Siedział na fotelu i opróżniał już drugą butelkę whisky. Złość
jaka od niego emanowała rozciągała się w promieniu kilkunastu kilometrów. Jak
się dziwić? Przecież zawalił, poległ na całej linii. On – Tyler Lockwood
zaprzepaścił swoją szansę na zdobycie władzy. Zadanie jakie otrzymał nie było
trudne. Gdyby tylko w tamtym momencie oglądnął się i zaczekał aż samochód
Salvatorów przejedzie. Wszystko by się ułożyło. Gniew i upojenie alkoholowe
dawały o sobie znać. Złapał on butelkę w dłonie i z całej siły uderzył o ścianę
motelowego pokoiku. Nie mógł sobie przebaczyć, bo gdyby Nathaniel teraz go
gdzieś zobaczył, byłoby po nim. Złapał się za głowę, usiłując wymyślić
cokolwiek, co naprawi jego położenie. Tylko co? Nie chciał być, jak jego
dziadek. To on spowodował, że rodzinę bruneta usunięto z organizacji. W ich
żyłach od zawsze płynęła chęć uzyskania całkowitej kontroli. John Lockwood
popełnił błąd, który ich sporo kosztował. A mężczyzna nie chciał być taki jak
on. Chwiejnym krokiem podszedł do okna i patrzył przez nie na ruchliwą ulicę.
Miał tylko zabić Elene. Tylko? Czy tak naprawdę byłby w stanie zabić swoją
dawną przyjaciółkę. Potrząsnął głową, nie ona niebyła już dla niego kimś
bliskim, nigdy niebyła. Jest wrogiem, a ich trzeba się pozbywać. Tok myślenia
jaki przybrał chłopak był niepoprawny, wręcz chory. Znów przed jego oczami
pojawił się obraz byłej dziewczyny. Caroline Forbes. Na twarzy pojawił się
uśmiech. Wiedział co musi zrobić.
Tym razem blondynka obudziła się bardzo wcześnie. Zamknęła jeszcze
oczy na chwilę, bo być może sen znów by ją ogarnął. Niestety, tak się nie
stało. Usiadła więc na łóżku zastanawiając się co może zrobić. Klaus na pewno
jeszcze śpi. Wczorajszego dnia po ich krótkiej rozmowie zaszyła się w pokoju.
Ten przyszedł do niej i spytał, czy wszystko w porządku. Ale ona tak naprawdę
nie wiedziała, jak się czuję. Niby nic się jej tu nie dzieje, wydaje się, że
jest bezpieczna, no ale przecież nawet nie wie po co i dlaczego się tutaj
znajduje. Caroline podeszła do szafy, z której po chwili wyjęła szare dresy i
bluzę w tym samym kolorze. Założyła czarną bokserkę i trampki. Chciała iść
pobiegać, kochała to. Wybrane buty, nie należały do najodpowiedniejszych do
takiego sportu, ale nic innego tutaj nie miała. Spięła włosy w kucyk i po
cichutku wyszła z sypialni. Zeszła po schodach i zachowując spokój otworzyła
drzwi wyjściowe. Wyszła, a pogodę jaką zastała bardzo polubiła. Nie świeciło
słońce. Niebo było zachmurzone ale odpowiadało to dziewczynie. Nie zważając na
nic ruszyła prosto przed siebie.
Salvatore wchodził do kuchni, w której zauważył już siedzącego
brata. Bawił się urządzeniem namierzającym i mimo, ze wiedział iż go spostrzegł
to nie podniósł głowy. Nalał sobie herbaty do ogromnego kubka i usiadł
naprzeciwko.
- Co robisz? – zagadnął. Brunet wyglądał dużo lepiej od wczoraj.
Sen zregenerował siły.
- Próbuję namierzyć Bonnie. – nacisnął jakiś przycisk, który na
nowo uruchomił maszynę. – Ale nic nie mam. – teraz wreszcie popatrzył na
brata.
- Myślę, że powinniśmy pojechać tam gdzie znaleźliśmy Elenę. Być
może zastaniemy tam cokolwiek. Jakieś wskazówki. – pociągnął kolejny łyk napoju
wpatrując się w Damona. Domyślał się jakie pytanie zada.
- A co z nią? – ruchem głowy wskazał na drzwi, za którymi spała
szatynka. – Teraz nie możemy jej zostawić samej. – pewnym głosem powiedział.
- Wiem, ale Liz na pewno przyśle tutaj kogoś, kto z nią zostanie.
– powiedział.
- Wydaję Ci się dobrym pomysłem, że zostawimy ją z nieznaną osobą?
Ona nawet nie wie co do końca się wydarzyło. To nie jest dobry pomysł Stefan. –
odparł, kręcąc głową.
- To co innego zrobimy? Musimy odnaleźć Bonnie. To z nią nie mamy
kontaktu od dłuższego czasu. Ty jesteś mi potrzebny, nie możesz z nią zostać. –
powiedział niemal z wyrzutem. Damon miał tego świadomość, że przecież nie może się nią opiekować, mimo że tego chciał. Miał inną koncepcje, ale zdawał sobie
sprawę, że ona się nie spodoba się bratu.
- Nie mówię o sobie, ani o Tobie. Znam kogoś, kto nie ma o niczym
pojęcia a zna Elenę i myślę, że z chęcią z nią zostanie. – zamilkł na chwilę a
Stefan przeczuwał już co za chwilę usłyszy. – Rebekah. – Mężczyzna popatrzył
błędnym wzrokiem. Nie mógł pozwolić by w całą sytuacje wplątała się jego
dziewczyna. Zależało mu na niej, więc nie chciał jej narażać. Ale wiedział, ze
kiedyś będzie musiał powiedzieć jej prawdę o sobie.
- Nie – odpowiedział. – Nie chcę jej w to mieszać Damon. –
skomentował. Ale starszy Salvatore się nie poddawał.
- Stefan, posłuchaj. – rozpoczął – Nathaniel pewnie wie, że my
teraz strzeżemy jej jak oka w głowię. Elena ma amnezje, nic nie pamięta.
Rebekah będzie jej przypominać, opowiadać a mimo wszystko mamy pewność że nie
wygada się o organizacji, ponieważ nie ma o tym pojęcia.
- Nie – od razu znów zaprzeczył blondyn.
- Cholera Stefan! – wściekł się już brunet . – Masz zamiar zawsze
ją okłamywać? A co jeśli się sama dowie? Znienawidzi Cię. – Jego brat miał
świadomość, że Damon ma racje. Tak, czy inaczej będzie jej musiał o wszystkim
powiedzieć. Niechętnie ale zgodził się.
- Dobra. – zapadła chwila milczenia. – Ale jeśli się jej coś
stanie nie daruję sobie tego. – to mówiąc odłożył szklankę na blat stołu i
ruszył w kierunku wyjścia. Mężczyzna wiedział, że jest to trudne zadanie dla
brata. Traktował blondynkę poważnie. To było jedno z lepszych wyjść i muszą je
zastosować. Wcisnął jeszcze raz próbę namierzenia telefonu mulatki. Tak jak się
domyślał, odpowiedź była negatywna.
Patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Jej włosy były w strasznym stanie. Chciała w jakiś sposób
doprowadzić je do ładu po nocy. Gdy widziała się w tych dresach i podkoszulku
na ramiączkach, coś ją trafiało. Tak dawno nie miała okazji by porządnie o
siebie zadbać. Ubrać coś ładnego. W tym nie czuła się atrakcyjnie. Tylko
pytanie: Dla kogo chciała się tak czuć? Odpowiedź nasuwała się sama. Mulatka
pokręciła głową odrzucając te myśli od siebie i karcąc się za nie. Nie,
nie i nie! – pomyślała. Owszem, Kol był przystojny i pociągający, ale
nadal był jej porywaczem. To nie jest miejsce na miłości. Musi się stąd
wydostać. Bała się jedynie pojawienia Nathaniela. Jak na razie jeszcze jej nie
odwiedził, co bardzo ale to bardzo odpowiadało dziewczynie. Rozczesała i
rozpuściła swoje ciemne włosy. Skoro już wygląda jak wygląda, to niech chociaż
one pozwolą się jej czuć lepiej. Wyszła z toalety i podeszła do stołu, na
którym leżały przyniesione magazyny, książki i płyty. Kola od wczorajszej
rozmowy nie widziała. Zignorowała kolejne myśli o nim i postanowiła, że tym
razem przesłucha krążek Bon Jovi. Uwielbiała ich piosenki, więc natychmiast
załączyła go. Sama usiadła na łóżku i zaczęła przeglądać jakiś
magazyn, który w ogóle ją nie ciekawił.
Przetarł zaspane oczy i podniósł się do pozycji siedzącej. Pogoda za oknem nie była zachwycająca. W domku również było chłodno. Odchylił więc kołdrę, i wstał, dotykając bosymi stopami o zimną podłogę. Nieprzyjemne uczucie. Zignorował to i podszedł do szafy. Założył białą koszulkę a na nią bordową bluzę. Zimno owiało jego ciało. Podszedł do szafki na której znajdował się jego telefon komórkowy. Było wcześnie. Otworzył więc drzwi z myślą, że kobieta na pewno śpi. Przypomniał sobie ich małą wymianę zdań, wcześniejszego dnia. Caroline go intrygowała. Tak jakby poznała się na nim, o nic nie pytała. Nie była przestraszona, walczyła o swoje. Nigdy nie poznał jeszcze takiej kobiety, może dlatego, że rzadko kogokolwiek do siebie dopuszczał. Był zamknięty, a przy niej czuł się swobodnie. Mimo dystansu jakim obdarzał innych ludzi, tak naprawdę bał się zranienia. Podszedł do schodów i już miał zamiar zejść. Chciał zrobić śniadanie, może to poprawiłoby jego relacje z dziewczyną. Lubił ją. Lubił się z nią kłócić. Coś jednak zatrzymało go. Przypomniał sobie, jak był u niej po klucze gdy spała. Wyglądała wtedy tak niewinnie, tak beztrosko. Ogarnęła go chęć ponownego zobaczenia takiego widoku. Udał się więc pod jej pokój. Delikatnie złapał za klamkę od dużych drewnianych drzwi. Gdy się uchyliły wolnym i cichym krokiem znalazł się wewnątrz. Szafa była otworzona a łóżko niezasłane. Panował lekki chaos. O tym, że dziewczyna jest małą bałaganiarą przekonał się, gdy był po jej rzeczy w mieszkaniu w akademiku. Teraz jednak skupił się na tym, dlaczego nikogo tutaj nie zastał. Czy możliwe że już wstała i jest w kuchni? Zbiegł po schodach, niestety w jadalni również jej nie było. Podążył do salonu. Pustka. Poczuł jak adrenalina zaczyna wzrastać a z nią i strach.
- Caroline? - krzyknął. Nikt mu nie odpowiedział. W domu panowała denerwująca cisza. Być może była w łazience, nie słyszał nic gdy był u niej w pokoju ale mógł nie zauważyć. Jeszcze raz wszedł do jej pomieszczenia a następnie zapukał do drzwi łazienki. Były otwarte a wewnątrz nie znalazł jej. - Caroline ?- zawołał jeszcze raz. Nie możliwe by podczas jego snu została porwana, lub uciekła. Nie była na tyle głupia. Wie że jest w niebezpieczeństwie. W kilka sekund znalazł się w swoim pokoju i spodnie od pidżamy zamienił na czarne jeansy. - Caroline, gdzie jesteś? - próbował, ale żaden dźwięk mu nie odpowiadał. Wyszedł z domu. Chciał sprawdzić okolicę, może poszła się jedynie przewietrzyć. Może jest w ogrodzie? Nie myśląc o niczym innym ruszył w jego stronę. Bał się. Nie o to, że nie czuwał dostatecznie dobrze nad nią. Bał się o nią, o to że może się jej coś stać.
Nabrał powietrza do płuc a następnie bardzo wolno je wypuścił.
Zebrał się w sobie i zapukał do drzwi przed, którymi właśnie stał. Mijało kilka
sekund a nikt nie otwierał. Zapukał jeszcze raz. Usłyszał zbliżające się kroki
a następnie drzwi uchyliły się i w progu ujrzał swoją dziewczynę. Rebekah miała
na sobie jeansy i białą koszulę, która z tyłu była dłuższa, na nogach koturny a
w ręce torebkę. Włosy jej jak zawsze opadały na ramiona tworząc lekkie fale.
Uśmiechnęła się na jego widok i wpuściła do środka. Następnie podeszła i
pocałowała go. Chociaż Stefan przyszedł tutaj z misją i aby prosić ją o pomoc,
to oddał pocałunek. Pozwolił sobie na chwilę rozkoszy, na odpłynięcie. Nie był
on długi ale namiętny. Gdy już oderwała się od niego, na jego ustach również
pojawił się uśmiech. Niestety szara rzeczywistość dała o sobie znaki i blondyn
wiedział, że musi powiedzieć Bece o wszystkim. Albo jak na razie przynajmniej o
amnezji Eleny.
- Rebekah – rozpoczął, a uśmiech momentalnie zszedł mu z twarzy.
Wyczuła, ze coś jest nie tak ale nie przerwała mu, czekała w spokoju na to co
jej powie. – Stało się coś złego. – znów umilkł, widząc że dziewczyna wlepia w
niego nieco już przestraszony wzrok kontynuował. – Elena… Ona.- nie umiał jej
tego powiedzieć. Zdenerwowała się jeszcze bardziej.
- Co Elena? – zapytała trochę z wyrzutem, nie lubiła gdy ktoś nie
mówił prosto o co chodzi, to tylko wzbudzało napięcie.
- Elena miała wypadek. – odpowiedział, a dziewczyna zakryła ręką
usta. – Ale to nie wszystko.- te słowa uderzyły w nią jeszcze bardziej, miała
nadzieję, ze nie usłyszy zaraz najgorszego.
- Czy ona ..? – spytała ale on jej natychmiast przerwał.
- Nie, nie. Ona żyje – sprostował od razu a dziewczyna czuła jak
lekko opuszcza ją napięcie. – Żyje – powtórzył. – Tylko, ze straciła pamięć. –
Oczy jej się rozszerzyły i błędnym wzrokiem wpatrywała się w swojego chłopaka.
-Ale jak to? – nie mogła w to uwierzyć. – Żartujesz sobie tak? –
spytała z nadzieją, bo gdyby tak była to zamordowałaby Stefana w tym oto
miejscu.
- Niestety. – powiedział poważnie. –Elena ma amnezje i niewiadomo
kiedy odzyska wspomnienia. Czy w ogóle je odzyska. – Kobieta nie wiedziała jak
ma się odezwać. Owszem wiedziała, że dziewczyny wyjechały do swojego rodzinnego
miasta i trochę ją zastanawiało czemu się do niej nie odzywają. Mimo to
takich informacji nigdy nie chciała usłyszeć. Ciszę znów przerwał mężczyzna. –
Jesteś nam potrzebna, ktoś musi z nią zostać w domu. Ja i Damon jesteśmy
potrzebni..- plątał się – znaczy się musimy jechać na komisariat złożyć
zeznania. – Dziewczyna oparła się o blat stołu, musiała to wszystko przetrawić.
- Jaki wypadek? – zapytała.
- Samochodowy. Ona… - szybko myślał nad sensowną wymówką. – Ona
wjechała w drzewo. – skłamał.
- Jeju. Dlaczego ja o niczym nie wiedziałam, gdzie ona jest? –
ręce zaczęły się jej trząść.
- U mnie w mieszkaniu. – odparł.
- Jedźmy! – rzuciła szybko i podążyła w kierunku drzwi. – Muszę
się z nią zobaczyć. – Blondyn ruszył zaraz za nią. Wyszli, a ona szybko
przekręciła klucz w drzwiach.
Zmęczenie powili dawało jej o
sobie znać. Zwolniła, pot spływał po jej zaróżowionym policzku. Przyroda jaka
ją otaczała była przepiękna i mimo, że dziewczyna chciałaby tutaj przesiedzieć
jeszcze długi czas to zawróciła. Czuła się wspaniale. Bieg zawsze ją relaksował,
pozwalał oderwać się od problemów. Był dla niej jak oczyszczenie. Zastanawiała
się, czy Mikaelson już wstał. Miała cichą nadzieję, że tak nie jest. W oddali
mogła już zauważyć kontury domu. Teraz kiedy było widno, spokojnie mogła
stwierdzić, ze jest przepiękny. Musiała się, przed sobą przyznać, że o takim
czymś właśnie marzyła. Był oddalony od innych, przez co dziewczyna czuła
prywatność. W dodatku piękny ogródek. Kwiaty były jej miłością. Dokładnie tak
zawsze wyobrażała sobie swoją przyszłość. Krok za krokiem zbliżał ją do
budynku. Wtem zauważyła jak jakaś postać wybiega z domu. Najprawdopodobniej coś
krzyczy a następnie rusza aby obiec dom. Dokładnie wiedziała kim jest. Nie
cieszyła się z tego co widzi. Momentalnie jej nogi przyśpieszyły. Klaus nie spał
już. Oznaczało to jedno. Ma kłopoty.
W ogródku nikogo nie zastał,
obiegł dom ale tam również nic podejrzanego nie zauważył.
- CAROLINE?!- krzyczał ile miał
sił, odpowiadały mu jedynie śpiewy budzących się ptaków. Jeśli została porwana,
jest prawdopodobieństwo, że nie oddalili się za bardzo. Dosiadł swój motocykl i
w chwili, w której miał już go odpalać ujrzał blondynkę, biegnącą dróżką w jego
stronę. Czuł jak całe zdenerwowanie go opuszcza. On również zaczął iść w jej
stronę. Początkowo, nadal myślał że ktoś był i ją porwał a ona mu uciekła, lecz
kiedy przyjrzał się jej strojowi zrozumiał, że było to raczej zamierzone.
Zmniejszali odległość od siebie a na twarz blondyna wpływał gniew i złość.
Kiedy miał już pewność, że go usłyszy zawołał.
- Caroline! – zwolniła tempa, aby
nabrać powietrza. Był wkurzony. Ba! Był wściekły. – Gdzie ty do cholery byłaś?!
– wydarł się tak, że jedynym plusem było to, że nikt wokół nie mieszkał. Miała
już opuścić głowę i przeprosić, ale coś w środku jej na to nie pozwoliło. Zadarła
więc ją do góry i pewnym głosem, z takim samym zarzutem mu odpowiedziała.
- Byłam tylko pobiegać, o co ci
chodzi Klaus? – nie mógł uwierzyć, że to powiedziała. Podszedł jeszcze bliżej i
zacisnął dłonie w pięści.
- O co mi chodzi?! – sarkazm w
jego głosie był tak wyczuwalny, że chyba nie dałoby rady go nie zauważyć. –
Caroline, do diabła. – zaklął. – Miałaś nigdzie nie wychodzić. Jesteś w
niebezpieczeństwie. Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak wielkie ono jest. A ty
sobie po prostu idziesz pobiegać. – krzyczał wymachując przy tym rękami. Nie
mógł uwierzyć, że go nie posłuchała. – Posłuchaj. – rozpoczął ostro.
Ogarnęło ją poczucie winy, szybko je odsunęła na bok i przerwała mu.
- Nie Klaus. To ty mnie
posłuchaj. – zbliżała się do niego, teraz to jej oczy przepełniły się
wściekłością. – Nie masz prawa być na mnie zły. – wysyczała. – To ja siedzę
tutaj i nie mam pojęcia co się dzieje. Nie wiem co z moimi przyjaciółkami, z
mamą, ze Stefanem. Nic.
- Caroline – jego ton lekko
złagodniał, ona jednak nie zauważyła tego.
- Jeśli Ci się wydaje, że jestem
z tego zadowolona to się mylisz. Nie masz prawa mnie oceniać. – powiedziała a
następnie wyminęła mężczyznę i ruszyła w kierunku wejścia. Będąc na schodach
usłyszała ten głos z brytyjskim akcentem.
- Gdybym mógł, to bym Ci o
wszystkim powiedział. – zbliżał się do niej. Nie chciał jej odpuścić. On
nigdy nikomu nie odpuszczał i nie zmieni tego jakaś dziewczyna. – Niedługo się
tego dowiesz. Teraz jednak masz mnie słuchać i kiedy mówię, że nie wychodzisz
to nie wychodzisz zrozumiałaś? – był bardzo blisko niej. Patrzyli sobie w oczy,
i żadne z nich nie chciało oderwać wzroku. Wreszcie blondynka odwróciła się i
wbiegła po schodach do pokoju. Jak
ja go nienawidzę! –
pomyślała.
Brunet co chwilkę zerkał na
dziewczynę, która jadła teraz posiłek. Ona też mu się przyglądała, ale żadne z
nich nie rozpoczynało rozmowy. No bo o czym można mówić, kiedy jedna ze stron
nie pamięta kompletnie nic? Trochę jej opowiedzieli, chociaż dziewczyna i tak
nic nie przypominała sobie. W kuchni było słychać tylko tykanie zegara. Ta
cisza ją krępowała. Postanowiła to zakończyć.
- Damon. - jego imię w jej ustach
brzmiało tak lekko, zwrócił spojrzenie w jej stronę. - Kim ty w ogóle jesteś? -
może innych te słowa by śmieszyły, ale oni nie widzieli w tym nic zabawnego. To
było wręcz przerażające.
- Jestem bratem Stefana - zaczął.
- poznaliście się tutaj na studiach. Na ostatniej imprezie dołączyłem do was,
ponieważ jestem na delegacji. - musiał kłamać, ale nie mógł jej teraz
wszystkiego wyjawić. To by było dla niej za dużo. Pokiwała głową na znak, że
rozumie a jej oczy zaszły łzami. Zauważył to, przez co momentalnie ujął ją za
dłoń i spojrzał w oczy. Jej ciało przeszedł prąd, impuls. On też to poczuł.
Dopiero po kilku sekundach powiedział.
- Odzyskasz pamięć, obiecuję. -
szepnął, ale sam fakt, że to on je wypowiada sprawił że w nie uwierzyła. Skoro
i tak tu siedzą a ona nic nie pamięta, to zadanie pytanie jakie chodziło jej po
głowie, wydawało się dziewczynie nie najgorszym pomysłem. On odsunął się od
niej. Wciągnęła powietrze i w końcu się odezwała.
- Czy my... - czuła się jakby
teraz jeszcze zapomniała słów,widziała wpatrującego się w nią mężczyznę.
Zebrała się w sobie i dokończyła. - Czy między nami coś było? - głos lekko jej
zadrżał. Sens słów zdumiał nieco Damona. Nie spodziewał się, że ona tak
bezpośrednio o to zapyta. Uciekł od niej wzrokiem, ale po przemyśleniu
odpowiedzi znów na nią spojrzał. Chciał odpowiedzieć. W tym też momencie, drzwi
otworzyły się z hukiem a w pomieszczeniu pojawiła się para. Blondynka
natychmiast rzuciła się w stronę Gilbert mocno ją tuląc. Mimo, że nie miała ona
pojęcia kim jest to oddała uścisk. Skoro Stefan tu z nią przyszedł, znaczy że
się znają.
- Elena, jak się czujesz? -
zapytała, patrząc w oczy swojej koleżance ze studiów.
- Już jest w porządku. - powiedziała, po tych słowach nastąpiła znów cisza. Dziewczyna chwilę się
wahała, ale w końcu zadała nurtujące ją pytanie.
- Elena, czy ty mnie pamiętasz? -
z wyczekiwaniem wpatrywała się w szatynkę, ta przełknęła ślinę i pokręciła
przecząco głową.
- Nie. - odpowiedziała cicho. -
Niestety. - w oczach blondynki zaiskrzyły łzy. Nie czas teraz na to - pomyślała. Uśmiechnęła się do niej
smutno i odparła.
- W takim razie muszę Ci
przypomnieć. - mimo napiętej atmosfery Elena również się uśmiechnęła.
Mężczyźni, którzy byli w tym pomieszczeniu nic się nie odzywali. Być może
czekali, na moment w którym Gilbert wykrzyczy : "Tak, tak Rebekah,
pamiętam Cię". Tak się jednak nie stało. W końcu Stefan zabrał głos.
- My musimy iść. Mam nadzieję, ze
się dogadacie. - odpowiedział i ruchem głowy wskazał na brata. Ten też się
ruszył i podszedł do wieszaka na którym spoczywała jego czarna skórzana kurtka.
Ujął ją w dłoń i na koniec dodał.
- Nigdzie stąd nie wychodźcie.
Powinniśmy niedługo wrócić. - kończąc wyszedł, zamykając po sobie drzwi.
Dziewczyny zostały same w pomieszczeniu.
Po raz piąty tego dnia nacisnęła na magnetofonie przycisk, żeby wrócić do jednej z jej ulubionych piosenek. Always rozbrzmiewało teraz po pokoju. Znów usiadła na łóżku, odrzucając włosy w tył. Przeglądała kolejny nic nie warty magazyn. Mikaelsona nie było dziś cały dzień. Rozpoczynał się refren, nie myśląc dużo zaczęła śpiewać wraz z zespołem.
- And I will love you, baby – Always – W tym momencie drzwi otworzyły się i w pomieszczeniu pojawił się długo nieobecny Kol. Dziewczyna jednak nie zauważyła tego, ponieważ tak bardzo była pochłonięta muzyką. Uśmiechnął się i zaczął do niej podchodzić. Ona kontynuowała, nadal nieświadoma obecności mężczyzny. - And I'll be there forever and a day - Always .
- No ładnie, ładnie – dziewczyna wzdrygnęła się na dźwięk słów. Przestraszył ją, w dodatku nie wiedziała odkąd on tutaj był i ile słyszał. Zarumieniła się.
- Kol. – popatrzyła na niego, a on uśmiechał się od ucha do ucha.
- Nie mówiłaś, że masz taki ukryty talent. – powiedział a ona poczuła się głupio. Że też teraz musiał tutaj wejść. - pomyślała
- Nie śmiej się. – powiedziała ostro. On podszedł do niej i usiadł z nią na łóżku.
- Nie śmieje się. Mówię poważnie. – popatrzył w jej oczy. – Masz naprawdę ładny głos. A w dodatku dobry gust muzyczny. – na koniec zaśmiał się i dziewczyna do niego dołączyła.
- Uwielbiam ich! A tę piosenkę w szczególności, przypomina mi… - w ostatniej chwili ugryzła się w język. Nie będzie przecież zwierzać się jakiemuś mało znanemu mężczyźnie.
- Co ci przypomina? – zapytał a ona nie odzywała się, czekał w spokoju aż wreszcie mu odpowie.
- Nic szczególnego. – chciała uciąć temat. On jednak na to nie pozwolił.
- Skoro już zaczęłaś to kontynuuj. – uśmiechnął się, jak dla Bonnie w sposób uwodzicielski. Odrzuciła te myśli i doszła do wniosku, że trudno powie mu.
- Pewnie się będziesz śmiał. – rozpoczęła a on wyczekiwał dalszej części. – Przypomina mi bal maturalny i pewien taniec. – powiedziała trochę zagadkowo.
- Pewien taniec mówisz. – zastanawiał się nad jej słowami. – Zgaduję, że z pewną ważną osobą. – popatrzyła na niego nie wierząc jak szybko ją rozbroił. W sumie nie śmiał się. Wydawało jej się, ze będzie zanosił się od chichotu jak pomyśli jaką głupią była licealistką, że pamięta jakąś piosenkę z balu. Było inaczej. Skinęła głową, na znak że ma racje.
- Kim on był? – zapytał. Zawahała się na chwilę. Ale skoro powiedziała A to musi powiedzieć B.
- Sam. Był moim chłopakiem ale szybko się zaczęło i szybko skończyło. – odpowiedziała nie patrząc mu w oczy. – Poznał inną dziewczynę więc zakończyliśmy naszą znajomość. – dodała już zimniejszym tonem.
- Kochałaś go? – padło kolejne trudne pytania. Po co mu to wiedzieć? Chciała coś w tym stylu mu odpowiedzieć ale zrezygnowała.
- Nie wiem. – popatrzyła na Kola. – Chyba nie. Byłam w nim zadurzona ale nie zakochana. Nie było tego czegoś. – piosenka powoli dobiegała do końca. Nastała między nimi cisza. Przerwał ją szatyn.
- Pamiętasz jak mówiłem Ci, że mam wiele zalet? – zapytał, a ona popatrzyła na niego zdziwionym spojrzeniem. Podszedł do radia i na nowo puścił piosenkę.
- Taaak.. – przeciągnęła to słowo nie będąc do końca pewna co on ma na myśli.
- No więc widzisz. Jedną z nich jest to, że jestem bardzo dobrym tancerzem. – to mówiąc podszedł do dziewczyny i wyciągnął rękę w geście zaproszenia. Pokręciła głową śmiejąc się.
- Żartujesz, tak ? – zapytała z uśmiechem.
- Tym razem nie. – odpowiedział jej. Mimo obaw jakie miała, to wstała i podeszła do mężczyzny.
- Na balu wyglądałam trochę lepiej. – zaśmiała się. – Chociaż kto wie. Być może następnym razem włożę dresy. – on również się zaśmiał.
- Wyglądasz pięknie. – powiedział jej. Poruszali się nieśmiało w rytm muzyki. Okręcił ją kilka razy. Słyszała to co powiedział, ale zignorowała to, gdyż była pewna że powiedział to w formie żartu.
- Tak. Te dresy są takie stylowe. – na te słowa obydwoje się zaśmiali. Znów wykonała obrót pod jego ręką, a zaraz po nim Kol przyciągnął ją bliżej do siebie. Patrzyli sobie w oczy nie odzywając się. Wreszcie Mikaelson powiedział, zbliżając twarz do jej ucha. Zabrzmiało to trochę jak szept, który wywołał ciarki na skórze mulatki.
- Wyglądasz pięknie.
Możecie mnie posiekać za scenę Klaroline ale ja właśnie takich ich kocham! Rozdział jak rozdział. Skoro prawie zawsze spoileruje to powiem, że w przyszłym fani Kennett mnie zabiją. A to dlatego, że nie będzie na ich temat ani słowa. Wiem, przepraszam ale w dziewiątce wam to jakoś zrekompensuje, obiecuję! Od razu mówię, nie wiem czy Was to ucieszy, czy nie ale w 10 rozdziałach się nie wyrobię! Ale skończę je już nie długi i będę częściej dodawać. Mam już w sumie pomysł na takie miniopowiadanie 3-rozdziałowe ale nic nie zdradzam a oneshot'ów w głowie mam co najmniej 3! Teraz tylko przelać je na "papier". A no i pary jaki mi się tam zarysowują, mogą Was lekko zadziwić. No ale jak na razie jeszcze tego nie skończyłam. No więc do napisania!
Guns N' Roses - Sweet Child O' Mine
xxx
Ja tam Cię kocham za scenę Klaroline. Oni są świetni w sumie w każdej postacie, jednak kiedy jest zbyt słodziutko... hm... to tak jakby nie ma Klaroline, no nie? :D W końcu Care zadziorna, ostra, a Klaus bezlitosny, z niemalże morderczym wzrokiem. UGH. No nic, kocham tę scenę, jak nie wiem co hahah. :D Caroline jak zawsze musiała postawić na swoim, twarda z niej babka. :D
OdpowiedzUsuńKennett - jeeeny, idę zdechnąć *O* Po prostu cud miód i malinki. <3 Rozpłynęłam się, na poważnie. Aż łzy wzruszenia pojawiły się w mych oczach. Przeszłość i przyszłość. Nie powiem. Zawsze wzruszały mnie takiego typu scenki. Coś ktoś kiedyś tam i teraz powtórka z rozrywki! Może dlatego, że jestem zbyt sentymentalna, no nic. Tak czy srak, pięknie, pięknie i jeszcze raz cudownie. Zakochałam się i kij. Wiem, za bardzo się tym jaram. xD
I kolejni. EJ. Kobieto, co ty ze mną zrobiłaś, że polubiłam ship, w którym jest Elena? Po prostu Delena rozwaliła mnie. Tak, w ogóle rozwala mnie w tym opowiadaniu. Już Ci to mówiłam, wiem, ale muszę to powtarzać, żeby samemu uwierzyć. xD
Ale chyba Stebekah wolę bardziej. Nie wiem. Ich króciutki moment zawładnął mym sercem i sprawił, że krzyczałam "więcej" (och, crap, skojarzenia :o). Nie, żeby coś, ale uwielbiam każdą parę (albo nie-parę) na Twoim blogu. Coś niesamowitego, jak Ty to robisz? :o
Tyler niech się wypcha. Albo niech Klaus to zrobi. Będzie fajnie. :D
Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka, przygód i innych. <3
PS. Fajnie, że będzie więcej niż 10 rozdziałów. :D No i fajnie, że masz w głowie więcej pomysłów. <3
we-have-immortality-tvd.blogspot.com
Komentuje pierwszy raz, ale co mi tam. Więcej Klaroline! Lubię Bonnie i Kola, no ale moje OTP to jednak Nik i Care :3
OdpowiedzUsuńJeszcze jakby rozdziały były dłuższe to by było miodzio :3
Taniec, muzyka... Kocham, po prostu (ale przecież nie powiem tego mojej pani). Nie ukrywam ja też bym się zarumieniła, jakby nagle ktoś wszedł do mi pokoju, kiedy ja śpiewam. Boże spaliłabym się ze wstydu. Kol, muszę Ci przyznać masz wyczucie czasu :D Klaus, mówię to z trudem, ale... Weź się wypchaj! Wiem, wiem, przecież ona jest w niebezpieczeństwie i te pe, ale Boże, co ona w takim razie ma robić? Trzymanie pod kluczem jak jakiś więzień, ja bym się już powiesiła. Wiem, pesymistką jestem, ale takie życie, nie ma wina. Delena, uważam, że w piątym sezonie i czwartym była przesłodzona, ale w Twoim opowiadaniu jest boska! Kocham Elenę i Damona z pierwszych sezonów, a w Twoich jeszcze bardziej. Bekah i Elka? W serialu nie widzę ich przyjaźni, jednak tu jest na miejscu. Co z tym listem od Liz? Czekam i czekam, mam nadzieję, że w końcu się doczekam. Bon Jovi, moja mama lubi ich piosenki, ja nie podzielam jej zdania. Ja ich KOCHAM! <3 Ech, co ja mam tu pisać? Wszystko wspaniałe, nie to co u mnie, bo ja mam fatalne rozdziały, ale ok. Ale dlaczego, w przyszłym rozdziale nie będzie Kennett? Dobra, przeżyje. Wiesz, masz jakąś magiczną siłę, bo natchnęłaś mnie i aż chce mi się pisać. Mam jednak pecha, bo u mnie remont trwa i cud, jeśli się do komputera dostanę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, weny życzę i dużo dużo pomysłów i dodam, żebyś na żyła na wieki, wieków.Amen.
Julia :* <3
Rozdzal fajny, czekam na wiecej KLAROLINE. Zycze duzo weny:-)
OdpowiedzUsuń