sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział X

Caroline zdenerwowana włożyła brudne naczynia po śniadaniu do zlewu. Zamęt jaki wcześniej został wywołany, nie napawał dziewczyny optymizmem. Po jakimś dziwnym telefonie Klaus zebrał się w ciągu dwóch minut i prawie wybiegł z domu. Pisk z jakim ruszył był słyszalny nawet w jej pokoju. Tym razem nie ograniczył ją tylko do pomieszczenia w którym spała. Mimo to drzwi wyjściowe były i tak zamknięte. Może to i lepiej? Nic nie będzie ją kusiło, zwłaszcza ten widok i krajobraz, który ją tak do siebie ciągnął. Lubiła przebywać w zgodzie z naturą, na świeżym powietrzu. Teraz, gdy talerz, sztućce i jeden kubek znalazły się w zlewie by wyczyściła je, mogła przez okno podziwiać to wszystko. Nalała sobie płynu na gąbkę i delikatnie rozcierała go na szklanej powierzchni. Chciała, chociaż na chwilę nie zastanawiać się gdzie mężczyzna wyjechał. Mimo iż strach ogarnął ją całą. Domyślała się, była wręcz pewna, że jest to związane z całą tą organizacją. Najbardziej obawiała się o swoje przyjaciółki. Chciałaby je spotkać, przytulić się. A najbardziej marzyła by ta cała sytuacja się nigdy nie wydarzyła. Jedynym plusem jaki miała teraz z samotności, to to że nie musiała patrzeć na Klausa. Nadal oblewała się wstydem, gdy przypomniała sobie wcześniejszy wieczór. Jak mogła być tak głupia? Po chwili nadeszły inne myśli, co by się stało gdyby Klaus przystał na jej propozycje? Choć w głębi, gdzieś bardzo daleko to pojawiła się w niej chęć przeżycia tego. NIE! - skarciła się w myślach. Nie powinna. Ale mimo to, jej myśli znów uciekły w tę stronę. Zaczęła wyobrażać sobie jego oddech na jej skórze, pocałunki, które są namiętne i sprawiają najlepsze doznania. Nagle przypomniała sobie jak bardzo dobrze było jej dotykać jego ciała. Poczuła falę gorąca ogarniającą jej ciało. Wtem usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. Oprzytomniała i była wściekła na siebie za takie myśli ale potem coś innego zawróciło jej głową. Dzwonek. Kto to mógł być? Przecież w koło nikt nie mieszkał. Klaus tu ją zamknął, więc on miał klucze. Chyba, że chciał jej zrobić durny żart i ją przestraszyć? Podchodziła wolnym krokiem do drzwi. Przez szklaną szybę niczego nie dostrzegała. W jej gardle wyrosła nagle ogromna gula. Strach sparaliżował jej ciałem, mimo to ogarnęła się i szła dalej. Zauważyła białą kopertę wsuniętą, przez dziurę pod drzwiami. Napis na niej był taki sam jak na ostatniej. "Caroline". Jednak nie było to pismo jej matki, tego była pewna. Wzięła ją w ręce i chociaż obawy osiągały maksymalny poziom to otworzyła ją. Gdy tylko ujrzała zdjęcie, które się w niej znajdowało natychmiast jej dłoń zakryła usta, by nie wydostał się z nich żaden jęk. Fotografia przedstawiała jej byłego chłopaka - Tylera, który był przywiązany do krzesła. Widok przerażał dziewczynę. Sięgnęła znów do koperty i wyciągnęła tym razem białą kartkę pokrytą ręcznym pismem. Bardzo wolno zaczęła czytać.
" Jeśli chcesz, by twój chłopak przeżył uciekniesz z domu o 22 i będziesz szła prosto dróżką. Wsiądziesz do czarnego samochodu. Masz być sama. W innym przypadku Tylerowi stanie się coś złego. 
                                                                                                                          N."
Nawet nie zorientowała się, kiedy po jej twarzy zaczęły płynąć strużki słonych łez. Musiała powiadomić Klausa, on na pewno jej pomoże. NIE! - pomyślała a jej oczy znów powędrowały do fragmentu "Masz być sama". Musi to zrobić, mimo wszystko. Nawet jeśli jej uczucia już dawno wygasły w stronę do chłopaka, to nie pozwoli by stała mu się krzywda. Nie przez nią.

Szatyn spojrzał w kierunku mulatki siedzącej na łóżku. Prześcieradło zawiązane na jej ręce zaczynało przeciekać. Musiał coś wymyślić, by im pomóc się stąd wydostać.
- Pali się. - powiedział a dziewczyna rozszerzyła oczy nie dowierzając.
- Co? - wykrzyknęła przerażona. Mężczyzna nie odezwał się, tylko podszedł do drzwi. Nie potrafił ich otworzyć ani nawet rozwalić. Były za mocne. Jego spojrzenie powędrowało do małego okna. Jest szansa, że Bennett przeciśnie się przez nie. Momentalnie rozbił je łokciem. Kobieta wpatrywała się w niego ze strachem jak i zdumieniem. Próbowała odsunąć od siebie ból jaki odczuwała. Nie chciała się na nim skupiać.
- Chodź tu. - powiedział a ona posłusznie wykonała jego polecenie. Złożył ręce w 'koszyczek' a ruchem oczu wskazał na nie. - Wskakuj, musisz się stąd wydostać. Podsadzę Cię i wyjdziesz, przez to okno. - zdezorientowana dziewczyna patrzyła błędnym wzrokiem na szatyna.
- Kol, a co z Tobą? - słowa te padły niemal z jękiem. Nie chciała go tu zostawiać.
- Mną się teraz nie przejmuj. Chodzi o Ciebie. - powiedział głosem pełnym przejęcia.
- Kol, nie...- zaczęła ale jej przerwał błagalnym tonem.
- Bonnie, proszę. - w jego oczach pojawiły się łzy. Nie chciał jej stracić, nie mógł pozwolić by stała się jej większa krzywda. Gdy zauważyła jego spojrzenie wtuliła się w jego ciało. Zaczął wdychać jej zapach, by zapamiętać go na zawsze. Odchyliła głowę i lekko połączyła ich usta razem. Oddał jej pocałunek, który trwał jedynie kilka sekund. Nie mieli teraz na to czasu. Na nowo splótł ręce a ona mimo palącego bólu wskoczyła na nie. Podsadził ją. Przez rozbitą szybę zaczynało wlatywać powietrze a raczej dym. Dziewczyna zaczęła się krztusić, lecz mimo to spróbowała opanować sytuacje. Podciągnęła się zdrową ręką i chociaż z problemami to wydostała się. Czad znów zaczął dostawać się do jej płuc. Kaszlała, więc podniosła swoją bluzkę by zasłonić usta. Czuła, że opada z sił, a ból wzmagał i był już niemiłosierny. Mimo to, dziewczyna miała misje. Nie pozwoli by chłopak został tam. Nie może go teraz stracić. Widziała płomienie, które buchały na wyższych kondygnacjach domu. Wtem oślepiły ją światła samochodu. Wybiegł z niego mężczyzna, którego znała. Stefan biegł w jej stronę, za nim podążał Damon i jakiś blondyn.
Mężczyźni jechali najszybciej jak się dało. Nie musieli patrzeć na numery domów, by trafić do tego konkretnego. Dym i ogień dostatecznie dawał im znać. Adrenalina w nich buzowała. Byle tylko nie było za późno. Dojechali i wyskoczyli z samochodu. Natychmiast ujrzeli mulatkę. Widać było, że ledwo trzyma się na nogach.
- Bonnie, wszystko w porządku? - spytał jej przyjaciel, łapiąc ją w ramiona.
- Stefan, on tam został pomóżcie mu. - słabym już głosem powiedziała.
- Kto? - spytał zdenerwowany, chociaż poczuł się lepiej, widząc że dziewczyna żyje.
- Kol. - wyszeptała. - On tam jest. - ruchem ręki wskazała małe okienko, przez które chwilę wcześniej się wydostała. Blondyn, którego nie znała od razu ruszył w tamtą stronę, Damon podążał zaraz za nim. Grunt pod nogami dziewczyny usuwał się. Czuła jak słabnie. Ból powoli od niej odchodził, nastąpiła ciemność.

Blondynka weszła do mieszkania, rozglądając się przy tym. Nikogo prócz Eleny tutaj nie zauważyła. Uniosła brwi do góry w geście zastanowienia.
- A co tu tak pusto? - nareszcie spytała i wyczekiwała na odpowiedź szatynki.
- Pojechali gdzieś. - powiedziała uśmiechając się do dziewczyny, niestety mina jej zaraz zrzedła gdy rozpoczęła kontynuować. - Strasznie się śpieszyli. Damon dostał jakiś telefon z pracy i wybiegli stąd. - wyjaśniła już dokładniej.
- Stefan pojechał z nim? - chciała się dopytać, bo coś jej w tym wszystkim nie pasowało.
- Tak, czemu się tak dziwisz? - Elena znów wpatrywała się w blondynkę.
- Nie nic. Tylko, przecież Stefan nie pracuje z Damonem więc po co on tam?- to pytanie było raczej retoryczne, zastanawiała się po prostu na głos, mimo to jej koleżanka na nie odpowiedziała.
- Nie mam pojęcia. - każda zaczęła sama nad tym wszystkim myśleć. W końcu blondynka przerwała ciszę.
- Jadłaś coś dzisiaj? - na twarzy znów przybrała uśmiech. Szatynka odwzajemniła go.
- Jadłam, ale mimo to mam jeszcze na coś ochotę. - powiedziała z entuzjazmem.
- Ja też. - to mówiąc Rebekah podeszła do kuchni i otworzyła szafki. Był jakiś makaron, kilka paczek ciastek. Przeszła do lodówki, świeciła pustkami. - Widzę, że chłopcy Cię chyba tutaj głodzą. - zaśmiała się.
- Nie jest źle, ale kanapki mi się już bardzo znudziły. - powiedziała również się śmiejąc. - To co w takim razie robimy? Nie widzę tu nic kuszącego. - dodała.
- No właśnie, co powiesz na zakupy? - uniosła brwi w geście zapytania.
- Nie wiem czy Damon i Stefan byliby zadowoleni... - odpowiedziała z wahaniem. - Mówili, żebyśmy nigdzie nie wychodziły.
- Dobra, straciłaś pamięć. Ale jeśli będą Cię tu trzymać to nic to nie da. Chyba pamiętasz jak się chodzi, więc nie zrobisz sobie krzywdy. - mówiła z sarkazmem, mimo wszystko Elena uśmiechnęła się.
- Może masz racje. - odparła.
- Jasne, że mam. Przebieraj się szybko i idziemy. - Gilbert już się nie odezwała. Podbiegła do szafy i wyciągnęła z niej jakiś komplet ubrań, po chwili zamknęła się już w toalecie. Rebekah została sama w pokoju. Zaczęła rozmyślać nad tym o czym powiedziała jej szatynka. Po co niby Stefan pojechał z Damonem. Czuła, że o czymś nie wie. A tego nie lubiła. Ceniła szczerość, było dla niej to bardzo ważne. Ani się nie obejrzała a Elena wyszła już gotowa.
- Idziemy? - zapytała, na co blondynka tylko pokiwała głową.
Droga do supermarketu nie była zbyt długa. Zajęła im dokładnie kilka minut. Szły i śmiały się, więc nie czuły upływu czasu. Weszły przez drzwi automatyczne i zabrały ze sobą koszyk.
- To co w końcu kupujemy? - zapytała Carrey, patrząc na przyjaciółkę.
- Mam ochotę na jakieś owoce i coś słodkiego. - odpowiedziała.
- Czekolada! - wykrzyknęła i obydwie się roześmiały, po raz kolejny tego dnia. Stoiska zachęcały do kupna swoimi produktami. Elena spakowała sobie winogrona, jabłka i kilka brzoskwiń. Rebekah za to poszła po 2 czekolady, jakieś chrupki i z zamrażarki wzięła opakowanie lodów. - Będziemy grube. - skarżyła się, wkładając smakołyki do koszyka.
- Trudno - odpowiedziała. - W domu był makaron, prawda? - spytała.
- Tak, ale ten długi.
- No to idealnie. Mam ochotę na spaghetti. - to mówiąc podążyła w stronę półek z sosem Bolognese. Wzięła jeden ze słoików z gotowym produktem, i przez nieuwagę zderzyła się z mężczyzną. Popatrzyła mu w oczy i wiedziała że skądś je zna. Brunet zdziwił się widząc ją tutaj. Wyszeptał tylko " Elena?" i natychmiast zaczął uciekać ze sklepu. Ona zauważyła jeszcze bliznę na jego ręce. Pamiętała ją. W tym momencie w głowie zaczęło się jej kręcić.
- Tyler - wyszeptała drżącym głosem. Blondynka doleciała do niej i zmartwionym wzrokiem patrzyła na zachowanie dziewczyny.
- Elena, co się dzieje? - zapytała a w oczach studentki pojawiły się łzy. Wspomnienia uderzały w nią z siłą.
- Pamiętam, wszystko pamiętam. - płakała ledwo wymawiając słowa.
- Co? - zapytała blondynka, jakby nie rozumiejąc. Odstawiła koszyk na bok i wybiegły z supermarketu.
Gdy były już w domu nie mogła dłużej znieść tej nie wiedzy.
- Elena o co chodzi? - zapytała mocno poddenerwowana.
- Rebekah, ja wszystko pamiętam. Nie miałam wypadku. Zostałam porwana. - zamilkła na chwilę. - Jeju. Co z dziewczynami, gdzie one są? - łkała a z oczu płynęły niemal potoki.
- Elena...- chciała ją uspokoić, nie mając pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
- To jest jakaś chora sprawa. Ja podpisałam te papiery, muszę powiedzieć chłopakom. - popatrzyła na zdezorientowaną przyjaciółkę, więc dodała -  Stefan i Damon też są w to wmieszani. - powiedziała a blondynka czuła jakby ktoś właśnie jej przywalił. Stefan - pomyślała.

West mimo wszystko był ucieszony. Miał już większą część swojego celu uzyskaną. Dwie dziewczyny podpisały akta. Jest już tak blisko. Teraz tylko zostało mu uzyskanie zgody trzeciej. Z tym nie powinien mieć problemu. Sama do nich przyjdzie. Od swojego przyjaciela dowiedział się, iż łyknęła haczyk. Dostała wiadomość, a jej dobre serce nie pozwoli by ktoś doznawał krzywdy. To, że Elena straciła pamięć ułatwiało całą akcje. Bonnie też się poddała. A Kol... Poznał się na nim w porę, jego dziwne wyjścia z pokoju zdziwiły innych podwładnych Nathaniela, którego szybko o tym poinformowali. Spalił on dom, by się ich pozbyć. Nie miał wyrzutów sumienia. Jego umysł był tak przesiąknięty władzą i pieniędzmi, że odrzucał całe moralne dobro. Wszedł do swojego gabinetu. Swojego biura, z którego zarządzał tym wszystkim. Teraz już nie da się złapać. Jest za blisko celu. Wygra to. Uśmiechnął się sam do siebie. Czas przygotować się na spotkanie z córką Elizabeth - mojego wroga. - pomyślał.

Wsiadł w auto i z piskiem opon odjechał. Jego życiowy pech był niewiarygodny. Czemu musiał trafić akurat na tę dziewczynę tutaj? Gdyby Nathaniel się o tym dowiedział, nie darowałby mu drugi raz. Był wściekły na siebie, mimo to postanowił odrzucić te myśli w zapomnienie. Tak na prawdę nikt go nie złapał, nikt go nie gonił a Salvatorów nie było w koło. Zdenerwowanie stopniowo malało. Dziś miał zadanie, które musi wykonać. Pierwszy raz poczuł się źle gdy uświadomił sobie, iż w tym wszystkim chodzi o Caroline. Ale teraz nie mógł się poddać. Nie jest słaby. W głowie pojawiła się jedna rzecz. Teraz musi się napić i ochłonąć. To będzie najlepszy pomysł. Ruszył w kierunku baru.

Od jakichś dwóch godzin siedziała na łóżku nic nie robiąc. Wiadomość jaką dostała zbyt bardzo ją przytłoczyła powodując iż dziewczyna czuła strach w każdym zakamarku swego ciała. Myśli biły się w niej. Jedne podpowiadały by powiadomić o wszystkim Klausa a drugie kategorycznie temu zabraniały. Bo nawet gdyby podpisała ten dokument i organizacja przeszłaby w ręce Nathaniela to tak, czy inaczej będzie to lepszy wybór niż pozwolenia na śmierć kogoś kto kiedyś był jej bliski. Chociaż jej ciało rozrywała rozpacz od środka, to nie płakała. Łzy nie lały się jej z oczu. A może gdyby się rozpłakała to ulżyło by jej?
Wtem, ponieważ miała otwarte drzwi do pokoju, usłyszała dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Klaus - pomyślała. Nie rozmyślając dłużej, postanowiła że będzie udawać, że jest wszystko w porządku, aby ten się nie zorientował. Wyszła ze swojej sypialni i stanęła na schodach, kilka sekund później ujrzała tak dobrze jej już znanego mężczyznę.
- Klaus. - powiedziała ale mimo swoich starań w ani calu nie zabrzmiała naturalnie. Blondyn jednak tego nie zauważył, analizował wszystko co stało się chwilę wcześniej. Podniósł jednak na nią swoją głowę i szczerze, lekko się do niej uśmiechnął.
- Caroline - powiedział z tym swoim zapierającym dech w piersiach akcentem. - Wróciłem. - ona mimowolnie też się uśmiechnęła.
- Widzę - odpowiedziała. Cała Caroline odważna i pewna siebie - pomyślał.
- Mam dla Ciebie niespodziankę. - powiedział zagadkowo, ale zaraz wyjaśnił. - Mamy gościa. - to mówiąc ruchem ręki zachęcił mężczyznę by bliżej niego podszedł. Niebieskie oczy blondynki ujrzały wysokiego, dobrze zbudowanego i wysportowanego szatyna. Był bardzo przystojny. Studentka wolnym krokiem rozpoczęła schodzić po chodach, aby przywitać się z nieznajomym. Nie czuła się przestraszona. Twarz tego mężczyzny była bardzo przyjazna. - To mój brat, Kol. - powiedział, gdy Caroline pojawiła się obok nich.
- Kol Mikaelson. - powiedział i wyciągnął swoją dłoń w stronę dziewczyny, aby przedstawić się jej. Ona zrobiła to samo, mocno ściskając i lekko się uśmiechając.
- Caroline Forbes. - ona również podała swoje imię. Nastąpiła chwila ciszy, po której odezwała się na nowo. - To dlatego tak szybko wybiegłeś z domu? - zwróciła się do Klausa. - Byłeś po brata? - pytanie lekko zbiło z tropu pozostałych. Nie byli pewni co jej odpowiedzieć.
- Yyy...- Mikaelson zaczął się jąkać. - Tak, właściwie to tak. - odpowiedział.
- Właściwie? - dopytywała.
- Tak. - pewniej jej odpowiedział aby uciąć temat. Kol nic się nie odzywał, ale czuł że pomiędzy tą dwójką wytwarza się jakieś napięcie. Jakieś przyciąganie. Mimo, że był tu jakieś kilka minut to zdążył już zauważyć, że Caroline nie była grzeczną, potulną, głupią blondynką. Wręcz przeciwnie. Znaczyło to, że była wyzwaniem dla jego brata. Wyzwaniem, które mu się spodobało.

Damon wziął na ręce nieprzytomną kobietę wynosząc ją z samochodu. Lekarz za niedługo miał się u nich pojawić. Stefan podążał kilka kroków przed nim, by ułatwiać mu zadanie i otwierać drzwi. Nie przejmowali się teraz tym, że w mieszkaniu najprawdopodobniej znajdują się dziewczyny. Widok takiej Bonnie Bennett może ich przerazić, ale trudno. Kiedyś i tak musiałyby dowiedzieć się prawdy. Popchnął wrota by wreszcie mogły pokazać swoje wnętrze. Pierwsze co spostrzegł to płacząca Elena i bardzo zdenerwowana Rebekah obok niej. Na widok mężczyzn momentalnie podniosły się z łóżka patrząc z niepokojem na to co się dzieje.
- Bonnie. - wykrzyczały prawie równocześnie i podbiegły do mulatki, która nadal spoczywała na rękach silnego Salvatore.
- Ułożę ją na łóżku. - powiedział i odszedł od dziewczyn, robiąc to o czym je poinformował.
- Co się jej stało? - spytała Elena, której łzy znów spływały po policzkach. A może w ogóle nie przestały płynąć? Mimo pytania jakie padło, nikt nie kwapił się do odpowiedzi. Bracia nie wiedzieli tak na prawdę co powinni w tej sytuacji powiedzieć. - Cholera! - wykrzyczała dziewczyna, której puściły nerwy. - To przez tę organizację, prawda? - zapytała bardzo wkurzonym głosem. Zdziwienie jakie teraz namalowało się na ich twarzach było przerażająco duże.
- Elena, skąd Ty o tym wiesz? - spytał blondyn, który jakby wreszcie uzyskał zgodę od swojego ciała na jakikolwiek ruch.
- Byłyśmy dziś w supermarkecie, zobaczyłam Tylera. Pamięć wróciła w ciągu chwili. - opowiadała jakby było to strasznym wspomnieniem. Oni znów zamarli. - Co się stało Bonnie?! - kontynuowała zadawanie pytań. W końcu muszą powiedzieć jej o co w tym wszystkim chodzi.
- Bonnie była porwana przez Nathaniela. W porę jednak dostaliśmy wiadomość od innych agentów więc zdążyliśmy zareagować. Niestety ta rana - to mówiąc Stefan podszedł do mulatki i pokazał na zawiniętą rękę. - została zadana i najprawdopodobniej przez utratę krwi i dym straciła przytomność. - Elena nie potrafiła sobie wyobrazić co jej przyjaciółka musiała tam przechodzić. Co prawda gdy patrzyła teraz na nią, leżącą tak to nie wyglądała bardzo źle. Oczywiście krew na ręce była odrażająca, ale jej włosy były umyte i zadbane. Po chwili jednak, jakby przetrawiła to co powiedział jej przyjaciel.
- Dym? - spytała.
- Tak. - odpowiedział momentalnie. Skoro mają wieczór szczerości nie będzie ich okłamywał. - Nathaniel podpalił dom, w którym się znajdowała. Na szczęście przybyliśmy na czas. - powiedział a szatynka aż opadła na krzesło aby przetrawić usłyszane informacje. Znów zapadła krępująca cisza. Blondyn pierwszy raz od momentu przyjścia do ich mieszkania studenckiego popatrzył na swoją dziewczynę. Jej oczy wyrażały żałość, strach i ból. Skrzywdził ją, pomimo że ta tajemnica miała ją przed tym chronić. Tak się też stało. Zabezpieczył ją przed wszystkimi a sam zadał jej ból. Ona też wpatrywała się w niego, po chwili i z jej oczu popłynął słony płyn. Złapała za torebkę i wybiegła z pomieszczenia. Tego wszystkiego było dla niej za dużo. Nie potrafiła uwierzyć, że okłamał ją człowiek, którego kocha.
- Rebekah - wołał ją, biegnąc za nią. - Rebekah, zaczekaj. - Ona jednak nie poddawała się i mimo iż jej marzeniem było teraz wpadnięcie w jego ramiona to biegła dalej.  - Rebekah, proszę Cię.- nadal nalegał i zmniejszył już między nimi odległość. Teraz był już w stanie dosięgnąć ją dłonią. Tak też zrobił. - Rebekah wytłumaczę Ci wszystko. - znów zwrócił się do niej po imieniu.
- Teraz? - spytała, a raczej wywrzeszczała. - Okłamywałeś mnie. - te słowa rozdzierały jego serce.
- To nie tak jak myślisz. To wszystko jest strasznie pokomplikowane. - odpowiedział a ona mimo iż stała do niego przodem to nie potrafiła popatrzeć się mu w oczy.
- Kim ty w ogóle jesteś? - padło kolejne pytanie. Domyśliła się, że studia to tylko głupia wymówka.
- Razem z Damonem pracujemy w organizacji ALL jako agenci. Wykonujemy wszelakie misje. To była jedna z nich. Mieliśmy się zaopiekować dziewczynami należącymi do rodzin założycielskich tego wszystkiego. - powoli przetrawiała to co usłyszała, chyba nie chciała wiedzieć więcej. Teraz jedyne czego pragnęła to odciąć się od tego wszystkiego.
- Bycie ze mną też jest misją? - wysyczała wręcz te słowa.
- Nie Rebekah, ja i Ty nie mamy nic z tym wspólnego. - powiedział, w duchu prosząc by mu uwierzyła.
- Nie chcę Ciebie znać. - przełykając ślinę w gardle odparła.

Zdezorientowana dwójka została przy nieprzytomnej dziewczynie. Damon teraz patrzył jednak na szatynkę. W ciągu jednego dnia poznała całą prawdę. Powinno się to stać w najłagodniejszy z możliwych sposobów, jednak okazało się iż brutalnie dowiedziała się wszystkiego.
- To jest za ciężkie. - wyszeptała.
- Nie martw się. - dotknął jej ramion, chcąc jak najbardziej pokrzepić. - To już wszystko. Koniec. Teraz tylko znajdziemy Westa i po wszystkim.
- To on jest nadal na wolności?- spytała przestraszona. Tylko prawda.
- Tak, ale to kwestia czasu, już nic Wam nie grozi.  - odpowiedział. Nastała chwila ciszy, po czym Elena pomyślała że czas by powiedzieć o tym brunetowi.
- Damon... - jąkała się. - Ja podpisałam jakieś papiery o zrzeknięciu się czegoś... - powiedziała ze strachem w oczach. On zdenerwował się ale opanował nerwy.
-  Spokojnie. Bonnie też najprawdopodobniej to zrobiła. Ale jeszcze nic straconego. Dopóki nie ma zgody od Caroline to wszystko jeszcze jest na naszą korzyść. - uspokoiła się ale zaledwie na kilka sekund po tych słowach. Kolejna salwa pytań uderzyła w nią.
- Co z Caroline?!- wykrzyczała wstając. - On też ją porwał? - zapytała zmartwiona.
- Nie- odpowiedział jej momentalnie. - Jest w bezpiecznym miejscu, jeden z naszych agentów a mój przyjaciel ją chroni. - znów opadła aby usiąść. Tego było za wiele. Zaraz jej mózg się przegrzeje. W otwartych drzwiach, w progu pojawiły się teraz dwie postacie. Lekarz nawet nie pytając o nic, podszedł do leżącej kobiety. Stefan nadal stał i patrzył co ten robi, z resztą wszystkie spojrzenia skierowały się na tego człowieka. Damon jednak zauważył jak bardzo jego brat jest przybity. Stracił ją.

No i jak obiecałam, tak jestem i dodaję przed moim wyjazdem. Nie mam teraz na nic czasu. To jest straszne. Chciałam skończyć, już dawno 12 i napisać wreszcie upragnioną 13 a tu nic! Ledwo napisałam jakiś początek dwunastego. Masakra! Ale, jak wrócę to chociażby nie wiem co to skończę to opowiadanie. ArtisticSmile przepraszam za Stebekah. No ale musiałam! Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko i do zobaczenia już niedługo (czyt. 31 sierpień).
xxx

7 komentarzy:

  1. Odzyskałam komputer, wreszcie... Kocham, kocham, kocham Kennett. Tak wspaniała scena, tak wspaniały Kol i tak wspaniale opisana. Boże, dlaczego wyjechałaś? 31 sierpnia na serio? Dzień przed 1 września? Boże... Caroline... Nie ona nie może tam iść. Nie, nie nie! Ona nie może podpisać tych durnych dokumentów, koniec kropka i trzy wykrzykniki! Klaus musi ją powstrzymać, Kol też bo jak nie to uszykuję dla tych dwóch trumnę, jeszcze za nim ktokolwiek z nich mrugnie. Tyler... phi, weź mnie nie rozśmieszaj, kochaniutki i tak w końcu zginiesz, marny człowieczku, hahahaa. Kol będzie mieszkać z Klausem i Care? Będzie się działo i znowu nocy będzie mało....Buahahaa, ale Bonnie przeżyje nie? Ona tylko straciła przytomność. Bekah, nie! Co ty do diaska robisz!!!??? Stefanie, nie załamuj się, ok? Walcz o nią, walcz jak Ci mówię walcz! Rozumiesz, nie wolno wam się poddawać, jesteście dla siebie stworzeni. Kol dla Bonnie i Klaus dla Caroline też, ale to już inna bajka! Jesteście stworzeni do bycia razem, kaput? Nie mógł jej stracić, o nie! Dobra, ok pozdrawiam i miłych wakacji życzę, oraz weny.
    Julia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzial boski, mam cicha nadzieje ze Klaus i Caroline beda razem

    OdpowiedzUsuń
  3. BOSKI ;-) uwielbiam relacje miedzy Klausem i Caroline a takze Kola i Bonnie, natomiast nie lubie Eleny i Demona, czekam na nowy.Milego wyjazdu i odpocznku;-) Zycze duzo weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem do tyłu z rozdziałami, więc tylko wspomnę, że jest nowy rozdział na moim blogu!
    http://lonely-shapeshifter.blogspot.com/2014/08/1.html
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej nominowałam się do LBA
    Więcej na http://hybrid-blood-tvd.blogspot.com/2014/08/liebster-blog-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak siedzę i nie wiem od czego zacząć. :O
    Jeny, wiedziałam, że Caroline się nie oprze i poleci go ratować, no helloł! Po co ona to zrobiła? Ja bym go zostawiła, choćby nie wiem co. xD Tyler wszystko psuje. Najpierw to, że Care na sto procent podpisze to głupie coś, to jeszcze "pomógł" Elenie odzyskać pamięć. A co za tym idzie? No, cholercia, Stebcia mi się skłóciła. :((((
    Na pocieszenie scena Kennett, która była naprawdę cudowna i rozczuliła moje serducho. *o* Przynajmniej Kol jest taki słodziachny i taki troskliwy, to takie słodkie, że ojej. <3 Fajnie, że uciekli. :D Teraz Nathaniel nie ma z nimi szans, praaaawda? Zabiją go, praaawda? :( W ogóle czytałam ten rozdział wcześniej, ale nie miałam siły komentować, ale nie o tym. Pamiętam, jak czytałam, to przy "Twarz tego mężczyzny była bardzo przyjazna" śmiałam się, jak głupia. Hahah, szczególnie jak wyobraziłam sobie takiego usmiechniętego Kola hahaha rozsyłającego miłość do wszystkich i w ogóle swoją dobroć hahaha. NIC. XD Nieważne, hahahahah. XD
    I BTW! Stefcio nie stracił Rebci, bo ją jeszcze odzyska, a co! Załatwię mu to, hehehe. :D
    Super rozdział, jestem za!
    Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka, udanego wyjazdu i wszystkiego innego. <3
    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń