środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział V

Noc powodowała, że wszystkie domy wyglądały jednakowo. Nic nie dało się dostrzec. Urządzenie namierzające nie potrafiło dokładnie sprecyzować miejsca, w którym znajdowała się dziewczyna. 
- Cholera, gdzie to jest? – zaklął brunet, jadąc aż zanadto spokojnie i rozglądając się, w poszukiwaniu czegoś wyróżniającego się. Byli agentami od dawna, więc nie spodziewali się, że na dachu któregoś z budynków znajdą napis głoszący  „Tu znajduje się poszukiwana Elena Gilbert”. 
Damon utkwił swój wzrok w domy ustawione kolejno po lewej stronie, przez co prawie nie zauważył wyjeżdżającego samochodu z podjazdu naprzeciwko. Dosłownie w ostatniej chwili wcisnął pedał odpowiedzialny za hamowanie. Stefan poleciał do przodu a zaraz potem został odrzucony w tył, przez co boleśnie odczuł spotkanie z fotelem. – Co to za idiota?! – krzyknął, ponieważ nerwy wzięły nad nim górę. Kierowca czarnego samochodu patrzył wprost w oczy Stefanowi. Młodszy Salvatore skądś go kojarzył, niedługo zajęło mu ustalenie kim jest ten człowiek. Przecież to były chłopak Caroline. Wiedział trochę o nim, gdyż musiał poznać całą historię dziewczyn zanim się nimi zaopiekował. Co nie wychodziło mu najlepiej do tej pory. Brunet jeszcze chwilę patrzył na siedzących mężczyzn w aucie, a na jego twarzy zaczęło malować się przejęcie. Zaklął pod nosem i z piskiem opon ruszył prosto, podążając ulicą. Stefan skojarzył fakty. Nie był pewien dlaczego, ale coś w jego głowie, w jego podświadomości kazało mu ruszyć za tym człowiekiem.
- Jedź za nim! – krzyknął na swojego brata. – On ma Elene. – Te słowa padły z taką pewnością, że brunet nawet nie zamierzał pytać skąd on o tym wie. 
 Tyler miał świadomość kim są ci ludzie. Nie mogą go dopaść. Miał tylko pozbyć się Gilbert, więc skąd dotarła do nich informacja gdzie się znajduje. Jego plan był następujący. Wrzucić ciało dziewczyny do samochodu, nadal skrępowane a następnie miał pojechać nad jezioro i tam wyrzucić ją do wody. Nathaniel miał za duże znajomości, by policja się tym zajęła. To wszystko było dziwne. Organizacja, którą władały rodziny studentek miała kontrolę nad niemal wszystkim w całym stanie, ale ponieważ West miał zdolności przekonywujące, wiele ludzi uległo jego perswazji i przechodziło na jego stronę. Teraz jednak mimo wszystko był w kłopotach. Jeśli oni się zorientują, że to on przetrzymuje w swym aucie dziewczynę, zaczną go ścigać i nie wiadomo kto wygra tę walkę. Jego przypuszczenia się sprawdziły, gdyż zaraz po wystartowaniu ujrzał jadący za nim pojazd. Próbował dodawać gazu i przyspieszać, żeby jak najbardziej tracić kontakt z goniącym go samochodem. Jezioro znajdowało się blisko, wjeżdżał właśnie na trasę prowadzącą wprost do niego. Niewiele myśląc, przyłożył jeszcze bardziej nogę do gazu, i w taki oto sposób wpadł swym samochodem do wody. Dziewczynę wcześniej zamknął w bagażniku. Auto zaczęło się zanurzać, ale nie na tyle, żeby młody Lockwood nie mógł się wydostać. Dlatego zaraz po „zanurkowaniu” otworzył drzwi i w wodzie biegł w stronę brzegu, ponieważ to miejsce nie było aż tak głębokie. Kątem oka zauważył jeszcze jak Damon wyskakuje z auta i biegnie w stronę jego czarnego mercedesa, sekundę później dołącza do niego Stefan. Tyler wyszedł wreszcie na brzeg i biegł ile sił w nogach aby nie dać się złapać barciom Salvatore. 

  Jasne promienie słońca wpadały do pokoiku na piętrze opatulając twarz blondynki. Odwróciła głowę, chcąc jeszcze pospać ale mimo to nadal czuła ogarniające ją ciepło. Koniec spania – pomyślała Forbes i dopiero w tym momencie dotarło do niej wszystko co zdarzyło się wcześniejszego wieczora. Momentalnie otworzyła oczy, żeby przyjrzeć się pokojowi, w którym się znajdowała. Na pozór zwykłe mieszkanie nie miało w sobie nic strasznego. Szafa zrobiona z drewna, łóżko po drugiej stronie i biurko z fotelem. Zwykłe ale miało w sobie taki zimny wyraz, ponieważ brakowało jej tu cieplejszych kolorów, czy rozłożonych książek. Idealny porządek był wręcz czymś irytującym. Wstała z łóżka. Miała na sobie jedynie szarą za dużą koszulkę, którą znalazła na swoim łóżku wcześniejszej nocy po tym jak wróciła z łazienki. Mikaelson jak obiecał tak zrobił i przyniósł jej to ubranie. Podeszła do okna i usiadła na dużym parapecie. Znajdowała się prosto mówiąc w lesie. Wszystko otaczały tylko drzewa, które budowały przyjazną atmosferę. Ale dziewczyna nie czuła się wcale dobrze. Zdarzenia z ostatnich dwóch dni powodowały ogromne przytłoczenie. W dodatku ten mężczyzna. Był strasznie oziębły i nieprzyjemny. Mimo, że z początku intrygował dziewczynę, to teraz czuła do niego coraz większą niechęć. Bała się go, ale z chwili na chwilę to uczucie z niej ulatywało. Bo gdyby przecież chciał jej coś zrobić, to zrobiłby to już dawno. 
 Założyła na siebie wczorajsze ubrania, w kieszeni spodni wyszukała gumki do włosów i podchodząc do lusterka, które też znajdowało się w jej pokoju postanowiła że zepnie włosy. Każdy lok sterczał w inną stronę. Dzięki Bogu wczoraj nie nałożyła na siebie zbyt dużej ilości makijażu więc teraz nie wyglądała jak panda z rozmazaną czernią pod oczami. Spięła blond włosy w kucyka i kilka z niesfornych kosmyków zaplotła na palce aby zmieniły się w opadające loki. Niepewnie ale wyszła ze swego pokoju i zeszła po schodach. Zegar na kuchence wskazywał że jest 9.47 rano. Jak do tej pory nie natrafiła jeszcze na niezbyt lubianego przez nią człowieka. Otworzyła lodówkę i wzrokiem szukała w niej czegoś co nadawało by się do jedzenia. Wyciągnęła żółty ser i pomidory, przecież nie ma czasu na robienie czegoś innego. Kanapki będą najlepszym wyborem. Kiedy chciała zamknąć drzwiczki jej spojrzenie przykuł mężczyzna stojący w progu kuchni. Tym razem wyglądał inaczej, nie miał na sobie ciemnych ubrań, ale jasnoszary T-shirt i niebieskie jeansy. Czuła się dziwnie będąc w tym domu sam na sam z kimś o kim nic nie wiedziała. W momencie kiedy chciała się odezwać nieznajomy odezwał się do niej, wchodząc do kuchni. 
- W salonie stoi walizka z Twoimi rzeczami, spakowałem te najpotrzebniejsze. I tak nigdzie stąd nie będziesz wychodzić, więc to co jest tam spokojnie Ci starczy. – jego głos lekko złagodniał od wczoraj, ale dziewczynę zdziwiło coś innego. Dopiero teraz zauważyła jego akcent. 

- Ok. – odpowiedziała i w tym momencie uświadomiła sobie co chwilę wcześniej usłyszała.- Byłeś w moim mieszkaniu? Skąd miałeś klucze?- zaczęła robić mu wyrzuty, no bo w końcu jakim prawem on tam wszedł i tak po prostu spakował jej rzeczy.

- Byłem – odpowiedział.- Nie musisz się martwić, wszystko co zabrałem należy do Ciebie i jest w walizce. Nie jestem jakimś złodziejem. – nie wiedziała co powinna mu odpowiedzieć. Wkurzył ją. 

- A klucze? – chciała dopytać chociaż o to.
 - Wziąłem od Ciebie. – najzwyczajniej w świecie odpowiedział na to pytanie, po którym również tak jak ona podszedł do lodówki i wyjął z niej coś do zjedzenia dla siebie. Dziewczynę ogarnął strach. Był u niej kiedy spała. Co ten człowiek od niej chciał? Dlaczego nikt nic jej nie mówi?  Nie chcąc jednak kontynuować rozmowy, a być może wdać się w jakąś kłótnie, że jej prywatnych rzeczy należy nie naruszać, zostawiła zrobione przez siebie kanapki i podążyła do salonu aby zobaczyć co takiego spakował jej Klaus.

  Nathaniel siedział w swoim biurze i palił już czwartego papierosa. Nie potrafił uwierzyć, że idiota Lockwood nie wykonał tak prostego zadania. Miał tylko wyrzucić ciało dziewczyny do wody i niczym się nie przejmować. Była nieprzytomna, ponieważ sam on już ułatwił mu tę sprawę, ten jednak nawet w takim zadaniu zawiódł. Mężczyzna wstał od biurka i zaczął krążyć po pokoju. W tym momencie nie mógł tak samo postąpić z mulatką. Musiało minąć trochę czasu, bo skoro Salvatorowie namierzyli jedną z dziewczyn, to równie dobrze mogą sobie poradzić z odnalezieniem tej drugiej. Cała sytuacja musi się nieco uspokoić, musi ucichnąć. Tak postanowił. Wyjął więc swój telefon komórkowy i wystukał na nim wiadomość, którą wysłał do Mikaelsona.



„Przejęli Elene Gilbert. Na razie zatrzymujemy akcje. Nadal kontroluj sytuacje i zajmuj się Bennett. W razie potrzeby dzwoń. Gdy będziemy ponawiać akcje skontaktuję się z Tobą.”

  Odłożył urządzenie i uderzył ręką o deskę. Nadal był wściekły. W dodatku dostał informacje, ze Forbes gdzieś zniknęła. Wszystko powoli zaczynało się sypać. Myślał, że jeśli teraz porwie szatynkę, to wszyscy skupią się na blondynce, on będzie miał czas aby załatwić dwie z trzech dziewczyn a potem w łatwy sposób odbije ostatnią z nich. Co w sumie nie byłoby trudną sprawą, patrząc na to, że będzie ona chciała uratować życie przyjaciółkom i się podda. Ale w takim przypadku musiał zwolnić. Pozwolić, żeby sytuacja się uspokoiła a agenci, którzy działali w organizacji nie wytropili śladu mulatki. Zgasił papierosa a następnie z paczki wyciągnął kolejnego, którego sprawnym ruchem odpalił.

  Obudził ją huk rozsuwanych rolet a następnie promienie słońca wpadające do pomieszczenia. Podniosła głowę z otwartymi już oczami. Zauważyła tego samego mężczyznę, który był u niej wczoraj. Co on zamierzał zrobić? I od kiedy siedzi już w tym pokoju? Przechwycił on chyba jej zdenerwowane i zadziwione spojrzenie, ponieważ na jego ustach namalował się lekki uśmiech i od razu zagadnął do niej.

- Dzień Dobry, chyba Cię nie obudziłem? – jego spokój w głosie nie dał jednak spokoju Bonnie. Siedziała nadal na łóżku, przykryta pościelą. Nie wiedziała, czy odpowiedzieć. Kiedy błagała go o to żeby ją wypuścił, on bezwzględnie i kategorycznie odmówił. Dlatego też siedziała w tym miejscu bez jakiegokolwiek pojęcia o całej zaistniałej sprawie. – Widzę, że się nie odzywasz. – powiedział, po czym od razu dodał. – Na stoliku masz zostawione śniadanie, częstuj się bo chyba w gardle Ci zaschło. – mówił to tak jakby ona w ogóle nie została porwana i przetrzymywane przez nieznanych jej ludzi, z nieznanych jej powodów.

- Dlaczego mnie nie wypuścisz? – spróbowała kolejny raz, chociaż w głębi duszy pragnęła by to pytanie nie zdenerwowało szatyna.

- Już to omawialiśmy Bonnie, nie mogę. – na początku lekko zastygł i bała się, że wybuchnie, ale te słowa znów spowodowały że pojawił się u niego luz. – No to jesz, czy nie? – odszedł wreszcie od okna, przy którym już chwilę stał, wziął tace z posiłkiem i podszedł do dziewczyny.

- Nie chcę, nie wiem co to jest a raczej co w tym jest. – odpowiedziała pewnym głosem, który lekko zdziwił Kola. Mimo to na jego twarzy znów namalował się uśmiech.

- Jak dla mnie to zwykła jajecznica z bekonem. Może nie jestem światowej klasy kucharzem i znawcą ale w tym momencie raczej się nie mylę. – powiedział z nutką sarkazmu w głosie, ale natychmiast później uzupełnił swoją wypowiedź. - Nie martw się. Nie otruje cie to. – dziewczyna spojrzała jeszcze raz na tackę, potem na stojącego mężczyznę. Czuła w sobie głód już od dawna, ale wcześniej zdenerwowanie i strach go tłumiło. Odchyliła kołdrę, i wtedy spostrzegła, że nadal ma na sobie ubrania z nieszczęsnej imprezy. Chłopak zauważył jej spojrzenie i dezorientację, dlatego szybko się odezwał. 
- W szafie masz jakieś dresy i koszulki oraz czystą bieliznę. Weź i idź skorzystaj z toalety. Tylko się pośpiesz, żeby ci nie wystygło.- ruchem głowy wskazał jeszcze raz jajecznicę. Ona wstała i podeszła do drewnianego mebla. Nie wiadomo czemu, ale zrobiła tak jak jej polecił. Nie ze strachu, po prostu poczuła, że tak będzie lepiej. Kiedy już zabrała ze sobą wszystko co było jej niezbędne, oddaliła się w stronę łazienki. Do momentu aż nie usłyszał przekręcenia zamka w drzwiach, chłopak patrzył na znikającą postać. Usiadł na krześle obok stołu, myśląc o całej zaistniałej sytuacji. Wtem coś w kieszeni zaczęło mu wibrować. Wyciągnął swój telefon i przeczytał nadawcę. Zastanawiał się przez chwilę, co jego „szef” może od niego chcieć. Chcąc się dowiedzieć odczytał SMS’a. Jego treść go ucieszyła.

  Stanęła w łazience i pierwsze co to, szukała jakiegokolwiek wyjścia, czegoś gdzie mogła by uciec. Ale pomieszczenie to było dziwne. Niby była tam umywalka, prysznic, toaleta, lusterko i szafka najpewniej na kosmetyki i ręczniki ale nie zauważyła żadnego okna. Nic co pomogło by się jej stąd wydostać. Nie myśląc o tym dłużej zrzuciła z siebie brudną sukienkę. Ta była jej ulubioną, ale nie będzie miała z nią już miłych wspomnień, o ile tylko uda się jej opuścić to miejsce. Odkręciła kurek z woda i weszła pod strugi ciepłej wody. Ukojenie jakiego doznawała było tylko małą namiastką wynagrodzenia za ostatnie godziny. Mimo to nie chciała o tym teraz myśleć. Próbowała za to odgadnąć, odczytać tego mężczyznę. Rozumiała, że jego praca może właśnie na tym polegać. Ma się nią zajmować, podczas gdy jest więziona. Ale on był dziś dla niej miły i jego oczy nie zdradzały złych zamiarów. W tym momencie z jej brzucha wymknął się odgłos burczenia. Szybko namydliła się, umyła włosy i wyszła spod cieknącej wody. Ubrania, które miała ze sobą były w miarę na nią dobre. Bokserka mogłaby być numer mniejsza, no ale i tak cieszyła się z tego co ma. Otworzyła drzwi i wyszła aby wreszcie zaspokoić potrzebę jedzenia. Jej oczom ukazała się pustka, nikogo prócz niej w pokoju nie było.


  Dochodziła 12 w południe. Brunet siedział na łóżku, leciutko gładząc twarz dziewczyny. Był tak bardzo szczęśliwy, ze udało im się dojechać na czas. Kilka minut, może nawet sekund dłużej i Elena Gilbert odeszłaby z tego świata. Wspomnienia wcześniejszej nocy powracały do niego.

Kiedy Stefan nakazał mu jechać za tym samochodem od razu ruszył. Widział, że kierowca jedzie w stronę jeziora, ale prawdziwy szok doznał dopiero wtedy, gdy spostrzegł jak pojazd zatacza się do wody. Zahamował z całej swojej siły  i rzucił się biegiem do samochodu. Wewnątrz nikogo nie było, a pojazd coraz bardziej wypełniał się lodowatą wręcz wodą. Wtedy obok niego pojawił się młodszy brat i zaczął szarpać klapę od bagażnika. Woda utrudniała zadanie, jakim było otworzenie jej. Włożyli jednak w to całe swoje siły i ciągnąc mocno do góry wreszcie udało im się osiągnąć cel. Wewnątrz znajdowała się nieprzytomna dziewczyna, cała skrępowana sznurami. Momentalnie wyciągnął ją, ponieważ miejsce w którym leżała powoli zaczynało zapełniać się cieczą. Sprawdził oddech. Wyczuwalny. Nie przejmując się gdzie podział się ów dupek, który chciał zamordować Elenę, niósł ją do swojego samochodu. Kiedy się tam znaleźli odwiązał wszystkie liny jakie ją zaciskały i ułożył w wygodnej pozycji na tylnych siedzeniach. Potem wraz z bratem odjechali w stronę domu.

Siedział teraz na łóżku w skupieniu obserwując każdy ruch dziewczyny. Damon czuł jak całe napięcie z niego uchodzi. Lekarz powiedział, że za niedługo dziewczyna się obudzi, ale silne uderzenie spowodowało utratę przytomności. Dlatego teraz czekał, aż wreszcie otworzy ona swoje oczy. Dzisiejszej nocy nie przespał ani minuty, czuwał przy niej. Stefanowi kazał iść do drugiego pokoju spać a sam został w tym gdzie leżała poszkodowana. Tak naprawdę to nie wiedział, czemu to robi. Ale ta dziewczyna wydawała mu się niezwykła. I choć nigdy nie wierzył w zakochanie od pierwszego wejrzenia, tak teraz zaczynał zmieniać zdanie na ten temat. Trochę o niej wiedział. Kiedy przygotowywał się do akcji, szeryf Forbes szczegółowo opisywała mu całe życie dziewczyn. Miał świadomość ile Gilbert wycierpiała, w końcu straciła rodziców. A najprawdopodobniej nie był to przypadkowy wypadek. Musiała być silna, że wytrzymywała taki ból. Pozbierała się i poszła z przyjaciółkami do college’u.  Przyglądał się jej teraz. Była blada ale mimo to jej uroda nadal dawała o sobie znaki. Mimo rozczochranych włosów podobała mu się. Jeszcze raz przejechał dłonią po jej policzku. Teraz już było ciepłe a nie tak jak wtedy kiedy wyjął ją z bagażnika samochodu. Pod wpływem jego dotyku jej twarz drgnęła. Przyciągnęło to uwagę Salvatora. Budziła się. Powoli bardzo powoli jej powieki zaczynały się unosić. Czekał z niecierpliwością. Gdy już otworzyła swoje oczy, nie zobaczył w nich ulgi ale zdziwienie i… strach ?

- Elena jesteś już bezpieczna. – powiedział, przeczesując palcami jej ciemno brązowe włosy. Na jego ustach pojawił się ciepły uśmiech. – Wszystko jest w porządku. – Ale słowa które wypowiadał nie powodowały, ze dziewczyna zmieniła wyraz twarzy, wręcz przeciwnie zdenerwowanie, które się na niej malowało z chwili na chwilę rosło.

- Gdzie ja jestem ? – spytała, i zaczęła rozglądać się po pokoju.

- Spokojnie, spokojnie. – odpowiadał jej brunet. – Jesteśmy w mieszkaniu Stefana. – wzrok, który teraz utkwiła w mężczyźnie był taki obcy. Swoją dłonią chciał dotknąć jej ręki i ją pogładzić, ale ona szybko ją odsunęła.

- Kim ty jesteś? – zapytał drżącym głosem. Teraz i u Damona pojawiło się na twarzy zdumienie.

- To, przecież ja Damon, nie pamiętasz mnie? – odgłosy rozmowy obudziły młodszego brata, który wyszedł z pokoju patrząc na rozbudzoną dziewczynę. Jej wzrok przeleciał na blondyna.

- A ty kim jesteś? – wskazała na niego, ręką. Mężczyznom aż zabrakło tchu i nikt nic nie mówił, tylko wpatrywali się w dziewczynę. Co to miało znaczyć? Dlaczego ona ich nie pamięta? Widząc równie duże zdziwienie u obu chłopaków, dziewczyna zapytała o jeszcze jedną rzecz, która spowodowała ogromne zakłopotanie.  – Kim ja jestem?!


  Siedziała przed szafą i rozpakowywała przywiezioną przez blondyna walizkę. Zastanawiała się co takiego mógł jej spakować. Znalazła w niej kilka par jeansów, ucieszyła się bo mężczyzna wybrał jej ulubione. Prócz tego koszulki i bluzy. Dwa sweterki. Znalazła też parę czarnych i szarych trampek. Był nawet dres. Zaraz obok niego znajdowała się jej fioletowa kosmetyczka.  Mimo obaw jakie miała przed otworzeniem teraz musiała przyznać, że Mikaelson wybrał najlepsze ubrania i chyba najpotrzebniejsze. Na samym dole znalazła jeszcze swoją granatową sukienkę. Bardzo ją lubiła, ponieważ kupiła ją ostatnio za nieduże pieniądze a była urocza i na ciele Caroline prezentowała się świetnie. Ten fakt zdziwił trochę dziewczynę, bo po co zabrał on ją z jej szafy? I tak nie może nigdzie wychodzić, więc na co jej sukienka? Powiesiła ją na wieszaku i włożyła do szafy. Następnie osunęła jeszcze jedną kieszeń, tam miała znajdować się jej bielizna. Poczuła się trochę nieswojo, gdy uświadomiła sobie, iż on musiał przeglądać jej osobiste rzeczy. Odpędziła te myśli od siebie i dalej kontynuowała czynności sprzed chwili. Jej spojrzenie przyciągnął krwistoczerwony komplet. Tą seksowną bieliznę kupiła kiedyś jak chodziły z dziewczynami po sklepach. Nigdy nie miała jej na sobie, ponieważ od zniknięcia Tylera z żadnym mężczyzną się nie spotykała. Nie potrafiła uwierzyć, że ten motocyklista zabrał ją. Może miał to być głupi żart, ale i tak na twarz Caroline wstąpił rumieniec, kiedy zrozumiała co mógł o tym pomyśleć. Zamknęła drzwiczki szafy kiedy skończyła a walizkę zasunęła i odstawiła do rogu, mając nadzieję że już niedługo będzie mogła znów ją zapakować i się stąd wynieść. Usiadła na łóżku i wtedy przypomniała sobie, że kanapki które wcześniej przygotowała, nadal leżały na stole w kuchni. Przebrała się więc z wczorajszych ubrań i zbiegła po schodach aby napełnić swój brzuch jedzeniem.


  Klaus siedział nadal w kuchni, tym razem popijał herbatę. Dostał wczoraj wiadomość od Damona, która trochę podniosła go na duchu. Skoro jedna z dziewczyn była cała, drugą on jak na razie musiał się zajmować, to była w końcu nadzieja na odzyskanie i trzeciej. W końcu, przynajmniej wiedział że żyje. Jego brat go o wszystkim informował. A co do decyzji braci, to owszem był jeszcze zły, gdy pomyślał o akcji jaką wczoraj najprawdopodobniej przeprowadzili Salvatorowie, o ryzyku i wysokim poziomie adrenaliny, którą tak uwielbiał ale z biegiem czasu przyzwyczajał się do swojego zadania. Co do jednego musiał się zgodzić ze Stefanem. Ta blondynka nie była taka zła jak wcześniej o niej myślał. Pociągnął kolejny łyk herbaty i dostrzegł, że na blacie nadal stoją zrobione przez nią kanapki. Być może przestraszyła się jego i znów zaszyła w pokoju. Postanowił, że będzie od teraz dla niej milszy o ile się tak da. Co prawda, ona niczemu nie jest winna. Wziął więc talerz, ułożył na nim jedzenie a drugą ręką złapał za kubek z letnią już herbatką. Wychodząc przez próg, obejrzał się jeszcze aby zobaczyć, czy czegoś nie powinien jeszcze ze sobą wziąć i jej zanieść. Nie zauważył zbiegającej postaci, która pędziła w jego stronę. W tym momencie zderzył się z kimś. Talerz upadł i roztrzaskał się a kubek z napojem pomimo usilnego starania się aby opanować całą sytuację i tak wylądował na dziewczynie, której koszulka ociekała teraz brązową cieczą. 

- Przepraszam, chciałem… - nie skończył bo Caroline zlustrowała go takim spojrzeniem, jakby co najmniej kogoś właśnie zabił.

- Co chciałeś?!  -wykrzyknęła mocno podirytowana, nie dość że głodna to teraz po raz kolejny musi się iść przebrać. – To, że przywiozłeś mi ubrania, nie znaczy że mam zamiar przebierać się co 30 sekund! – znów podniesionym głosem mówiła, i  próbowała chociaż troszeczkę usunąć ogromną plamę ścierką. Było to raczej słabym pomysłem, bo tak czy inaczej zmienienie ubrań było konieczne.

- Przepraszam – jeszcze raz powiedział a na jego twarz wdarł się uśmiech. Rozbawił go występ dziewczyny. – Zostawiłaś kanapki, myślałem że się boisz ze mną jeść więc postanowiłem, ze Ci je zaniosę. – Mimika jego twarzy zdenerwowała jeszcze bardziej dziewczynę, bo jakim prawem mógł się z niej śmiać, a teraz jeszcze bezczelnie uważał że się go boi. Forbes postanowiła, że od teraz nie będzie się nim już przejmować i pokaże mu, iż jego przypuszczenia są błędne.

- Bać się? Kogo?- prychnęła. – Bo Ciebie na pewno nie. – znów się uśmiechnął. Podobała mu się jej determinacja. – Idę się przebrać – skomentowała, po czym pewnym głosem dodała, patrząc na rozbity talerz i tarzający się po podłodze ser z pomidorami. – Jak wrócę, chcę mieć zrobione kanapki, bo umrę z głodu. – popatrzyła mu w oczu i zrobiła jeden ze swoich sztucznych uśmieszków. Następnie odwróciła się i zamierzała wejść po schodach.

- Jasne, królewno! – odpowiedział z równie wyczuwalnym sarkazmem, zignorowała to.  

- Super! Jestem cała w herbacie, nawet bieliznę muszę zmienić. - skomentowała.

- Najlepiej na ten czerwony komplet. – usłyszała bardzo dobrze to co właśnie powiedział.

- Palant. – odkrzyknęła i zamknęła z trzaskiem drzwi do swojego obecnego pokoju. 


  Odłożyła już pustą tackę po jedzeniu na stół. Chociaż z początku nie była pewna, czy nie znajduję się tam żadna trucizna lub jakieś pigułki o dziwnym działaniu, to później przekonała się i zjadła przygotowane danie. Musiała przyznać, że bardzo jej smakowała ta niby zwykła jajecznica. Może to głód i niedożywienie spowodowało, ale mimo wszystko było dobre. Kiedy kładła sztućce obok talerza, widelec wypadł jej z rąk i uderzył o panele. Schyliła się po niego, a w tym momencie klucz w drzwiach zabrzęczał i jej oczom znów ukazał się szatyn. Niósł coś w rękach, ale dziewczyna nawet nie zdążyła się zastanowić co to takiego, ponieważ od razu się odezwał i wyrwał ją z zamyśleń.

- Smakowało? – spytał, po czym odłożył przyniesione rzeczy na koniec stołu i usiadł obok Bennett. Tym razem się nie odsunęła.
- Uszło – odpowiedziała a jej twarz, nadal miała poważny wyraz.
- To dobrze, bo co prawda może nie jestem w tym najlepszy ale od czasu do czasu potrafię coś przyrządzić. – popatrzyła na niego z ukosa, nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi. A może rozumiejąc, ale nie chcąc w to wierzyć?
- Ty to zrobiłeś? To śniadanie? – chociaż pragnęła, żeby tak się nie stało to te pytania zabrzmiały trochę jak nie do wierzenie ale i pochwała. No bo zdziwił ją fakt, że Kol zrobił jej jedzenie.
- Ja.- powiedział, po czym dodał z uśmieszkiem – Mam jeszcze wiele zalet o których nie masz pojęcia. – na te słowa przekręciła tylko oczami. Co on sobie myślał?
- Chyba nie chcę wiedzieć – skomentowała a na twarzy Mikaelsona znów zaistniał ogromny uśmiech. Oderwała od niego wzrok, ponieważ dłuższe wpatrywanie się w niego źle na nią działało. Denerwował ją ten koleś. Mimowolnie jej spojrzenie powędrowało do przyniesionych przedmiotów, on poszedł za jej śladem, gdyż widział że dziewczyna na pewno zastanawia się co to przyniósł.
- A właśnie ! – rzekł, podchodząc do krańca stołu. – Jeśli już jesteśmy w temacie jak bardzo dobry jestem. – wziął do ręki stertę magazynów, jakieś książki i chyba płyty. – Przyniosłem Ci kilka rzeczy, żebyś się nie nudziła. – Bonnie popatrzyła na niego, mimo wszystko była mu wdzięczna, ale wolałaby się stąd wydostać a nie zajmować czas jakimiś lekturami.
- Dzięki. – burknęła i spuściła głowę, nakrywając się kołdrą. Chłopak zauważył, że myśli o czymś smutnym. Stał i wpatrywał się w mulatkę. Było mu przykro, że musi ją tu przetrzymywać. Była ładną, inteligentną, młodą dziewczyną, która nie miała pojęcia w co jest wpakowana. Gdyby kiedyś zobaczył ją w klubie lub na ulicy, pewnie chciałby się z nią umówić. Ale poznali się niestety tu i teraz. Brunetka podniosła głowę patrząc w oczy Kola. – Dlaczego nie możesz pozwolić mi stąd uciec? – zapytała a w jej oczach na nowo wzbierały się łzy. – znów poczuł ukłucie w sercu. Jego zadaniem było chronienie ludzi i zapewnianie im bezpieczeństwa a nie odwrotnie.
- To nie jest wszystko takie łatwe jak Ci się wydaje. Nie masz o wielu rzeczach pojęcia. – mówił spokojnie i opanowanie, pragnąc by dziewczyna dostrzegła to i być może w jakimś ułamku mu zaufała.
- To uświadom mnie. Powiedz mi o wszystkim. – tym razem nie powstrzymywała cieknących strug po jej policzkach. – Ja się boję Kol. Proszę. – Chłopak czuł jakby został właśnie uderzony kilkanaście razy. Potrafił być uparty i stanowczy, potrafił też grać oziębłego ale w tej chwili coś jakby w nim pękło, gdy widział w takim stanie kobietę. W dużej mierze było to jego sprawką. Podszedł do niej i odgarnął jeden kosmyk włosów za jej ucho. Po raz kolejny się nie odsunęła. Przetarł więc wierzchem dłoni spływające łzy. Spojrzał jej w oczu i chociaż wiedział, że złamie zasady pragnął jej wszystko opowiedzieć.

- Dobra – rozpoczął. – Postaram Ci się to jakoś wyjaśnić, ale wiedz, że gdyby coś, to nic nigdy Ci nie mówiłem. – dziewczyna skinęła głową i czekała z zapartym tchem na dalszy rozwój sytuacji. – Opowiem Ci wszystko, ale najpierw musisz uwierzyć mi w jedną rzecz. – zdezorientowana nadal wpatrywała się w jego oczy. – Musisz chociaż troszeczkę mi zaufać i wiedzieć, że z mojej ręki nic Ci się nie stanie, dobra? – patrzyła na niego nie wiedząc co ma powiedzieć. – Zaufasz mi? – spytał a ona była strasznie zdumiona. Chociaż sama nie był niczego pewna, to coś w jej świadomości kazało się zgodzić i mu przytaknąć. Minęła już spora chwila, a on nadal oczekiwał odpowiedzi. Z wahaniem ale po raz drugi skinęła głową, dając znak, że mu wierzy. Na jego ustach pojawił się promienny uśmiech.


Hej ! No to troszkę się podziało. Przyznam się, że początkowo chciałam uśmiercić Elenę, bo za nią nie przepadam. Ale potem doszłam do wniosku, że jednak w moim opowiadaniu nie lawiruje między braćmi więc niech żyje dziewczyna! Wiem, wiem jestem straszna, ale już nic nie poradzę. Oczywiście nie obiecuję, że jeszcze tego nie zrobię, hahaha. Dobra nie zdradzam, dalszej akcji. W sumie, to mam napisany dopiero jeden rozdział więcej, więc zbyt dużo i tak bym nie ujawniła, chociaż pomysł w głowie jest! Na zakończenie mam wielką prośbę (znowu!). Jesteś - czytasz - skomentuj! Bardzo to podbudowuje! Tak czy inaczej i tak bardzo dziękuję, za wszystkie dotychczasowe komentarze, jesteście świetni. Pozdrawiam cieplutko. A na koniec taki mały bonus ode mnie. Mimo, że wolę mocniejsze brzmienie to ten zespół od niedawna uwielbiam. Polecam! 
The Baseballs - Umbrella

xxx

3 komentarze:

  1. Wow, tyle mogę powiedzieć! Spełnię Twoją prośbę i skomentuję, choć nie wychodzi mi to za bardzo, ale co mi tam. Klaus i Caroline - śniadanie, to było niesamowite, a raczej bardzo, ale to bardzo zabawne. Przyznam, że tekst z bielizną bardzo mnie rozbawił :D Boże, dlaczego ja nie mam takich pomysłów? Przyznaj, że kiedy Bóg rozdawał rozum i inteligencje, to ominął mnie specjalnie xd. Aaa, znowu zbaczam z tematu.Ok, a więc, przyznam, że Elenę lubiłam tylko w pierwszym i drugim sezonie, później miałam ochotę ją zabić. ( co udawało mi się tylko w snach ) Ale z tą pamięcią to mnie bardzo zaskoczyłaś, serio. Amnezja, pewnie spowodowana była jak ją walnęli, albo kiedy była pod wodą, nie? Jezu, mam ochotę zabić tego Nathaniela i Tylera, boże jak ja ich nie lubię! No i moja ulubiona, najwspanialsza Bonnie. Współczuję jej, jednak zamieniłabym się z nią miejscami, choćby dla Kola. Śniadanie, mmm, mniam <3 Ale bardzo mi się spodobało to na końcu, ta ich rozmowa. Ja na miejscu Bonnie także byłabym przerażona, w końcu, porwali ją, przetrzymują nie wiadomo gdzie, zostawiają z mężczyzną, którego nie zna i nic nie mówią. Mam nadzieję, że wszytko się wyjaśni, a Bon zaufa Kol'owi. Szczerze mówiąc, mam ochotę Cię przytulić i wycałować :* Mój Mikaelson po stronie dobra, czego więcej do szczęścia mi potrzeba?
    Pozdrawiam i życzę pomysłów, wspaniałej końcówki wakacji, oraz dużej weny, żebyś mi szybciej pisała i żebym nie nudziła się co wieczór <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzial super kocham klaroline a ta akcja z ta czerwona bielizna super;-) nie obrazilabym sie gdyby bylo wiecej klaroline

    OdpowiedzUsuń
  3. Oł, nie wiem, jak to się stało, że dopiero teraz przeczytałam :o Ale przynajmniej mogłam dłużej poczytać, bo aż dwa rozdziały! :D Niby nie dużo, ale zawsze coś :D
    Nie będę ukrywać, że zawsze czekam na sceny Klaroline i Kennett xD Jeeejuu, znowu można poznawać Klari od nowa, to jest takie świetne, że mordka mi się cieszy jak czytam ich cudowne momenty! :D A Kennett po prostu jest (?) cudowna. Nie wiem czemu, bo BonBon średnio lubię, ale co tam. :D
    Kurczaki, Nathaniel to takie piękne i przystojne imię, a nosi je ktoś tak głuuuupi. Mam nadzieję, że jak Stefcio i przyjaciele go odnajdą, to zabiją, a nie będą bawić się w więzienie. xD No nic, oby cierpiał. Tak samo Tyler, choć ten na razie mnie tak nie zdenerwował jak ta hybryda człowieka i kupy. Nie wiem czemu akurat kupy, no nieważne.
    I... ej... Elcia straciła przytomność? Hmm... HMMM! Niech wywiozą ją do lasu i niech się męczy. MVAHAHA. Nie no, dobra. Ech. Nic nie mowię. xD
    Nie wiem co jeszcze, więc powiem, że fajne rozdziały, tak. :D
    Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka, wiaterku i w ogóle wszystkiego dobrego, łii. <3

    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń