- Że co?! – głos Liz Forbes rozległ się po całym budynku, o il nie
po całej okolicy. Stefan aż zacisnął oczy pod wpływem ogromnego uderzenia
dźwięku w jego uchu. Co się jednak dziwić, to co przed chwilą usłyszała
blondynka, miało ją pokrzepić, a wprowadziło w taki zamęt i takie zdumienie, że
nie można było opisać tego słowami.
- Liz… - rozpoczął Salvatore, ale niestety szeryf mu przerwała.
- Stefan, powiedz mi jak to możliwe? – mimo, że jej głos brzmiał
już lepiej, to i tak słychać w nim było mieszaninę: gniewu, złości,
zdenerwowania i nie do wierzenia. – Jakim cudem Elena straciła pamięć? –
młodemu mężczyźnie ciężko było na to pytanie odpowiedzieć, ponieważ sam nie
miał o tym bladego pojęcia.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. – wolną dłonią potarł swoją skroń,
a następnie usiadł na fotelu. Znajdował się właśnie w swoim pokoju, w tym zaraz
obok jego brat, Gilbert i lekarz omawiali jej stan zdrowia. – Odbiliśmy Elenę,
była cała skrępowana, jej ciało było powiązane. Utraciła przytomność,
zabraliśmy ją do nas do mieszkania. Kiedy wreszcie się obudziła to nikogo ani
nic nie pamiętała. Lekarz powiedział, że ta amnezja jest najprawdopodobniej
spowodowana uderzeniem, które zostało jej zadane. – powiedział to co chwilkę
wcześniej usłyszał od doktora.
- Czy coś jeszcze wiadomo? Są jakieś przypuszczenia kiedy odzyska
pamięć? – zadawała kolejne pytania, ponieważ bardzo troszczyła się o zdrowie
dziewczyny. Zaraz po śmierci jej rodziców obiecała sobie, że będzie ją chronić.
- Na razie to tylko tyle. – skomentował, chociaż po chwili dodał –
Wiem jeszcze, ze ta utrata pamięci może być chwilowa. To znaczy, że wspomnienia
wrócą albo nagle i wszystkie ale może być też tak, że pojawiać będą się
stopniowo.
- To przynajmniej tyle – powiedziała Forbes siadając za biurkiem.
Nie miała już sił do całej tej sprawy. Wszystko zaczynało ją przerastać. Praca,
rodzina a w dodatku jeszcze zajęcia w organizacji. Teraz to zdarzenie. Wszystko
było straszne.
- Jest też szansa, że pamięć nie wróci jej nigdy. – bardzo zimnym
i wręcz z zająknięciami powiedział Stefan. – Ale ja mam nadzieję, że tak nie
będzie. Pomożemy jej.
- To mnie pocieszyłeś – zironizowała go. Wtem do jej biura zapukał
ktoś, zza drzwi wychylił się Tim. – Przepraszam Stefan ale muszę kończyć.
Informuj mnie o wszystkim na bieżąco.
- Jasne, nie ma sprawy. – zgodził się a następnie rozłączył
połączenie.
Mikaelson nadal siedział obok mulatki. Obiecał, że jej coś wyjaśni
i musi teraz to zrobić. Była taka bezbronna, przestraszona ale mimo wszystko,
mimo całych tych złych wydarzeń zaufała mu. To wzbudziło w nim radość.
Popatrzył jej w oczy, nie oderwali spojrzenia od siebie, więc rozpoczął
opowiadać.
- Sprawa nie jest łatwa. Widzisz, dawno, dawno temu Mystic Falls
stanowiło miasto wszelkich kontaktów, wywodzili się z niego najbardziej
postawni ludzie. Dlatego też pewne rodziny założyły organizację. Miała ona na
celu zapewnienie bezpieczeństwa, poprzez kierowanie policją, szpitalami,
sądami, czasami nawet prasą a we współczesnych czasach mediami. – zapatrzył się
chwilę w okno, przez które wlatywały promienie słońca ale po kilku sekundach
kontynuował. – Te rodziny, były głównym jej członem. Organizacja ma nazwę,
„ALL” i kontroluje cały stan. Władza w niej przechodzi z pokolenia na
pokolenie. Jest dziedziczona. Twoi przodkowie byli jedną z tych rodzin, tak
samo jak przodkowie Eleny Gilbert i Caroline Forbes. Kiedy skończyłyście 20
lat, cała władza przeszła na Was. Niestety, nikt Ciebie ani twoich przyjaciółek
w to nie wtajemniczył. Co było ogromnym błędem – dziewczyna, przysłuchiwała się
jego opowieści. Nie do końca rozumiała lub po prostu nie wierzyła w jej sens.
On mimo zdziwienia wypisanego na jej twarzy dalej mówił. - Od zawsze znajdywali
się ludzie, którzy pragnęli przeszkodzić jej działaniom, w głównej mierze były
to osoby, którym tylko i wyłącznie zależało na pieniądzach. Nie liczyło się dla
nich dobro ludzi. Wiesz, dzięki temu bardzo łatwo można zająć wysokie
stanowiska. I właśnie o to w tym mniej więcej chodzi. Nathaniel, bo tak ma na
imię mężczyzna, którego już chyba widziałaś, chce przejąć kontrole. Chcę aby
ludzie zaczęli uważać go za autorytet. Chcę aby organizację ujawniono, ponieważ
zafałszuje on jej historię i stanie na piedestale. Gdyby teraz ukazano ją
światu, nie miało by to cienia sensu, ponieważ tak czy inaczej to wasze rodziny
nią kierują. – zamilkł więc dziewczyna postanowiła, że zada pytanie, które nie
była pewna czy jest w stanie wypowiedzieć.
- Czyli on nas się chce pozbyć, dlatego tutaj jestem? On mnie
zabije? – w oczach na nowo zaiskrzyły łzy. Nie chciała umierać, bała się. Teraz
wyczekiwała na odpowiedź, która może być druzgocąca.
- Nie, znaczy się – zaczął się plątać, a to wcale nie napawało
optymizmem Bonnie. – Taki był początkowy plan. Ten człowiek jest nieobliczalny
myślał ,że skoro pozbędzie się wszystkich członków rodzin założycielskich to on
przejmie władze, niestety tak by się nie udało. Zbyt dużo osób ma o nim już
świadomość i trochę go zna. Więc, żeby mógł kontrolować ALL, musi mieć waszą
zgodę. Musicie podpisać papier, jakieś akta, w którym zrzekacie się wszystkiego
na jego rzecz. – błędnym spojrzeniem omiotła mężczyznę. Nie wiedziała, czy są
to dobre wieści czy też nie.
- Więc jeśli podpiszę to, to będę wolna? – spytała z nutką nadziei
w głosie.
- Teoretycznie tak, ale jak znam West’a będzie on i tak chciał się
Was pozbyć. – powiedział coś, co przyprawiło Bennett o mdłości. – Dopóki
tego nie podpiszesz będziesz bezpieczna, ponieważ chcę on twojej zgody. To nie
jest też takie łatwe. Jeśli osiągnie on to co chcę, to wszystko jest stracone.
Ten mężczyzna poprowadzi nasz stan w totalną rozsypkę. Kto wie co mu się w
głowie tworzy, kiedyś mówił że zostanie nawet prezydentem. To byłoby okropne
dla całej ludzkości. – popatrzył na dziewczynę, która jakby dopiero teraz
pojmowała cały ogrom sytuacji. Nastała cisza nikt się nie odzywał. Poczuła, że
na swoich barkach nosi wielką odpowiedzialność. Teraz jakby wszystko jej się
układało w głowie. W pewnym momencie brunetka jakby zaczęła się zastanawiać nad
czymś innym. Mikaelson nadal się jej przypatrywał. Odwróciła ona głowę w jego
stronę i zadała pytanie. Ciężkie pytanie, które zbiło go z tropu.
- Skoro tak o nim mówisz, to dlaczego dla niego pracujesz? Co z
tego będziesz miał? – zdziwiło to trochę Kola, ponieważ nie spodziewał się
takiego obrotu sprawy.
- Nie mogę Ci tego powiedzieć. – skończył i wstał z łóżka,
dziewczyna nadal się w niego wpatrywała.
- Ale Kol… – nie zdążyła nic powiedzieć, bo jej przerwał.
- Skończmy temat, nie powinienem Ci nic mówić. Zajmijmy się czymś
innym. – to mówiąc oddalił się w stronę przyniesionych przez siebie wcześniej
przedmiotów. W nich był między innymi magnetofon. Podszedł on z nim do gniazdka
i podłączył go. Do środka włożył jedną z płyt. Po pokoju rozległ się dźwięk
piosenek zespołu Coldplay.
Otworzył lodówkę i wyjął z niej potrzebne produkty, aby przygotować coś do zjedzenia blondynce. Kiedy zaczął kroić pomidory jego komórka odezwała się. Odczytał SMS’a od swojego przyjaciela. Jego treść nie za bardzo wyjaśniała mu wszystko, ale dobitnie dawała do zrozumienia proste przesłanie.
„Elena ma amnezje. Nie mów nic Caroline.”
Próbował wyobrazić sobie co takiego mogło się tam stać. Zastanawiał się, czy szatynka zrobiła cokolwiek, co ich pogrążyło. Po chwili usłyszał jednak tupot i w kuchni pojawiła się panna Forbes.
Caroline musiała już drugi raz tego dnia się przebrać. Nie podobało jej się to, ale przecież nie będzie chodzić cała mokra od herbaty. Wchodząc znów do jadalni zauważyła, że mężczyzna wziął sobie jej słowa do serca i rzeczywiście postanowił przygotować coś do zjedzenia. Usiadła przy stole i czekała aż skończy. Musiała całym swoim zachowaniem pokazywać, że nie wzbudza on w niej strachu.
- Proszę – powiedział z sarkastycznym uśmiechem i postawił przed nią talerz z kanapkami. Wyglądały prawie tak samo, jak te poprzednie.
- Wreszcie – odpowiedziała z równie wyczuwalna ironią. Mężczyzna skomentował to głośnym śmiechem, po którym usiadł naprzeciwko dziewczyny. Patrzył jak jadła kęs po kęsie zrobiony przez niego posiłek. To spojrzenie powodowało, że czuła się skrępowana, więc od razu postanowiła, że coś na ten temat mu powie. – Teraz będziesz tak tu siedział i się na mnie gapił? – zapytała hardo. Mikaelson znów się roześmiał.
- Widzę, że zrobiłaś się odważniejsza. – zbył z początku jej pytanie, ale chwilkę potem postanowił na nie odpowiedzieć. – Chcąc nie chcąc muszę Ciebie pilnować. – znów wydął usta w uśmiech, mimo że miał być on sztuczny to wyszedł całkiem prawdziwie. Blondynce za to spodobały się słowa, że jest odważniejsza, postanowiła że będzie podtrzymywać tę wersje.
- Tak, więc teraz będziesz patrzył na wszystko co robię. Super! Bo przecież mogę zakrztusić się herbatą, albo kęsem kanapki. – znów chciała wyjść na z lekka arogancką, żeby pokazać mu swoją wyższość. Niestety jak na złość, kiedy po tych słowach pociągnęła łyk napoju, coś się stało, że zaczęła się krztusić. Klaus wstał, podszedł do niej i nie mocno ale skutecznie uderzył ją w plecy, co pomogło opanować sytuacje dziewczynie. Gdy się uspokoiło wszystko popatrzył na nią i w głos się roześmiał.
- No właśnie, mogłabyś się zakrztusić. – Znów się zaśmiał i mimo, że w Caroline wszystko się gotowało to mimowolnie jej usta też ułożyły się w uśmiech.
Tim wszedł do biura szeryf Forbes, gdy ta akurat kończyła rozmowę. Usiadł więc na krześle naprzeciwko, czekając w spokoju aż odłoży telefon komórkowy na bok. Ona również przysiadła, patrząc zmartwionym i zmęczonym wzrokiem na przyjaciela. Te oczy wyrażały tak wiele, że policjant był pewien złych informacji. Tak, czy inaczej chciał już je poznać.
- Więc co się stało? – rozpoczął rozmowę.
- Elena ma amnezje. – odpowiedziała machinalnie. Jego oczy rozszerzyły się. – Nie żartuję.- dodała poważnym głosem.
- Ale jak to? – zadał to pytanie, wcześniej uspokajając oddech i opadając na oparcie krzesła.
- Nie wiem, być może West zadał jej jakieś uderzenie. – mówiąc to jakby odpływała i próbowała wyobrazić sobie tę sytuacje. – Salvatorowie znaleźli ją w samochodzie, porzuconym w jeziorze. – kontynuowała. – Lekarz powiedział, że samo to zdarzenie mogło wpłynąć tak na jej psychikę. – głos jej był zimny i aż nadto poważny. Tim złapał ją za dłoń, zmuszając aby popatrzyła mu w oczy.
- Wszystko będzie dobrze. – słowa te padły, z pewnością, i Liz choć na chwilę w nie uwierzyła. Szkoda tylko, że zaraz potem na nowo wróciły do niej obawy.
- Mam nadzieję. – tym razem powiedziała to cichutko i niepewnie. W tym momencie nie była szeryfem. Była matką, kobietą, która bała się o los córki i jej koleżanek. Brunet uśmiechnął się puszczając jej rękę i opadając znów na oparcie. Postanowił kontynuować rozmowę, wiedział, ze jest ona teraz bardzo potrzebna blondynce.
- A co z Caroline? – Elizabeth wzdrygnęła się na te słowa. Dopiero teraz zrozumiała, że nie miała kontaktu ze swoim jedynym dzieckiem. Postanowiła, że zachowa jednak spokój.
- Klaus Mikaelson ją chroni. Nie wiem, gdzie są. – powiedziała.
- Czy ona… - zamyślił się na chwilę, zastanawiając czy może o to zapytać. – Czy ona już wie? Powiedział jej? – znów strach pojawił się u kobiety, tak samo jak wstyd. Żałowała, że jej o tym nie powiedziała, że nie uświadomiła jej wszystkiego sama.
- Nie wiem – jej wzrok uciekł w stronę okna.
- Myślę, że powinna się o tym dowiedzieć. Jak znam Mikaelsona, to jestem pewny, ze nadal trzyma ją w nieświadomości. – spojrzała na przyjaciela.
- Skąd wiesz? – pytanie padło z nutką nadziei w głosie.
- Taki już jest. On wykonuje zadania w sposób jaki dostał na nie zlecenie. Tutaj musi chronić dziewczynę a nie wprowadzać ją w cały nasz świat. – odparł bawiąc się kostkami u rąk. Kobieta szybko wstała i znów złapała za telefon.
- Muszę do niej zadzwonić, powiedzieć jej.- mężczyzna znów złapał ją za dłoń uniemożliwiając jej wykonanie połączenia.
- To nie jest dobry pomysł. Najpierw zadzwoń do Klausa i zapytaj go o Caroline. Rozmowa może nie przebiec tak jakbyś chciała. W dodatku nie wiemy, czy przypadkiem Nathaniel w taki sposób jej nie namierzy. – zaczął tłumaczyć kobiecie. – Jeśli twoja córka nadal nic nie wie to napisz list. Zawiozę jej go. – po tych słowach Forbes zaczęła mocno się zastanawiać. Nie było to złe rozwiązanie. Skinęła jedynie głową, zgadzając się z nim. Puścił ją i odszedł w kierunku drzwi. Złapał za klamkę i je otworzył. Gdy już chciał wyjść i zamknąć je za sobą usłyszał głos.
- Tim… - odwrócił głowę w jego stronę. – Dziękuję. – powiedziała a na twarzy mężczyzny namalował się lekki uśmiech.
Stefan po rozmowie z mamą swojej przyjaciółki ze studiów, usiadł na łóżku i zaczął rozmyślać. Dziwił go jeden fakt, nie miał pojęcia gdzie jest Matt, a jeśli się tu pojawi to co mu powie? Teraz szybko musi wymyślić jakąś głupią historyjkę co się stało. Niespodziewanie w jego głowie znów pojawił się portret Kola. Ta cała informacja, że młody Mikaelson przeszedł na stronę ich wroga była dobijająca. Wolał, żeby teraz siedzieli w jakimś barze, żeby opowiadał mu jak cudowna jest Rebekah i że planuje z nią wspólną przyszłość. Nigdy przecież nie zamierzał walczyć ze swoim przyjacielem. Wstał i ruszył w kierunku drzwi, teraz przecież najważniejsze było, żeby Gilbert odzyskała pamięć. Chociaż nie! Bonnie! Nadal nie mieli pojęcia, gdzie się może znajdować. A jeśli tam się spóźnili, jeśli Nathaniel zrobił już z dziewczyną coś o czym nawet nie chciał myśleć? Wyszedł z pokoju i popatrzył na kobietę, która jadła śniadanie. Była taka zagubiona, teraz dopóki nie trafią na jakiś ślad mulatki muszą zająć się przywracaniem wspomnień szatynce. Wiedział, że mimo krótkiej znajomości jego brat na pewno będzie chciał się tym zająć. On bardzo polubił Elene.
- I jak się czujesz Eleno? – spytał, pełen nadziei, że może coś sobie przypomni.
- Głowa mnie już nie boli, ale niestety nic nadal nie pamiętam. – przy ostatnich słowach głos jej lekko zadrżał. Podszedł do niej i położył ręce ja jej ramionach. - Co mi się właściwie stało? -spytała.
- Jechałaś autem i uderzyłaś w drzewo. - skłamał blondyn, po czym dodał słowa pocieszenia - Nie martw się, odzyskamy twoją pamięć. – dziewczyna smutno się uśmiechnęła, odwróciła wzrok i skupiła się na jedzeniu. Stefan popatrzył na brata, który wydawał się bardzo przybity.
- Halo? – spytał, czekając aż ktoś po drugiej stronie się odezwie. Tak też się stało. West od razu rozpoznał go po głosie.
- Cześć. To ja. Mam dla Ciebie ważną informacje. – rozpoczął.
- Co jest? – zapytał, pragnąc aby okazało się, że Lockwood został znaleziony, przecież musi się z nim rozprawić, za jego brak umiejętności.
- Elena Gilbert się obudziła. Ma amnezje. Niczego nie pamięta, nawet tego kim jest. – po tych słowach na twarzy bruneta pojawił się ogromny uśmiech. Los mu sprzyjał.
- Świetnie. W takim razie jesteśmy o krok przed nimi. Uzyskam tą władze – powiedział to takim tonem, jakby to była oczywistość i pewność. – Dzięki za wiadomość. Obserwuj nadal i mnie informuj.
- Jasne. – skomentował chłopak, po czym rozłączył się.
Brunet nadal kierował autem, teraz emocje trochę już go opuściły. Skoro Salvatorowie nie wiedzą, o jego poczynaniach to znaczyło, że jest z przodu i może kierować grą. Cały czas jednak gdy tylko przypomniał sobie o Tylerze jego twarz napełniała się gniewem. Zaparkował pod jakimś barem, zamknął samochód i ruszył w stronę wejścia.
Elena poszła się położyć. Czuła, że tym mężczyznom może zaufać, chociaż nic o nich nie wiedziała. Tylko, że problem był w tym, że o nikim nic nie wiedziała. Mimo to od momentu, kiedy obudziła się w tym mieszkaniu ani razu od nich nie zaznała żadnej urazy. Byli dla niej mili i bardzo, ale to bardzo przejmowali się jej amnezją. Ona sama też się tego strasznie bała. Liczyła, że jej pamięć wróci i to w jak najbliższym czasie. Zastanawiała się nad jednym. Czy coś wcześniej łączyło ją z Damonem? Brunet cały czas się o nią troszczył, a to w jaki sposób na nią patrzy aż ją peszyło. Nie mogła zaprzeczyć. Podobał się jej. Zamknęła oczy, nie chcąc o tym dłużej rozmyślać. Pochłonął ją sen.
Brat z bratem zostali w kuchni, pijąc teraz kawę. Młodszy wręcz nakazywał starszemu Salvatorowi, że ma się położyć. To, że nie śpi od kilkudziesięciu godzin, nie pomaga nikomu. Spróbował przekonać go jeszcze raz.
- Elena poszła spać. Myślę, że też powinieneś się położyć. – zagadnął, a twarz mężczyzny nadal wyrażała tę posępną minę.
- Nie powinienem. Muszę czuwać. – skomentował i pociągnął łyk czarnego napoju.
- Ja też tu jestem, więc przez ten czas będę pilnował wszystkiego, a ty musisz odpocząć. Jak tak dalej pójdzie to West wyśle 8-latki, które w taki czy inny sposób rozprawią się z Tobą, ponieważ ty na nic nie będziesz miał sił. – Damon skomentował to uśmiechem. W głębi duszy cieszył się, że odzyskali Elenę, ale bał się, że jej amnezja może wszystko zmienić. Co prawda, nie znał dziewczyny bardzo dobrze, bo poznali się niedawno ale był przesiąknięty strachem, że teraz nie pamięta ona jak na imprezie na nią patrzył, jak rozmawiali i jak też ona na niego patrzyła. Już wtedy myślał, że z tej znajomości może wyniknąć coś ciekawego. A teraz jakby zero. Znajdowali się w punkcie początkowym.
- Może masz racje. – powiedział, bo rzeczywiście czuł, że wszystkie siły go opuszczały.
- Oczywiście, że mam. – blondyn wstał i nalał sobie drugą szklankę kawy. Uwielbiał ją. Zobaczył, że jego brat się zbiera i rusza w stronę łóżka. Na odchodne jeszcze mu dodał. – Nie martw się, wszystko sobie przypomni. A jeśli nie to musisz na nowo włączyć swój urok, którego nie masz. – Damon na te słowa wybuchnął śmiechem. Lubił kłócić się ze Stefanem. Nawet kiedy on próbował mu dogryźć, to i tak wiedział, że darzą się braterską miłością.
- Że też Rebekah się jeszcze na Tobie nie poznała. – powiedział te słowa i znikł za drzwiami aby i on odpłynął w błogi sen. Stefan uśmiechnął się.
Klaus wstał od stołu i udał się w kierunku salonu. Caroline chwilę wcześniej skończyła jeść i poszła do siebie. Ta dziewczyna powodowała, że rozluźniał się w jej towarzystwie. Nie mógł stracić czujności, przecież to jego misja, poważna misja. Chociaż dziś przy śniadaniu nie czuł, że przetrzymuje tutaj dziewczynę. Śmiał się z nią. Nawet porozmawiali, jak gdyby nigdy nic. Tematy były błahe ale mimo to dowiedział się, że studiuje medycynę, a jej marzeniem jest podróż dookoła świata. Dziwiło go tylko, dlaczego dziewczyna o nic nie pyta. To, że jest odważna już zauważył, ale przecież chyba powinna domagać się odpowiedzi na kłębiące ją pytanie. Bo takie na pewno istniały. Co prawda, on i tak by jej nic nie wyjaśnił, bo nie leżało to w jego zakresie, ale skąd ona miała o tym wiedzieć. Być może wyczuła go. Być może, jest świadoma że niczego od niego i tak nie wyciągnie. W takim zamyśleniu usiadł na kanapie, zastanawiając się co dalej robić. Nie będzie przecież siedział i oglądał telewizji. To nie wakacje. Jego brat zajmował się Bonnie, więc może zadzwoni do niego. Niech ten poda mu adres a wtedy pozostali spróbują odzyskać dziewczynę. Ten świat jest strasznie zakłamany. West myśli, że ludzie są mu posłuszni a oni i tak współpracują z organizacją. Ciężko jest teraz o prawdę i szczerość, dlatego mężczyzna odosobnia się. Chce on, żyć w samotności, bo tak naprawdę boi się zranienia. Wyciągnął komórkę aby zadzwonić do brata, niestety jego zamiary przerwało nadchodzące połączenie. Odebrał bez zastanowienia.
- Liz ? – spytał, na nowo
włączając zimny i bez uczuć głos.
- Tak Klaus, to ja. – odpowiedziała cicho. Nie miała zamiaru dłużej udawać. Nie była teraz szeryfem, była zagubioną i przestraszoną kobietą. Bała się o dalszy rozwój sytuacji. Mimo, że zawsze grała postawną i odważną, teraz nie miała na to sił. Wcale ją nie obchodziło, co Mikaelson sobie o niej pomyśli. On jednak potrafił odczytać ludzi. Domyślił się, że ta blondynka nie radzi sobie z tym wszystkim, jej ton głosu, który zazwyczaj służył do wydawania poleceń podczas akcji, gdzieś uleciał. Teraz można było usłyszeć jedynie niemal szept wypowiadany, przez zdesperowaną matkę. Chcąc przerwać krępującą ciszę, rozpoczął zdawać jej jakby raport, w końcu co jak co ale była jego szefem.
- Caroline jest bezpieczna – wypowiedział. On również nie chciał już się maskować i mówił to normalnym tonem, w którym można było się doszukać pocieszenia dla kobiety i oddania dla niej choć trochę spokoju. – Elizabeth, nie martw się. Zajmuję się nią. Myślę, że zrozumiała iż nie mam zamiaru jej skrzywdzić i strach nieco ją opuścił. – mówił te słowa, aby ją pokrzepić. Chciał na nowo wlać w nią siły, w końcu musi przecież się pozbierać. Muszą wygrać tę bitwę.
- Klaus – odezwała się wreszcie. – Dziękuję. – znów wyszeptała a do jej oczu napłynęły łzy.
- Liz, wiesz dobrze, że to moje zadanie. – powiedział, ponieważ słowa podziękowania lekko go zadziwiły.
- Klaus – znów zwróciła się do niego ciepłym tonem – powiedz mi…- przez jej gardło nie chciały wydobyć się te słowa, ale musiała o to go zapytać. – Czy ona… - jąkała się, ale on jej nie przerywał. - Czy Caroline wie o co w tym chodzi? Wyjaśniłeś jej wszystko? – wydukała, znów zapadła cisza. Mężczyzna przerwał ją odpowiadając.
- Nie – tym razem to on szeptał, odchrząknął i głośniej znów potwierdził. – Nie. Nic jej nie mówiłem. Wydawało mi się…- szukał odpowiednich słów w głowie. – Wydawało mi się, że od Ciebie powinna się tego wszystkiego dowiedzieć. – Forbes poczuła się lepiej, właśnie coś takiego chciała usłyszeć.
- To dobrze – skwitowała. – Chciałabym, aby ktoś z moich ludzi podjechał do Was i przekazał jej wiadomość ode mnie. Nie mogę z nią porozmawiać przez telefon to by było zbyt niebezpieczne. – zatrzymała się na chwilę. – Chcę w liście opowiedzieć jej o wszystkim. – Blondyn stwierdził, że będzie to dobry pomysł.
- Dobrze, ale nie jestem za tym, by ktoś z Twoich ludzi tutaj przyjeżdżał. Napisz mi a będę czekał w wyznaczonym miejscu. Wezmę wiadomość i dam ją Caroline. Póki nikt prócz mnie nie wie gdzie się znajdujemy tym lepiej. – musiał się ubezpieczyć, bo skoro w załodze Nathaniela są osoby z nimi współpracujące, wszystko możliwe, że i ich organizacja jest zdradzana.
- Ok. – odparła. Kolejny moment ciszy – Jeszcze raz dziękuję. – powiedziała i miała zamiar się rozłączyć, jednakże chłopak dodał jeszcze coś.
- Będzie dobrze. – zdziwiło to nawet samego Mikaelsona, ponieważ nigdy nie pocieszał ludzi, ale teraz coś go tknęło, coś kazało mu to zrobić. Kobieta nic już nie odpowiedziała, rozłączyła się.
Elizabeth usiadła po raz kolejny tego dnia przy swoim biurku, zapaliła małą lampkę stojącą na nim. Odsunęła szufladę, z której wyciągnęła kartkę papieru i długopis. Zaczęła pisać a z jej oczu lały się strumienie łez.
Jestem znowu! Wiem mało Klaroline, mało Kennett, mało wszystkiego. No ale ja lubię takie długie wstępy, więc z góry przepraszam, chociaż mogę dać wam mały spoiler... w następnym będzie scena Klausa i Caroline, oraz Bonnie i Kola, z tym że jedna pozytywna a druga trochę mniej, ale co i jak to jeszcze zobaczycie... Tak myślę, i coś czuję że skończę to opowiadanie na 10 rozdziałach. Przepraszam! Nie umiem pisać dłuższych. Ale to nie będzie koniec, póki mam wakacje będę dodawała jeszcze oneshoty i może stworzę jakąś krótką miniaturkę? Pożyjemy, zobaczymy! Pozdrawiam! I dziękuję, za komentarze i wyświetlenia, jesteście świetni!
The Ramones - Baby I love You.
xxx
- Tak Klaus, to ja. – odpowiedziała cicho. Nie miała zamiaru dłużej udawać. Nie była teraz szeryfem, była zagubioną i przestraszoną kobietą. Bała się o dalszy rozwój sytuacji. Mimo, że zawsze grała postawną i odważną, teraz nie miała na to sił. Wcale ją nie obchodziło, co Mikaelson sobie o niej pomyśli. On jednak potrafił odczytać ludzi. Domyślił się, że ta blondynka nie radzi sobie z tym wszystkim, jej ton głosu, który zazwyczaj służył do wydawania poleceń podczas akcji, gdzieś uleciał. Teraz można było usłyszeć jedynie niemal szept wypowiadany, przez zdesperowaną matkę. Chcąc przerwać krępującą ciszę, rozpoczął zdawać jej jakby raport, w końcu co jak co ale była jego szefem.
- Caroline jest bezpieczna – wypowiedział. On również nie chciał już się maskować i mówił to normalnym tonem, w którym można było się doszukać pocieszenia dla kobiety i oddania dla niej choć trochę spokoju. – Elizabeth, nie martw się. Zajmuję się nią. Myślę, że zrozumiała iż nie mam zamiaru jej skrzywdzić i strach nieco ją opuścił. – mówił te słowa, aby ją pokrzepić. Chciał na nowo wlać w nią siły, w końcu musi przecież się pozbierać. Muszą wygrać tę bitwę.
- Klaus – odezwała się wreszcie. – Dziękuję. – znów wyszeptała a do jej oczu napłynęły łzy.
- Liz, wiesz dobrze, że to moje zadanie. – powiedział, ponieważ słowa podziękowania lekko go zadziwiły.
- Klaus – znów zwróciła się do niego ciepłym tonem – powiedz mi…- przez jej gardło nie chciały wydobyć się te słowa, ale musiała o to go zapytać. – Czy ona… - jąkała się, ale on jej nie przerywał. - Czy Caroline wie o co w tym chodzi? Wyjaśniłeś jej wszystko? – wydukała, znów zapadła cisza. Mężczyzna przerwał ją odpowiadając.
- Nie – tym razem to on szeptał, odchrząknął i głośniej znów potwierdził. – Nie. Nic jej nie mówiłem. Wydawało mi się…- szukał odpowiednich słów w głowie. – Wydawało mi się, że od Ciebie powinna się tego wszystkiego dowiedzieć. – Forbes poczuła się lepiej, właśnie coś takiego chciała usłyszeć.
- To dobrze – skwitowała. – Chciałabym, aby ktoś z moich ludzi podjechał do Was i przekazał jej wiadomość ode mnie. Nie mogę z nią porozmawiać przez telefon to by było zbyt niebezpieczne. – zatrzymała się na chwilę. – Chcę w liście opowiedzieć jej o wszystkim. – Blondyn stwierdził, że będzie to dobry pomysł.
- Dobrze, ale nie jestem za tym, by ktoś z Twoich ludzi tutaj przyjeżdżał. Napisz mi a będę czekał w wyznaczonym miejscu. Wezmę wiadomość i dam ją Caroline. Póki nikt prócz mnie nie wie gdzie się znajdujemy tym lepiej. – musiał się ubezpieczyć, bo skoro w załodze Nathaniela są osoby z nimi współpracujące, wszystko możliwe, że i ich organizacja jest zdradzana.
- Ok. – odparła. Kolejny moment ciszy – Jeszcze raz dziękuję. – powiedziała i miała zamiar się rozłączyć, jednakże chłopak dodał jeszcze coś.
- Będzie dobrze. – zdziwiło to nawet samego Mikaelsona, ponieważ nigdy nie pocieszał ludzi, ale teraz coś go tknęło, coś kazało mu to zrobić. Kobieta nic już nie odpowiedziała, rozłączyła się.
Elizabeth usiadła po raz kolejny tego dnia przy swoim biurku, zapaliła małą lampkę stojącą na nim. Odsunęła szufladę, z której wyciągnęła kartkę papieru i długopis. Zaczęła pisać a z jej oczu lały się strumienie łez.
Jestem znowu! Wiem mało Klaroline, mało Kennett, mało wszystkiego. No ale ja lubię takie długie wstępy, więc z góry przepraszam, chociaż mogę dać wam mały spoiler... w następnym będzie scena Klausa i Caroline, oraz Bonnie i Kola, z tym że jedna pozytywna a druga trochę mniej, ale co i jak to jeszcze zobaczycie... Tak myślę, i coś czuję że skończę to opowiadanie na 10 rozdziałach. Przepraszam! Nie umiem pisać dłuższych. Ale to nie będzie koniec, póki mam wakacje będę dodawała jeszcze oneshoty i może stworzę jakąś krótką miniaturkę? Pożyjemy, zobaczymy! Pozdrawiam! I dziękuję, za komentarze i wyświetlenia, jesteście świetni!
The Ramones - Baby I love You.
xxx
Mało, mało, mało... Dlaczego ja się pytam, mało? Kocham Kol'a, a Bonnie jeszcze bardziej. Ich rozmowa cudowna. Mam nadzieję, że szybko wszystko się wyjaśni. Caroline z tym jej śniadaniem, nie mogę powiedzieć uśmiałam się! :D Nie czytałam opowiadań o ludzkich Pamiętnikach, bo szczerze nie podobały mi się i Twój blog jest wyjątkowym wyjątkiem, więc raduj się! Zrobiłam dla Ciebie wyjątek. Mam nadzieję, że Liz w swoim liście wszystko wyjaśni i Caroline nie będzie żyć w nieświadomości. Pozdrawiam i życzę weny i żebyś na wieki wieków, pisała. Amen
OdpowiedzUsuńJulia :*
dzięki, dzięki, dzięki :* !
UsuńRozdzial bardzo fajny, ciesze sie ze w nastepnym bedzie wiecej klaroline;-). Kiedy nowy?
OdpowiedzUsuńMyślę, że we wtorek lub w środę powinien się pojawić :) Dziękuję !
UsuńJestes najlepsza, po prostu nie wiem co napisac czytalam juz tyle blogow ale ten jes WOW WOW WOW brak mi slow. Jestes genialna, masz talent i piszesz cudowne opowiadanie. Mam nadzieje ze na 10 rozdzialach sie nie skonczy:-) Zycze duzo weny;-)
OdpowiedzUsuńAww, może mało wszystkiego, ale i tak było słodko! :D Nie, żeby zrobiło mi się żal Eleny, czy coś w tym stylu, ale Damon jest taki kochany wobec niej. Nawet jeśli jej za bardzo nie zna. Jak nigdy - shippuję Delenę. Chyba pierwszy raz, hahah. :D
OdpowiedzUsuńTen Tim wydaje mi się podejrzany i to strasznie. Mogę się założyć, że chciał tam pojechać, żeby unieszkodliwić (czyt. zabić) Klaus i ukraść Caroline! A jak nie, to nie wiem i tak jest podejrzany typ. Wrr. Cieszę się, że Klausio wpadł na ten świetny pomysł, żeby gdzies się spotkać. Chociaż obawiam się, że jeśli zostawi Care bez ochrony, to ktoś na sto pro ją dopadnie i zaniesie tam, gdzie była Elena, czy gdzies tam do tych złych ludzi! Na pewno! Mówię Ci! xD
Jeeej, Kenneeett, jak fajnie widzieć ich dwóch razem. Szczególnie, że Kol jest taki miły dla BonBon. Aż trochę dziwne, ale zaraz świetne. :D Uwielbiam ich. :D
Czekam na kolejny, pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka, wiaterku i innych bzdet. <3
we-have-immortality-tvd.blogspot.com