upewnić.
- Stefan, mów! Kto dzwoni? – jego głos był stanowczy.
- Liz Forbes – odpowiedział niepewnym głosem jego brat. – Muszę odebrać, muszę powiedzieć jej co się stało. – to zdenerwowało go jeszcze bardziej, sama myśl że będzie musiał wyjawić jej jak bardzo polegli była straszna. A może ona już wszystko wiedziała? Damon tylko pokiwał głową.  – Tak słucham? –rozpoczął, zaraz po odebraniu połączenia.
- Stefan mam dla Ciebie wiadomość. Jest dosyć ważna i myślę, że Nathaniel ma już chyba tego świadomość. - W gardle Stefana stanęła gula. Ale przerwał jej.
- Porwał je. – tylko tyle zdołał wydusić.  Po drugiej stronie w słuchawce nastała cisza. Liz próbowała przetrawić usłyszane słowa. – Porwał je. – powtórzył już bardziej zdecydowanym głosem.
- Że co?! – wykrzyknęła pani szeryf. - Mieliście je chronić, a on tak sobie je porwał?! – gniew i złość można teraz było wyczuć na kilometr.  Ba! Na sto kilometrów. Chłopak jednak ponownie przerwał jej.
- Bonnie i Elena zniknęły. Znajdziemy je obiecuję. – odpowiedział, chcąc jak najbardziej załagodzić sytuacje, tylko czy to miało jakikolwiek sens? – Caroline jest jak na razie bezpieczna. Klaus Mikaelson się nią zajmuję. Obecnie plan jest taki że postara się on ją ukryć, aby podwładni West’a nie zdołali się dowiedzieć gdzie ona jest. – Wyrecytował te słowa. Forbes nie była ucieszona, niby jej córka jest jeszcze w rękach znanych jej osób.  Nie zmienia to faktu, że pozostałe dziewczyny są w ogromnym niebezpieczeństwie. Martwiła się o nie równie mocno. Znała je przecież od dziecka, miała z nimi świetny kontakt tak jak i z ich rodzinami. Byli jak jedna duża rodzina o wielkim sekrecie. Postanowiła, że skoro to wszystko zabrnęło już tak daleko muszą zacząć walczyć. 
- Stefan jest coś o czym powinniście wiedzieć. – Po tych słowach dokładnie opowiedziała mu o czym przed chwilą rozmawiała z Timem. Ta wiadomość również podbudowała blondyna, dlatego nie ujawniła mu swoich wątpliwości. Zakończyli rozmowę  i Salvatore odłożył telefon. Przewodnicząca miała jednak dać mu znać czy ktoś z pozostałych nie wie gdzie są przetrzymywane dziewczyny. Damon, który siedział za kierownicą właśnie zakręcił w ostatnią przecznicę, pod ich mieszkanie. Nic nie mówił, co było dość dziwnym zjawiskiem. Z reguły to właśnie on miał najwięcej do zakomunikowania reszcie. Jego usta się nie zamykały, potrafił każdą rzecz skomentować. Tym razem wydukał tylko.
- I co?  - parkując w ustalonym miejscu i patrząc się w oczy bratu.
- Jesteśmy w dupie. – odpowiedział mu blondyn.

  Wstała z podłogi, próbując się uspokoić. Wiedziała, że łatwo nie pójdzie, że nikt nie ma tutaj zamiaru jej wypuścić. Mimo próśb. Czuła ogarniające ją zmęczenie, podeszła więc do drewnianej szafy i spróbowała ją otworzyć. Kiedy uchyliła drzwiczki, jej oczom ukazała się niemal pustka. Nie znajdowało się tam zbyt wiele rzeczy, jeśli chodzi o miejsce na ubrania wiszące, to na drążku prócz czerwonych, plastikowych wieszaków nie było nic. Na dole poukładane były jakieś ciemne chyba dresy, zwykłe koszulki. Zamknęła je, nie dotykając żadnego przedmiotu, nie dotykając żadnej ze znajdujących się tam rzeczy. Następnie odsunęła szufladę niżej. Kilka par bielizny, jakieś skarpetki, wyglądało to tak jakby ktoś niedużo wcześniej był tutaj i je wrzucił na szybkiego. Zasunęła i to, a następnie oddaliła się w kierunku łóżka. Usiadła na nim. Brązowa pościel nie pasowała do całego wystroju. Bonnie zdjęła swoje szpilki, pozwalając aby jej bose stopy stanęły na prostej powierzchni. Strach nie odstępował ani na krok, ale dziewczyna nie miała już na to siły. W jej żołądku przewracało się, co powodowało odczucia wymiotne u dziewczyny. Odsunęła kołdrę i nie zdejmując swojej brzoskwiniowej sukienki wsunęła się pod pościel. Ułożyła głowę na poduszce i zamknęła powieki. Wyszeptała jedynie kilka słów.
- Proszę, niech to wszystko będzie snem. - a z jej oczu polały się łzy.

  Motocykl przyśpieszał z chwili na chwilę. Blondynka poczuła adrenalinę. Musiała przyznać, że to uczucie spodobało się jej. Ale nie powinna, przecież teraz o tym teraz myśleć. Ma się skupić, nad tym co się dzieje. Jedzie z jakimś obcym facetem, nie wiadomo w jakie miejsce. Jej przyjaciółki zniknęły a ona nie ma pojęcia o całej zaistniałej sprawie. Dlaczego w ogóle wsiadła na ten motor? Co tu się właściwie dzieje? Jej głowę rozsadzały pytania, na które w żaden sensowny sposób nie potrafiła sobie odpowiedzieć. Postanowiła, że teraz zajmie się drogą. Gdzie ten koleś ją wywozi? Minęli właśnie znak oznajmiający, że wyjechali z miasta, w którym studiowała. Czy w razie potrzeby byłaby w stanie wrócić sama ? Nie miała pojęcia. Strach w niej wzmagał, mimo to potrafiła jedynie wpatrywać się w postać za którą siedziała. Ten mężczyzna był dla niej podejrzany już od kilku dni. Przyglądał się jej. Motocykl mocno skręcił, dziewczyna nie była na to przygotowana, ale mimo to udało jej się utrzymać równowagę. To zachwianie było powodem tego, ze nie zgodziła się objąć go w pasie, tylko swoje ręce zacisnęła z tyłu pojazdu. Wjeżdżali w jakąś leśną ścieżkę. Było już ciemno Caroline widziała jedynie otaczające ją drzewa, a szybkość z jaką jechali ani na chwilę się nie zmniejszyła. Zamknęła oczy, nagle przypłynęły do nich łzy. Nie mogła sobie na to pozwolić. Teraz płacz jest ostatnią rzeczą, jaką powinna zrobić. Ma być silna. Ona – Caroline Forbes. Klaus zwalniał, ponieważ dało się już dojrzeć w oddali jakiś budynek. Wyglądał na normalny dom. Wokół niego rozciągało się coś na kształt łąki, obok był chyba ogródek. W nocy ciężko było wszystko zauważyć i rozpoznać. Widziała tylko, że otaczał ich las. Wyglądający teraz upiornie. Zatrzymał swój pojazd zaraz przed bramką, którą otworzył pilotem. Zdziwiło to trochę dziewczynę, bo nie wyglądało na to, żeby ten sprzęt był aż tak nowoczesny. Podjechali bliżej. Blondyn wyłączył silnik, zsiadł z motoru i zaczął zdejmować kask. Dziewczyna zrobiła tak samo, cały czas przyglądając się miejscu w którym się znajdowała, miejscu do którego przywiózł ją ten mężczyzna. W dłoniach mocno trzymało przedmiot, który wcześniej miała na głowie. On podążył w stronę drzwi wejściowych do tego domu. Przekręcił zamek i nacisnął na klamkę. Zauważył, że ona pozostała dalej w tym samy miejscu.
- Wchodź – powiedział ostro, jak to zwykle miał w zwyczaju.
- Odwieź mnie do mojego mieszkania. – powiedziała stanowczo blondynka. Te słowa wywołały sarkastyczny uśmieszek u towarzysza. Ale tylko na chwilę, zaraz potem znikły i mimika wróciła do tego samego co przed chwilą wyrazu.
- Wchodź. – powtórzył. Nie reagowała, podszedł więc do niej, patrząc w jej oczy. Ona nie oderwała spojrzenia. Widział w nich strach ale też stanowczość. Złapał ją za nadgarstek. Uścisk ten nie spowodował bólu ale był silny. Cały czas nie odwracając od niej swych oczu, znów się do niej zwrócił. – Wejdziesz ze mną teraz do tego domu. Ja się Ciebie nie pytam co Ty chcesz. Jeśli chcesz być bezpieczna, będziesz mnie słuchała. – O ile pierwsze słowa wysyczał to kolejne stawały się coraz łagodniejsze. Pociągnął dziewczynę w kierunku schodów wejściowych. Tym razem nie protestowała.

    Głowa cały czas spoczywała na miękkiej pościeli. Nie szarpała się już, to i tak wszystko było na darmo. Próbowała uporządkować myśli, które kołatały się w jej głowie. Okno nie było zasłonięte, więc spokojnie mogła zauważyć, że nadal trwa noc. Leżała w pomieszczeniu sama. Elena zastanawiała się czy to możliwe, żeby przed kilkoma minutami, słyszała głos Tylera. Czy to był jej dawny znajomy? Odrzuciła to od siebie, myśląc że przecież znikł on kilka miesięcy temu wraz ze swoją rodziną, to nie może być on. To wszystko nie miało grama sensu. Było bardzo zagmatwane, przez co Gilbert nie potrafiła sobie z tym poradzić. Ułożyła związane nogi do lepszej pozycji, aby poczuć się wygodniej. Nie był to zamierzony efekt, ale mimo to, dało większą swobodę. Ręce miała związane z przodu. Obróciła się na plecy i patrzyła w sufit. Oczy nie zamykały się, czekała na dalszy bieg wydarzeń. Minęło może 10, może 15 minut. Znowu się poruszyła i wtedy dotarło do niej, że w tylnej kieszeni spodni nadal znajduje się jej telefon. Momentalnie wyciągnęła go w trochę kłopotliwy sposób, w końcu była związana, co powodowało że jej ruchy były znacznie utrudnione. Wreszcie się udało, z kolejnymi problemami ale odnalazła w kontaktach numer do Damona. Ręce jej drżały, ale nie dała ponieść się emocjom. Nie potrafiła podnieść komórki do ucha więc ułożyła się bokiem na łóżku, tak aby jej głowa znajdowała się jak najbliżej przedmiotu, gdy tylko zobaczyła, że brunet odebrał szybko zaczęła mówić a raczej jęczeć.
- Damon, Damon proszę pomóż mi. Nie wiem gdzie jestem. – do oczu napłynęły łzy, które powoli kapały po jej policzkach. Chłopak był tak bardzo zdezorientowany. Pomimo odległości ucha od głośnika słyszała jego głos.
- Elena, spokojnie. Powiedz mi co widzisz.- Chciał, żeby jakoś naprowadziła go na miejsce, w którym się znajdowała, ale ją ogarniała jedynie ciemność.
- Nic, wszędzie jest ciemno. Damon proszę cię. Pomóż mi. – kolejny potok łez spływał na pościel. Mężczyzna był taki rozdarty, chciał jej pomóc z całego serca. Ale nie miał pojęcia co się z nią dzieje, gdzie jest. W momencie jego twarz zbladła. Zaczął znów mówić.
- Elena spokojnie, odnajdziemy Cię. – w tym momencie za drzwiami ktoś się pojawił. Szatynka szybko chciała rozłączyć się, ale nie potrafiła, dlatego zsunęła tylko komórkę w przepaść między łóżkiem a ścianą.

  Salvatore próbował jeszcze dowiedzieć się czegoś od Eleny. Krzyczał wręcz do telefonu, ale nikt nie odpowiadał. Usłyszał jak jej komórka musiała gdzieś spaść, lub się osunąć. Ponieważ z głośnika dobiegł huk i hałas. Potem było tylko szemranie  i bełkot, którego w żaden sposób nie potrafił zrozumieć.
- Elena, halo? Elena! Odezwij się – próbował, ale tak jak myślał było to na nic. – Musimy namierzyć jej telefon, teraz szybko - zwrócił się do swojego brata a już chwilę później poczynili odpowiednie kroki prowadzące do odnalezienia dziewczyny. Jak na złość sygnał był słaby i cały czas maszyna nie podawała konkretnego adresu. Nie podawała nawet okolicy.  Nerwy w dodatku potrafiły zrobić swoje, ich nadmiar powodował, że ręce im się trzęsły i tylko przeklinali na urządzenie.
- Cholera, musimy ja namierzyć – rzekł brunet i po raz kolejny pragnął połączyć się z sygnałem nadawanym przez komórkę Gilbert. Ekran zaświecił się, a na nim pojawił się adres, a konkretnie nazwa ulicy. To było to, gdzieś tam znajdowała się ich przyjaciółka. 
- Priston Street – przeczytał na głos Stefan. – Około 20 lub 30 minut drogi stąd. 
- Będę tam w 10 ! – pewnym głosem podsumował starszy Salvatore a zaraz potem wybiegł z mieszkania, w którym przebywali może jedynie z dwie minuty. Wsiadł do samochodu odpalił silnik i z piskiem opon pomknął w wyznaczonym kierunku. Stefan postąpił tak samo, widział determinacje w oczach brata, dlatego nic się nie odzywał. Z tego wszystkiego nawet nie zdążył uświadomić Matta że znów wychodzą. Czy on w ogóle był w ich mieszkaniu ? Nie zobaczył go przecież. No nic jest wieczór pewnie baluję, postanowił że się tym nie będzie teraz zajmował.

  Kiedy Klaus zapalił światło w domku jej oczom ukazały się całkiem zwykłe pomieszczenia. Na prawo znajdował się duży salon z fotelami, stołem i szafką na książki. Całkiem pokaźna biblioteczka, jednak tytułów nie umiała dostrzec. Naprzeciw była kuchnia. Prosto od drzwi znajdowały się za to schody prowadzące na górne piętro. Chociaż wszystko sprawiało wrażenie przytulnego mieszkania, ciało Caroline i tak drżało ze strachu. Obok niej stał w końcu obcy mężczyzna, nie chciała dać po sobie poznać, że się boi, więc uniosła głowę wysoko i weszła głębiej do domu, rozglądając się i obserwując wszystko w koło.  Klaus stał za nią, dogłębnie przyglądając się jej każdemu ruchowi. 
- Sypialnie są u góry? – zapytała, chcąc zabrzmieć jak najpewniej. Ale nadal nie odwróciła się w stronę drugiej osoby, po prostu wyglądało to jakby to pytanie miało paść tak sobie, mimochodem.
- Tak – odpowiedział jej. – Moja jest po prawej stronie ale po przeciwnej pokój jest wolny. Drugie drzwi prowadzą do łazienki. – odparł jak zwykle zimno i stonowanie. Kiedy wspomniał o toalecie, w głowie dziewczyny pojawiła się myśl, a raczej problem, który chyba nieświadomie wypowiedziała na głos. 
- Nie mam ze sobą nic do ubrania, muszę wrócić się po swoje rzeczy. - W tym też momencie odwróciła się i chciała podążyć w stronę drzwi wyjściowych, ale mężczyzna zatrzymał ją ręką. 
- Dziś dam Ci jakąś moją koszulkę. Tyle starczy ci do spania a jutro pojadę po Twoje rzeczy.
- Pojedziemy  - powiedziała twardo, ponieważ nigdy w życiu nie da kluczy do mieszkania człowiekowi, którego widziała parę razy. 
- Powiedziałem, że pojadę. Nie jest dobrym pomysłem abyś pokazywała się, patrząc na sytuacje w jakiej się znajdujesz. – Te słowa znów wzbudziły lęk w dziewczynie. W jakiej sytuacji się znajdowała, do cholery?! Nic nie miało sensu. Dlatego skoro już z nią rozmawiał postanowiła, że zapyta.
- A w jakiej się znajduję? Co się tu dzieję? – odeszła krok w tył, bo zauważyła że trochę zbyt blisko niego stała, wpatrując się w jego niebieskie oczy. – Możesz mi to wytłumaczyć? 
- Wszystko w swoim czasie - odpowiedział. 
- Ale.. Klaus – nie była pewna czy może się do niego zwracać po imieniu, ale teraz nie miało to dla niej takiego znaczenia. On przerwał jej wypowiedź.
- Idź się wykąp jeśli chcesz i połóż. Jutro będziesz miała swoje rzeczy. – to mówiąc wspiął się po schodach na piętro a następnie znikł za drzwiami swojego pokoju. Została sama, znów bez odpowiedzi.

  Mimo obietnic korki i zatłoczony ruch uliczny spowodował, ze nawet po 25 minutach jeszcze nie dotarli na miejsce. Damon bardzo się niecierpliwił i wściekał na wszystkich nieudolnych w jego mniemaniu kierowców. Blondyn tym razem odpłynął w myślach, nie zwracając uwagi na krzyki brata. Popatrzył na telefon, miał 4 nieodebrane połączenia od Rebeki. Nie mógł przecież jej tak ignorować. Znaczyła coś dla niego, była ważnym elementem jego życia a on po prostu się do niej nie odzywał. Nie chciał jej okłamywać, ale w tym momencie uspokojenie jej i nie powiedzenie prawdy było lepszym wyjściem od unikania jakiejkolwiek rozmowy. Tym bardziej, że ona nie miała pojęcia co do zaginięcia jeszcze Eleny. Wziął więc telefon w dłoń i wykręcił numer do niej, musiał ją trochę uspokoić. Po dwóch może trzech sygnałach odebrała roztrzęsiona. 
- Halo? Stefan to ty? Gdzie jesteś? Co się z tobą dzieje? – potok słów a raczej pytań wylał się z jej ust. 
- Bex, spokojnie. – Damon patrzył na niego z zastanowieniem, obawiając się co powie jej, jego młodszy braciszek – Jestem z Damonem, musiałem pomóc mu w załatwieniu jednej sprawy w pracy – co prawda, to nie było kłamstwem .
- Stefan ale jak to ? Co w końcu z tą Bonnie? – padło również pytanie, którego się trochę obawiał no ale domyślał się, że dziewczyna, jego dziewczyna mu je zada.
- Jak wrócę do domu, to obiecuję że się odezwę. – chciał uciąć temat – Teraz muszę kończyć, Rebekah do zobaczenia. – ona jednak nie dała się zwieźć i nie pozwoliła na zakończenie rozmowy.
- Stefan, co z dziewczynami ? Żadna nie odbiera ode mnie telefonu, co się dzieje? – nie chcąc zostawiać jej z tym problemem, wymyślił coś aby zamydlić jej oczy.
- Nie martw się, wszystko jest w porządku. Caroline, Elena i Bonnie musiały wrócić do siebie, do Mystic Falls. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale nic poważnego, niedługo znów się pojawią. Ja naprawdę muszę już kończyć…- zaczął blondyn widząc, że za chwilę wjadą na ulicę gdzie najprawdopodobniej znajdowała się szatynka.   – Obiecuję że się odezwę. – i właśnie tymi słowami zakończył rozmowę. Schował telefon do kieszeni i czekał na dalszy rozwój akcji, bo przecież nie mieli żadnego planu. Odnajdą ją i co ? Wiadome było, że jest strzeżona. No ale cóż, cokolwiek ale musieli to zrobić. 
  Mężczyzna wysiadł ze swego samochodu i podążył w stronę zwyczajnie wyglądającego domu. Chciał załatwić sprawę szybko. Miał w końcu pod sobą kilku mężczyzn, którzy tak jak on pragnęli tego samego. Władzy i pieniędzy. Teraz tylko musiał uzyskać papiery, w których te młode dziewczyny zrzekną się swoich praw. Nie będzie to trudne, w końcu one o niczym nie mają pojęcia a sama wizja utraty życia, będzie ich tak przerażała, że bez problemu podpiszą odpowiednie dokumenty. Wszedł po schodach, nie dzwoniąc ani pukając otworzył drzwi i przeszedł przez próg. Bez zbędnych ceregieli, udał się w kierunku gdzie zamknięta była dziewczyna.
Elena gdy opuściła telefon zaczęła opanowywać powoli oddech. Nie mogła sprawić, by ktoś się zorientował. Popatrzyła w stronę, z której dobiegały do niej odgłosy kroków i rozmowy. Zaraz potem drzwi się uchyliły, w pokoju rozbłysło światło a przed jej oczami ukazali się dwaj nieznani jej mężczyźni. Jej wzrok zdradzał ogromny strach i napięcie. Leżała skrępowana na łóżku, nie miała żadnych szans na ucieczkę. Mogli w tym momencie zrobić z nią wszystko, i właśnie ta myśl ją bardzo przerażała. Podeszli do niej bliżej, ona skuliła się i próbowała przysunąć się jak najbardziej do ściany.
- Nie bój się, nic Ci nie zrobimy. – powiedział Nathaniel, który w rękach trzymał granatową teczkę. Te słowa nie uspokoiły jej, chociaż kolejne były bardziej przerażające. – Przynajmniej jak na razie, jeśli będziesz mnie słuchała i zrobisz co Ci każę wszystko skończy się po dobroci. – dopowiedział, a ona ujrzała zło w jego spojrzeniu. Cokolwiek by nie zrobiła, wiedziała że nie skończy się to jednak dobrze. – A więc…- kontynuował – Podpiszesz jeden dokument, który przygotowałem i można powiedzieć że będziesz wolna. – Elena nadal milczała, nie chcąc powiedzieć czegoś złego a tak czy inaczej była tego świadoma, że jej głos może nie zabrzmieć dobrze, i będzie to jedynie cichy pisk. Podszedł do niej jeszcze bliżej, a ona nie miała już gdzie uciekać. Odwiązał sznury z jej rąk, ale nogi nadal miała skrępowane. Złapał za teczkę i wyciągnął z niej białą kartkę papieru, która była w pełni pokryta zdaniami. Na końcu jednak znajdowało się miejsce na podpis. – No proszę mała – powiedział to dość obleśnie. – Jeden podpis tutaj i jesteś wolna. – jego usta wygięły się w uśmiech.
- Co to jest? – z zająknięciami wydukała Gilbert. Owszem wizja ucieczki stąd była kusząca, ale nie mogła podpisać czegoś o czym nie miała pojęcia. Czegoś, gdzie zgadzałaby się na nie wiadomo co.
- A czy to ważne? Podpiszesz, będziesz żyła tak jak żyjesz, nic się nie zmieni, uwierz, Ty i tak o niczym nie masz pojęcia, więc po co ci wiedzieć? Nic nie stracisz. – jego ton głosu nie był zbytnio przekonywujący.
- Nie - ledwie słyszalnie odpowiedziała.
- Co powiedziałaś? – doskonale wiedział co powiedziała, ale chciał aby wzbudziło to w niej jeszcze większy strach.
- Nie – tym razem trochę głośniej starała się zabrzmieć.
- Ja się Ciebie nie pytam czy mi to podpiszesz ? – prawie krzyknął na nią. – Ja po prostu Ci mówię, że MASZ to podpisać. – słowo „masz” szczególnie zaakcentował. Ona zaprzeczyła ruchem głowy. Zdenerwowało to mocno mężczyznę. Zacisnął ręce na jej szyi, lekko przyduszając. Dziewczyna poczuła jak powoli dostęp powietrza do jej płuc się zmniejsza.
- Puść mnie. – wycharczała.
- Weźmiesz teraz ten długopis i podpiszesz ten pieprzony papier zrozumiałaś? - patrzył jej w oczy, przenikając je. Coraz bardziej nie potrafiła oddychać, dlatego w strachu pokiwała głową, że się zgadza. Poluźnił uścisk na jej szyi, szybko podając długopis. Złapała go, ale ponieważ ręce jej się trzęsły wyleciał jej upadając. Nathaniel ze spokojem podniósł go, ponownie podając. W jego oczach gniew nie ustępował ani na krok. Był średniego wieku mężczyzną. Z pozoru nie wyglądał na jakiegoś przestępcę ale gdy zagłębiło się już w jego oczy, można z nich było wyczytać, jakim tak naprawdę jest człowiekiem. Złapała, tym razem mocniej długopis, wzięła papier do rąk i nakreśliła w miejscu oznaczonym kropkami swoje imię i nazwisko. Udało się jej tylko przeczytać, że nagłówek głosił „ZRZEKNIĘCIE SIĘ PRAW DO WŁADZY NAD ORGANIZACJĄ…” nazwy już nie udało jej się dostrzec. To musiał być jakiś błąd, totalna pomyłka, przecież ona nie miała żadnej kontroli nad czymkolwiek. Brunet odebrał pośpiesznie kartkę z jej dłoni, przyglądając się złożonemu podpisowi. Na ustach znów pojawił się uśmieszek. Tym razem odwrócił się do drugiego mężczyzny, który tu z nim przyszedł, ale całej tej sytuacji się tylko przyglądał.

- Mam to. Teraz zawołaj Lockwooda. Musimy się jej pozbyć. – nim dziewczyna zdołała cokolwiek zrozumieć lub się odezwać, otrzymała silne uderzenie w tył głowy. Straciła przytomność.


Siema, Siema, Siema! No i mam kolejny rozdział. Nadal się nic nie wyjaśnia i nadal mało Klaroline, wiem wiem ale postaram się to zacząć zmieniać. Od razu powiem, że nie mam pojęcia ile to opowiadanie będzie miało rozdziałów. Być może niedługo je skończę, może koło 10, a może rozwinie mi się pomysł w głowie i będę pisać je i pisać. Wszystko wyniknie w przysłowiowym "praniu". Pogoda troszkę się u mnie poprawiła z czego jestem zadowolona. Teraz też trochę koncertuję z zespołem, jest bardzo fajnie. Uwierzcie tańce regionalne to nie prosta sprawa a można się w tym bardzo zakochać. I choć dla wielu osób to nuda i banał, to dla kogoś może być ważną częścią życia. Tak czy inaczej pozdrawiam Was wszystkich cieplutko i dziękuję za komentarze. Dają kopa, naprawdę ! Do napisania !
xxx 

2 komentarze:

  1. Dla mnie bomba! Uwielbiam takie tematyki :D Mało Klaroline racja, ale za to jest już trochę wyjaśnione co i jak. Ciekawe, co będzie z Eleną? Chyba jej nie zabiją, nie? W końcu Damon po nią pojechał. Bonnie, biedna Ty moja :( Ach Rebekah :) No i Liz w ogóle nie ma kontaktu ze swoją córką! Skandal xd No dobra, nie umiem komentarzy pisać, ale zawsze coś nie? Ok. Pozdrawiam i życzę weny, pomysłów oraz co najważniejsze wspaniałego samopoczucia.
    Julia :*
    PS: Dzięki, że zawsze u mnie komentujesz. Twoja opinia zawsze podnosi mnie na duchu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wczoraj trafilam na twojego bloga, jest genialny, dodawaj szybciutko nowy rozdzial. zycze duzo weny ;-)

    OdpowiedzUsuń