środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział IX

Pociągnęła kolejny łyk wina z kieliszka. Mężczyzna zrobił to samo. Skoro będą rozmawiać o uczuciach, to pasuje by była nieco odważniejsza.
- Chciałbym wrócić do tego tematu, który zaczęliśmy dziś rano. - powiedział i na twarzy dziewczyna od razu pojawił się rumieniec.
- Damon, ja przepraszam za to pytanie. - odparła od razu. Być może nie było najlepszym pomysłem zadanie go mężczyźnie. Może tylko sobie coś wyobrażała a tak naprawdę niczego takiego nie było.
- Elena, nie masz za co przepraszać. - brunet wpatrywał się w jej oczy. - Myślę, że powinniśmy sobie wyjaśnić niektóre rzeczy. - Jej ciało ogarnął strach, przed tym co za chwilkę usłyszy.
- Dobrze- wyszeptała i podniosła kieliszek do ust, by znów poczuć smak alkoholu. Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech.
Znów miał zacząć mówić, kiedy przerwał mu dźwięk pukania do drzwi. Chwilę potem pojawił się w nich Matt. Dziewczyna oczywiście nie miała pojęcia kim on jest.
- Matt? - zadał trochę idiotyczne pytanie Salvatore. - Co ty tutaj robisz? - w jego głosie zabrzmiał lekki wyrzut. W końcu po raz kolejny coś im przeszkadza.
- Mieszkam - odpowiedział mu z uśmiechem. - Ale widzę, że nie tylko ja. Cześć Elena. -powiedział po czym dodał. - Wiedziałem, że Stefan stroi sobie ze mnie żarty. - roześmiał się, ale po chwili skończył, gdyż miny jego towarzyszy nie wyrażały rozbawienia. Kontynuował więc. - Stefan powiedział mi, że Elena straciła pamięć, ale jak widzę to bardzo dobrze się tutaj bawicie. - uśmiechnął się do dziewczyny a ona poczuła się dziwnie. Czyżby ktoś zauważył jej stosunek do Damona?
- Matt - zaczął brunet. - Obawiam się, że Stefan sobie nie żartował. - blondyn w jednej chwili jakby znieruchomiał.
- Co? - zapytał  a raczej wykrzyczał.
- Elena miała wypadek, ma amnezje. - dodał. W tym momencie zwrócił się do dziewczyny. - Eleno to jest twój kolega Matt. - ona wreszcie jakby wybudziła się z jakiegoś snu, tylko się do niego leciutko uśmiechnęła. Nastała cisza.

Nadszedł wieczór. Mikaelson lawirował wciąż między kuchnią, salonem a swoim pokojem. Od momentu, gdy zostawił białą kopertę na skraju biurka, nie widział dziewczyny. Czyżby wstydził się do niej iść? Bał się? Nie! Niemożliwe, on niczego się nie boi. Owszem jeśli chodzi o zadania, misje, akcje to nie wie co to strach. Ale jeśli w grę wchodzą uczucia? Niewiele myśląc i chcąc sobie samemu udowodnić, że się myli i jest na tyle odważny by spotkać się z blondynką, podszedł znów pod drzwi prowadzące do jej pokoju i cicho zapukał. Usłyszał jakby krzesło się przewracało, a zaraz po tym gorączkowy śmiech. Natychmiast otworzył drzwi, ale to co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Caroline leżała na podłodze, obok niej tak jak myślał  było krzesło, które zapewne chwilę wcześniej upadło i 3 butelki whisky. Dwie były już opróżnione a trzecia jeszcze stała prosto, co mogło wskazywać, że jest ciągle w trakcie konsumpcji. Popatrzył na śmiejącą się dziewczynę, ta chwilę się w niego wpatrywała.
- Caroline co ty.. - nie dokończył, bo ta znów wybuchła śmiechem.
- Oh Klaus. - to mówiąc wstała i chciała podejść w stronę mężczyzny, aczkolwiek przyszło jej to z wielkim trudem, gdyż mocno się chwiała na nogach. - Bawię się. - powiedziała gdy była już blisko. Za blisko. Następnie odsunęła się i dodała. - Może się przyłączysz? - zapytała. Miało to wydźwięk jakby chciała go uwieść. Dopiero teraz dotarło do niego, po co dziewczyna wychodziła ze swojego pokoju. Była w salonie, by wziąć z jego barku spory zapas alkoholu.
- Caroline - znów się do niej zwrócił. - Myślę, że powinnaś już skończyć zabawę. - na to ona udała smutną minę.
- Nie, nie, nie! - odparła. Chwyciła mocnym ruchem butelkę i pociągnęła z niej kolejny łyk alkoholu. - Naprawdę świetna zabawa. Napijesz się? - wyciągnęła teraz whisky w jego stronę.
- Nie dziękuję. - odpowiedział, lekko zdumiony całą zaistniałą sytuacją.
- Ah, no tak. Jesteś w pracy. Musisz mnie chronić, bla bla bla.... Już to słyszałam. - próbowała go zironizować.- Ja się za to chętnie napiję. -  Zaczęła podchodzić bliżej, niestety po raz kolejny nie potrafiła utrzymać równowagi. Gdyby nie mężczyzna obok, już dawno leżałaby na podłodze.
- Myślę, że ty również masz już dość. - trzymał dziewczynę w rękach, bardzo blisko siebie. Czuł teraz zapach alkoholu zmieszany z jej perfumami.
- Silny jesteś. - na nowo próbowała zacząć flirt i wpatrywała się w jego oczy, następnie dotknęła mięśni na rękach w bardzo delikatny sposób. Mikaelsona ten dotyk parzył, powodował w nim takie emocje jakich nigdy w życiu jeszcze nie doświadczył.
- Caroline, powinnaś się położyć. - powiedział ale na jej twarzy znów namalował się uśmiech.
- Twój akcent jest seksowny. Jesteś Anglikiem? - zapytała, nie zwracając w ogóle uwagi na poprzednie zdanie. Alkohol spowodował, że mówiła wszystko co myślała.
- Tak, wychowywałem się przej jakiś czas w Londynie. - podszedł z dziewczyną do łóżka i spróbował sprawić by usiadła, ta jednak nie odrywała od niego wzroku.
- Ok. - odparła i nastąpiła chwilka ciszy niestety Forbes na nowo ją przerwała, zadając kolejne pytanie. - Masz dziewczynę? - trochę to zdziwiło mężczyznę, teraz i on się uśmiechnął. Caroline była taka pijana i tak bardzo nie wiedziała co robi, mimo to postanowił z nią porozmawiać.
- Nie mam.
- Serio? - zapytała, rozszerzając oczy. - Nie kłam. Ktoś taki musi mieć dziewczynę. Tacy mężczyźni nigdy nie są wolni. - mówiła i chociaż od czasu do czasu zaplątał jej się język to Klaus i tak wszystko zrozumiał.
- Tacy mężczyźni, to znaczy jacy? - może nie było to do końca w porządku ale postanowił wykorzystać upojenie dziewczyny i drążyć temat.
- Tacy jak ty. - prawie krzyknęła. - No wiesz silni, seksowni, atrakcyjni i przystojni. W dodatku tajemniczy. Tacy kolesie zawsze mają dziewczyny, przecież na nich wszystkie lecą. - trochę dziwił się, w jaki prosty sposób przychodziło jej teraz mówienie takich rzeczy.
- No to widzisz, jestem wyjątkiem. - uśmiechnął się. Siedzieli niebezpiecznie blisko siebie, mogli czuć ciepło bijące od swoich ciał. Dziewczyna znów chciała sięgnąć po butelkę, ale tym razem blondyn jej na to nie pozwolił. - To już będzie koniec. Nie powinnaś więcej pić dzisiaj. - powiedział.
- Dlaczego? Nie jestem jeszcze bardzo pijana - wykrzyczała ale kiedy chciała wstać, na nowo usunęła się na łóżko.
- Myślę, że mimo to powinnaś dziś skończyć.
- A ja myślę, że powinnam opić to o czym dziś się dowiedziałam. - skomentowała i odwróciła głowę od chłopaka.
- Caroline - zaczął ale kobieta natychmiast mu przerwała.
- Byłam oszukiwana przez 20 lat swojego życia, rozumiesz? W dodatku straciłam przyjaciółki. Jedna mnie nie pamięta a druga nie wiem czy żyję. Jest fantastycznie. - z sarkazmem krzyczała w stronę blondyna.
- Bonnie żyje. - nie wiedząc czemu, ale te słowa jakby same wydarły mu się z ust.
- Skąd wiesz? - spytała, patrząc z nadzieją mu w oczy.
- Po prostu wiem. - odparł.- Caroline, upijanie się nie jest najlepszym pomysłem. Wiem, że dziś spadło na Ciebie bardzo dużo ale proszę połóż się spać i odetchnij.  - patrzyła jeszcze chwilę na niego, po czym zaczęła ściągać bluzkę. Została w samym staniku. - Co ty robisz? - zapytał bardzo zdezorientowany.
- Idę spać. - odsyknęła i zabrała się za rozporek przy spodniach.
- W takim razie już pójdę. - zająkał się, ale pozbierał puste butelki i już chciał wyjść, gdy dziewczyna znów zbliżyła się do niego.
-  Zostań. - powiedziała uwodzicielskim głosem blisko jego ucha. Jej prawie nagie ciało dotykało jego torsu. Poczuł ogromne pożądanie, ale nie może teraz temu się poddać.
- Caroline, jesteś pijana. To nie jest dobry pomysł. - wkurzyły ją te słowa.
- Jasne. Powiedz że nie jesteś zainteresowany i że Ci się nie podobam a nie. - usiadła na łóżku aby znów założyć koszulkę.
- Wcale nie. - powiedział a po tym jakby dla usprawiedliwienia dodał. - Nie o to chodzi. Po prostu za dużo wypiłaś i możesz chcieć zrobić rzeczy, których jutro będziesz żałować. - nie myśląc dłużej wyszedł z jej pokoju i zamknął za sobą drzwi. Gdyby został tam jeszcze chwilę mógłby nie wytrzymać. Cholera! - zaklął.

Obudziła się kolejnego dnia. Pierwsze co zawsze robiła po śnie, to rozglądała się, by sprawdzić czy jest tutaj ktoś prócz niej. Mimo, że za każdym razem próbowała wykorzenić to uczucie, to zawsze budząc się oczekiwała, że zobaczy Kola. Gdy kładła się spać, on wychodził i zostawała sama. Nigdy się z nią nie żegnał. Wychodził z reguły gdy brała prysznic. Ostatnio zbyt często o nim myślała. Najgorsze było to, że podobało się jej przesiadywanie z nim tutaj, gdzie przecież była porwana. Nie może o tym zapomnieć. Ale on był taki inny. Przez niego czuła się dobrze, wyjątkowo. Przetarła zaspane oczy ręką. Musi zaraz iść do łazienki by w jakiś sposób się doprowadzić do ładu. Tym razem przypomniała sobie o tańcu z nim. Zaskoczył wtedy ją. Myślała, że będzie się z niej śmiał. A ten poprosił ją do tańca. To była cudowna chwila. Jego zapach, oddech, jego dotyk. To wszystko powodowało, że czuła się jak w bajce. Weszła do łazienki. Strugi wody oblewały jej ciało. Wzięła żel, którego tutaj używała i namydliła się. Następnie zaczęła masować głowę, by pojawiła się na jej włosach piana. Nie brała długiego prysznica, dlatego po kilku minutach spłukała wodą białe ślady na swoim ciemnym ciele. Wytarła się w ręcznik a drugi zawiązała na głowie, w postaci turbanu. Gdy podeszła do lusterka, usłyszała głośne pukanie do drzwi. Przestraszyła się.
- Bonnie. Bonnie wychodź! - krzyczał Mikaelson.
- Kol? - spytała. - Co się stało? - mówiła i nakładała na siebie bardzo szybko bieliznę.
- Nathaniel tu jedzie. Wysłał mi SMS'a. - powiedział a w jego głosie słychać było strach.
- Co?!- krzyknęła. Ubrała szybko koszulkę i dresy, zrzuciła ręcznik z głowy i wyszła. W oczach pojawiły się łzy a w duszy strach, ten sam jaki towarzyszył jej gdy ją tutaj porwano. Wyszła z łazienki i popatrzyła na mężczyznę stojącego przed nią. On nie był zadowolony a przecież stał po jego stronie. Nie wiedząc czemu ale podbiegła do niego i wtuliła się. Mocno ją do siebie przyciągnął, następnie zaczął gładzić po włosach.
- Boję się. - szepnęła.
- Nie martw się. Poradzimy sobie.- powiedział to a ona nie miała już wątpliwości, że tak naprawdę on nie działa w zgodzie z Westem. Odsunął się od niej. Wyjął z kieszeni telefon, mulatka ze zdziwieniem patrzyła na to co zrobi. - W koło jest mnóstwo jego ludzi, nie uda nam się uciec. Muszę ściągnąć inną pomoc. - to mówiąc wykręcił numer i przyłożył telefon do ucha, czekał aż osoba po drugiej stronie przyjmie połączenie.

Brunet oglądał z oddali całą posesje. Teraz tylko musiał znaleźć jakiś sposób by podrzucić Caroline wiadomość. Wtedy cały ich plan wypali. Musiał przyznać, że Lockwood wpadł na bardzo dobry pomysł. Nic dziwnego, w końcu musi jakoś wynagrodzić swoją porażkę Nathanielowi. Tak czy inaczej wie, że West nawet gdy to się im uda, nie będzie poważnie traktował Tylera. Jest dla niego zabawką, pionkiem którym steruję i dzięki niemu wygrywa grę. Za to on to co innego. Trzymali się od zawsze razem. Daleko ale blisko. Ich znajomość i przyjaźń była trwalsza niż innym mogło by się to wydawać a już niedługo osiągną to czego chcą.

Robił sobie śniadanie a na jego twarzy malował się uśmiech. Wczorajsze wieczorne zdarzenia go powodowały. Gdy przypomniał sobie tylko pijaną blondynkę i słowa jakie wypowiadała. Zastanawiał się tylko nad jednym, czy będzie to teraz pamiętała i czy się do tego przyzna. W końcu poznał Caroline jako odważną, pewną siebie i dumną. Zaparzył herbatę i posłodził ją. Wszystko starannie ułożył na tacy. Domyślał się, że kobieta męczy się teraz w łóżku z kacem. Położył więc, obok śniadania i wodę mineralną. Obejrzał się czy zabrał ze sobą wszystko i wyszedł z kuchni, tym razem na nikogo nie wpadł. Wspomnienie tego zdarzenia na nowo go rozweseliło.
Usiadła na łóżku a promienie, które wpadały do jej pokoju niemal ją parzyły. Głowa bolała niemiłosiernie a gardło wydawało się takie suche. Chciała zejść i coś zjeść a przede wszystkim się czegoś napić, tyle że usłyszała jak jej współtowarzysz schodzi po schodach. Nie mogła się z nim teraz zobaczyć, mimo że poprzedniej nocy mocno się upiła to pamiętała wszystko. Policzki robiły jej się różowe a wstyd oblewał ją całą, gdy pomyślała jakie głupoty opowiadała. Głupoty? Każdy wie, że gdy człowiekowi język się rozwija i jest pod wpływem alkoholu to z reguły mówi prawdę, do której nigdy w innych okolicznościach by się  nie przyznał. Tak czy inaczej nie może się wygadać, że wie co wczoraj zrobiła. Jeśli nadal zostanie przy opcji, że nic nie pamięta,  być może Klaus odpuści i nie będzie drążył tematu jak i się z niej naśmiewał. W spokoju czekała aż zamknie się on w swoim pokoju. Usłyszała kroki na schodach. Czyżby los tak bardzo jej sprzyjał? Ale chwila. One nie cichły, one nabierały w siłę. On zbliżał się do niej. Klamka poruszyła się, drzwi się otworzyły i w progu stanął blondyn niosący tace z jedzeniem. Ten widok spodobał się dziewczynie, ale po tym co stało się poprzedniej nocy wolała go nie widzieć.
- Widzę że wstałaś. - odezwał się w miarę normalnym głosem. Próbował ukryć uśmiech w momencie gdy zobaczył strach w oczach dziewczyny. Domyślał się, że będzie się tego wstydzić. - Zrobiłem śniadanie, w dodatku przyniosłem wodę, pomyślałem że może Ci się przydać. - teraz już go nie ukrywał, rzucił butelkę w stronę dziewczyny a ta sprawnie ją złapała.
- Dzięki - odparła, po czym odkręciła zakrętkę i pociągnęła łyk wody mineralnej. Miała skrytą nadzieję, że po tej krótkiej rozmowie mężczyzna opuści jej pokój a ona będzie mogła w spokoju przeżywać chwilę wstydu. Tak się jednak nie stało, usiadł on na krześle obok.
- Zrobiłem tosty i jajecznice. - powiedział. - Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało. - uśmiechnął się po tych słowach. Dziewczyna podeszła do stołu, by  przyglądnąć się temu co on przygotował. Na widok posiłku uśmiechnęła się.
- Dzięki - znów powiedziała to jedno słowo. - Śniadanie angielskie, jak na prawdziwego Anglika przystało. - chciała mu dopiec tymi słowami, ale dopiero po wymówieniu ich zorientowała się co powiedziała. On gdy to usłyszał znów się uśmiechnął.
- Czyli pomimo alkoholu pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę. - jego ton wyrażał lekką wyższość, ona natychmiast oblała się rumieńcem. Wstał i już chciał wyjść, gdy zauważył że blondynka się nie odzywa. Ona nadal stała przy stole patrząc na jedzenie. Podszedł do niej i niemal wyszeptał jej do ucha.
- Wczoraj odmówiłem Ci tylko dlatego, że byłaś pijana. - szepnął. Następnie wyszedł za drzwi zostawiając dziewczynę w zastygnięciu. Próbowała wolno przetrawić to co jej właśnie powiedział. Czy to miało znaczyć, że się mu podobała? Wzbudzał w niej takie dziwne odczucia. Ale wczoraj gdy stali tak blisko, gdy przyglądała się jego urodzie coś ją ciągnęło w stronę tego nieznajomego mężczyzny.Koniec. Koniec myślenia na jego temat. Teraz ma ważniejsze problemy niż faceci. Musi dowiedzieć się czegoś jeszcze o swoich przyjaciółkach.
Wyszedł od niej i sam nie mógł uwierzyć w to co zrobił. Podobało mu się, że nie zaprzeczała swoich wczorajszych słów. Tylko, że on powiedział pierwszy raz coś co nie pasowało do niego. Pierwszy raz w swoim życiu pokierował się sercem i uczuciami a nie rozumem i myśleniem. Wszystko w głowie mu się plątało. Już nie wiedział jak ma na to patrzeć. Z jednej strony ta dziewczyna tak bardzo go irytowała zachowaniem, ale z drugiej mu to pochlebiało. Czuł, że coś się dzieje. Nie była nudna, jak kobiety które dotychczas spotykał. Była wyjątkowa, oryginalna. Usiadł teraz u siebie w pokoju, próbując skupić się na tym wszystkim. Nagły dźwięk dzwonka telefonu niemal go przestraszył. Odebrał od razu, by dowiedzieć się jakie informacje ma jego brat dla niego.
- Kol. - powiedział miłym tonem, jakiego nigdy nie używał. Kolejna rzecz jaką  zmieniła w nim ta dziewczyna.
- Klaus, już czas. - odezwał się zdenerwowanym głosem młodszy Mikaelson. - Nathaniel chce teraz zająć się Bonnie. Musicie tutaj przyjechać. Teraz jest czas by to wszystko zakończyć.
- Kol, gdzie jesteście? - wrócił w nim stary, zimny Klaus.
- Brandon Street 56896. Przyjeżdżajcie szybko.
- Jasne bracie. - odpowiedział i się rozłączył teraz nie miał czasu na nic innego. Rozpoczyna akcje.

Siedzieli w kuchni znów we trójkę. Matt miał dziś zmianę ranną więc, wyszedł z mieszkania. Oni popijali kawę rozmawiając na błahe tematy. Przy Elenie bracia nie mogli się wygadać. Oczywiście, gdy dziewczyny wrócą już do siebie albo gdy ona odzyska pamięć, to o wszystkim będzie wiedzieć. Ale teraz póki trwa ta akcja, lepiej jest jak nic nie wie. W pewnej chwili Damon poczuł wibracje a następnie odebrał telefon.
- Tak? -spytał z lekkim strachem, gdyż nie miał pojęcia po co dzwoni do niego Mikaelson.
- Damon zaczynamy akcje. Brandon Street za 30 minut. Tam jest Bennett, musimy ją odbić, zanim Nathaniel zrobi coś złego.
- Skąd wiesz? - odezwał się, wstając z miejsca.
- Czy to teraz ważne? - zapytał swoim ostrym tonem. - Bądźcie jak najszybciej. - tymi słowami zakończył rozmowę. Damon dopiero teraz zauważył wpatrzony w siebie wzrok Eleny i Stefana. Jego brat najprawdopodobniej przeczuwał o co chodzi, ale szatynka nie miała pojęcia.
- Stefan musimy się zbierać. Dzwonił mój szef i mówił że jestem mu natychmiast potrzebny i ty również. - ogólnie opowiedział o co chodzi, by brat mógł się zorientować w sprawie a nie wzbudzić strachu w dziewczynie. - Musimy natychmiast jechać. - dodał. Stefan podniósł się z krzesła i poszedł po swoją kurtkę. Dziewczyna nadal siedziała na swoim miejscu, nie za bardzo wiedząc co ma teraz robić. Zostawią ją samą? Od czasu utraty pamięci nie była jeszcze ani razu sama. Zawsze ktoś się nią zajmował. Z reguły byli to bracia Salvatore.
- A co ze mną? - odezwała się w końcu, bo zauważyła, że zbliżają się do drzwi wyjściowych.
- Rebekah będzie za 5 minut. Nigdzie nie wychodź, tylko tutaj na nią poczekaj. Nam nie powinno to długo zająć. - dodał i otworzył drzwi. Brunet z niepokojem spojrzał jeszcze na dziewczynę.
- Poradzisz sobie? - spytał bardzo ciepło.
- Jasne, skoro się tak bardzo śpieszycie to jedźcie już. - odparła i uśmiechnęła się w jego stronę. On również to zrobił i zaraz za blondynem wyszedł z pokoju. Została sama, mogła wreszcie sobie pomyśleć, odetchnąć.
Mężczyźni niemal zbiegli po schodach w stronę auta. Otworzyli drzwi i szybko wsiedli na miejsca.
- Gdzie jedziemy? - spytał w końcu Stefan.
- Brandon Street. Dzwonił Klaus, najprawdopodobniej tam jest Bonnie. - odpowiedział.
- A więc jedźmy. - powiedział i patrzył na rozciągającą się drogę przed nimi. Adrenalina wzrosła, zaczynali działać.

Kol i Bonnie siedzieli w nerwach w pokoju. Żadne z nich nie odzywało się. Dziewczyna nie miała pojęcia co się zaraz stanie. Bała się, okropnie się bała. Usłyszała kroki, po chwili klucz w zamku się przekręcił. To był jej koniec. Czuła to i mocno się tego obawiała. W progu pojawił się Nathaniel. Kol wstał i podszedł do niego. Podali sobie ręce. Nie chciała w to wierzyć, nie mogła. Dlaczego on to robi?! - myślała. Nie mógł jej zdradzić, przecież zaufała mu. Poczuła coś a w tym momencie jakby to prysło, uleciało i na nowo stali przed nią dwaj mężczyźni pragnący się jej pozbyć.
- Witaj Bonnie. - odezwał się swoim nieprzyjemnym głosem brunet. Pamiętała go i tak jak za pierwszym razem wywołał u niej ciarki. Mimo, że nie potrafiła teraz spojrzeć w oczy Mikaelsonowi, to wiedziała, że nie może się ujawnić z tym, ze o wszystkim wie. - Nie znudziło Ci się siedzenie w tym pokoju? - spytał. Ona nie odezwała się. Tak było bezpieczniej, jeśli nic nie będzie mówić, być może ten mężczyzna ją oszczędzi. Taką miała nadzieję. - Nic nie mówisz, więc uznam to za pozytywną odpowiedź. - na jego twarzy pojawił się sztuczny uśmiech. - Widzisz, skoro się chcesz stąd wydostać to wystarczy, że podpiszesz tylko jeden mały dokument. On dla Ciebie nic nie znaczy, w przeciwieństwie do mnie. Dla mnie jest bardzo ważny. - otworzył teczkę i wyjął z niej biały arkusz papieru zapisany czarnymi literkami. Położył go przed Bonnie, czekając aż ta zrobi to o czym jej przed chwilą powiedział. Ona popatrzyła swymi ciemnymi oczami w oczy Kola. Wyrażały totalną powagę, jakby nic go nie obchodziło. To nie był ten człowiek, którego tutaj poznała.
- Co to jest? - zapytała hardo.
- Jak już mówiłem, ważne dla mnie dokumenty, nic więcej nie musisz wiedzieć. - ze spokojem wyjaśnił dziewczynie.
- Nie wiem dalej co to jest. Nie podpiszę tego. - odpowiedziała wkładając w to zdanie całą swoją odwagę.
- Podpiszesz. - tym razem słowo zostało rzucone bardzo ostro. - Chyba, że chcesz byśmy porozmawiali w inny sposób. - znów ten jego sztuczny uśmiech.
- Nie podpiszę tego. - znów odwarknęła, tym razem patrząc brunetowi w oczy. Zadziwiała go jej odwaga. Jej przyjaciółka nie wykazała się aż taką.
- Skoro tak bardzo tego chcesz. - wyciągnął z kieszeni nożyk i stanął zaraz koło niej, kładąc go blisko jej szyi. - Powiedziałem, że masz to podpisać.
- Nate spokojnie. - zaczął Kol, a jego twarz na nowo przyjęła zmartwiony i przestraszony wyraz.
- Kol, przyjacielu martwisz się o nią? - ironizował go. - Jest wiele pięknych kobiet na świecie, nie musisz przejmować się akurat tą. - wypowiedział w jego stronę.
- Myślę, że takie kroki są zbyt gwałtowne. Bonnie teraz ładnie podpisze dokumenty, prawda? - spojrzał na dziewczynę i błagalnym wzrokiem chciał jedynie wymusić na niej zgodę. Nie obchodziła go teraz organizacja, obchodziła go ona, a obiecał jej że będzie bezpieczna. Mulatka lekko, by tylko nie nadziać się na nóż pokiwała głową. Spodobało się to Westowi. Podał jej długopis i kartkę. Ta wolnym ruchem, gdyż bardzo trzęsły się jej ręce złapała go. Wzięła papier i przysunęła go bliżej. Chociaż wiedziała, że nie powinna to było jedyne wyjście. Złożyła w wolnym miejscu swój podpis. Gdy skończyła West uśmiechnął się nieprzyjemnie.
- I widzisz jak łatwo poszło. - zwrócił się do dziewczyny, która z nienawiścią na niego spoglądała. - Ale skoro nie posłuchałaś pierwszy raz...- niewiele myśląc przejechał ostrym narzędziem po jej ręce, zostawiając ślad i ogromną ranę. Bennett zawył z bólu, Kol szybko do niej podbiegł.
- Co ty do cholery robisz?! Przecież zrobiła co chciałeś. - krzyknął na swojego tymczasowego szefa.
- Nie chciała po dobroci, więc ma zapłatę. A teraz do widzenia. - zerwał klucz wiszący na sznurku z szyi Mikaelsona, następnie podbiegł do drzwi i w kilka sekund znów dało się słyszeć szczeknięcie zamka.
- West. - darł się Kol, który w tym momencie zostawił Bonnie i ruszył za nim.
- Naprawdę myślałeś, że się nie zorientuje, że chcesz mnie wykiwać Mikaelson? - spytał już z drugiej strony. - Pomyliłeś się. - odpowiedział mu z uśmiechem. - Teraz na nowo możesz zabawiać się z tą studentką. Na pewno będzie wam tutaj gorąco. - powiedział na odchodne i ruszył w stronę wyjścia z domu.
- Nate! Otwórz nas. - krzyczał ale brunet już dawno zniknął im z oczu i nawet nie było go słychać. W tym momencie znów spojrzał na Bennett. Nie było z nią dobrze, krew szybko wypływała z rany. Rozerwał prześcieradło, próbując w jakiś sposób zatamować krwotok. Obwinął jej rękę białym materiałem mocno zapinając. Bonnie od czasu do czasu wydała z siebie jęk bólu. Wiedział, że taki opatrunek nie pomoże im na długo. Klaus musi się tu zjawić jak najszybciej. Podszedł do małego okna, z którego widać było tylko kawałek ulicy i jedną z części domu. Pokój w którym przez cały ten czas była więziona mulatka znajdował się w piwnicy, prawie pod Ziemią, Okno, które w nim było znajdowało się zaraz na powierzchni. Kol podszedł do niego próbując znaleźć jakieś wyjście. Widział jak wszyscy agenci Nathaniela się stąd wynoszą w pośpiechu. O co chodzi?- pomyślał. Wtem jego oczom ukazała się połowa budynku, zauważył, ze biją od niej płomienie. Nie wierzył, że mogło być jeszcze gorzej, a jednak. Dom się palił.

Hejka! No trochę lepszy niż ta nieszczęśliwa ósemka. W tym tygodniu dodam, na pewno jeszcze dziesiątkę, ponieważ od 23 do końca wakacji mnie nie ma i nie mam pojęcia, czy uda mi się dodać coś w tym czasie. Rozdziałów najprawdopodobniej będzie 13! Piszę właśnie 12, a plan na ostatni mam już w głowie i czuję, że napiszę go szybko. Tak więc na pewno skończę pisać to opowiadanie w te wakacje. Nie jestem tylko pewna czy zdążę je całe opublikować. Ale najwyżej stanie się to w pierwszych tygodniach września. Pozdrawiam!
xxx

3 komentarze:

  1. Pijana Caroline, mnie rozwaliła :D Śniadanie też i ten szept, Klausa, że odmówił tylko dlatego, że była w tym stanie. Bonnie, nie! Dlaczego podpalili dom ja się pytam. Bożę, co to teraz będzie!? Ja nie piszę już nic więcej, bo nie jestem na swoim laptopie. Mój się zepsuł, ale obiecuję, że jak tylko go odzyskam napiszę dłuższy komentarz, teraz po prostu nie mam takiej możliwość. Pozdrawiam i życzę weny. Julia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ciebie i to opowiadanie;-) Wiecej Klaroline , mam nadzieje ze K ,S i D uratuja Bonnie i Kola. Zycze duzo weny i dodawaj szybko nowy rozdzial;-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczynając od końca. Normalnie aż walnęłam facepalma, kiedy Bonnie podpisała te "ważne dokumenty". Normalnie mówię Ci! Dwie minuty przed tym, jak ona to zrobiła, pomyślałam sobie... "jeśli Bon podpisze, to zostanie tylko Caroline, będą musieli ją chronić, ale to im nie wyjdzie, bo Tyler..." moje myśli mnie dobiły, a jeszcze okazały się w połowie prawdą. Dżiż. No muszę przyznać, bardzo podobał mi się ten rozdział, ale tak bardzobardzo ^^ huehue. Wiele się działo.
    Akcja Klaroline? BOSKA. Jestem wniebowzięta i ogólnie to wszystko naraz. :D Caroline pierdzieli od czapy, ALE co jak co, chciałabym mieć taką mocną głowę, hahah. Prawie 3 butelki whiskey i jeszcze nie leżała pod stołem?! :O Piękne, hahah. :D Najbardziej podobał mi się tekst Klausa: "Wczoraj odmówiłem Ci tylko dlatego, że byłaś pijana." Aż mi się ciepło zrobiło... na sercu, tak. hahaha. xD Wspaniały mąż z tego Klausa. Śniadanko do łóżka, jeny, chcę go, hahah. :D
    Szkoda trochę, że spóźnili się z Bonnie... i... w sumie... kiedy Nath ich zamknął myślałam, że zaraz podleje ich benzyną i podpali. Chociaż jedno się zgadza, hahah. Nie, ej, nie ma z czego się śmiać. Toć to masakra! Mam nadzieję, że Kol coś wymyśli. Wierzę w tego chłopca. Taki milusi, hahah. :D WGL.! Ja się pytam, co to jest? Co to kurczaki jest? Ten Nathaniel to psychopata! Aż się dziwię, że policja nim się nie zainteresowała. Hm... No bo ej... porwania to jedno, chęć władzy - drugie, ale masowe (dwuosobowe, kto liczy) zabójstwo? WZYWAM FBI! Nie ma bata. xD Dobra, właściwie to wystarczy mi trzyosobowe FBI, seksiaki. SORY! 4! :D Liz i reszty nie liczę. Wiem, że ten Tim to jakiś głupek, który na końcu pozabija ich wszystkich i sam przejmie władzę! Mówię Ci! Taki niby niepozorny, a jednak! DIABEŁ normalnie DIABEŁ. Jak nic.
    ŁEEE, aż czekałam na rozmowę Deleny, a tu kto? MATT! Ja pierdziele, SERIO?! Na kiego on tu w ogóle przylazł?! Czekam na odpowiedź! I wiem, że żadna mnie nie zadowoli, ale co tam. Niesamowite - czekać na Delenę. Kiedy Elena nie płaczę i "nie wie" nic, to wydaje się być całkiem w porząsiu (ble, że ja to powiedziałam, pfu!).
    Czekam także na Stebekę! JAK NIE NAPISAŁAŚ JEJ DO ROZDZIAŁU 12, TO MA BYĆ W 13, CHOĆBY KURDE NA SAM KONIEC. PROSZĘ O OGIEŃ, NIECH LEJE SIĘ ŻAR! NO. Dziękuję. xD
    Pozdrawiam, świetny rozdział, coraz lepiej ci wychodzą! :D, życze weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka, arbuzów, nektarynek, blablabla, czemu ja ci życzę owoców wtf, eee... miłego wyjazdu (tak na zapas!) i innych takich tam. <3

    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń